Louis' POV
- Pragnę cię - powiedziała, nim mnie pocałowała.
O nie.
To nie jest dobre.
To nie brzmi dobrze, w ogóle.
Głupia wata cukrowa. To jakaś katastrofa.
Przełknąłem ślinę, na przeciwko ust Loreny i spróbowałem się skoncentrować. Dobra, Louis, możesz to zrobić. Potrafisz zatrzymać dziewczynę, która chce uprawiać z tobą seks. Nieważne jak bardzo niemożliwie to brzmi w twojej głowie.
Lorena zaskoczyła mnie, odsuwając się ode mnie. Świetnie! Za pewne cukier zaczął opuszczać jej orga-
Oh, nie. Tylko nie szyja, tylko nie szyja! Nie dotykaj mojej szyi, przysięgam, ja- ahh, jakie to uczucie jest wspaniałe...
Jeśli wyjdziemy z tego żywi, nigdy nie zapomnę tego dnia.
Pokręciłem głową na boki i spróbowałem się ponownie skupić. Boże, to nie powinno być tak trudne.
Przełknąłem ślinę i chwyciłem jej nadgarstek, próbując jakoś przejać kontrolę nad sytuacją. Może jeśli zobaczy, że chcę ją jakoś zatrzymać, całkowicie zrezygn-
Albo stwierdziłem to za późno.
- Ah, kurwa! - słodki Jezu, kto nauczył ją jak dręczyć ludzi, kobieto?! - Nie, o mój boże...- wstrzymałem oddech.
Próbowałem, naprawdę próbowałem! Jeśli bym tego nie robił, to na pewno bylibyśmy teraz nadzy!
- Lorena, skarbie, pro- oh, boże - jej zimne dłonie dotknęły mojego odsłoniętego torsu. Spojrzałem na sufit, próbując odwrócić swoją uwagę. Oh, małe żarówki są takie ładne. I są w kształcie kółka. Jedna z nich nie działała. Inna nie była różowa tylko fioletowa. Albo moje oczy już same mnie oszukiwały. Nie wiem. Może to przez światło z zewną-
- Dobra, wystarczy! - krzyknąłem jak poczułem, że dłonie Loreny są przy zamku od moich spodni. Chwyciłem jej nadgarstki i sprawiłem, aby usiadła wraz ze mną. Nie mogłem pozwolić jej na więcej. Naprawdę nie potrzebowałem mieć teraz erekcji. - Posłuchaj mnie. - powiedziałem, głośno i czysto, upewniając się, iż zrozumiała. - Nie możemy tego zrobić tutaj. Albo gdziekolwiek indziej. Nie teraz. Nie w najbliższym czasie. Zrozumiałaś?
Zamrugała dwukrotnie, a wyraz jej twarzy był pusty.
- Masz piękne oczy - powiedziała marzycielsko i położyła swoją głowę na mojej klatce piersiowej. Gapiłem się na jej głowę przez sekundę, zanim usłyszałem jej westchnienie, więc poluźniłem uścisk.
Spojrzałem na zewnątrz, przez okno; moje usta nadal były otwarte w szoku. Nie mogłem uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło, po prostu nie mogłem. Nie tylko to, że Lorena prawie popełnia największy błąd w swoim życiu, ale w to, że byłem w stanie ją powstrzymać. To było definitywnie to, czego nigdy nie zapomnę.
- O mój boże. - westchnąłem, na co nic nie mogłem poradzić. Pogłaskałem jej włosy, próbując się uspokoić. Serce mi strasznie łomotało. Byłem pewien, że czuła mój puls, nawet jeśli nie była pochylona nad moją klatką.
Kilka minut później, diabelski młyn się zatrzymał, więc musiałem wyjść wraz z Lori. Pół-prowadziłem ją na zewnątrz, gdyż była nagle taka zmęczona. Nigdy nie widziałem nikogo, kto by w taki sposób reagował na cukier.
- Choć, kochanie, stań. - odparłem.
Moje ramię było ciasto owinięte wokół jej nadgarstka, dopóki nie mogła iść sama. Prawdopodobnie wyglądaliśmy dziwacznie, ale dbałem o jej zmęczenie po zbyt dużej dawce cukru.
- Idziemy do domu? Jestem śpiąca. - mruknęła i pochyliła się w moją stronę. Westchnąłem i zatrzymałem się, więc zadzwoniłem do Devon'a, chcąc się dowiedzieć, gdzie jest wraz z Caitlyn. Kiedy wykręcałem jego numer, Lorena odwróciła się i oparła się o mnie.
Objęła swoje ramiona wokół mnie i nic nie mogłem poradzić na to, że zacząłem chichotać; była naprawdę cudowna w tym stanie. Nie potrafiłem sobie wyobrazić jakby się zachowała, gdyby była naćpana.
- Osoba, z którą chcesz się połączyć, jest teraz nieosiągalna - kobiecy głos mnie zaskoczył. Prychnąłem i schowałem swój telefon z powrotem do kieszeni moich spodni, odrobinę zirytowany. Devon wybrał sobie świetny moment, aby być nieosiągalnym.
Westchnąłem, patrząc na Lorenę. Praktycznie spała na stojąco, a ja nienawidziłem siebie za to, że musiałem ją zmusić do pójścia piechotą.
- Lor, skarbie? Chodź, idziemy. - powiedziałem cicho, całując jej czoło. Usłyszałem jej westchnienie jak powoli się wyprostowała, pocierając palcami oczy. Gdy na mnie spojrzała, jej wyraz twarzy wskazywał zagubionego szczeniaczka. Uśmiechnąłem się trochę do niej. Naprawdę, nie było innego słowa poza "cudowna", który mógłby ją teraz opisać.
- Okej - odparła.
Owinęła swoje ramię wokół mojego nadgarstka. Drugą dłonią objąłem ją i powoli zaczęliśmy wracać do dormitoriów.
- Hej, Lou? - zagadnęła, nim ruszyliśmy się z miejsca.
- Tak? - spojrzałem na nią; oboje mieliśmy uniesione brwi ku górze.
- Mogę dostać więcej waty cukrowej?
- Nie - odpowiedziałem stanowczo, kręcąc głową - Nigdy. Nie. Nie w tym życiu.
Spojrzałem na nią; wpatrywała się w przestrzeń i powoli mrugała, a jej brwi były nieznacznie zmarszczone.
- Dlaczego nie mogę dostać więcej waty cukrowej? - zapytała w proteście i przez chwilę nie mogłem uwierzyć w to, iż była 21-latnią studentką.
- Ponieważ robisz głupie rzeczy, jeśli masz zwiększony cukier. - odparłem, pocierając jej ramię. - I nie chcę myśleć, czy byłbym w stanie cię zatrzymać, jeśli następnym razem zaczęłabyś robić te głupowate rzeczy ze mną.
To była prawda. Nie sądziłem, abym mógł ją powstrzymać, jeżeli by na mnie tak naskoczyła. Nie tylko z powodu zakładu, bo właściwie nie miał on już nic wspólnego z tym. Pragnąłem jej, ale zrobiłem dobrą rzecz, zatrzymując dzisiaj. Czułem w kościach, iż mogłaby tego żałować.
Opuściliśmy wesołe miasteczko, a Lorena przestała iść w przeciągu pięciu minut. Boże, tylko nie zacznij wymiotować.
- Co się stało? - zapytałem się, kiedy unosząc do góry jej brodę. Spojrzała na mnie, a jej oczy były w połowie zamknięte, ale nie wyglądała jakby miała wymiotować. Dzięki Bogu.
- Jestem naprawdę zmęczona. - odparła, a jej ciało było jakby miękkie, co mnie nie zaskoczyło. Kto nie byłby zmęczony po bieganiu przez prawie dwie godziny przez cholerną watę cukrową?
- Zostało nam tylko 10 minut drogi do dormitoriów. - odpowiedziałem, ale pokręciła głową. Z jej podwyższonym cukrem, obawiałem się, iż zaproponuje, abyśmy spali na chodniku.
- Nie mogę, wybacz. - wymamrotała brunetka; jej dłonie zasłaniały jej twarz. Przekręciłem głowę na jedną stronę; cóż, po prostu fantastycznie.
Westchnąłem, nie widząc innej drogi.
- Chodź tu - powiedziałem do niej. Lekko pisnęła, kiedy podniosłem ją w stylu ślubnym. Krótką chwilę mi zajęło złapanie równowagi, ale jak tylko mi się udało, zacząłem iść.
- Dziękuję. - wymamrotała Lorena, wtulając się w moją koszulkę. Nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu na ten widok. Jej włosy były całkowicie rozwalone, a jej twarz wyglądała jakby biła się z kotem. A jej ciało; była taka drobna. Czułem się jakbym przewoził dziecko na rowerze. Miała wszystko zaskakująco malutkie: dłonie, stopy, nadgarstki... Wszystko. Nie sądzę, aby ktokolwiek nie mógł się nią opiekować; była niczym w porównaniu do dziewczyn, które podrywałem i jeśli bym chciał, to z pewnością bym położył na niej swoje łapy. Czułem, że udusiłbym kogokolwiek, jeśli zbliżyłby się do niej. To była jedyna dziewczyna, która wywoływała u mnie takie uczucia. - Jesteśmy już? - zapytała śpiąco.
- Jeszcze chwilka, skarbie. - odparłem i pocałowałem ją w głowę. Kiedy to zrobiłem, odetchnęła i schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi, zanim wróciła do swojej poprzedniej pozycji.
- Zmarzłam. - skrzyżowała swoje ramiona, usiłując się rozgrzać.
- Wiem, Lori. Wytrzymaj jeszcze pięć minut. - powiedziałem przepraszająco, czując, że to moja wina, iż nie jest jej ciepło. Trochę przyspieszyłem. Przeszkadzało mi w jakimś stopniu to, iż zmarzła, a fakt, że to mi przeszkadzało, sprawiało, iż przeszkadzało mi to jeszcze bardziej. W kogo, do jasnej cholery się zmieniłem?
Lorena nic nie powiedziała inne przez najbliższe 5 minut. Doszedłem na szkolną ziemię. Poszedłem za szkolny budynek, do dormitoriów, jednak zapomniałem jak sie dostać do jej pokoju. Cholera jasna. Teraz musiałem ją obudzić.
- Lori? Lorena? - powiedziałem cicho. Wzięła głęboki wdech zanim delikatnie przekręciła swoją głowę w moją stronę.
- Tak? - prawie szepnęła, rozciągając ramiona.
- Gdzie jest twoje dormitorium? - zapytałem, a ona westchnęła, kładąc głową na moją klatkę piersiową.
- Czwarte piętro, korytarzem w lewo, pokój 41. - odparła prawie niesłyszalnie. Tylko skinąłem głową i zacząłem wspinać się po schodach do góry. Kiedy znalazłem się na czwartym piętrze, czułem się jakby przebiegł maraton; widocznie wchodzenie do góry z półprzytomnym ciałem na rękach nie było jedną z najprostszych rzeczy.
Stanąłem na przeciwko drzwi z numerem 41 i wziąłem głęboki wdech, próbując uspokoić serce. Po upływie minuty, wziąłem kolejny wdech, niechętnie budząc Lorenę, znowu.
- Lorena? Kochanie, obudź się. - powiedziałem, trochę nią trzęsąc. Nagle nabrała powietrza do ust i spojrzała na mnie, oczywiście trochę ją przeraził sposób, w jaki ją obudziłem.
- Coo...? -zapytała, mrugając kilkakrotnie na mnie. Przełknąłem ślinę, orientując się jak blisko były nasze twarze, po czym spojrzałem na drzwi od jej dormitorium.
- Jesteśmy na miejscu. - odparłem, a ona ponownie się we mnie wpatrywała przez kilka sekund, zanim uświadomiła sobie, o czym mówiłem.
- Oh. Dobra, możesz mnie postawić na ziemię. - uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłem ten gest. Ostrożnie wykonałem jej prośbę, po czym wyprostowałem swoją koszulkę. Zobaczyłem, ze otwierała właśnie drzwi.
- Do zobaczenia jutro, albo w następnym tygodniu. - uśmiechnąłem się do niej ponownie, a następnie zacząłem powoli odchodzić. Tak bardzo jak tego nienawidziłem przyznać; nie chciałem odchodzić. Chciałem z nią być.
- Czekaj, gdzie ty idziesz? - zapytała się mnie, a ja się odwróciłem. Uniosłem brwi w zaskoczeniu. Czy ona czyta mi w myślach?
- Um, idę do swojego dormitorium? - rzekłem, choć brzmiało to bardziej jak pytanie.
Lorena pokręciła swoją głową, ponownie mnie zaskakując.
- Mógłbyś ze mną zostać? Boję się ciemności. - uśmiechnęła się na końcu, a ja nie potrafiłem zrobić niczego innego jak wpatrywać się w nią. Czy ona właśnie zapytała się mnie o to, czy zostałbym z nią na noc?
- Lorena, ja-
- Prosze.
Odebrało mi mowę.
- Zostań.
Przekręciłem głowę na bok, nadal na nią patrząc. Nie potrafiłem ot tak od niej odejść. Nie teraz. Ugh, nie wierzę, że to się dzieje.
Westchnąłem.
- Dobrze.
Lorena uśmiechnęła się chyba najszerzej jak potrafiła, biorąc moją dłoń i wprowadzając mnie do dormitorium. Byłem w znajomym otoczeniu, kiedy usiadłem na jej łóżku.
- Posuniesz się? - zapytała uśmiechając się. Patrzyła na mnie zagubiona.
- Po-posunąć się? - mój głos był oniemiały.
- Tak. - popchnęła mnie w dół, a ja odebrałem to jako znak, żeby przesunąć się bardziej w dół jej łózka. Pociągnęła mnie tak, że leżałem obok niej. Położyłem się na plecach, nadal czując się trochę niezręcznie, będąc tutaj. Lorena położyła swoją głowę na mojej klatce, obejmując mój tors. Powoli objąłem ją ramieniem, kładąc swoją rękę na jej nadgarstek. Nie potrafiłem się odważyć ruszyć ani na milimetr; nigdy nie byłem w takiej sytuacji, nie wiedziałem, co robić. - Słyszałam jak dzisiaj śpiewałeś.
Uśmiechnąłem się, przypominając sobie Little Bird Ed'a Sheeran'a, którą grali w sklepie z lodami, kiedy tam byliśmy. Nic nie mogłem poradzić na to, iż śpiewałem; musiałem.
- Współczuję - odparłem, uśmiechając się.
Lorena uniosła swoją głowę z mojej klatki i spojrzała na mnie, delikatnie marszcząc brwi. Czy powiedziałem coś, czego nie powinienem był mówić?
- Jesteś w tym świetny, Louis. - odparła poważnie. Wyszczerzyłem się. To nie był pierwszy raz, kiedy mój głos został skomplementowany, ale słyszeć to od niej... naprawdę uwierzyłem, że miałem fajny głos.
- Dzięki - powiedziałem jak położyła się ponownie.
- Mógłbyś mi zaśpiewać? - zapytała niespodziewanie, co mnie zaskoczyło.
- Um, pewnie. - rzekłem trochę spanikowany. Co powinienem jej zaśpiewać? Little Bird? Look After You, mój dzwonek? Ugh, dlaczego nie powiedziałem n-
Właściwie to znałem idealną piosenkę!
Odchrząknąłem i wziąłem głęboki wdech, nim zacząłem.
- "Aren't you something, to admire, 'cause your shine is something like a mirror, and I can't help but notice, you reflect in heart of mine..."
- Pragnę cię - powiedziała, nim mnie pocałowała.
O nie.
To nie jest dobre.
To nie brzmi dobrze, w ogóle.
Głupia wata cukrowa. To jakaś katastrofa.
Przełknąłem ślinę, na przeciwko ust Loreny i spróbowałem się skoncentrować. Dobra, Louis, możesz to zrobić. Potrafisz zatrzymać dziewczynę, która chce uprawiać z tobą seks. Nieważne jak bardzo niemożliwie to brzmi w twojej głowie.
Lorena zaskoczyła mnie, odsuwając się ode mnie. Świetnie! Za pewne cukier zaczął opuszczać jej orga-
Oh, nie. Tylko nie szyja, tylko nie szyja! Nie dotykaj mojej szyi, przysięgam, ja- ahh, jakie to uczucie jest wspaniałe...
Jeśli wyjdziemy z tego żywi, nigdy nie zapomnę tego dnia.
Pokręciłem głową na boki i spróbowałem się ponownie skupić. Boże, to nie powinno być tak trudne.
Przełknąłem ślinę i chwyciłem jej nadgarstek, próbując jakoś przejać kontrolę nad sytuacją. Może jeśli zobaczy, że chcę ją jakoś zatrzymać, całkowicie zrezygn-
Albo stwierdziłem to za późno.
- Ah, kurwa! - słodki Jezu, kto nauczył ją jak dręczyć ludzi, kobieto?! - Nie, o mój boże...- wstrzymałem oddech.
Próbowałem, naprawdę próbowałem! Jeśli bym tego nie robił, to na pewno bylibyśmy teraz nadzy!
- Lorena, skarbie, pro- oh, boże - jej zimne dłonie dotknęły mojego odsłoniętego torsu. Spojrzałem na sufit, próbując odwrócić swoją uwagę. Oh, małe żarówki są takie ładne. I są w kształcie kółka. Jedna z nich nie działała. Inna nie była różowa tylko fioletowa. Albo moje oczy już same mnie oszukiwały. Nie wiem. Może to przez światło z zewną-
- Dobra, wystarczy! - krzyknąłem jak poczułem, że dłonie Loreny są przy zamku od moich spodni. Chwyciłem jej nadgarstki i sprawiłem, aby usiadła wraz ze mną. Nie mogłem pozwolić jej na więcej. Naprawdę nie potrzebowałem mieć teraz erekcji. - Posłuchaj mnie. - powiedziałem, głośno i czysto, upewniając się, iż zrozumiała. - Nie możemy tego zrobić tutaj. Albo gdziekolwiek indziej. Nie teraz. Nie w najbliższym czasie. Zrozumiałaś?
Zamrugała dwukrotnie, a wyraz jej twarzy był pusty.
- Masz piękne oczy - powiedziała marzycielsko i położyła swoją głowę na mojej klatce piersiowej. Gapiłem się na jej głowę przez sekundę, zanim usłyszałem jej westchnienie, więc poluźniłem uścisk.
Spojrzałem na zewnątrz, przez okno; moje usta nadal były otwarte w szoku. Nie mogłem uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło, po prostu nie mogłem. Nie tylko to, że Lorena prawie popełnia największy błąd w swoim życiu, ale w to, że byłem w stanie ją powstrzymać. To było definitywnie to, czego nigdy nie zapomnę.
- O mój boże. - westchnąłem, na co nic nie mogłem poradzić. Pogłaskałem jej włosy, próbując się uspokoić. Serce mi strasznie łomotało. Byłem pewien, że czuła mój puls, nawet jeśli nie była pochylona nad moją klatką.
Kilka minut później, diabelski młyn się zatrzymał, więc musiałem wyjść wraz z Lori. Pół-prowadziłem ją na zewnątrz, gdyż była nagle taka zmęczona. Nigdy nie widziałem nikogo, kto by w taki sposób reagował na cukier.
- Choć, kochanie, stań. - odparłem.
Moje ramię było ciasto owinięte wokół jej nadgarstka, dopóki nie mogła iść sama. Prawdopodobnie wyglądaliśmy dziwacznie, ale dbałem o jej zmęczenie po zbyt dużej dawce cukru.
- Idziemy do domu? Jestem śpiąca. - mruknęła i pochyliła się w moją stronę. Westchnąłem i zatrzymałem się, więc zadzwoniłem do Devon'a, chcąc się dowiedzieć, gdzie jest wraz z Caitlyn. Kiedy wykręcałem jego numer, Lorena odwróciła się i oparła się o mnie.
Objęła swoje ramiona wokół mnie i nic nie mogłem poradzić na to, że zacząłem chichotać; była naprawdę cudowna w tym stanie. Nie potrafiłem sobie wyobrazić jakby się zachowała, gdyby była naćpana.
- Osoba, z którą chcesz się połączyć, jest teraz nieosiągalna - kobiecy głos mnie zaskoczył. Prychnąłem i schowałem swój telefon z powrotem do kieszeni moich spodni, odrobinę zirytowany. Devon wybrał sobie świetny moment, aby być nieosiągalnym.
Westchnąłem, patrząc na Lorenę. Praktycznie spała na stojąco, a ja nienawidziłem siebie za to, że musiałem ją zmusić do pójścia piechotą.
- Lor, skarbie? Chodź, idziemy. - powiedziałem cicho, całując jej czoło. Usłyszałem jej westchnienie jak powoli się wyprostowała, pocierając palcami oczy. Gdy na mnie spojrzała, jej wyraz twarzy wskazywał zagubionego szczeniaczka. Uśmiechnąłem się trochę do niej. Naprawdę, nie było innego słowa poza "cudowna", który mógłby ją teraz opisać.
- Okej - odparła.
Owinęła swoje ramię wokół mojego nadgarstka. Drugą dłonią objąłem ją i powoli zaczęliśmy wracać do dormitoriów.
- Hej, Lou? - zagadnęła, nim ruszyliśmy się z miejsca.
- Tak? - spojrzałem na nią; oboje mieliśmy uniesione brwi ku górze.
- Mogę dostać więcej waty cukrowej?
- Nie - odpowiedziałem stanowczo, kręcąc głową - Nigdy. Nie. Nie w tym życiu.
Spojrzałem na nią; wpatrywała się w przestrzeń i powoli mrugała, a jej brwi były nieznacznie zmarszczone.
- Dlaczego nie mogę dostać więcej waty cukrowej? - zapytała w proteście i przez chwilę nie mogłem uwierzyć w to, iż była 21-latnią studentką.
- Ponieważ robisz głupie rzeczy, jeśli masz zwiększony cukier. - odparłem, pocierając jej ramię. - I nie chcę myśleć, czy byłbym w stanie cię zatrzymać, jeśli następnym razem zaczęłabyś robić te głupowate rzeczy ze mną.
To była prawda. Nie sądziłem, abym mógł ją powstrzymać, jeżeli by na mnie tak naskoczyła. Nie tylko z powodu zakładu, bo właściwie nie miał on już nic wspólnego z tym. Pragnąłem jej, ale zrobiłem dobrą rzecz, zatrzymując dzisiaj. Czułem w kościach, iż mogłaby tego żałować.
Opuściliśmy wesołe miasteczko, a Lorena przestała iść w przeciągu pięciu minut. Boże, tylko nie zacznij wymiotować.
- Co się stało? - zapytałem się, kiedy unosząc do góry jej brodę. Spojrzała na mnie, a jej oczy były w połowie zamknięte, ale nie wyglądała jakby miała wymiotować. Dzięki Bogu.
- Jestem naprawdę zmęczona. - odparła, a jej ciało było jakby miękkie, co mnie nie zaskoczyło. Kto nie byłby zmęczony po bieganiu przez prawie dwie godziny przez cholerną watę cukrową?
- Zostało nam tylko 10 minut drogi do dormitoriów. - odpowiedziałem, ale pokręciła głową. Z jej podwyższonym cukrem, obawiałem się, iż zaproponuje, abyśmy spali na chodniku.
- Nie mogę, wybacz. - wymamrotała brunetka; jej dłonie zasłaniały jej twarz. Przekręciłem głowę na jedną stronę; cóż, po prostu fantastycznie.
Westchnąłem, nie widząc innej drogi.
- Chodź tu - powiedziałem do niej. Lekko pisnęła, kiedy podniosłem ją w stylu ślubnym. Krótką chwilę mi zajęło złapanie równowagi, ale jak tylko mi się udało, zacząłem iść.
- Dziękuję. - wymamrotała Lorena, wtulając się w moją koszulkę. Nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu na ten widok. Jej włosy były całkowicie rozwalone, a jej twarz wyglądała jakby biła się z kotem. A jej ciało; była taka drobna. Czułem się jakbym przewoził dziecko na rowerze. Miała wszystko zaskakująco malutkie: dłonie, stopy, nadgarstki... Wszystko. Nie sądzę, aby ktokolwiek nie mógł się nią opiekować; była niczym w porównaniu do dziewczyn, które podrywałem i jeśli bym chciał, to z pewnością bym położył na niej swoje łapy. Czułem, że udusiłbym kogokolwiek, jeśli zbliżyłby się do niej. To była jedyna dziewczyna, która wywoływała u mnie takie uczucia. - Jesteśmy już? - zapytała śpiąco.
- Jeszcze chwilka, skarbie. - odparłem i pocałowałem ją w głowę. Kiedy to zrobiłem, odetchnęła i schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi, zanim wróciła do swojej poprzedniej pozycji.
- Zmarzłam. - skrzyżowała swoje ramiona, usiłując się rozgrzać.
- Wiem, Lori. Wytrzymaj jeszcze pięć minut. - powiedziałem przepraszająco, czując, że to moja wina, iż nie jest jej ciepło. Trochę przyspieszyłem. Przeszkadzało mi w jakimś stopniu to, iż zmarzła, a fakt, że to mi przeszkadzało, sprawiało, iż przeszkadzało mi to jeszcze bardziej. W kogo, do jasnej cholery się zmieniłem?
Lorena nic nie powiedziała inne przez najbliższe 5 minut. Doszedłem na szkolną ziemię. Poszedłem za szkolny budynek, do dormitoriów, jednak zapomniałem jak sie dostać do jej pokoju. Cholera jasna. Teraz musiałem ją obudzić.
- Lori? Lorena? - powiedziałem cicho. Wzięła głęboki wdech zanim delikatnie przekręciła swoją głowę w moją stronę.
- Tak? - prawie szepnęła, rozciągając ramiona.
- Gdzie jest twoje dormitorium? - zapytałem, a ona westchnęła, kładąc głową na moją klatkę piersiową.
- Czwarte piętro, korytarzem w lewo, pokój 41. - odparła prawie niesłyszalnie. Tylko skinąłem głową i zacząłem wspinać się po schodach do góry. Kiedy znalazłem się na czwartym piętrze, czułem się jakby przebiegł maraton; widocznie wchodzenie do góry z półprzytomnym ciałem na rękach nie było jedną z najprostszych rzeczy.
Stanąłem na przeciwko drzwi z numerem 41 i wziąłem głęboki wdech, próbując uspokoić serce. Po upływie minuty, wziąłem kolejny wdech, niechętnie budząc Lorenę, znowu.
- Lorena? Kochanie, obudź się. - powiedziałem, trochę nią trzęsąc. Nagle nabrała powietrza do ust i spojrzała na mnie, oczywiście trochę ją przeraził sposób, w jaki ją obudziłem.
- Coo...? -zapytała, mrugając kilkakrotnie na mnie. Przełknąłem ślinę, orientując się jak blisko były nasze twarze, po czym spojrzałem na drzwi od jej dormitorium.
- Jesteśmy na miejscu. - odparłem, a ona ponownie się we mnie wpatrywała przez kilka sekund, zanim uświadomiła sobie, o czym mówiłem.
- Oh. Dobra, możesz mnie postawić na ziemię. - uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłem ten gest. Ostrożnie wykonałem jej prośbę, po czym wyprostowałem swoją koszulkę. Zobaczyłem, ze otwierała właśnie drzwi.
- Do zobaczenia jutro, albo w następnym tygodniu. - uśmiechnąłem się do niej ponownie, a następnie zacząłem powoli odchodzić. Tak bardzo jak tego nienawidziłem przyznać; nie chciałem odchodzić. Chciałem z nią być.
- Czekaj, gdzie ty idziesz? - zapytała się mnie, a ja się odwróciłem. Uniosłem brwi w zaskoczeniu. Czy ona czyta mi w myślach?
- Um, idę do swojego dormitorium? - rzekłem, choć brzmiało to bardziej jak pytanie.
Lorena pokręciła swoją głową, ponownie mnie zaskakując.
- Mógłbyś ze mną zostać? Boję się ciemności. - uśmiechnęła się na końcu, a ja nie potrafiłem zrobić niczego innego jak wpatrywać się w nią. Czy ona właśnie zapytała się mnie o to, czy zostałbym z nią na noc?
- Lorena, ja-
- Prosze.
Odebrało mi mowę.
- Zostań.
Przekręciłem głowę na bok, nadal na nią patrząc. Nie potrafiłem ot tak od niej odejść. Nie teraz. Ugh, nie wierzę, że to się dzieje.
Westchnąłem.
- Dobrze.
Lorena uśmiechnęła się chyba najszerzej jak potrafiła, biorąc moją dłoń i wprowadzając mnie do dormitorium. Byłem w znajomym otoczeniu, kiedy usiadłem na jej łóżku.
- Posuniesz się? - zapytała uśmiechając się. Patrzyła na mnie zagubiona.
- Po-posunąć się? - mój głos był oniemiały.
- Tak. - popchnęła mnie w dół, a ja odebrałem to jako znak, żeby przesunąć się bardziej w dół jej łózka. Pociągnęła mnie tak, że leżałem obok niej. Położyłem się na plecach, nadal czując się trochę niezręcznie, będąc tutaj. Lorena położyła swoją głowę na mojej klatce, obejmując mój tors. Powoli objąłem ją ramieniem, kładąc swoją rękę na jej nadgarstek. Nie potrafiłem się odważyć ruszyć ani na milimetr; nigdy nie byłem w takiej sytuacji, nie wiedziałem, co robić. - Słyszałam jak dzisiaj śpiewałeś.
Uśmiechnąłem się, przypominając sobie Little Bird Ed'a Sheeran'a, którą grali w sklepie z lodami, kiedy tam byliśmy. Nic nie mogłem poradzić na to, iż śpiewałem; musiałem.
- Współczuję - odparłem, uśmiechając się.
Lorena uniosła swoją głowę z mojej klatki i spojrzała na mnie, delikatnie marszcząc brwi. Czy powiedziałem coś, czego nie powinienem był mówić?
- Jesteś w tym świetny, Louis. - odparła poważnie. Wyszczerzyłem się. To nie był pierwszy raz, kiedy mój głos został skomplementowany, ale słyszeć to od niej... naprawdę uwierzyłem, że miałem fajny głos.
- Dzięki - powiedziałem jak położyła się ponownie.
- Mógłbyś mi zaśpiewać? - zapytała niespodziewanie, co mnie zaskoczyło.
- Um, pewnie. - rzekłem trochę spanikowany. Co powinienem jej zaśpiewać? Little Bird? Look After You, mój dzwonek? Ugh, dlaczego nie powiedziałem n-
Właściwie to znałem idealną piosenkę!
Odchrząknąłem i wziąłem głęboki wdech, nim zacząłem.
- "Aren't you something, to admire, 'cause your shine is something like a mirror, and I can't help but notice, you reflect in heart of mine..."
****
Jakby ktoś pytał to piosenka, którą Lou zaśpiewa Lori to Mirrors - JT, ale o tym dowiedziałybyście się w następnym rozdziale ^^
Właściwie to myślę, że Tommo zachował się zajebiście ! Boże, czy tylko ja go tutaj kocham?!♥
Mogę się wam pochwalić, że mam już 4 rozdziały do przodu przetłumaczone, więc to, kiedy je wstawię zależy od was, tak szczerze.
Miłego poniedziałku xo
omg ! Louis zachował się zajebiście i tak słodko jksadhkjha *-*
OdpowiedzUsuńLori awwwwwwwwwwwww ♥
@Patricia_Whoo
czekam na następny :)
awwwww *___* to wszystko takie słodkie nalnvcanvkjbkajbvkbakjb
OdpowiedzUsuńczekam na nn ;3 @Dreamer5512
Awwwwwwwww Lou był taki słodki i opiekuńczy. Czy ja mogę zakochać się w kimś kto będzie taki dla mnie? Szkoda, że ten zakład wszystko zjebie, ale bez niego Lou by się nie zakochał... Nieważne xd
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, dodawaj szybko.
@JaZiemniak_
Podoba mi się twoje tłumaczenie. Naprawdę można je zrozumieć i muszę Ci powiedzieć, że idzie Ci lepiej niż na początku, gdzie zdania miały trochę nie zrozumiałą składnie. Teraz nie mam żadnych zarzutów i sama opowieść, tak samo jak i twoje tłumaczenie, jest naprawdę fantastyczne. Dziękuje, że je tłumaczysz. :)
OdpowiedzUsuńŻyczę dalszych sukcesów.
Aww od dzisiaj lubię tutaj Lou!
OdpowiedzUsuńNie zachował się jak dupek, a mógł!
To jest super <3
I wgl aww 4 rozdziały masz xx
I te zdania, no wiesz, huehuehue aż się śmiałam, jak je czytałam, normalnie widziałam je po angielsku xDD
Czekam na kolejny skarbie <3
@TheAsiaShow_xx
OCH, BOŻE.
OdpowiedzUsuńOCH, BOŻE.
OCH, BOŻE.
Zakończyłabym komentarz na milionie "OCH, BOŻE", bo szczerze mówiąc, brakuje mi słów. A to się rzadko zdarza! Ale ponieważ cenię cholernie Ciebie i Twoje blogi, to zdobędę się na więcej.
Po pierwsze - LOUIS, KOCHAM CIĘ. Już bez żadnego "ale". Bo pokazał w tym rozdziale - może nieświadomie - że zależy mu na Lorenie. Jeszcze kilka rozdziałów dalej perfidnie wykorzystałby sytuację i odhaczył ją na swojej liście, wygrywając zakład. A teraz? Powstrzymując się - a było to trudne, jego myśli to czyste mistrzostwo :D - i odwodząc Lori od tego kroku, pokazał, że ma jaja. I to nie tylko w spodniach, ale i w głowie - a to jest cholernie rzadkie u facetów dzisiaj.
Cała dalsza część to jedno, wielkie, AWWWW <3 Jak ją niósł, jak się zachwycał jej maleńkością (siebie sobie w tej sytuacji nie mogłam wyobrazić, bo co jak co, ale maleńka nigdy nie będę :P) i w ogóle, jak leżeli potem, a on jej śpiewał... SPEECHLESS, WORDLESS, COKOLWIEK, KOCHANIE, DAJ PO PROSTU TEN ROZDZIAŁ, ABYM MOGŁA UMRZEĆ SOBIE W SPOKOJU <3
ochochoch! Kocham Cię za tłumaczenie tego bloga <3
OdpowiedzUsuńco to jest, że na każdego działa wata cukrowa! to jakiś narkotyk XXI w.! za niedługo będzie się mówić 'prowadził pod wpływem waty cukrowej..' nie nic, takie tam moje rozkminy, wracajmy do tego zajebistego fanfikszyn! xD
OdpowiedzUsuńLouis... hehe, Louisowi trudno się było opanować, hehehehehe xD Haha, te jego myśli skierowane do Lori, omg, hahah lałam się jak głupia (a chyba nie powinnam...) i przyznam, że troszkę bicie mojego kamiennego serduszka przyśpieszyło :P
A Lor... Lori się robi... odważna :D Co ten Tommo z nią robi, zresztą wpływ jest w obie strony, hah, Lou się zmienia jak Lor! Czuję chemię, czuję chemię!
Tylko solą w oku jest myśl gdzieś na skraju mózgu... że on to robi dla zakładu... :c że mu to po drodze... :/
Słońce uwielbiam cię za to, że tłumaczysz DC! xx
@Irydda
http://through-the-dark-fanfiction.blogspot.com/
KOCHAM, KOCHAM I JESZCZE RAZ KOCHAM <3 WCIĄGNĘŁAM WSZYSTKIE ROZDZIAŁY, TO JEST NIESAMOWITE I BARDZO ROMANTYCZNE, LOU SIĘ ZAKOCHAŁ <3 POZDRAWIAM! @King_Doncaster
OdpowiedzUsuńGenialny !!! Lou jest taki słodki :)
OdpowiedzUsuńCzekam nn ;* xx @JustynaJanik3
TO JEST NAJLEPSZY ROZDZIAŁ [jak dotąd przynajmniej] i oby TAKICH więcej!
OdpowiedzUsuńLori zdecydowanie przegina z cukrem i już nie mogę się doczekać jej zażenowania jak się rano obudzą. No chyba, że Lou wyjdzie zanim wzejdzie słoneczko.
Całe jego zachowanie w tym rozdziale sprawia, że patrzę na niego zupełnie inaczej. Nie ulega też wątpliwości, że w genialny sposób zostało też to opisane i przetłumaczone :)
Świetne na poprawę humoru po ciężkim dniu w szkole :*
Czekam na następny i szczerze zazdroszczę ferii :(
KURWA MAĆ JA CHCE NASTĘPNY! TERAZ! TO JEST TAKIE ZAJE-KURWA-BISTE! KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM TOMLINSONA TUTAJ! Uwielbiam go jako tego cholernego skurczybyka od zakładu i jako zajebistego gościa z tego rozdziału! Zachował się tak jak powinienem! A te jego wahanie... NOOOO KURWAAAA! Nie tylko Ty go słońce kochasz! JA GO PO PROSTU UWIELBIAM W TY FF! Kurwa jestem tak nieogarnięta po tym rozdziale.. Od razu wiedziałam, że to cudowna piosenka Timberlake i zaczęłam nucić ją przez Tommo pod nosem :D
OdpowiedzUsuńJezu kocham go w tym opo! Tak wiem powtarzam się, ale go kurwa ubóstwiam! Lorena będzie pewnie w lekkim szoku, ale czuje, że się ucieszy jak go zobaczy i usłyszy ten zajebiście zachrypnięty głos o poranku! O MATKO! Justa ogar! XD
Nie no ja kończę, bo przez to opowiadanie tak pierdole jak chyba jeszcze nigdy! To Twoja wina, ale i tak Cię kocham! <3
Chce następny! <3
Niestety zepsułam sobie niespodziankę i przeczytałam wcześniej oryginał. Czekam na kolejne tłumaczenie z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńKocham tego fanfika
OdpowiedzUsuńO Boże! Ten rozdział jest cudowny, omg. Masz racje, Louis zachował się cudownie. Kochany, uroczy, nie chcący jej skrzywdzić. Znaczy zależy, jak postrzegamy pojęcie ''skrzywdzić''. Nie do końca, go jeszcze rozgryzłam. No bo z jednej strony, chce się z nią po prostu przespać, wygrać zakład, a z drugiej, te wszystkie jego myśli, jaka jest piękna i cudowna, jeju. Nie mogę się doczekać, następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńRozdział jest wesoły, ciekawy, jak każdy Drama Class. Całkiem serio, haha.
Czekam na następne tłumaczenie.
+ brawo dla naszych chłopców na Brit!