sobota, 13 września 2014

EXTRA: "What do you mean, no?"

Zakryłam dłońmi twarz - podobnie jak każdy w pomieszczeniu - jak patrzyłam na Louis'a klękającego na jednym kolanie i trzymającym w dłoni małe, kwadratowe pudełeczko. Posyłał mi spojrzenie pełne nadziei w pakiecie z delikatnym uśmiechem.
Zaczęło wirować mi w głowie; czułam jakby pokój zmniejszył się z 30 razy, a temperatura podskoczyła w tym samym czasie do góry. Gdyby nie było nikogo wokół mnie, zarzygałabym cały pokój.
Pokręciłam głową ma moje dziwne myśli i zerknęłam dokoła siebie; każdy - około 50 osób, którzy cały czas przyglądał się mnie albo Louisowi. Potrafiłam rozpoznać kilka twarzy poprzez rozmazany obraz; Destiney i Maria próbowały nie krzyczeć, Renee uśmiechała się dumnie, oczy Toma wyszły niemalże z orbit, a ja mogłam sobie tylko wyobrazić wyrazy twarzy swoich innych kolegów z pracy.
Przełknęłam ślinę nim spojrzałam w końcu na Louisa; uśmiech powoli znikał z jego twarzy jak stałam przez minutę. Za dużo się działo w jednym momencie. Potrzebowałam chwili, by się ogarnąć i wrócić do rzeczywistości.
Po chwili, która, miałam wrażenie trwała z rok, zmusiłam swoje przyklejone stopy do podłogi do pójścia w stronę Louisa. Zamiast odpowiedzenia na jego pytanie, chwyciłam jego nadgarstki i podciągnęłam go ku góry. Kiedy był na tej samej wysokości, co ja, położyłam dłonie na jego kark i złączyłam swoje usta z jego. Mogłam stać tak w nieskończoność i nie dawać mu odpowiedzi. Przysięgam, mogłabym.
Ludzie wokół nas zaczęli klaskać i wiwatować, nie słysząc mojej odpowiedzi; nawet jemu jej nie dałam. Ale gdy inni widzą cię całującą osobę, która właśnie poprosiła cię rękę ze sto sekund temu, oczywiste jest to, iż sądzisz, że powiedziałaś tak.
Louis odetchnął  na przeciwko moich ust, wzdychając szczęśliwie, tak to wyglądało; szczęśliwe westchnięcie pełne ulgi. Czułam jego bijące serce przy mojej piersi, jasne, iż był zdenerwowany, bo mogłam powiedzieć nie. I to mi złamie serce, gdyż będę musiała to zrobić.
Objął mnie ramionami jak się pocałowaliśmy i do teraz chciałam go odepchnąć i odpowiedzieć. Był zbyt szczęśliwy, co wyglądało jak tak.
- Louis - mruknęłam wprost w jego usta i na szczęście, odsunął się ode mnie o kilka centymetrów, wystarczająco dla mnie, by ujrzeć szeroki uśmiech na jego twarzy. Przełknęłam ślinę, zanim położyłam dłonie  na policzkach chłopaka, zakrywającymi moje usta, kiedy przysunęłam się do jego ucha. - Nie. - szepnęłam trzęsącym się głosem, trochę obawiając się jego reakcji.
- Co? - zapytał z szerokim uśmiechem, oczywiście nie przypuszczając, iż to odpowiedź na jego pytanie - Co masz na myśli, mówiąc nie? - cholera.
- Wiesz, że cię kocham, prawda? - zapytałam cicho - Tak jest. Naprawdę cię kocham. Nie ma niczego innego, co mogłabym chcieć bardziej od spędzenia z tobą reszty mojego życia. Nigdy nie będę chciała nikogo innego, nigdy nie będę próbowała cię kimś zastąpić albo zostawić cię. Jesteś dla mnie.
Uśmiech, który miałam na twarzy, zniknął, gdy przełykałam ślinę jak poczułam palące łzy w oczach. 
- Ale nie mogę powiedzieć tak. Nie teraz, nie w tej chwili. Nie, gdy tyle się dzieje, jest za wcześnie. Przysięgam, to wszystko. To nie znaczy, że 'nie' będzie moją odpowiedzią za rok, czy kilka miesięcy. Proszę, powiedz, iż mnie rozumiesz.
Jak Louis spojrzał w dół, zaczęłam panikować.
- Louis, proszę. Błagam, kocham cię.
- Woah... woah. - podniósł na mnie swój wzrok z małym uśmiechem, wyglądał na wymuszony, ale postanowiłam wziąć to jako dobry znak - Jest dobrze.
- Wiem, że nie jest. - powiedziałam, mówiąc prawie niewyraźnie z prędkością, z jaką wypowiedziałam te słowa - Nie jest dobrze, nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak się czujesz, ale musisz zrozumieć. Możesz na mnie wrzeszczeć, rzucać rzeczami w ściany, być złym, ale musisz zrozumieć, ja...  po prostu...
Przejechałam dłonią po włosach, nie wiedząc, co innego mogłam powiedzieć i spojrzałam na niego. Nadal się uśmiechał, jednak nie wyglądało to tak wymuszenie jak przed chwilą.
- Rozumiem. - odparł powoli. Oh ironio. - Jestem.. Jestem w szoku, ale chyba powinienem był się tego spodziewać.
- Nie - pokręciłam głową - Ty, spośród tych wszystkich tutaj ludzi, nie powinieneś być w tej pozycji. Ale nie mogę pozwolić ci mieć wielkich nadziei, a później rozczarować cię jeszcze bardziej.
Louis skinął, a potem spojrzał w dół na małe pudełeczko w swoich dłoniach i zaczął poważniej kiwać głową.
- Okay, jest... dobrze. Będę potrzebować garnek piwa dzisiaj, ale przeżyję.
Odetchnęłam śmiechem; nareszcie napięcie się zmniejszyło.
- Dobrze. - powiedziałam, jednak miałam nadzieję, iż tylko żartuje. Przede wszystkim dlatego, że jest tutaj o wiele więcej niż tylko garnek piwa, a on mógł legalnie się upić.
Rozejrzałam się dokoła, przypominając sobie nagle, że w pokoju, poza piwem, byli także inni ludzie. Niewielka ich ilość z zaskoczeniem się nam przyglądała, ale ich wyraz twarzy magicznie się zmienił. Des i Mari rozmawiały - bardziej chyba się kłóciły jak się na nas patrzyły, a Renee patrzyła na nas zwężonymi oczami. Większość ludzi się śmiała; to znaczy, dlaczego mieli tego nie robić, ich kolega z pracy został odrzucony w najgorszy z możliwych sposobów.
- Wiesz ty co? - odwróciłam się ponownie do Louisa - Załóż mi go na palec.
- Co? - otworzył szeroko oczy,  a ja wiedziałam, iż miał nadzieję na to, że zmieniłam zdanie.
- Nie chcę, żebyś był celem  kpin i żartów dopóki tutaj pracujesz, więc zróbmy im przedstawienie.
Louis zacisnął razem usta jak posłał mi kolejny wymuszony uśmiech; zdawałam sobie sprawę z tego, iż dla niego bolesne było założenie mi pierścionka, gdyż wiedział, że było to sztuczne show dla naszych znajomych, jednak gorzej by było, gdyby wiedzieli, iż powiedziałam nie. W święta. W dzień po jego urodzinach. Wow.
Zauważyłam jak przełyka ślinę i wyciąga srebrny, błyszczący obiekt z pudełka, jego dłonie się trzęsły jak zakładał pierścionek na mój palec. Nie miał kamienia; tylko lśniące wzorki wzdłuż okręgu. Był idealny.
- Jest idealny. - wypowiedziałam na głos swoje myśli i spojrzałam na niego, wyraz jego twarzy zaczynał być odrobinę smutnawy. - Jest idealny, przepraszam cię.
Louis zamknął oczy i pokręcił głową, przysuwając do siebie.
- Łapię, okay? Zerwałaś z Ashtonem zaledwie dwa miesiące temu i właśnie dowiedziałaś o... O tej rzeczy z dziećmi. Rozumiem.
Poczułam jak serce mi się zaciska na jego słowa; w momencie, kiedy zapomniałam o tym, co powiedział mi lekarz. Kiedy o tym zapomniałam.
- Yeah. - odetchnęłam, chcąc się z nim zgodzić w racjonalny sposób, ale tym razem, nie potrafiłam powstrzymać łez. Nim się zorientowałam, owinęłam ramionami tors Louisa, próbując ukryć twarz, by nikt nie widział moich łez. Nigdy nie zapomnę tej świątecznej imprezy.
- Hej. - powiedział jak uświadomił sobie, co robię. - Czekaj, czy ty- nie, nie płacz. Proszę. Lori.
Pogłaskał moje włosy jak usłyszałam jego  westchnięcie.
- Skarbie, przepr- ugh. - przerwał swoje własne zdanie - Słuchaj, zrobię to, zrobię to dla ciebie.
Zerknęłam na niego, gdy objął mnie ramionami w talii i przesunął mnie tak, że teraz stałam obok niego.
- Ludzie, powiedziała tak!
Zaczęłam się śmiać jak cieszył się z resztą naszych znajomych, trzymając w dłoni kieliszek szampana, który uniósł ku górze. Jego spojrzenie niemalże mnie zwiodło. Zapomniałam, jaki studiował kierunek.
Szczerze; uśmiech, który miał przyklejony do twarzy wyglądał na prawdziwy, a spojrzenie w jego oczach do tego pasowało. Jakby zatracił się w tym na kilka sekund i udawał, iż naprawdę się zgodziłam. Mogłam sobie tylko wyobrażać jego minę, gdybym właściwie to zrobiła; byłoby to z dziesięć razy bez cenniejsze niż teraz, jednak ten widok także był nieziemski.
Louis przysunął kieliszek do swoich ust, opróżniając go jednym łykiem. Uniosłam nonszalancko brwi ku górze; wyglądało na to, iż zaczynał być wstawiony i to tylko przez szampana.
- Dziękuję. - powiedział głośno jak odsunął kieliszek od ust, więc mógł mówić, a kiedy spojrzałam na to, w co się wpatrywał, zauważyłam kilku ludzi, zbliżających się do nas, którzy uścisnęli nasze dłonie, nim uświadomiłam sobie, co się dzieje. Właśnie się 'zaręczyliśmy', oczywiście oni nam gratulowali. - Dziękuję, myśleliśmy o sierpniu. - mówił przez cały ten czas, co przeistaczało się bardziej w śmiech. 
Tak sobie wpierałam; wraz z 'prawdopodobnie będzie to na plaży' i 'nie sądzę, że chciałabym białą sukienkę'. 
- Było zabawnie. - około dziesięciu minut później - kiedy każdy złożył nam gratulacje, Louis trzymał się za głowę, gdy siadaliśmy przy stole. Wziął swoje pierwsze, ale na pewno nie ostatnie piwo. Nawet nie zamierzałam go zatrzymywać; w końcu miałam swoje prawo jazdy i mogłam odwieźć nas choć raz do domu.
- Yeah, wyobraź sobie, co było gdyby miał kamień. - zażartowałam, wpatrując się w pierścionek. Wiedziałam, iż powiedziałam nie, ale uwielbiałam go; wyłącznie dlatego, że Louis wybrał go dla mnie.
- Sprzedam go. - powiedział jakby mógł czytać mi w myślach - I kupię inny.
- Co? - zmarszczyłam brwi - Czemu?
- Ponieważ go widziałaś. - wyjaśnił - Następnym razem, gdy cię zapytam, nie będzie to już nic specjalnego.
Uśmiechnęłam się do niego i założyłam kosmyk swoich włosów za ucho, nim pochyliłam się w jego stronę, składając małego całusa na jego ustach. Leniwie na niego odpowiedział po niezliczonych kieliszkach szampana, a teraz piwa, które miał, nie byłam tym zdziwiona; było to raczej zabawne, w jaki sposób odwzajemniał pocałunek, gdy był na wpół pijany.
- Więc... - Maria pochyliła się nad stołem, a Destiney powtórzyła jej ruchy; obie uśmiechały się szeroko. - Gdzie odbędzie ślub? Napa? Werona? Południowa Francja?
- Vegas. - powiedziałam równocześnie z Louisem i powoli odwróciłam swoją głowę w jego stronę, podobnie do niego. Wygląd jego twarzy - który prawdopodobnie odzwierciedlał mój - przemawiał słowami,  które nigdy nie zostały wymówione.
- Wow, jak romantycznie. - Des wywróciła oczami, siadając na krześle i nie wyglądała już na tak podekscytowaną 'ślubem'. Uśmiechnęłam się na to, nadal patrząc w Louisa jak on.
- Naprawdę się pobierzemy w Vegas, prawda? - zapytał cicho, a ja zaczęłam kiwać głową, nim skończył swoje pytanie. Posłał mi szeroki uśmiech i przyciągnął moje krzesło bliżej jego, a ramiona owinął powoli wokół mojej talii - To dobrze. - powiedział - Zabawnie i szybko. A potem możemy robić cokolwiek byśmy chcieli, bo to Las Vegas.
- A miesiąc miodowy możemy mieć w Południowej Francji. - powiedziałam z rozmarzonym uśmiechem. Dziesięć minut temu powiedziałam mu 'nie;, a teraz rozmawiamy o naszej podróży poślubnej. 
- Yeah, zawsze chciałem pojechać do Południowej Francji. - mruknął Louis, prawie się jąkając jak przysunął po raz kolejny butelkę do swoich ust. Pokręciłam na niego głową, ale byłam mu wdzięczna. Ktoś inny byłby w połowie drogi do drzwi; byłam szczęściarą, mając go jeszcze tutaj. Poprawka; miałam szczęście, iż miałam go tutaj w ogóle.
- Jutro go zdejmę. - powiedziałam cicho tak, że tylko on mógł to usłyszeć. - I będziesz mógł oddać go do jubilera, jakbyś chciał.
Louis pokręcił głową z uśmiechem, co mnie zaskoczyło.
- Skarbie, właśnie oświadczyłem ci się przed naszymi znajomymi z pracy, a oni myślą, że powiedziałaś tak. Wiesz o tym, że teraz będziesz musiała ten pierścionek nosić, prawda?
Zamrugałam na niego kilka razy, ta informacja sprawiła, iż przełknęłam ślinę, uświadamiając sobie, że miał rację; i to była moja wina.
- O kurwa.
Zamknął na chwilę oczy jak zaczął się głośno śmiać. Wyszczerzyłam na ten widok i dźwięk; nie miałam pojęcia jak poradzę sobie z tym pierścionkiem, ale tak długo jak ten pijany idiota jest obok mnie, nie będzie obchodziło mnie to, co powiem ludziom.
- O Boże. - odetchnął, w końcu przestając się śmiać - Jezu Chryste, tak bardzo cię kocham, wiesz?
Tym razem to ja się zaśmiałam.
- Wiem. Naprawdę to wiem.


Może być pare błędów, bo ich nie sprawdzałam. Ten tydzień mam cholernie zawalony w szkole i właśnie dzisiaj tylko znalazłam czas na przetłumaczenie wam tej części. W dodatku muszę jeszcze obejrzeć najnowszy odcinek Teen Wolf, przeczytać lekturę i zacząć się uczyć na polski i angielski, także nie starcza mi doby.
Życzę miłej niedzieli i udanego tygodnia w szkole! Kocham was xx

7 komentarzy:

  1. Boże :v
    Nie
    Nie
    Nie
    No nie
    Jakie "Nie"?!
    Boże! Na pewno i tak będą małżeństwem! *-* Idealny związek jdhshd
    Tyle czasu spędzonego z Tobą i tym ff *-* Dziękuję Ci za to ♥ Kocham Cię ♥ @Larry_xx69

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg ale akcja. Haha oni są najlepsi Kocham to! Xx

    OdpowiedzUsuń
  3. jak to nie
    nie
    nie
    nie
    jak to nie
    oni są dla siebie stworzeni! ♥
    czekam na następne 2 dodatki! @flayalive x

    OdpowiedzUsuń
  4. BOŻE TO JEST.........MATKO COŚ PIĘKNEGO A ZARAZEM SMUTNEGO DLACZEGOOOOOO ONA NIE PRZYJĘŁA TYCH ZARĘCZYN !
    KURDEEEEE CHCE KOLEJNYYY JAKKK TO SIĘ ZAKOŃCZY XD
    @TAKEMELIAM1D

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początku miałam ochotę uderzyć Lorenę w twarz i o to mocno!
    Jak można nie przyjąć zaręczyn tak cudownego Louisa Tomlinsona?!
    Toć to hańba, kurde! Naprawdę tak to przeżyłam, że serio już miałam
    plan żeby jakoś "magicznie" wejść do tego opowiadania i ją zdzielić :o
    Nie mogę uwierzyć, że ona to zrobiła, ale wiem, że i tak będą razem,
    bo cholernie się kochają i nic ani nikt ich nie rozdzieli, ehehe!
    Cholera, to jak mocno kocham te opowiadanie jest po prostu niemożliwe,
    strasznie się do niego przywiązałam i serce mnie boli jak myślę sobie,
    że to już koniec, naprawdę.
    Cudowny jest ten rozdział <3
    Dziękuję Kochana za tłumaczenie <3
    Pozdrawiam i życzę weny xx

    OdpowiedzUsuń