sobota, 15 lutego 2014

Chapter 11

    Louis' POV
    - Nie, nie! Idź w lewo, idź w tą cholerną lewą stronę! NIE! Ah, pieprz się! - krzyknąłem w telewizor i rzuciłem joystikiem na stos ubrań. - To nie jest śmieszne. - mruknąłem, gdy rzuciłem się na łóżko, podczas kiedy mój współlokator, Zach, nadal zwijał się ze śmiechu na podłodze. Co za dupek.
    - Właśnie, że było! Nigdy wcześniej nie byłeś taki okropny w grach wideo! - zaśmiała się, gdy wypowiedział to zdanie, po czym usiadł na podłodze.
    - Ponieważ inne gry są dobre. A ta jest do bani. - odparłem, a moje słowa zostały przytłumione prze kołdrę, która zakrywała całą moją twarz.
    Było piątkowe popołudnie, co oznaczało, że przez najbliższe dwa dni nie będzie  żadnych zajęć. Przez cały tydzień miałem egzaminy, a dzisiaj aż 3, więc planowałem przespać cały weekend. Żadnej piłki nożnej, żadnych głupich gier wideo, żadnej Lore-
    - Louis, słyszałeś to? - zapytał się Zach, a ja na niego zerknąłem spod kołdry, z niezadowoloną miną.
    - Co?
    - To chyba twój telefon.
    Szybko przerzuciłem przez siebie kołdrę i nasłuchiwałem, skąd dochodził ten dźwięk.
    Słyszałem cichą muzykę, więc zsunąłem się z łóżka i zacząłem przerzucać ubrania na podłogę, skąd dochodziła muzyka. Ugh, dlaczego nigdy nie mogę posprzątać swoich rzeczy?
    - "If I don't stay this now, I will surely break, as I'm leaving the one I want to take.." - zdesperowany zaśpiewałem cicho z Isaac'iem Slade'em. Gdzie, do jasnej cholery jest ten telefon!? Boże! - W końcu! - westchnąłem i opadłem na górę ciuchów, kiedy znalazłem swojego iPhone'a. Dzwonił do mnie Devon. Dlaczego Devon do mnie dzwonił? - Halo?
    - Hej Lou! Jesteś gotowy na dzisiejszy wieczór? - przemówił Devon. Zmarszczyłem brwi; co miało być dzisiaj?
    - Co? Co z dzisiejszym wieczorem? - zapytałem oniemiały.
    - Wiedziałem, że to się stanie. - mruknął - Idziemy na randkę z Caitlyn i Loreną, ty idioto.
    Usiadłem, a kiedy usłyszałem to zdanie, moje oczy powiększyły się do granic możliwości. Kompletnie o tym zapomniałem! To było już dzisiaj?
    - Kurwa - wymamrotałem, trochę spanikowany.
    - Tsaa, bądź gotowy za godzinę. - odparł Devon.
    Kiedy usłyszał moją odpowiedź był mniej podekscytowany.
    - Dev, nie mogę. Jestem nieogarnięty teraz. Możemy to przenieść na jutro, czy coś? - zapytałem zrzędnym tonem. Naprawdę nie miałem ochoty wychodzić dzisiaj z łóżka.
    - Louis, ogarnij się i bądź gotowy na dzisiaj. Albo jej powiem. - dokładnie wiedziałem, co chciał przez to powiedzieć.
    - Okej, okej. Nie wkurzaj się. - powiedziałem zrezygnowany.
    - Świetnie! - odparł podekscytowany. - Spotkajmy się na boisku za godzinę, a potem po nie pójdziemy. Narka!
    - Cześć. - westchnąłem i się rozłączyłem. Wstałem i poszedłem do łazienki.
    - Co się stało? - zapytał się Zach, wstając.
    - Idę na randkę z Loreną.
    Wpatrywał się we mnie przez kilka sekund.
    - Woah - zamrugał dramatycznie, a ja wywróciłem oczami.
    - I to nie wszystko. To podwójna randka. Z jej przyjaciółką i tym psychologicznym kolesiem z ostatniego roku, Devon'em. - powiedziałem patrząc na zszokowanego Zach'a.
    - Czekaj, Devon i, i... Kylie, czy jak jest jej tam w ogóle na imię-
    - Caitlyn. - poprawiłem go. Haha. Kylie. To imię brzmiało za słodko, aby należało do Caitlyn.
    - Tak, Caitlyn. Oni są razem, czy co...?
    Skinąłem głową,a jego oczy powiększyły się jeszcze bardziej niż przed chwilą.
    - Mam jeszcze jedno pytanie - zagadnął Zach, pochylając się nad małym stolikiem stojącym za nim, oczywiście nadal był zszokowany.
    - Jakie? - zwężając na niego oczy.
    - Dlaczego masz na dzwonku Look After You The Fray?

*

    Lorena's POV
    - Nie! Caitlyn, nie! Wypad z mojej szafy!
    Wow. Nie wiedziałam, że dziewczyny znały znaczenie słowa "granice". Bezwstydnie grzebała w mojej szafie, szukając mi ubrania na dzisiejszą randkę.
    - Nie, Lorena! Nie idziesz tam dla mnie, tylko dla Louis'a. - odparła, jednak ja słyszałam jedynie mruknięcie, gdyż miała głowę w mojej szafie.
    Prychnęłam.
    - Wcale nie! Idę tam tylko dlatego, że nie dał mi zdecydować! - krzyknęłam, zirytowana.
    Czy ona naprawdę myślała, że chciałam iść na randkę z Louis'em? Pfft. Wręcz przeciwnie. Jasne, lubiłam się z nim spotykać, całować, przytulać, trzymać za rękę... Wracając do tego, o czym mówiłam; nie chciałam iść z nim na randkę.
    - A to dlatego, że go lubisz. - odpowiedziała Cait, kiedy odsunęła się od mojej szafy, przypatrując się mojej koszulce. Moje oczy się poszerzyły, gdy usłyszałam jej stwierdzenie; co?!
    - Przepraszam, co?! - krzyknęłam, unosząc brwi ku górze. Ona się tylko zaśmiała i pokręciła głową.
    - Lori, skarbie, wiem, że taka jesteś, kiedy lubisz chłopaka. Jesteś jak Louis. - wyglądała na ucieszoną, gdy na mnie patrzyła, a nawet podskoczyła kilka razy. Co ona brała?
    - Potrzebujesz Jezusa - potrząsałam głową, idąc w stronę łazienki.
    - Oszukuj się ile chcesz, Loreno Grace, ale wiem, że to prawda! - krzyknęła Cailtyn, a ja odwróciłam się do niej; nie mogę uwierzyć, że ona mi nie wierzy!
    - Wiesz co? Nawet Jezus ci nie pomoże. Ty potrzebujesz Allaha. - weszłam do łazienki, słuchając śmiechu Caitlyn. Tak bardzo ją kochałam, a chciałam jej czasem strzelić kulkę.

*



    - Gdzie oni nas zabierają? - zapytałam się jak Caitlyn i ja schodziłyśmy po schodach, wychodząc z budynku.
    - Nie wiem, Dev mi nie powiedział. - odparła. Westchnęłam, wpychając swoje dłonie w kieszenie spodni, gdy znalazłyśmy się na zewnątrz.
    - Przynajmniej wiesz, czy będziemy na zewnątrz, czy nie? Nie wzięłam marynarki ani nic.
    - Nie wiem. - powiedziała przepraszającym głosem Caitlyn, a ja wywróciłam oczami. Zapowiada się niesamowicie. - Ohh, już są! - pisnęła i podbiegła do wysokiego chłopaka.
    Tak jak ostatnio, obok Devon'a stał Louis, ubrany w rurki i koszulkę z nadrukiem.
    - Hej skarbie. - powiedział cicho, zbliżając się do mnie. Objął mnie i pocałował moje czoło. Co, żadnego całowania dzisiaj?
    To będzie niezręcznie.
    - Więc, gdzie nas zabieracie? - zapytałam Louis'a, odsuwając się trochę od niego.
    - Nie mam pojęcia. Devon mi nie powiedział. - westchnął. Zgadywałam, iż lubił niespodzianki tak samo jak ja.
    - Oi! Ptaszki kochane, idziecie? - krzyknął Devon, a ja zauważyłam jak idzie z Caitlyn w stronę naszego celu.
    - Popatrzcie się, kto mówi. - mruknęłam, a Louis się zaśmiał. Spojrzałam na niego, uśmiechając się; uwielbiałam jego śmiech. Uwielbiałam jak jego oczy fajnie uciekały, a głowa opadała na jego ramiona, więc broda była w powietrzu. To był piękny widok.
    Spojrzałam  na moje pięty, nie chcąc, aby przyłapał mnie na tym, iż się w niego wpatrywałam. Wystarczyło mi to, że złapał mnie na tym, że to robiłam wczoraj, kiedy patrzyłam się na jego tors. Boże, kiedy myślałam o tamtym widoku.. to było coś.
    - Hej, Lori? - spojrzałam na Louis'a, unosząc brwi ku górze. Spojrzenie w jego oczach mnie zaskoczyło; wyglądał prawie na zdenerwowanego. Wtedy poczułam coś, co dotknęło mojej dłoni, jednak nie spojrzałam w dół; tylko się uśmiechnęłam i splotłam nasze palce razem. Odwzajemnił mój uśmiech i przyciągnął mnie bliżej siebie, więc nasze ramiona się dotykały. - Ślicznie dzisiaj wyglądasz. - powiedział cicho z uśmiechem.
    - Dziękuję. Tak naprawdę się nie stroiłam. - uśmiechnęłam się na komplement, jakim mnie obdarował. Nie wiedziałam, jak znalazł  coś "ślicznego" w bluzce w paski, białych jeansach i granatowych Vansach.
    - Cóż, więc nie mogę się doczekać cię zobaczyć, kiedy to zrobisz. - odparł, a ja mogłam usłyszeć śmiech w jego głosie. Czyż on nie był słodki?
    - Też źle nie wyglądasz. - uśmiechnęłam się, tak jak on, spoglądając w ziemię. Bardzo dziwnie się dzisiaj zachowywał/grał, ale w dobrym sensie. Lubiłam tę jego stronę. Oczywiście, lubiłam to, kiedy był bezczelny i się wygłupiał, ale poza tym, to było naprawdę fajne. Dawał mi komplementy, trzymał moją dłoń, dawał jeszcze więcej komplementów... Jeśli to nie był Louis Tomlinson, o którym mówię to nie wiem.
    Muzykę, która była słyszalna w niedalekiej odległości, wyrwała mnie z moich rozmyślań, przez co spojrzałam w ulicę. Widziałam kilkoro ludzi z dziećmi, idących do domu. Większość dzieci trzymała w dłoniach balony albo jakieś zabawki. Moje usta ułożyły się literkę 'o'; czy to było to miejsce, o którym myślałam, że-
    - Wesołe miasteczko! - pisnęła Caitlyn, mówiąc to szybciej niż mogłam pomyśleć. Mój uśmiech sie poszerzył i ścisnęłam dłoń Louis'a; uwielbiałam wesołe miasteczka, a jeśli szłam tam na randkę z kimś, kogo lubiłam, to musiała być randka perfekcyjna.   
    - Niespodzianka! - uśmiechnął się Devon, odwracając się do mnie i Louis'a.
    - To jest ekscytujące! - krzyknęłam, kiedy spojrzałam na Louis'a; szczerzył się do mnie, a światła z wesołego miasteczka migotały w jego niebieskich oczach. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku; wyglądał jak anioł. Jak to się stało, że nigdy wcześniej nie zauważyłam jak piękne są jego niebieskie oczy?
    Louis spojrzał na mnie i, przysięgam, prawie się topiłam pod wpływem jego spojrzenia.
    - Gdzie chciałabyś pójść? - zapytał się mnie, podnosząc swój głos jak przeszliśmy parę kroków w stronę rzucanych gier.
    - Um  - rozejrzałam się. To miejsce było ogromne! Jak można było się tutaj zdecydować, gdzie pójść najpierw? Więc zdecydowałam trochę zwolnić.
    - Właściwie, to chciałabym watę cukrową, okej? - spojrzałam na niego, aby następnie móc ujrzeć uśmiech na jego ustach.
    - Świetnie. - uśmiechnął się szeroko.

*

   
    Grałam w powietrzu na bębnach dwoma patykami od waty cukrowej, które zjadłam. Ludzie się na mnie patrzyli, ale mnie to nie obchodziło; byłam hiper! Zapomniałam jakie to uczucie mieć tyle cukru we krwi!
    - Ooh, patrz! Diabelski młyn! - krzyknęłam jak podekscytowana, pełna życia pięciolatka. Louis złapał mnie za ramię.
    - Spokojnie, kochanie. - zaśmiał się - Jeśli chcesz tam pójść, pójdziemy.
    - Yay! - odkrzyknęłam, odwracając się i całując Louis'a prosto w usta. Zaśmiał się w nasze usta, więc odsunęłam się od niego. - Hej, co cię tak śmieszy? Tak zabawnie całuję? - zapytałam się go, patrząc jak odrzuca swoją głowę do tyłu, śmiejąc się. Zachichotałam i objęłam go rękoma. - Ładnie pachniesz. - mruknęłam w koszulkę Louis'a. Pocałował moje czoło.
    - Dziękuję, piękna. Chodźmy. - odparł, a ja puściłam go i zaczęliśmy iść w stronę diabelskiego młynu. Kochałam to!
    Czekaliśmy dwie minuty na naszą kabinę, a kiedy w końcu ją dostaliśmy, zaparło mi dech; nie była taka duża. Miała mały stolik na środku i dwie ławeczki po dwóch stronach i przyciemniane, różane światełka. Było pięknie!
    - O mój boże! - krzyknęłam i usiadłam blisko okna, a Louis zajął miejsce obok mnie, obejmując mnie ramieniem. Przytuliłam się do niego jak pocałował moją skroń.
    - Podoba ci się widok? - zapytał się. Jego słowa były przytłumione przez moje włosy, gdy patrzyliśmy się przez okno.
    Uniosłam swoją głowę, aby na niego spojrzeć, w tym samym momencie, kiedy on  patrzył na mnie.
    - Chyba jest fajny, ale wolę bardziej ten widok - odparłam cicho, patrząc na niego. Uśmiech Louis'a trochę wyblakł, kiedy przełknął ślinę. Jego oczy pociemniały.
    - Lorena, ja-
    Nie dałam dokończyć mu zdania, ponieważ położyłam swoje dłonie na tyle jego szyi i przyciągnęłam go w moją stronę, po czym złączyłam nasze usta. Przez chwilę się wahał, czy odwzajemnić mój pocałunek, jednak to zrobił; powoli, jednak nie byłam w nastroju na wolne pocałunki. Przesunęłam się na swoim siedzeniu i przez chwilę walczyłam z tym, aby usiąść mu na kolanach okrakiem. Zauważył, co próbuję zrobić i złapał moje biodra zanim zdążyłam usiąść na jego kolanach.
    - Czekaj, chwila. - wymamrotał w nasze usta, zanim się odsunął  ode mnie. Spojrzałam na niego, unosząc brwi.
    - Co jest? - odetchnęłam, odgarniając kosmyk swoich włosów za ucho.
    - Lori, m-my... - przełknął ślinę zanim zaczął kontynuować - Nie możemy tego zrobić tutaj.
    - Czemu nie?
    - K-ktoś mógłby nas zobaczyć. - odparł cicho, próbując odepchnąć mnie od siebie, co dało mi okazję do tego, popchnąć go do pozycji leżącej. Rozszerzył swoje oczy w zaskoczeniu, ale obeszło mnie to.
    - Mam to gdzieś. - powiedziałam wstrzymując oddech. - Pragnę cię.



***
Widzicie?  Jak nie upominam się o komentarze to jest o połowę mniej!
Poza tym, mam to gdzieś. Kto chce, niech komentuje :)
iiiii co sądzicie o zachowaniu Lori? Mi się wydaje, że to całe sugar rush jest trochę dziwne, bo mi się to nigdy nie przytrafiło..  Cóż, poza końcówką, to wg mnie rozdział nudny xd
Więc... do wtorku xo

PS WYBACZCIE BŁĘDY, NIE SPRAWDZAŁAM


23 komentarze:

  1. OMYGY NIE! NIECH ON JEJ NIE POZWOLI NA TO , NIECH ON JĄ ZRZUCI Z TYCH KOLAN ALBO W OGÓLE WYRZUCI Z TEGO WAGONIKA HAHAHAHAH nie chce żeby ona cierpiała po tym jak się dowie o tym zakładzie :c
    Czekam na kolejny rozdział, buziaki @Bianka_x3

    OdpowiedzUsuń
  2. nie moge tego rozgryźć, czy te rozdziały są takie krótkie, czy ja je tak szybko czytam :O

    OdpowiedzUsuń
  3. moim zdaniem nie nudny *o* taki słodki *o* ale Lou zaczyna mieć wyrzuty sumienia :DDDDDDDDD @Larry_xx69

    OdpowiedzUsuń
  4. cudowny rozdział *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogą tego zrobić :O Przecież to tylko zakład!!!! O.O Boże.. Żal mi Loreny

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim zdaniem Devon powinien nie myśleć o tej przyjaźni między chłopakami i ze względu na to że jest z Caitlyn po prostu powiedzieć Lori prawde.... powiedzieć o zakładzie :) ;c

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie nuuuuudy!
    Tyle się działo!
    Normalnie wata cukrowa zadziałała na Lori jak trawka hahahaha, trzeba wypróbować jej sposobu :D
    I ah... Boję się wtorku, ah ta Lorena!
    Ciekawe co zrobi Louis!
    @TheAsiaShow_xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem ciekawa czy to zrobią? *o* z jednej strony byłoby fajnie i wgl kdsjlkasjdlkajsdkl ale z drugiej przecież to cel Lou... Kurde. Ona go kocha ;c on ją w głebi duszy też ale ten rąbany zakład wszystko psuje!

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowny rozdział! Lorena, wow, co tak Ci spieszno? Nie sądziłam, że tak daleko się posunie. Chociaż, kto by się oparł urokowi Lou? Fajnie, iż tłumaczysz to fanfiction, bo jest naprawdę niezłe. Dasz mi link do oryginału? Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Proszę! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zakładce jest, ale prosze: http://www.wattpad.com/19347429-drama-class-louis-tomlinson-chapter-1 , pozdrawiam ;*

      Usuń
  10. czekam na wtorek *-*

    OdpowiedzUsuń
  11. przeczytałam dzisiaj pierwszy raz te ff i zakochałam się *o*

    OdpowiedzUsuń
  12. Lorena jaka zmiana o.o ciekawość mnie zżera co bd w następnym rozdziale :D wydaje mi się że tego nie zrobią xD

    OdpowiedzUsuń
  13. Przyłączam się do pierwszego komentarza! Niech ją wywali z wagonika! A co! Złamie rękę, albo nogę to jej się odechce wygibasów z nieodpowiednimi chłopakami haha :D
    A tak poważnie, to miałam nadzieje, że Lorena go wystawi i energia po egzaminach mu wróci :P
    Daleko do wtorku, ale wytrzymamy :*

    OdpowiedzUsuń
  14. kolejny beznadziejny przypadek naćpania cukrem... co też oni wyrabiają! Znaczy Lori. Bożę niech Lou się nie zgodzi to byłby przypał jakby ich nakryli a jak ona się dowie o tym zakładzie...
    czy dobrze wyczuwam, że 'gra' Louisa wymyka się spod kontroli?
    CZEKAM NA NASTĘPNY!!
    @Irydda

    OdpowiedzUsuń
  15. O Boże tergo się nie spodziewałam. Czekam z niecierpliwością na następne tłumaczenie, bo ta niewiedza nie daje mi spokoju. Mam jednak złe przeczucia. Mimo,m że oboje coś do siebie poczuli, ta historia nie będzie mieć szczęśliwego zakończenia.

    OdpowiedzUsuń
  16. nie spodziewałam sie tego xd
    Lori nie rozbrykaj sie za bardzo XD
    aaaaaaaaaaaaa cuuuuuuuuuukier ♥
    czekam na następny
    @Patricia_Whoo

    OdpowiedzUsuń
  17. Ouuu nieźle. Nie rozumiem tego, jak po wacie cukrowej można dostać takiego kopa. Co do końcówki, to pewnie tego nie zrobią, chociaż mogliby, bo może wtedy by jej powiedział o zakładzie...
    Dawaj następny xd
    @JaZiemaniak_

    OdpowiedzUsuń
  18. KURWA KOŃCÓWKA WYMIATA! LORENA!? No nie poznaje Cię, dziewczyno! Osobiście to nigdy mi się nie zdarzyło tak odwalać po zjedzeniu dużej ilości cukru, ale czuję, że przy Tomlinsonie to do wszystkiego byłabym zdolna :) Czy ja mam jednak wrażenie czy on nie chciał tego zrobić? Zastanawiam sie tylko czemu? Dla zakładu i faktu, że ona za bardzo się zaangażowała i zaczyna się obawiać co będzie dalej, czy może nie chce jej zranić i nie chce by zakład dobiegł końca... Kurde sama nie wiem, bo Tomlinson swoją grą tak mi mąci w głowie, że się gubię :D Jednak początek rozdziału mnie rozjebał. Nie chce nic mówić, ale też mam na dzwonek Look After You <3 KURWA! :D Teraz to już chyba nigdy dzwonka nie zmienię :D
    JEEEZUSIU CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA NEXT! :D
    Będzie będzie się działo! Będzie zabawa :P (chyba xd hahah)

    OdpowiedzUsuń
  19. Okej, nadrobiłam 2 ostatnie rozdziały. Chyba jest kilka stylistycznych błędów, ale ja nie mogę się do tego bardzo przyczepiać, bo sama jestem w tym gorzej niż beznadziejna. hah. Ciesze się, że tłumaczysz to opowiadanie. Zawsze poprawia mi humor.
    No umh, zrobiło się bardzo gorąco, trochę jakby role się odwróciły. haha, czekam na kolejny! :) x

    OdpowiedzUsuń
  20. Boże, to opowiadanie jest za idealne, aby było prawdziwe. Ciekawe, ekscytujące, zapierające dech w piersi, omg. Kocham to! Louis w tym ff, niszczy mi psychike; jakiekolwiek oznaki racjonalengo myślenia, ale tak się kończy czytanie jakichkolwiek opowiadań w interecie, so ahah. Martwię się coraz bardziej zachowaniem Lori, bo jak widać, powoli zakochuje się w Lou, a on, cóż. Wiem, że będzie ciekawie, to na pewno. I końcówka >>>>>>>>>>>>>>>>>>>
    Mam nadzieję, że to opowiadanie, w polskim tłumaczeniu znajdzie jeszcze wielu czytelników. Życzę Ci sukcesu, na miarę tłumaczeń takich jak Dark, Danger, czy Bronx. Trzymam kciuki, za następny rozdział.
    Papa x

    OdpowiedzUsuń
  21. WOOOOOOOOOOOOOOAHHHHHHH, BOŻE, CO, BOŻE, CO, BOŻE, CO, BOŻE, CO, CZY ONI TO ZROBIĄ W WESOŁYM MIASTECZKU? co co co co CO CO CO CO CO ?
    Przepraszam, ale właśnie jestem podekscytowana i chyba skoczył mi cukier tak mocno, jak Lori, bo kurwa, przeczytałam dwa rozdziały pod rząd, a to za dużo na moje biedne nerwy. Przez Ciebie mam takie Lou's feelings, że chyba zaraz umrę - począwszy od BRAKU KOSZULKI (słyszycie mój płacz, małe, smutne pandy w Australii czy gdziekolwiek jesteście?), aż do sposobu, w JAKI ONI SIĘ W SOBIE ZAKOCHUJĄ, BO TO ROBIĄ, JEZU, ONI. TO. ROBIĄ. To całowanie, normalnie stężenie tego gestu przekorczylo moja wytrzymałość psychiczną, totalnie. I Louis, który zaczyna tracić kontrolę, ma wyrzuty sumienia, ale to dlatego, ŻE MU NA NIEJ ZALEŻY, KABOOM, MISIAKI! Dobra, szkoda mi Loreny, bo lądowanie będzie twarde, ale teraz jestem w stanie się tylko jarać, bo po prostu TO OPOWIADANIE TO JEST MASTERPIECE. DZIĘKUJĘ BARDZO, DOBRANOC <3
    KOCHAM CIĘ I PRZEPRASZAM ZA TAKI Z DUPY KOMENTARZ, ALE TO TWOJA WINA <3

    OdpowiedzUsuń