- No dalej, nie wyglądasz źle.
- Wyglądam jak szmata.
Po twarzy Caitlyn przeszedł grymas.
- Wcale nie. - nie powiedziała niczego więcej, ponieważ wiedziała, iż mam rację. Wyglądałam jak szmata.
Przez ostatnie dwie godziny przygotowywała mnie na podwójną, randkową śmierć. Mimo, że robiłam to dzień wcześniej, kazała mi umyć włosy i wziąć prysznic. Później byłam zmuszona ogolić nogi. Następnie zaproponowała, iż znajdzie mi jakieś ciuchy. To ostatnie było najdłuższe i najbardziej bolesnym ze wszystkich tych rzeczy, które musiałam zrobić. Przez całą godzinę, przymierzałam niemalże każde ubranie, jakie posiadałam; nawet te ciuchy należące do Caitlyn. Nadal szukałyśmy jakiegoś kompletu, który mógłby się spodobać nam obu.
Właściwie, to teraz miałam na sobie krótką bluzeczkę i spódniczkę, krótszą od pasków, które zazwyczaj nosiłam.
- To jest bez sensu. - westchnęłam i zaczęłam zdejmować przez głowę koszulkę.
- Rzeczywiście. Po prostu.. załóż, co chcesz. - zeszła z fotela, mówiąc zrezygnowanym głosem.
Umieściłam te malutkie ciuszki na jej łóżku, ponieważ większość należała do niej. Podeszłam do szafy wybrałam szare szorty, które już wcześniej przymierzałam, i koszulkę z napisem Radiohead. Założyłam swoje niebieskie Vansy, a później spięłam włosy w koński ogon. Dotarło do mnie, iż zmarnowałam godzinę.
W końcu, usatysfakcjonowana, przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Odwróciłam się do Caitlyn.
- Nie jest lepiej? - zapytałam optymistycznie.
Cait uniosła głowę, wyraźnie niezadowolona tym, iż udało mi się znaleźć ubranie jej pomocy.
- Nie ważne. - powiedziała i wyszła z naszego dormitorium, pozwalając swojej krótkiej, granatowej sukience przy tym falować.
Wywróciłam oczami i podniosłam swojego Blackberry'ego oraz kluczyki, zanim zaczęłam za nią iść.
- Więc podeszłam do nich i ona się odwróciła i- czekaj, gdzie ty idziesz?
Byłam w połowie historii, którą opowiadałam Caitlyn, kiedy zaczęła ode mnie odchodzić. Zastanawiałam się nad tym, czy iść za nią, jednak ujrzałam, dlaczego tak odeszła; Devon był kilka metrów od nas.
Musiałam przyznać, że wyglądał naprawdę dobrze. Krótkie, lśniące, brązowe włosy, niebiesko-zielone oczy i był wysoki; nawet bardzo. Mogłabym powiedzieć, że był o 4 centymetry wyższy od Caitlyn. W sumie, to miałoby sens, ponieważ był na ostatnim roku.
Za nim, trochę niższy chłopak, szedł w moją stronę z zadowolonym uśmieszkiem. Chciałam stamtąd uciec, ale przypomniałam sobie, iż robiłam to wszystko dla Cait.
- Cześć, kochanie. - odparł Louis jak się do mnie zbliżył i dał mi mały uścisk. Położyłam swoje dłonie na jego klatce, więc dla jego przyjaciela nie mogło to wyglądać podejrzliwie.
- Hej, Louis. - odpowiedziałam i lekko odepchnęłam go od siebie. Zrobił dwa kroki do tyłu i westchnął, drapiąc się po karku.
- Gdzie nas zabieracie? - zapytała się Caitlyn i spojrzała na swojego partnera, którego ręka założona była na jej ramionach.
- Zabieramy was do pobliskiego klubu, to kilka bloków stąd. - poinformował nas z uśmiechem Devon, a Louis mu skinął.
Podczas, gdy Caitlyn się szczerzyła od ucha do ucha, ja się czułam jakby ktoś mi powiedział, że wysyła mnie do więzienia.
- Do k-klubu? Nie ma mowy. - pokręciłam głową.
Nienawidziłam klubów. Właściwie, to nie byłam osobą, która lubiła tańczyć i pić drinki Cosmopolitan.
- Daj spokój. Będziemy się świetnie bawić. - powiedział Devon z błagalnym uśmiechem. Nawet, jeśli byłby randką Caitlyn, nie mogłam nic na to poradzić, ale chciałam go wziąć ze sobą do domu.
- Właśnie. No proszę cię. - poruszyła ostrzegawczo brwiami Cait.
Westchnęłam.
- Dobra, chodźmy.
- Yay! - zaszczebiotała szatynka, gdy Devon się do niej szeroko uśmiechnął. Nawet Louis się uśmiechnął, kiedy zgodziłam się, żeby pójść do tego cholernego klubu.
Zaczęliśmy iść wzdłuż ulicy; ja z Louis'em, za Caitlyn i Devon'em. Przyglądałam się jak ze sobą rozmawiali; tak bardzo ją rozśmieszał. Zanotowałam sobie w głowie, żeby wyrzucić ją przez okno, z naszego dormitorium, jeśli spieprzy tę znajomość.
Dotyk, którego się nie spodziewałam, wyrwał mnie z zamyślenia; Louis położył swoje ramię wokół mnie, więc jego dłoń była na moim ramieniu. Przysunął mnie do siebie, więc nasze ciała były blisko siebie. Co on, do jasnej cholery, robi?!
Spróbowałam się od niego odsunąć, ale ten tylko obniżył swoje ramię, wokół mojego nadgarstka i przysunął mnie jeszcze bliżej do siebie.
Prychnęłam sfrustrowana.
- Co ty robisz?
Louis się uśmiechnął. Irytacja w moim głosie była wyczuwalna na kilometry.
- Jesteśmy na randce, prawda? Gram tylko chłopaka, który jest tym jedynym. - powiedział jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Mam ci przypomnieć, że robię ja to dla Caitlyn, a ty dla Devon'a? - syknęłam do Louis'a.
- Hej, może ty robisz to dla Caitlyn, ale ja to robię, ponieważ tego chcę. - Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zniżył swoją głowę tak, że jego usta były przy moim uchu.
- A pamiętasz, co ci powiedziałem wczoraj w sklepie? Jestem pewien, że mam rację. - odparł skromnie, sprawiając, iż zaniemówiłam, wpatrując się w przestrzeń.
Nie był poważny. Ja, darząca go jakimś uczuciem, ponieważ nasza profesor kazała nam się pocałować? To brzmiało dziwnie.
Oczyściłam swoje myśli jak zauważyłam, że Devon i Catilyn się zatrzymali.
- Oto i jesteśmy. - odparł Devon i spojrzał na logo. "Green" - tak nazywał się ten klub; był on otwarty 24/7. Jak piekło, pomyślałam.
Weszliśmy do środka i ku mojemu zaskoczeniu, nie było tłocznie, ale i tak nie mogliśmy znaleźć czterech wolnych krzeseł przy barze, więc Louis i ja usiedliśmy, podczas, gdy Devon z Caitlyn poszli tańczyć. Ponownie, zanotowałam sobie w pamięci, aby nakrzyczeć na nią, kiedy stamtąd wyjdziemy.
- Podać coś do picia? - zapytał się kelner.
- Piwo. - odparłam jednocześnie z Louis'em. Kelner się do nas uśmiechnął.
- Nie wiedziałem, że pijesz. - rzekł Louis, a ja mogłam usłyszeć nutkę śmiechu w jego głosie.
- Nie piję. - warknęłam, patrząc na niego - Ta sytuacja sprawiła, że chcę się utopić w alkoholu.
Louis zaśmiał się na mój komentarz.
- Aw, kochanie. Nie jest tak źle, serio. - rozejrzał się, tak jak ja. Klub wyglądał przyzwoicie; fioletowe lampy przygasały i nie śmierdziało potem ani alkoholem, tak jak w większości klubach.
- Cóż, miejsce jest dobre. - stwierdziłam, biorąc swoje piwo ze stolika. - Gówno, w jakim jestem, nie za bardzo. - wzięłam duży łyk z mojej butelki, kiedy Louis się do mnie odwrócił.
- Wiesz, strasznie dużo narzekasz. - odparł patrząc na mnie, a ja mogłam ujrzeć w jego oczach rozbawienie.
Postawiłam butelkę na stoliku.
- Słucham? - zapytałam, unosząc swoje brwi.
- Nawet niczego nie robimy, a ty ciągle udajesz jakbym był jakimś żałosnym frajerem, który do ciebie zarywa.
- Jesteś żałosnym frajerem. - odparłam odważnie, wywołując u Louis'a śmiech - I zarywasz do mnie.
- Cóż - zaczął, wstając - Zgaduję, że mogę sprawić, iż twój wieczór będzie warty narzekania. Zatańczysz? - zaoferował mi swoją dłoń.
Spojrzałam na niego, niedowierzając.
- Żartujesz sobie? Nie chcę z tobą tańczyć!
- Tym gorzej. - odpowiedział, łapiąc za mój nadgarstek i ściągnął mnie ze stołka - Ponieważ musisz. - pociągnął mnie na parkiet, a kiedy znaleźliśmy się na środku, przysunął mnie bliżej do siebie, obejmując ramionami moją talię. Zgadywałam, iż mógł robić gorsze rzeczy niż te, które właśnie robił.
Nie miałam wyboru, położyłam swoje dłonie blisko obojczyków Louis'a, na jego klatce. Jego dłonie na mojej talii sprawiały, iż chciałabym być w tej chwili jak najdalej byłoby to możliwe.
Gdy zaczęliśmy się ruszać, w rytm muzyki; zmieniła się ona na wolną piosenkę. Westchnęłam. Wszystkie pary dokoła nas cały czas się przytulały albo całowały. Caitlyn i Devon robili obie te rzeczy.
Dodatkowo, poczułam dłonie Louis'a przesuwające się w górę mojej talii, co sprawiło, iż się zwróciłam do niego. Nie skończył, dopóki jego ręce nie znalazły się na szczycie moich. Pociągnął moje dłonie, więc miałam ramiona na jego szyi, a później, jego ręce wróciły do poprzedniej pozycji, wokół mojej talii. Tylko tym razem, mógł mnie przytulić mocno do siebie. Mocniej niż tego chciałam.
Nawet nasza bliskość trochę mnie niepokoiła, nie zrobiłam nic, by to zmienić. Poza tym, czułam jakiś rodzaj przyjemności, w byciu tak blisko niego. Nie wiedziałam, czy to było przez fakt, że byliśmy zbyt blisko siebie i jak bardzo bym chciała zaprzeczyć, tak nie mogłam. Pod swoją koszulką miał sześciopak, który mogłam cholernie dobrze czuć, właśnie teraz.
Czułam jego dłonie pocierające moje plecy.
- Nie jest tak źle, co nie? - prawie szepnął. Jego twarz nieznacznie zbliżyła się do mojej, więc mogłam czuć jego oddech na swojej skórze. Miałam wrażenie jakbym była w transie; nie potrafiłam się ruszyć, nie mogłam mówi. Jedyne, co mogłam zrobić to wpatrywać się w jego oczy i wtedy zauważyłam, iż są niebieskie.
Jego usta na moich.. to było to, co wyrwało mnie z hipnozy; zdecydowanie się tego nie spodziewałam. Zdjęłam swoje ramiona z jego szyi odpychając go lekko.
- Co jest? - odetchnął, odsuwając się, więc mógł patrzeć mi w oczy. A stanie tam i patrzenie na niego, uświadomiło mi, że miał wczoraj rację. Cokolwiek to było, czułam coś. To był ten moment, w którym, powinnam, w końcu, przestać okłamywać samą siebie.
Potrząsnęłam głową.
- Nic. - pocałowałam go.
- LORENA! - usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię, na czego dźwięk aż podskoczyłam; Louis przytrzymał mnie ciaśniej jak oboje się odwróciliśmy, aby sprawdzić, skąd pochodził głos.
Byłam wystarczająco pewna, iż ujrzałam Caitlyn maszerującą do nas. Oczy miała czerwone, a makijaż rozmazany. Czy ona płakała?
- Wychodzimy. - odparła, a jej stanowczy ton był jednocześnie słaby. Kompletnie ignorując Louis'a, złapała mój nadgarstek i wyciągnęła mnie z jego ramion. Co do cholery?!
- Caitlyn, co-
- Nie chcę o tym gadać. - odkrzyknęła, ucinając moją wypowiedź. Kontynuowała wyciąganie mnie z klubu.
Odwróciłam się, aby spojrzeć na Louis'a, który miał całkowity miks emocji, rozlany na jego twarzy. Kiedy złapaliśmy kontakt wzrokowy, mogłam stwierdzić, iż był zszokowany.
- Przepraszam. - poruszałam tylko ustami, a on zamrugał, zanim potrząsnął swoją głową, robiąc to niemalże niepostrzeżenie. Nie mogłam ujrzeć jego kolejnej reakcji, ponieważ wyszłam z klubu.
- Co się tutaj dzieje? - zwróciłam się do Caitlyn, która praktycznie biegła po ulicy.
- On ma dziewczynę. - pociągnęła nosem, westchnęłam. Był zbyt idealny, aby był prawdziwy.
- O mój Boże. - położyłam swoją dłoń na czole. To było zbyt piękne.
- Wiem, okej? - powiedziała sfrustrowanym głosem Caitlyn.
- Tak, ale skarbie, on był tylko kolejnym chłopakiem. Nie powinnyśmy tak wychodzić. - odparłam poważnie, próbując ukryć fakt, że nie byłam zbyt ucieszona z powodu naszego wyjścia.
Niestety, Caitlyn zwolniła.
- Co się zdarzyło między tobą, a Louis'em? Co robiliście? - spojrzała na mnie, szczerząc się. Cóż, mogłam przynajmniej sprawić, aby poczuła się lepiej i zapomniała o Devonie.
- Nic, ni-
- Lorena? - Cait uniosła swoje brwi ku górze jak mówiła - Nie wciskaj mi tych bzdur.
Westchnęłam.
- Pocałował mnie.
Przysięgam, jej oczy prawie wyszły z orbit.
- Odwzajemniłaś ten pocałunek? - prawie krzyknęła, "podekscytowana".
- Nie. - odparłam poważnie - Odepchnęłam go, ale... chciałam go znowu pocałować.
Cait sapnęła w niedowierzaniu.
- Dlaczego tego nie zrobiłaś? - krzyknęła jakby to była bardzo poważna sprawa.
- Wyciągnęłaś mnie z tego cholernego miejsca! - odkrzyknęłam i nagle całe jej zdenerwowanie zniknęło z twarzy, a zamiast tego zastąpiło je poczucie winy.
- Przepraszam, tak bardzo cię prze-
- Nie musisz. - powiedziałam zanim mogła znowu zacząć płakać. - Prawdopodobnie tak będzie lepiej.
Caitlyn zmarszczyła brwi.
- Co? Czemu?
- Ponieważ ja, ja nie wiem... Nie myślałam jasno. Najpewniej bym teraz tego żałowała. - westchnęłam, a Caitlyn tylko skinęła, zanim zaczęła iść.
Nie mogłam nic na to poradzić, ale myślałam o tym, co by się stało, gdybym pocałowała Louis'a, gdy Cait narzekała mi o Devonie. Czy naprawdę bym tego żałowała? Nie czułam się tak. Ale wracając do klubu... byłam tam całkowicie inną osobą.
Na końcu, doszłam do wniosku, że naprawdę nie myślałam jasno i to było to, czego teraz żałowałam. Podejrzewałam, iż mogłam być wdzięczna Caitlyn za odsunięcie mnie od niego; bo, Bóg jedyny wie, w jakiego rodzaju gówno mogłabym się wplątać, gdyby tego nie zrobiła.
Jak mogłabym zdobyć więcej czytelników?
- Wyglądam jak szmata.
Po twarzy Caitlyn przeszedł grymas.
- Wcale nie. - nie powiedziała niczego więcej, ponieważ wiedziała, iż mam rację. Wyglądałam jak szmata.
Przez ostatnie dwie godziny przygotowywała mnie na podwójną, randkową śmierć. Mimo, że robiłam to dzień wcześniej, kazała mi umyć włosy i wziąć prysznic. Później byłam zmuszona ogolić nogi. Następnie zaproponowała, iż znajdzie mi jakieś ciuchy. To ostatnie było najdłuższe i najbardziej bolesnym ze wszystkich tych rzeczy, które musiałam zrobić. Przez całą godzinę, przymierzałam niemalże każde ubranie, jakie posiadałam; nawet te ciuchy należące do Caitlyn. Nadal szukałyśmy jakiegoś kompletu, który mógłby się spodobać nam obu.
Właściwie, to teraz miałam na sobie krótką bluzeczkę i spódniczkę, krótszą od pasków, które zazwyczaj nosiłam.
- To jest bez sensu. - westchnęłam i zaczęłam zdejmować przez głowę koszulkę.
- Rzeczywiście. Po prostu.. załóż, co chcesz. - zeszła z fotela, mówiąc zrezygnowanym głosem.
Umieściłam te malutkie ciuszki na jej łóżku, ponieważ większość należała do niej. Podeszłam do szafy wybrałam szare szorty, które już wcześniej przymierzałam, i koszulkę z napisem Radiohead. Założyłam swoje niebieskie Vansy, a później spięłam włosy w koński ogon. Dotarło do mnie, iż zmarnowałam godzinę.
W końcu, usatysfakcjonowana, przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Odwróciłam się do Caitlyn.
- Nie jest lepiej? - zapytałam optymistycznie.
Cait uniosła głowę, wyraźnie niezadowolona tym, iż udało mi się znaleźć ubranie jej pomocy.
- Nie ważne. - powiedziała i wyszła z naszego dormitorium, pozwalając swojej krótkiej, granatowej sukience przy tym falować.
Wywróciłam oczami i podniosłam swojego Blackberry'ego oraz kluczyki, zanim zaczęłam za nią iść.
*
Byłam w połowie historii, którą opowiadałam Caitlyn, kiedy zaczęła ode mnie odchodzić. Zastanawiałam się nad tym, czy iść za nią, jednak ujrzałam, dlaczego tak odeszła; Devon był kilka metrów od nas.
Musiałam przyznać, że wyglądał naprawdę dobrze. Krótkie, lśniące, brązowe włosy, niebiesko-zielone oczy i był wysoki; nawet bardzo. Mogłabym powiedzieć, że był o 4 centymetry wyższy od Caitlyn. W sumie, to miałoby sens, ponieważ był na ostatnim roku.
Za nim, trochę niższy chłopak, szedł w moją stronę z zadowolonym uśmieszkiem. Chciałam stamtąd uciec, ale przypomniałam sobie, iż robiłam to wszystko dla Cait.
- Cześć, kochanie. - odparł Louis jak się do mnie zbliżył i dał mi mały uścisk. Położyłam swoje dłonie na jego klatce, więc dla jego przyjaciela nie mogło to wyglądać podejrzliwie.
- Hej, Louis. - odpowiedziałam i lekko odepchnęłam go od siebie. Zrobił dwa kroki do tyłu i westchnął, drapiąc się po karku.
- Gdzie nas zabieracie? - zapytała się Caitlyn i spojrzała na swojego partnera, którego ręka założona była na jej ramionach.
- Zabieramy was do pobliskiego klubu, to kilka bloków stąd. - poinformował nas z uśmiechem Devon, a Louis mu skinął.
Podczas, gdy Caitlyn się szczerzyła od ucha do ucha, ja się czułam jakby ktoś mi powiedział, że wysyła mnie do więzienia.
- Do k-klubu? Nie ma mowy. - pokręciłam głową.
Nienawidziłam klubów. Właściwie, to nie byłam osobą, która lubiła tańczyć i pić drinki Cosmopolitan.
- Daj spokój. Będziemy się świetnie bawić. - powiedział Devon z błagalnym uśmiechem. Nawet, jeśli byłby randką Caitlyn, nie mogłam nic na to poradzić, ale chciałam go wziąć ze sobą do domu.
- Właśnie. No proszę cię. - poruszyła ostrzegawczo brwiami Cait.
Westchnęłam.
- Dobra, chodźmy.
- Yay! - zaszczebiotała szatynka, gdy Devon się do niej szeroko uśmiechnął. Nawet Louis się uśmiechnął, kiedy zgodziłam się, żeby pójść do tego cholernego klubu.
Zaczęliśmy iść wzdłuż ulicy; ja z Louis'em, za Caitlyn i Devon'em. Przyglądałam się jak ze sobą rozmawiali; tak bardzo ją rozśmieszał. Zanotowałam sobie w głowie, żeby wyrzucić ją przez okno, z naszego dormitorium, jeśli spieprzy tę znajomość.
Dotyk, którego się nie spodziewałam, wyrwał mnie z zamyślenia; Louis położył swoje ramię wokół mnie, więc jego dłoń była na moim ramieniu. Przysunął mnie do siebie, więc nasze ciała były blisko siebie. Co on, do jasnej cholery, robi?!
Spróbowałam się od niego odsunąć, ale ten tylko obniżył swoje ramię, wokół mojego nadgarstka i przysunął mnie jeszcze bliżej do siebie.
Prychnęłam sfrustrowana.
- Co ty robisz?
Louis się uśmiechnął. Irytacja w moim głosie była wyczuwalna na kilometry.
- Jesteśmy na randce, prawda? Gram tylko chłopaka, który jest tym jedynym. - powiedział jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Mam ci przypomnieć, że robię ja to dla Caitlyn, a ty dla Devon'a? - syknęłam do Louis'a.
- Hej, może ty robisz to dla Caitlyn, ale ja to robię, ponieważ tego chcę. - Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zniżył swoją głowę tak, że jego usta były przy moim uchu.
- A pamiętasz, co ci powiedziałem wczoraj w sklepie? Jestem pewien, że mam rację. - odparł skromnie, sprawiając, iż zaniemówiłam, wpatrując się w przestrzeń.
Nie był poważny. Ja, darząca go jakimś uczuciem, ponieważ nasza profesor kazała nam się pocałować? To brzmiało dziwnie.
Oczyściłam swoje myśli jak zauważyłam, że Devon i Catilyn się zatrzymali.
- Oto i jesteśmy. - odparł Devon i spojrzał na logo. "Green" - tak nazywał się ten klub; był on otwarty 24/7. Jak piekło, pomyślałam.
Weszliśmy do środka i ku mojemu zaskoczeniu, nie było tłocznie, ale i tak nie mogliśmy znaleźć czterech wolnych krzeseł przy barze, więc Louis i ja usiedliśmy, podczas, gdy Devon z Caitlyn poszli tańczyć. Ponownie, zanotowałam sobie w pamięci, aby nakrzyczeć na nią, kiedy stamtąd wyjdziemy.
- Podać coś do picia? - zapytał się kelner.
- Piwo. - odparłam jednocześnie z Louis'em. Kelner się do nas uśmiechnął.
- Nie wiedziałem, że pijesz. - rzekł Louis, a ja mogłam usłyszeć nutkę śmiechu w jego głosie.
- Nie piję. - warknęłam, patrząc na niego - Ta sytuacja sprawiła, że chcę się utopić w alkoholu.
Louis zaśmiał się na mój komentarz.
- Aw, kochanie. Nie jest tak źle, serio. - rozejrzał się, tak jak ja. Klub wyglądał przyzwoicie; fioletowe lampy przygasały i nie śmierdziało potem ani alkoholem, tak jak w większości klubach.
- Cóż, miejsce jest dobre. - stwierdziłam, biorąc swoje piwo ze stolika. - Gówno, w jakim jestem, nie za bardzo. - wzięłam duży łyk z mojej butelki, kiedy Louis się do mnie odwrócił.
- Wiesz, strasznie dużo narzekasz. - odparł patrząc na mnie, a ja mogłam ujrzeć w jego oczach rozbawienie.
Postawiłam butelkę na stoliku.
- Słucham? - zapytałam, unosząc swoje brwi.
- Nawet niczego nie robimy, a ty ciągle udajesz jakbym był jakimś żałosnym frajerem, który do ciebie zarywa.
- Jesteś żałosnym frajerem. - odparłam odważnie, wywołując u Louis'a śmiech - I zarywasz do mnie.
- Cóż - zaczął, wstając - Zgaduję, że mogę sprawić, iż twój wieczór będzie warty narzekania. Zatańczysz? - zaoferował mi swoją dłoń.
Spojrzałam na niego, niedowierzając.
- Żartujesz sobie? Nie chcę z tobą tańczyć!
- Tym gorzej. - odpowiedział, łapiąc za mój nadgarstek i ściągnął mnie ze stołka - Ponieważ musisz. - pociągnął mnie na parkiet, a kiedy znaleźliśmy się na środku, przysunął mnie bliżej do siebie, obejmując ramionami moją talię. Zgadywałam, iż mógł robić gorsze rzeczy niż te, które właśnie robił.
Nie miałam wyboru, położyłam swoje dłonie blisko obojczyków Louis'a, na jego klatce. Jego dłonie na mojej talii sprawiały, iż chciałabym być w tej chwili jak najdalej byłoby to możliwe.
Gdy zaczęliśmy się ruszać, w rytm muzyki; zmieniła się ona na wolną piosenkę. Westchnęłam. Wszystkie pary dokoła nas cały czas się przytulały albo całowały. Caitlyn i Devon robili obie te rzeczy.
Dodatkowo, poczułam dłonie Louis'a przesuwające się w górę mojej talii, co sprawiło, iż się zwróciłam do niego. Nie skończył, dopóki jego ręce nie znalazły się na szczycie moich. Pociągnął moje dłonie, więc miałam ramiona na jego szyi, a później, jego ręce wróciły do poprzedniej pozycji, wokół mojej talii. Tylko tym razem, mógł mnie przytulić mocno do siebie. Mocniej niż tego chciałam.
Nawet nasza bliskość trochę mnie niepokoiła, nie zrobiłam nic, by to zmienić. Poza tym, czułam jakiś rodzaj przyjemności, w byciu tak blisko niego. Nie wiedziałam, czy to było przez fakt, że byliśmy zbyt blisko siebie i jak bardzo bym chciała zaprzeczyć, tak nie mogłam. Pod swoją koszulką miał sześciopak, który mogłam cholernie dobrze czuć, właśnie teraz.
Czułam jego dłonie pocierające moje plecy.
- Nie jest tak źle, co nie? - prawie szepnął. Jego twarz nieznacznie zbliżyła się do mojej, więc mogłam czuć jego oddech na swojej skórze. Miałam wrażenie jakbym była w transie; nie potrafiłam się ruszyć, nie mogłam mówi. Jedyne, co mogłam zrobić to wpatrywać się w jego oczy i wtedy zauważyłam, iż są niebieskie.
Jego usta na moich.. to było to, co wyrwało mnie z hipnozy; zdecydowanie się tego nie spodziewałam. Zdjęłam swoje ramiona z jego szyi odpychając go lekko.
- Co jest? - odetchnął, odsuwając się, więc mógł patrzeć mi w oczy. A stanie tam i patrzenie na niego, uświadomiło mi, że miał wczoraj rację. Cokolwiek to było, czułam coś. To był ten moment, w którym, powinnam, w końcu, przestać okłamywać samą siebie.
Potrząsnęłam głową.
- Nic. - pocałowałam go.
- LORENA! - usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię, na czego dźwięk aż podskoczyłam; Louis przytrzymał mnie ciaśniej jak oboje się odwróciliśmy, aby sprawdzić, skąd pochodził głos.
Byłam wystarczająco pewna, iż ujrzałam Caitlyn maszerującą do nas. Oczy miała czerwone, a makijaż rozmazany. Czy ona płakała?
- Wychodzimy. - odparła, a jej stanowczy ton był jednocześnie słaby. Kompletnie ignorując Louis'a, złapała mój nadgarstek i wyciągnęła mnie z jego ramion. Co do cholery?!
- Caitlyn, co-
- Nie chcę o tym gadać. - odkrzyknęła, ucinając moją wypowiedź. Kontynuowała wyciąganie mnie z klubu.
Odwróciłam się, aby spojrzeć na Louis'a, który miał całkowity miks emocji, rozlany na jego twarzy. Kiedy złapaliśmy kontakt wzrokowy, mogłam stwierdzić, iż był zszokowany.
- Przepraszam. - poruszałam tylko ustami, a on zamrugał, zanim potrząsnął swoją głową, robiąc to niemalże niepostrzeżenie. Nie mogłam ujrzeć jego kolejnej reakcji, ponieważ wyszłam z klubu.
- Co się tutaj dzieje? - zwróciłam się do Caitlyn, która praktycznie biegła po ulicy.
- On ma dziewczynę. - pociągnęła nosem, westchnęłam. Był zbyt idealny, aby był prawdziwy.
- O mój Boże. - położyłam swoją dłoń na czole. To było zbyt piękne.
- Wiem, okej? - powiedziała sfrustrowanym głosem Caitlyn.
- Tak, ale skarbie, on był tylko kolejnym chłopakiem. Nie powinnyśmy tak wychodzić. - odparłam poważnie, próbując ukryć fakt, że nie byłam zbyt ucieszona z powodu naszego wyjścia.
Niestety, Caitlyn zwolniła.
- Co się zdarzyło między tobą, a Louis'em? Co robiliście? - spojrzała na mnie, szczerząc się. Cóż, mogłam przynajmniej sprawić, aby poczuła się lepiej i zapomniała o Devonie.
- Nic, ni-
- Lorena? - Cait uniosła swoje brwi ku górze jak mówiła - Nie wciskaj mi tych bzdur.
Westchnęłam.
- Pocałował mnie.
Przysięgam, jej oczy prawie wyszły z orbit.
- Odwzajemniłaś ten pocałunek? - prawie krzyknęła, "podekscytowana".
- Nie. - odparłam poważnie - Odepchnęłam go, ale... chciałam go znowu pocałować.
Cait sapnęła w niedowierzaniu.
- Dlaczego tego nie zrobiłaś? - krzyknęła jakby to była bardzo poważna sprawa.
- Wyciągnęłaś mnie z tego cholernego miejsca! - odkrzyknęłam i nagle całe jej zdenerwowanie zniknęło z twarzy, a zamiast tego zastąpiło je poczucie winy.
- Przepraszam, tak bardzo cię prze-
- Nie musisz. - powiedziałam zanim mogła znowu zacząć płakać. - Prawdopodobnie tak będzie lepiej.
Caitlyn zmarszczyła brwi.
- Co? Czemu?
- Ponieważ ja, ja nie wiem... Nie myślałam jasno. Najpewniej bym teraz tego żałowała. - westchnęłam, a Caitlyn tylko skinęła, zanim zaczęła iść.
Nie mogłam nic na to poradzić, ale myślałam o tym, co by się stało, gdybym pocałowała Louis'a, gdy Cait narzekała mi o Devonie. Czy naprawdę bym tego żałowała? Nie czułam się tak. Ale wracając do klubu... byłam tam całkowicie inną osobą.
Na końcu, doszłam do wniosku, że naprawdę nie myślałam jasno i to było to, czego teraz żałowałam. Podejrzewałam, iż mogłam być wdzięczna Caitlyn za odsunięcie mnie od niego; bo, Bóg jedyny wie, w jakiego rodzaju gówno mogłabym się wplątać, gdyby tego nie zrobiła.
***
No to macie rozdział 6. Lou jest taki przekonywujący i pewny siebie.. Aww.
Jakie macie przeczucia, co do niego?
KOMENTUJCIE
Hehe znowu się dzieeejeee... Lorena, nie udawaj, wszyscy wiedzą, iż on ci się podoba *-*
OdpowiedzUsuńCzekam na następny! @Irydda
tylko czekam na moment kiedy ona zrozumie że go uwielbia
OdpowiedzUsuńOmg, czemu musiała im przeszkodzić?!
OdpowiedzUsuńOmom *.* ona to ma słyszycie czasu -,- a mogło być tak pięknie xD <3 czekam na moment gdy ona zrozumie ile on dla niej znaczy *.* @Larry_xx69
OdpowiedzUsuńLou jest taki kochany,nie rozumiem dlaczego Lorena go tak odpycha :c mam nadzieję ,że sytuacja znacznie się zmieni w kolejnych rozdziałach :D:D:D uwielbiam twoje tłumaczenie :* @Bianka_x3
OdpowiedzUsuńAwww to było takie słodkie! Chciała go pocałować awww
OdpowiedzUsuńJa chcę żeby już byli razem, ale z drugiej strony nie chcę, bo ten zakład. Kurde no.... Tyle emocji xdd
Czekam na następny,
@JaZiemniak_
jezu tłumacz kolejny rozdział jak najszybciej, prooooosze kocham to opowiadanie
OdpowiedzUsuńtłumacz jak najszybciej akjsdklahsdkj
OdpowiedzUsuńLou >>>>>>>
kocham ♥
Jak ja bym chciała wiedzieć co Lou naprawdę czuje! :/
OdpowiedzUsuńRazem z Loreną są tak wspaniałą mieszanką charakterów :D
Aww :) Lorena zaczyna cos czuc do Lou ! Mam nadzieje ze Louis nie udaje aby wygrac zaklad i tez cos do niej czuje :) nie moge sie doczekac kolejnego, swietnie tlumaczyc :)
OdpowiedzUsuńJezu jak ja kocham sposób w jaki ta dwójka ze sobą 'rozmawia'. Te droczenie się, przekomarzanie miedzy nimi jest zajebiste! Kocham to opowiadanie i mogę już w pełni oficjalnie powiedzieć, że należy do grona moich ulubionych tłumaczeń! <3 Jest naprawdę niesamowite. Ta jego cudowna inność mnie rozpieszcza! Dziękuje Ci, że je tłumaczysz!
OdpowiedzUsuńCholernie rozumiem Lori! Kurwa golenie nóg jest w chuj męczące! No, bo po co to robić.. Faceci jakoś tego nie robią i my się nie czepiamy! :D Nie to, że jestem feministką czy coś, ale nienawidzę tego robić. Zawsze się pozacinam i coś odjebie xd haha i poza tym mój feminizm kończy się w momencie kiedy muszę zanieść fortepian na dziesiąte piętro :P
Dobra już nie pieprze ;p Musisz mi wybaczyć kochana, ale ten weekend jest jakiś dziwny i ja po prostu nie myślę racjonalnie ;) Mam nadzieje, że chociaż minimalnie rozumiesz moje słowa ;)
Wracam do rozdziału. Uwielbiam tego Louisa Pewnego Siebie Skurczybyka Nigdy się kurwa nie poddam Tomlinsona! Mimo iż tam gdzieś w głowie wciąż siedzi mi sytuacja z prologu to mnie kręci jego zachowanie ;p Wszystkie moje Louisowe emocje sięgają zenitu jak to czytam :D
Mam nadzieje, że szybko wrócisz do nas z kolejnym rozdziałem ;)
Trzymaj się kochana i całuski xx
Oj dzieje się i to jak!
OdpowiedzUsuńAż sama nie wiem co myśleć xd
On taki przekonywujący, ale z drugiej strony ten zakład.
A Lorena coś do niego ma.
Niech on ją skrzywdzi, to ja go zabiję.
Ps. Komenatrz Justyny mnie powalił, nazwała Louisa dokładnie tak jak trzeba! :D
@TheAsiaShow_xx
jeju to wszystko jest takie slodkie... Lorena niby go nienawidzi, ale on ja do siebie powoli przekonuje aww :)
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny!!!!!
co ? ma dziewczyne ? i spotkal sie z nia i calowal !??! dupek Devon . pfff . a wracajac do Lou , tak , jest cholernie przekonywujacy . i tylko czekam az Lorena serio sie przyzna , ze zaczyna go lubic . ale tak serio , serio . i moze faktycznie by zas zalowala , ze pocalowala sama z siebie Louisa . wiec moze jednak lepiej , ze wyszly z tego clubu xx
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńMusisz wiedzieć, że kocham tego bloga i dzięki tobie odkryłam tak wspaniałe opowiadanie. Z ciekawości zaczęłam, aż czytać oryginał i mimo, że jestem przy siódmym rozdziale to jestem zachwycona. Nie chcę tu spojlerować, ale Louis okazał się być niezłym dupkiem.
Czekam na następne tłumaczenie z niecierpliwością.
Pozdrawiam :)