Louis' POV
Jęknąłem i odwróciłem, leżąc, w stronę drzwi, w które ktoś natrętnie pukał. Czułem jakby łomotało mi w głowie.
- Zach, mógłbyś otworzyć? - powiedziałem, zasłaniając sobie oczy dłońmi. Kiedy po pięciu sekundach nic się nie wydarzyło, a pukanie nie ustawało, westchnąłem i rozejrzałem się po pokoju. Łóżko Zach'a było rozwalone, jak zawsze, jednak nigdzie go nie widziałem. - Zach? - zapytałem. Prawdopodobnie był w łazience... Tylko nie słyszałem płynącej wody. - Jezu, już idę!
Wstałem, gdy ktoś nadal pięknie napastował moje drzwi. Cudowne rozpoczęcie dnia. Kto mógłby być tak wcześnie? Nigdy wcześniej to się nie wydarzyło. Cóż, może tak, ale Zach zawsze otwierał drzwi, gdyż ja byłem totalnie nieprzytomny.
- Kto tam? - zapytałem, kiedy otworzyłem drzwi, ale nie oczy.
- Dzień dobry, Louis. - usłyszałem damski głos i natychmiast domyśliłem się, kto to był.
- Ciebie też witam. - otworzyłem oczy, a następnie ujrzałem Caitlyn, która lustrowała moje ciało. Kiedy spojrzałem w doł, uzmysłowiłem sobie, iż nie założyłem koszulki. - Bardzo śmieszne. - odparłem z leniwym uśmiechem na twarzy, nawet nie przeszkadzało mi to. - Co tam, Caitlyn?
Pochyliłem się nad drzwiami i spojrzałem na nią. Szczerzyła się do mnie?
- Przyszłam ci powiedzieć o tym klubie w sobotę. - rozpromieniła się. Chwilę mi zajęło, zanim załapałem, o czym do mnie mówiła. Przypomniałem sobie naszą dwójkę rozmawiającą na korytarzu o urodzinach Loreny, dwa dni temu. Skinąłem jej.
- Yeah, więc? - zapytałem o klub, ponownie zamykając swoje oczy.
Caitlyn nic nie powiedziała przez kilka sekund, więc otworzyłem oczy i zobaczyłem, że patrzyła na mnie niepewnym wzrokiem.
- Może powinnam ci to napisać. Mogę wejść? - zapytała, a ja zachichotałem. Nie obraziłem się za to, że pomyślała, iż mógłbym zapomnieć nazwę tego klubu. Właściwie, to gdyby nie powiedziała do mnie Louis, kiedy otworzyłem jej drzwi, nadal bym myślał, że mam na imię Frank.
- Tylko na twoje własne ryzyko. - odparłem i odsunąłem się, aby Caitlyn mogła wejść. Jednym szybkim krokiem przeszła przez próg, obserwując pokój z przerażeniem w oczach.
- O rany. - mruknęła, a ja nie potrafiłem powstrzymać śmiechu. Zabawnie było patrzeć jak dziewczyny reagują na nasze dormitorium. - Lorenie by się to nie spodobało. - skomentowała, krzyżując ręce pod piersiami. Wyglądała jakby obawiała się tego, że coś mogłoby na nią skoczyć.
Westchnąłem, gdy położyłem się z powrotem w łóżku, podczas, kiedy Caitlyn nadal stała na środku pokoju, powoli zaczynając mnie wkurzać. Nie byłem w nastroju na cokolwiek tak wcześnie rano.
- Masz kilka notatników na stole, oderwij kawałek kartki i połóż ją gdziekolwiek, byle bym mógł ją zobaczyć. - odparłem. Usłyszałem jak Caitlyn idzie po pokoju, a wkrótce potem w pomieszczeniu można było usłyszeć dźwięk drącej się kartki. Co oznaczało, że wkrótce wyjdzie.
- Okay, więc klub nazywa się Puzzle i jest w Waterloo... Jest tylko jeden klub, który tak się nazywa, więc go nie przegapisz. - powiedziała, podczas, gdy ja cały czas kiwałem twierdząco głową, nawet jeśli słyszałem tylko połowę tego, co mówiła.
- Dobra, możesz już iść. - westchnąłem, próbując zasnąć.
- Jasne, Lou. Um, mogę cię o coś zapytać?
- Czego?! - jęknąłem.
- Dlaczego nie jesteś na swoich zajęciach?
Otworzyłem oczy i spojrzałem na Caitlyn. Zmarszczyła swoje brwi, a ja tylko wzruszyłem ramionami.
- Jest środa. Nie mam dwóch pierwszych lekcji. - odparłem, ale poczułem się dziwnie. Prawie źle, mówiąc to.
Caitlyn się zaśmiała, co mnie zaskoczyło. Teraz przyszła moja kolej na zmarszczenie brwi na nią.
- Co cię tak śmieszy? - zapytałem, siadając i nagle poczułem się niespokojnie.
- Oh, Louis - zaczęła Caitlyn z uśmiechem na swoich ustach - Jest czwartek i za pięć minut masz sztukę. Pa! - powiedziała i szybko wyszła z dormitorium. Sekundę zajęło mi uświadomienie sobie, co powiedziała, a kiedy to zrobiłem...
- Cholera.
Jęknąłem i odwróciłem, leżąc, w stronę drzwi, w które ktoś natrętnie pukał. Czułem jakby łomotało mi w głowie.
- Zach, mógłbyś otworzyć? - powiedziałem, zasłaniając sobie oczy dłońmi. Kiedy po pięciu sekundach nic się nie wydarzyło, a pukanie nie ustawało, westchnąłem i rozejrzałem się po pokoju. Łóżko Zach'a było rozwalone, jak zawsze, jednak nigdzie go nie widziałem. - Zach? - zapytałem. Prawdopodobnie był w łazience... Tylko nie słyszałem płynącej wody. - Jezu, już idę!
Wstałem, gdy ktoś nadal pięknie napastował moje drzwi. Cudowne rozpoczęcie dnia. Kto mógłby być tak wcześnie? Nigdy wcześniej to się nie wydarzyło. Cóż, może tak, ale Zach zawsze otwierał drzwi, gdyż ja byłem totalnie nieprzytomny.
- Kto tam? - zapytałem, kiedy otworzyłem drzwi, ale nie oczy.
- Dzień dobry, Louis. - usłyszałem damski głos i natychmiast domyśliłem się, kto to był.
- Ciebie też witam. - otworzyłem oczy, a następnie ujrzałem Caitlyn, która lustrowała moje ciało. Kiedy spojrzałem w doł, uzmysłowiłem sobie, iż nie założyłem koszulki. - Bardzo śmieszne. - odparłem z leniwym uśmiechem na twarzy, nawet nie przeszkadzało mi to. - Co tam, Caitlyn?
Pochyliłem się nad drzwiami i spojrzałem na nią. Szczerzyła się do mnie?
- Przyszłam ci powiedzieć o tym klubie w sobotę. - rozpromieniła się. Chwilę mi zajęło, zanim załapałem, o czym do mnie mówiła. Przypomniałem sobie naszą dwójkę rozmawiającą na korytarzu o urodzinach Loreny, dwa dni temu. Skinąłem jej.
- Yeah, więc? - zapytałem o klub, ponownie zamykając swoje oczy.
Caitlyn nic nie powiedziała przez kilka sekund, więc otworzyłem oczy i zobaczyłem, że patrzyła na mnie niepewnym wzrokiem.
- Może powinnam ci to napisać. Mogę wejść? - zapytała, a ja zachichotałem. Nie obraziłem się za to, że pomyślała, iż mógłbym zapomnieć nazwę tego klubu. Właściwie, to gdyby nie powiedziała do mnie Louis, kiedy otworzyłem jej drzwi, nadal bym myślał, że mam na imię Frank.
- Tylko na twoje własne ryzyko. - odparłem i odsunąłem się, aby Caitlyn mogła wejść. Jednym szybkim krokiem przeszła przez próg, obserwując pokój z przerażeniem w oczach.
- O rany. - mruknęła, a ja nie potrafiłem powstrzymać śmiechu. Zabawnie było patrzeć jak dziewczyny reagują na nasze dormitorium. - Lorenie by się to nie spodobało. - skomentowała, krzyżując ręce pod piersiami. Wyglądała jakby obawiała się tego, że coś mogłoby na nią skoczyć.
Westchnąłem, gdy położyłem się z powrotem w łóżku, podczas, kiedy Caitlyn nadal stała na środku pokoju, powoli zaczynając mnie wkurzać. Nie byłem w nastroju na cokolwiek tak wcześnie rano.
- Masz kilka notatników na stole, oderwij kawałek kartki i połóż ją gdziekolwiek, byle bym mógł ją zobaczyć. - odparłem. Usłyszałem jak Caitlyn idzie po pokoju, a wkrótce potem w pomieszczeniu można było usłyszeć dźwięk drącej się kartki. Co oznaczało, że wkrótce wyjdzie.
- Okay, więc klub nazywa się Puzzle i jest w Waterloo... Jest tylko jeden klub, który tak się nazywa, więc go nie przegapisz. - powiedziała, podczas, gdy ja cały czas kiwałem twierdząco głową, nawet jeśli słyszałem tylko połowę tego, co mówiła.
- Dobra, możesz już iść. - westchnąłem, próbując zasnąć.
- Jasne, Lou. Um, mogę cię o coś zapytać?
- Czego?! - jęknąłem.
- Dlaczego nie jesteś na swoich zajęciach?
Otworzyłem oczy i spojrzałem na Caitlyn. Zmarszczyła swoje brwi, a ja tylko wzruszyłem ramionami.
- Jest środa. Nie mam dwóch pierwszych lekcji. - odparłem, ale poczułem się dziwnie. Prawie źle, mówiąc to.
Caitlyn się zaśmiała, co mnie zaskoczyło. Teraz przyszła moja kolej na zmarszczenie brwi na nią.
- Co cię tak śmieszy? - zapytałem, siadając i nagle poczułem się niespokojnie.
- Oh, Louis - zaczęła Caitlyn z uśmiechem na swoich ustach - Jest czwartek i za pięć minut masz sztukę. Pa! - powiedziała i szybko wyszła z dormitorium. Sekundę zajęło mi uświadomienie sobie, co powiedziała, a kiedy to zrobiłem...
- Cholera.
*
Lorena's POV
- Dobra, czy ktoś jest nieobecny? - zapytała pani Dawson i odwróciła się w stronę klasy, aby zobaczyć, kogo nie ma. Czułam się dziwnie, widząc, iż nie ma Louis'a. Przez ostatnie dwa dni, był pierwszy w 72 Amfiteatrze i w zasadzie musiałam się przed nim chować. Ale teraz... Hm, wyglądało na to, że się w końcu podd-
- Jestem, jestem! - głośny głos wyrwał mnie z rozmyślań. Musiałam przyłożyć swoją dłoń do serca z powodu tego nagłego szoku.
- Więc zdecydowałeś się do nas dołączyć, Tomlinson? - uśmiechnęłam się, patrząc na swoje kolana, na pytanie profesor Dawson. Nie był dla niej dłużej Louis'em; był Tomlinson'em. Ha.
- Um... z-zaspałem, przepraszam. - zająkał się. Mogłam usłyszeć jak idzie przez przejście. Boże, tylko nie siadaj obok mnie.
- I może to wszystko dla twojej partnerki jest, co? - sposób, w jaki powiedziała "partnerka" sprawił, iż odwróciłam się i spojrzałam na Louis'a. Byłam wystarczająco pewna, iż miał na sobie koszulkę z guzikami, i poza tym wyglądał na okropnie nieogarniętego. Jak mam być szczera, to wyglądał naprawdę ła-
- Hej! - powiedziałam, kiedy uświadomiłam sobie, co dokładnie chciała przez to powiedzieć profesor Dawson. Każdy, kto siedział blisko mnie, zaśmiał się, a kobieta zdjęła swoje okulary.
- Nie, nie jest. - odparł Louis - Mówiłem pani, że zasp-
- Dobra, usiądź. Nie mam czasu na twoje wymówki, Louis. - powiedziała profesor Dawson. Zabrzmiało to jakby nie miała czasu skupiać się na tym. W tym samym momencie Louis usiadł obok mnie, trochę za blisko, tak sądzę. Po pięciu skutecznych dniach unikania go... cholera jasna. - Dobra ludzie, cicho. Evan, Milo scena jest wasza. - odwróciła się, by móc spojrzeć na Evan'a i Milo, ćwiczących swoją pierwszą scenę.
Pochyliłam się nad stolikiem, co uniemożliwiło mi patrzenie na Louis'a, jednak mogłam go poczuć. Mogłam poczuć jego oczy na mnie, mogłam poczuć te jego przykre spojrzenie. Ale nie mogłam się temu poddać. Nie, nie tym razem.
Jak na zawołanie, Louis usiadł i westchnął, oczywiście sfrustrowany. Mogłam patrzeć na niego kątem oka, więc ujrzałam jak jego noga w dzwiny sposób podskakuje, a usta miał złączone w poziomą linię. Przełknęłam ślinę i podrapałam się po karku; wyglądał jakby tykająca bomba miała wybuchnąć w każdej chwili i nie wiedziałam dlaczego miałam czas, aby mu się przyglądać.
Wróć, nie robiłam tego. Kiedy Louis nagle chwycił mój notes, prawie krzyknęłam; prawie. To nie znaczyło, że wcale mnie tym nie przestraszył, ale starałam się kontrolować. To coś, z czego powinnam być dumna.
Louis wyciągnął mnie z moich myśli, kiedy przesunął mój, teraz, otwarty notes i rzucił mi swój długopis. Nie zauważyłam, że coś napisał. Ale byłam pewna jednej rzeczy; cokolwiek to było, nie było to dobre.
Ponownie przełknęłam ślinę i pochyliłam się nad tym, co było napisane na dole.
Musimy porozmawiać.
O czym?
Bardzo dobrze wiesz o czym.
Chwilę mi zajęło to, aby odpisać. To przypomniało mi głupią scenę filmową, w której dziewczyna daje się oszukać, a potem zostaje zjedzona przez wampiry. Nie chciałam być zjedzona przez wampiry, byłam dobrą dziewczyną. Po tym jak skończę studia, chcę być nauczycielką angielskiego. Myślę, że edukacja jest bardzo ważna. Chwila, o czym ja, do jasnej cholery, myślę?
Odchrząknęłam i w końcu odpisałam Louis'owi.
Nie mogę teraz rozmawiać.
Nie znalazłaś wystarczająco czasu od zeszłego tygodnia?
Nie, byłam zajęta.
Tylko jedna minuta. To wszystko, o co cię proszę.
Ponownie wpatrywałam się w jego wiadomość, zanim odpisałam. Naprawdę nie blefował, mówiąc, iż to nie koniec naszej rozmowy.
Odchrząknęłam i w końcu odpisałam Louis'owi.
Nie mogę teraz rozmawiać.
Nie znalazłaś wystarczająco czasu od zeszłego tygodnia?
Nie, byłam zajęta.
Tylko jedna minuta. To wszystko, o co cię proszę.
Ponownie wpatrywałam się w jego wiadomość, zanim odpisałam. Naprawdę nie blefował, mówiąc, iż to nie koniec naszej rozmowy.
Spojrzałam na Louis'a i wyglądało na to, że był spięty; jego usta uformowały prostą linię, szczękę miał zaciśniętą, a knykcie białe. Gdy o tym myślałam, to mogło być mniej szkodliwe, jeśli z nim pogadam niż miałam go wiecznie unikać.
Westchnęłam, zanim odpisałam, pokonana.
Jedna minuta.
Westchnęłam, zanim odpisałam, pokonana.
Jedna minuta.
*
- Tylko się streszczaj. - westchnęłam, kiedy poczułam jak Louis zaczął iść obok mnie. Nic nie powiedział, ale gdy wyszliśmy z amfiteatru, złapał moją rękę i odwrócił w swoją stronę.
- Mam trzy pytania. - zaczął z niezbyt wesołą miną - Dlaczego, do jasnej cholery mnie unikasz, dlaczego, do jasnej cholery wyrzuciłaś mnie ze swojego dormitorium i o co w tym wszystkim chodzi?
Był wściekły.
Westchnęłam, wiedziałam, że znajdę się w takiej sytuacji. Tylko nie dopuszczałam do siebie tej myśli.
- Więc? Czekam. - powiedział sfrustrowany.
Ponownie westchnęłam, drapiąc się po karku.
- Louis, ja...
- Co? - Jezu, mógłbyś przestać mnie pospieszać?!
- Nie mogę... być twoją przyjaciółką. - powiedziałam w końcu, czując się niezręcznie.
Usłyszałam jego niedowierzający śmiech, zanim uniósł mój podbródek, abym mogła być z nim twarzą w twarz. Wyglądał jak oaza spokoju; zmarszczył brwi, a jego oczy się zrobiły wielkie, no i ten głupkowaty uśmieszek na jego ustach.
- Nie możesz być moją przyjaciółką? - zapytał z nutką złości w głosie. Jego głupi uśmieszek zniknął.
Powoli zdjęłam jego dłoń z mojej twarzy, przestraszona tym, jak mógłby się zachować będąc zły i pokręciłam głową w odpowiedzi. Jego twarz nie wyrażała niczego i cos mi się wydawało, że to zajmie o wiele dłużej niż tylko minuta.
- Powiesz mi dlaczego? - zapytał, zbliżając się do mnie. Coś mnie zatrzymało przed zrobieniem kroku do tyłu. Działał na mnie w taki sposób, iż chciałam się poddać już teraz. Ale nie mogłam się teraz poddać.
- Ponieważ... - zatrzymałam się, patrząc na niego - ponieważ jesteś kobieciarzem i obok ciebie wyglądam jak dziwka.
Po tym jak to powiedziałam, zamknęłam oczy. Jeśli nie chciałam się poddać, nie mogłam na niego patrzeć. Tylko jedno spojrzenie na jego złamany grymas byłoby dla mnie powrotem do tego, co było przed tygodniem.
- Serio? Bardziej obchodzi cię zdanie innych ludzi, niż to, co jest na prawdę? - był w 100% zszokowany.
- Nie wiem jak jest naprawdę. - wzruszyłam ramionami. Nawet moja odpowiedź była w połowie kłamstwem, ponieważ nie obchodziło mnie to, co mówili inni na mój temat, jednak pierwsza część była prawdą. Był kobieciarzem, nie ważne, czy ktoś by zaprzeczył czy nie.
- Co masz na myśli, mówiąc, że nie wiesz jak jest naprawdę? - zapytał się Louis, ponownie w jego głosie była słyszalna złość.
- Nie wiem, Louis! - zaczynałam czuć się sfrustrowana - Byłeś kiedykolwiek w związku, który trwał dłużej niż dwa dni? Nie. Miałeś kiedykolwiek dziewczynę, której nie zdradziłeś po dwóch dniach? Nie. - patrzyłam jak jego twarz się zmieniła; zaczął rozumieć - To wszystko, co wiem i nic, co powiesz tego nie zmieni. - dodałam.
Szczerze? Byłam dumna ze swojego wytłumaczenia. To była prawda, choć nigdy wcześniej o tym nie myślałam.
Louis patrzył na swoje stopy i kiedy uniósł na mnie swoje spojrzenie, nie wyglądał na wściekłego. Bardziej jakby był szczęśliwy, że usłyszał to, co powiedziałam.
- A jeśli ci udowodnię, że się mylisz? Chciałabyś, żebyśmy byli "przyjaciółmi"? - zapytał się, a ja skinęłam. I tak by to zrobił, więc po co miałabym go okłamywać?
Chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Sorry, ale muszę już iść. Cześć, Louis. - powiedziałam i nie czekając na jego odpowiedź, odwróciłam się i odeszłam. Cóż. To nie było takie straszne. Wyglądało na to, jakby w końcu zrozumiał i zostawił w spokoju.
- Mam trzy pytania. - zaczął z niezbyt wesołą miną - Dlaczego, do jasnej cholery mnie unikasz, dlaczego, do jasnej cholery wyrzuciłaś mnie ze swojego dormitorium i o co w tym wszystkim chodzi?
Był wściekły.
Westchnęłam, wiedziałam, że znajdę się w takiej sytuacji. Tylko nie dopuszczałam do siebie tej myśli.
- Więc? Czekam. - powiedział sfrustrowany.
Ponownie westchnęłam, drapiąc się po karku.
- Louis, ja...
- Co? - Jezu, mógłbyś przestać mnie pospieszać?!
- Nie mogę... być twoją przyjaciółką. - powiedziałam w końcu, czując się niezręcznie.
Usłyszałam jego niedowierzający śmiech, zanim uniósł mój podbródek, abym mogła być z nim twarzą w twarz. Wyglądał jak oaza spokoju; zmarszczył brwi, a jego oczy się zrobiły wielkie, no i ten głupkowaty uśmieszek na jego ustach.
- Nie możesz być moją przyjaciółką? - zapytał z nutką złości w głosie. Jego głupi uśmieszek zniknął.
Powoli zdjęłam jego dłoń z mojej twarzy, przestraszona tym, jak mógłby się zachować będąc zły i pokręciłam głową w odpowiedzi. Jego twarz nie wyrażała niczego i cos mi się wydawało, że to zajmie o wiele dłużej niż tylko minuta.
- Powiesz mi dlaczego? - zapytał, zbliżając się do mnie. Coś mnie zatrzymało przed zrobieniem kroku do tyłu. Działał na mnie w taki sposób, iż chciałam się poddać już teraz. Ale nie mogłam się teraz poddać.
- Ponieważ... - zatrzymałam się, patrząc na niego - ponieważ jesteś kobieciarzem i obok ciebie wyglądam jak dziwka.
Po tym jak to powiedziałam, zamknęłam oczy. Jeśli nie chciałam się poddać, nie mogłam na niego patrzeć. Tylko jedno spojrzenie na jego złamany grymas byłoby dla mnie powrotem do tego, co było przed tygodniem.
- Serio? Bardziej obchodzi cię zdanie innych ludzi, niż to, co jest na prawdę? - był w 100% zszokowany.
- Nie wiem jak jest naprawdę. - wzruszyłam ramionami. Nawet moja odpowiedź była w połowie kłamstwem, ponieważ nie obchodziło mnie to, co mówili inni na mój temat, jednak pierwsza część była prawdą. Był kobieciarzem, nie ważne, czy ktoś by zaprzeczył czy nie.
- Co masz na myśli, mówiąc, że nie wiesz jak jest naprawdę? - zapytał się Louis, ponownie w jego głosie była słyszalna złość.
- Nie wiem, Louis! - zaczynałam czuć się sfrustrowana - Byłeś kiedykolwiek w związku, który trwał dłużej niż dwa dni? Nie. Miałeś kiedykolwiek dziewczynę, której nie zdradziłeś po dwóch dniach? Nie. - patrzyłam jak jego twarz się zmieniła; zaczął rozumieć - To wszystko, co wiem i nic, co powiesz tego nie zmieni. - dodałam.
Szczerze? Byłam dumna ze swojego wytłumaczenia. To była prawda, choć nigdy wcześniej o tym nie myślałam.
Louis patrzył na swoje stopy i kiedy uniósł na mnie swoje spojrzenie, nie wyglądał na wściekłego. Bardziej jakby był szczęśliwy, że usłyszał to, co powiedziałam.
- A jeśli ci udowodnię, że się mylisz? Chciałabyś, żebyśmy byli "przyjaciółmi"? - zapytał się, a ja skinęłam. I tak by to zrobił, więc po co miałabym go okłamywać?
Chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Sorry, ale muszę już iść. Cześć, Louis. - powiedziałam i nie czekając na jego odpowiedź, odwróciłam się i odeszłam. Cóż. To nie było takie straszne. Wyglądało na to, jakby w końcu zrozumiał i zostawił w spokoju.
*
Louis' POV
Patrzyłem jak Lorena odchodzi, kiedy uśmiech wymalował się na moich ustach. Byłem pewny, że większość facetów nie cieszyłaby się, jeśli dziewczyna łamała ich serce, ale ja nie należałem do tej większości facetów. Nie myślałem jak większość facetów. Fakt był taki, że...
- Wyzwanie przyjęte.
*******
Nie mogę się doczekać aż przeczytacie kolejne rozdziały, więc...
KOMENTUJCIE!
*zaczyna tańczyć taniec deszczu i śpiewać* on powiedział: wyzwanie przyjęte, on powiedział: wyzwanie przyjęte! A poza tym przyznał, że mu złamała serce! (i ja się z tego cieszę... xD) Teoretycznie powinnam być smutna ale... to znaczy, że jemu zależy, bitches! Teraz mi leci w głowie Stand Up :))
OdpowiedzUsuńAle-ale.. Loreno, skarbie, wy gracie razem w sztuce... i się całujecie... ty się przygotuj na więcej Louisa ^^ Aww ja chcę nowy rozdział już! x
a cóż to będzie się działo w następnych rozdziałach, kochana tłumaczko? :*
@Irydda
uuuuu,nie mogę sie doczekac nextu
OdpowiedzUsuńUgh... Nie wiem jak mam to skomentować. Po prostu ugh... Najchętniej weszłabym do tego ff, powiedziała wszystko Lorenie i zrobiła tak, żeby byli razem. Teraz. Już.
OdpowiedzUsuńDobra nie nic xd
Chcę już następny!
@JaZiemniak_
Kocham <3
OdpowiedzUsuńCholera! Lorena mnie normalnie wkurzyła xd
OdpowiedzUsuńJestem za Louisem! Chyba mnie rozumiesz :)
#TeamLouis hahahaha!
Czekam na kolejny! <3
@TheAsiaShow_xx
Czy on musi traktować wszystko jak wyzwanie?!
OdpowiedzUsuńBoję się pomyśleć co Louis zacznie wyrabiać, a już za chwilę impreza.
Myślę, że Lorenie brak cukru. Powinna się wyluzować, bo mimo, że ma solidne podstawy, żeby wątpić w Lou, to odrobina zaufania by się przydała. A tak będzie mieć niezrównoważonego, zakochanego, młodszego od siebie Studenta na głowie. Ale to dobrze, i faktycznie nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów.
Ciekawe czy Tommo faktycznie wyskoczy z tortu... :D
BOZE LOUIS DLACZEGO TRAKTUJESZ TO JAKO WYZWANIE?!
OdpowiedzUsuńCZEKAM NA NASTĘPNY xd ♥
Mówiłam Ci, ze kocham te opowiadanie?! Kurwa będę to powtarzać w każdym komentarzu! KOCHAM TO OPOWIADANIE! JEST TAK KURWA ZAJEBISTE! TAKIE INNE, ORYGINALNE I TE WĄTKI, AKCJA! <3 COŚ PIĘKNEGO! BOŻE I TEN LOUIS! <3333333 JESTEM AKTUALNIE W NIEBIE, A MOŻE TO PIEKŁO? ;/ WYJEBANE! PODOBA MI SIĘ TU! :D
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny! Cieszę się, że Louis wreszcie jej nie odpuścił i zmusił do rozmowy. Też jestem dumna z Loreny. Dobrze, że powiedziała mu co myśli. Wiedziałam, że jemu to się spodoba! :D haha On jest tak zajebiście skomplikowany i popierdolony na swój własny chory sposób i kocham to w nim! Jest zajebisty i jedyny w swoim rodzaju! A teraz! BĘDZIE SIĘ DZIAŁO!!! Oj będzie! <3
CZEKAM Z WIELKĄ NIECIERPLIWOŚCIĄ NA NEXT!
KOCHAM CIĘ! <3
AWWWWWWWWWW !!!!! Rozdział świetny ! Kocham to opowiadanie i czekam na dalszy rozwój ;D <
OdpowiedzUsuńI oto przez ten rozdział zaczęłam bardziej lubić Louisa niż Lorenę, ha! Dziwne, co nie? Najpierw nie byłam do niego przekonana i broniłam Lori, a teraz jest na odwrót. Ale co ja mogę za to, że mnie zaczęła denerwować swoim zachowaniem? Nie wiem co tam autorka dalej kombinuje, ale mam nadzieję, że ogarnie jakoś postać dziewczyny XD
OdpowiedzUsuńAch, wprost nie mogę się doczekać jej urodzin XD I tego jak Louis będzie chciał jej udowodnić, że zależy mu na tej "przyjaźni" XD
Coś czuję, że dużo się podzieje.
Do następnego ;3
KC xx
o jezu jezu jezu świetne, chce następny jgfgbjfghgkbngdhdkfddgs
OdpowiedzUsuńo kurde *o* jaram sie kjdsdnlasndsakda *oooooo*
OdpowiedzUsuńciekawe jak będzie w następnym rozdziale *o* pewnie Lorena mu ulegnie ;c
OdpowiedzUsuńomomoomomomo *o* teraz juz wiem jak bedzie dalej *o*
OdpowiedzUsuńAww co tu się dzieje. O,O
OdpowiedzUsuńNie moge się doczekać następnego ;)
Dodaj go szybko ;
Buziaki ;*
A.
BOŻE. Wiem, że zaczynam tak samo, jak na More Than Friend, co jest niesamowicie kreatywne, ale... BOŻE. Uwierzysz, jak powiem, że Twoje opowiadania - i te oryginalne, i to, które tłumaczysz - są ostatnio jednymi z bardzo nielicznych, które wzbudzają we mnie takie emocje? Nie wiem, jak Ty to robisz...
OdpowiedzUsuńChociaż, właściwie wiem. Po prostu jesteś zajebista, nic dodać, nic ująć :D <3
Louis skrada moje serce coraz bardziej z każdą kolejną częścią - a nie ukrywam, że chciałabym jeszcze trochę zostawić dla Hazzy, co nie :P Ale one jest taki... że rozpuszczam się i w ogóle, przez dosłownie wszystko, co robi. To, jak mylą mu się dni - swoją drogą dziwne, powinien skakać z radości na myśl, że jest ŚRODA I SZTUKA. Ale dobra, zdarza się, punkt za to, że ogarnął się w tempie ekspresowym i przyleciał na te zajęcia - chociaż wyobrażam sobie, że guziki koszulki miał krzywo zapięte i to mnie bawi :P
Dalsza część - JEZU, JEZU, JEZUSIEŃKU, Pójdę do piekła, bo stanowczo zbyt często łamię przykazanie, ale po prostu NIE DA SIĘ INACZEJ. To jak z nią rozmawiał przez karteczki, awww <3 I serio? Od zakładu do zakładu, Tomlinson? Najpierw chciał udowodnić, że przeleci Lorenę, a teraz... że tego nie zrobi? Gubię się w jego psychice, a to podobno ja jestem kobietą.
Ale cóż, kto zrozumie zakochanego? :D ILY <3
Uzależniłam się.. od tego opowiadania.. Mogłabyś częściej dodawać nowe rodziały :) Z podekscytowaniem czekam na kolejny rozdział ♥
OdpowiedzUsuń