poniedziałek, 3 marca 2014

Chapter 17

    Louis's POV
    - Mówię panu, że to nie bo- ał, ał, ał, ał, AŁĆ!
    - Przecież mówiłeś, że to nie boli. - odparł monotonnie lekarz.
    Westchnąłem i rozejrzałem się dokoła; dwójka policjantów rozmawiała z barmanem, a właściciel klubu stał z kilkoma osobami. Koleś, któremu wcześniej złamałem nos gdzieś zniknął, podobnie jak Lorena i Caitlyn. Devon stał obok mnie, czekając na to aż doktor odejdzie, co umożliwi mu przeprowadzenie ze mną znowu rozmowy typu ojciec-syn.
    - Miałeś szczęście, że nie masz złamanych żeber. - powiedział lekarz, kiedy skończył swoją robotę. Mogłem sobie tylko wyobrazić jakbym sie czuł, gdybym złamał swoje żebra, bo ten ból, który aktualnie czułem był cholernie mocny. - Dobra, skończyliśmy. Bądź ostrożny przez kilka najbliższych dni. - skinąłem, a mężczyzna odszedł.
    - Wszystko dobrze? - zapytał się Devon, zbliżając się do mnie, a potem siadając obok.
    - Tak - odpowiedziałem, wzdychając.
    Psychicznie nie było ze mną aż tak źle, w porównaniu do tego, co czułem w środku; dosłownie się pożerałem od wewnątrz. Nie dlatego, że dałem upust swojej agresji, ale zrujnowałem urodziny Loreny. Zamiast śmiać się i tańczyć, musiała być przesłuchiwana przez policjantów. Jedną rzecz, którą wiedziałem na pewno, nie tylko to, że nie będzie nigdy moją dziewczyną, ale poza tym nigdy w życiu na mnie nie spojrzy. I właśnie przez to chciałem tego skurwiela spalić w ogniu.
    - Pozwól mi z nim pogadać... - usłyszałem damski głos, kilka metrów ode mnie i Devon'a. Moje serce natychmiast przyspieszyło, co nie było zbyt pomocne w tej chwili, ale nie obchodziło mnie to; rozpoznałem ten głos i natychmiast uświadomiłem sobie fakt, że chciała ze mną rozmawiać, co dawało mi skrzydeł.
    - Okay, ale nie pobudzaj go zbyt, jest bardzo- hej! - usłyszałem doktora. Jego dobór słów wywołał u mnie chichot.
    Natychmiast przestałem się śmiać, kiedy bardzo wkurzona Lorena stanęła przede mną ze spanikowaną Caitlyn obok siebie.
    - Lorena, słuch-
    Plask.
   Moja twarz odwróciła się samoczynnie w stronę furgonetki. Jeśli bym nie wiedział, że miała ku temu powód, za pewne bym teraz krzyczał.
    - Ty idioto! - krzyknęła na mnie, a ja przełknąłem gulę, która formowała się w moim gardle. Nawet nie mogłem spojrzeć jej w oczy. Przysięgam, miałem ochotę się rozpłakać. - Popierdoliło cię!? Serio mogło ci się coś stać!
    Jej głos załamał się przy końcu zdania, co sprawiło, iż uniosłem na nią swój wzrok. Widok, jaki ujrzałem wywołał, że serce spadło mi do stóp; Lorena miała łzy w oczach, które próbowała ukryć, ale szlochanie wydobywające się z jej ust wcale nie było pomocne.
    - Wychodzimy. - Caitlyn wyciągnęła Devon'a z ambulansu.
    Przechyliłem swoją głowę w drugą stronę, gdy wpatrywałem się w Lorenę. Ten widok zżerał moją duszę.
    - Lori.. - powiedziałem cicho, trochę zdesperowany, próbując zwrócić jej uwagę. Przetarła swoje oczy, a następnie w końcu na mnie spojrzała z rozczarowaniem wymalowanym na twarzy. Zazwyczaj miałbym w dupie to, czy ktoś tak na mnie patrzył, czy nie, ale wszystko było inaczej z Loreną.
    - Dlaczego musiałeś to zrobić? Dlaczego musiałeś go popchnąć? - zapytała się, a ja potrząsnąłem wściekle głową,  pomimo zawrotu, jaki poczułem.
    - Nie! On uderzył mnie pierwszy. Nigdy nie zacząłbym bójki. - cóż, istniało prawdopodobieństwo, iż ostatnie zdanie było kłamstwem.
    - Jestem pewna, że nie uderzyłby cię ot tak sobie. Co zrobiłeś, Louis? - desperacja była słyszalna w jej głosie.
    Westchnąłem zanim odpowiedziałem.
    - Nazwałem go ciotą.
    Lorena patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami. Świetnie.
    - Dlaczego? Nie wiesz jak faceci reagują, jeśli ktoś ich tak nazwie?! - krzyknęła, a ja wywróciłem oczami.
   - Cóż, wybacz, nie wiedziałem, że był poza tym homofobicznym gównem. - odkrzyknąłem, a Lorena pokręciła głową, masując skroń.
    - Co...  - zaczęła, ale zatrzymała na chwilę, dopóki masaż skroni jej nie zadowolił. - Dlaczego nazwałeś go c-ciotą?
    Wziąłem głęboki wdech zanim odpowiedziałem na jej pytanie. Dowiedziałaby się o moich uczuciach do niej, więc musiałem się na to przygotować.
    - On powiedział... coś. - potrząsnąłem głową, ale Lorena nie była usatysfakcjonowana moją odpowiedzią - W zasadzie, to się zaczęło, kiedy powiedział, że zabierze cię dzisiejszego wieczoru do domu. - wzruszyłem ramionami, patrząc na swoje stopy. Czułem na sobie zmieszane spojrzenie Loreny.
    - Zabierze mnie do domu? O czym ty mówisz? - w końcu na nią spojrzałem.
    - Powiedział, że zabierze cię do domu. - odparłem poważnie, patrząc jej prosto w oczy. Wyglądała jakby zrozumiała to, o czym mówiłem, ale nadal nie była zadowolona z moich wyjaśnień.
    - I to ci przeszkadza, ponieważ...? - zrobiła pauzę, abym dokończył, ale tego nie zrobiłem. Uniosłem na nią swoje spojrzenie i się jej przyglądałem, modląc się do Boga, żeby znalazła odpowiedź w moich oczach. Słyszałem, że dziewczyny to potrafiły.
    Rzeczywiście, po kilku sekundach jej wyraz twarzy się zmienił, ale nie byłem pewny, czy dobrze odczytała odpowiedź, gdyż nie wyglądała na szczęśliwą.
    - Louis... Nie musisz... - zatrzymała, kiedy jej przytaknąłem i zamknąłem oczy. Wszystko teraz zależało od niej. Niezależnie od tego, czy dostanę od niej szansę, czy wrócę do dormitorium i się utopię; to do niej należała decyzja. - Louis, ja...
    Spojrzałem na nią. Była jedyną, która miała teraz zamknięte oczy. Czekałem chyba z kilka godzin, to znaczy, właściwie sekund, zanim ponownie przemówiła.
    - Pamiętasz, co ci powiedziałam w czwartek? Nadal tak myślę. - powiedziała cicho, a ja zacząłem kręcić głową.
    - Ale powiedziałaś - nawilżyłem swoje usta - powiedziałaś, że jeśli ci udowodnię, że się mylisz, będziesz...  No wiesz. Przyjaźnić się ze mną. - słowo "przyjaźń" prawie mnie raniło. Nie chciałem być jej cholernym przyjacielem, a ona to wiedziała.
    - I to był twój sposób na to, aby mi to udowodnić? - zapytała się mnie z bezczelnym śmiechem. Nim ponownie na nią spojrzałem, gapiłem się w ziemię.
    - Nic by się nie wydarzyło, gdyby nie było tego faceta. - pokręciłem głową, kiedy się na mnie patrzyła.
    - Powiedz mi, jaka jest alternatywna wersja tego wieczoru, huh? Co by się wydarzyło, gdyby nie było Max'a? - zapytała się, a ja wzdrygnąłem się na słowo Max. Nawet jego imię było irytujące.
    - Sir?  - kiedy chciałem coś powiedzieć, policjant zbliżył się do mnie i Loreny.  O kurczę. To powinno być zabawne. - Barman i kilka innych kelnerek zeznało, że próbował się pan bronić, dlatego... Nie aresztujemy pana.
    Skinąłem głową, oniemiały. Mężczyzna zrobił to samo, po czym odszedł. Staliśmy tak przez chwilę lekko zszokowani, nim zaczęła ledwo widocznie kręcić głową.
    - Co mówiłeś? - powiedziała niezgrabnie, nadal była zaskoczona.
    Westchnąłem, zanim zacząłem mówić.
    - Cóż... tak jak widzisz, miałem być twoją randką. - obserwowałem twarz Loreny przez cały czas jak mówiłem. - I jeśli wszystko poszłoby dobrze, zaprosiłbym cię na kolejną, a jeśli nadal bym ci nie udowodnił, że się mylisz, zabrałbym cię na jeszcze jedną.
    Zaśmiała się, nie bezczelnie, czy coś; tylko tak szczerze. Pierwszy raz tej nocy poczułem, że do czegoś zmierzam.
    - Więc twierdzisz, że zabrałbyś mnie na tyle randek, ile potrzeba dopóki byś mi nie udowodnił, że się mylę? - zapytała Lorena, a ja zamknąłem na chwilę oczy, będąc odrobinę zakłopotany sposobem, w jaki to powiedziała. Ale wkrótce potem zacząłem jej przytakiwać z uśmiechem na ustach. - Ty tak na poważnie? Czy ja jestem w Punk'd?
    Odwróciła się dokoła własnej osi tak jakby oczekiwała Ashton'a Kutcher'a, który miałby wyskoczyć z krzaków.
    - Hej! - odparłem, udając obrażonego, a ona ponownie się zaśmiała - Jestem poważny! - spojrzałem na swoje dłonie, trochę obrażony. To był pierwszy raz, kiedy przyznałem swoje uczucia do dziewczyny, cholera, to był pierwszy raz, gdy w ogóle cokolwiek czułem do jakieś dziewczyny.
    A ona myślała, że żartuję.
    - Hej. - usłyszałem głos Loreny i spojrzałem na nią, aby zobaczyć, iż się na mnie gapi z poważnym wyrazem twarzy. - Żartuję.
    Zapewniła mnie, a ja uświadomiłem sobie, że trochę czasu jej zajęło zanim zauważyła, iż mi to przeszkadza. Skinąłem głową, a serce na chwilę przestało mi bić; nadal nie dała mi odpowiedzi.
    - Więc... - zacząłem, patrząc na kolana - Co ty na to? - chciałem mieć pewność, że mnie usłyszała, ponieważ nie mogłem na nią spojrzeć. Jeśli powie 'tak', będę szalał, a jeśli powie 'nie', nadal będę szalał. I tak to była przegrana sytuacja.
    Kilka sekund później, ujrzałem palec Loreny, który wylądował na moim podbródku unosząc moją głowę ku górze. Chciałem coś powiedzieć, ale uniemożliwiła mi to, nagle całując mnie.
    Chwilę mi zajęło to, aby zajarzyć, co się dzieje, kiedy uświadomiłem sobie, że poprzez to, co zrobiła, jej odpowiedź na moje pytanie brzmiała 'tak'. Przyciągnąłem ją do siebie bliżej, odwzajemniając pocałunek, wystarczająco namiętnie, aby wywołać u niej zawroty głowy i udowodnić, iż się z nią nie pieprzyłem, tylko naprawdę mi na tym zależało. Wiedziałem, że musiałem nad sobą popracować, aby udowodnić jej, iż się myliła, ale jeśli to oznaczało, że na końcu byłaby moja - to tak będzie.
    Lorena odsunęła się ode mnie, opierając się o moje czoło. Próbowała złapać oddech. Nawet nie wiedziałem jak bardzo tego potrzebowaliśmy.
    - Lori-
    - Tak. - weszła mi w słowo i odetchnęła, śmiejąc się.
    Wiedziałem, o czym mówiła i tak jak przewidziałem; odbiło mi. Wyszczerzyłem się w uśmiechu i ponownie ją pocałowałem, jednak mnie zatrzymała.
    - I.. mam nadzieję, że mimo tego wiesz, że musisz popracować nad sobą. - głos Loreny wyrwał mnie z rozmyśleń i skinąłem jej poważnie, zanim ponownie ją pocałowałem.
    Nawet sobie nie wyobrażałem, jak bardzo za tym tęskniłem. Jeśli kiedykolwiek bym wiedział, że ten pocałunek w kabinie, na diabelskim młynie, będzie naszym ostatnim, nie zatrzymałbym jej.
    - Hej! Słyszałaś w ogóle, co powiedziałem? Mówiłem, żebyś go nie męczyła! - usłyszałem głos lekarza, kiedy się do nas zbliżył. Tak jak oczekiwałem, Lorena odsunęła się ode mnie natychmiast, oblewając się rumieńcem. Ten widok sprawił, iż się zaśmiałem.
    - Chodź - odparłem i powoli wstałem, próbując nie okazywać bólu. - Ah - odetchnąłem. Moje żebra oczywiście nie pozwoliły mi się ruszyć.
    - Wszystko okay? Możesz iść? - zapytała się Lorena i powoli położyła swoje dłonie na mojej klatce. Nawet jeśli jej dotyk sprawiał mi ból, nic nie powiedziałem.
    - Tak, tak. - uśmiechnąłem się i wziąłem jej dłoń. - Wszystko dobrze. Chodźmy. - odparłem i splotłem nasze palce razem, kiedy zaczęliśmy wracać do dormitoriów. W sumie, to można byłoby powiedzieć, że ten wieczór nie skończył się aż tak źle; Lorena dała mi szansę i nie była wściekła. Jedyną złą rzeczą było to, że pulsowało mi w żebrach, ale nie zostałem aresztowany.
    - Więc... - zaczęła Lorena, kilka minut później, podczas, gdy szliśmy ulicą. - Gdzie zamierzasz mnie wziąć na naszą pierwszą randkę?
    Uśmiechnąłem się, kiedy usłyszałem to pytanie. Świadomość, iż mieliśmy razem gdzieś wkrótce wyjść sprawiała, iż czułem się szczęśliwy. Właściwie, miałem wszystko zaplanowane i jedyne, co musiałem zrobić teraz to czekać.
    - Nie powiesz mi, gdzie mnie zabierzesz na randkę, prawda? - usłyszałem jej pytanie, gdy nic przez chwilę nie mówiłem. Pokręciłem głową, uśmiechając się. Lorena westchnęła i przez chwilę nic nie powiedziała. - A powiesz mi chociaż, kiedy wychodzimy?
    Ponownie pokręciłem głową, a Lorena wypuściła powietrze nosem, sprawiając, iż się zaśmiałem.
    - Powiem ci jednak coś innego. - odparłem, a brunetka spojrzała na mnie pytająco, jakby wszystko wokół niej się zatrzymało.
    - Co takiego? - zapytała, wstrzymując oddech.
    - Nigdy nie nazwę swojego syna Max.



*********
Podoba mi się ten rozdział, a zwłaszcza początek; sama nie wiem dlaczego :D
To tak... mam jutro 2 sprawdziany (historia, niemiecki), jedną pracę klasową (matma) i lekturę. Nie uczyłam się na nic. Proszę was o dwie rzeczy: zabijcie mnie i....
KOMENTUJCIE
 

14 komentarzy:

  1. jaki slodki ten rozdział,czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Hhahaha, Louis na początku rozdziału ' to nie boli ' :) jaki z niego twardziel :) Podoba mi się ten rozdział, bardzo lubie gdy jest pisany z perspektywy Louisa :) nie mogę sie doczekać ich randki :0 Louis przyznaje sie otwarcie przed sobą że podoba mu się Lorena, BA! Że jest w niej zakochany, ale nadal irytuje mnie, że nie może jakoś zerwać tego zakładu :) czekam na nastepny, z ogromną niecierpliwoscią xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Już sie nie moge doczekaj kolejnego rozdziału :) xx. Ciekawe co będzie dalej, gdzie ją zabierze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. rgsfogjfsduhuhg Awwwww jakie to słodkie <333
    Taka sielanka może trwać przez cały czas XDDD CZekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  5. sajdhfjsdb rozdział świetny sdhfs >>>>
    czekam na następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana mam nadzieje, że uda Ci się przeżyć tę szkolną masakrę. Trzymam kciuki! <3
    Co do rozdziału to jest zajebisty! Zaczynam mieć coraz większy problem ze stwierdzeniem, który rozdział najbardziej mi się podoba, bo one są wszystkie takie zajebiste! :D
    Boże Tomlinson i te jego wahanie! *.* Ta niepewność w każdym jego słowie czy spojrzeniu, coś cudownego! A Lorena jest wprost zajebista! Najpierw plaskacz i pojechanie po jego ambicji, a potem śmiech i namiętny pocałunek <3 Zajebiste!!!! *.*
    Mówiłam już, że kocham to opowiadanie? Tak wiem mówiłam! KOCHAM JE! <3
    Tomlinson na koniec mnie rozjebał na łopatki! XD Nigdy nie nazwę swojego syna Max <3 Kocham go w tym opowiadaniu (poza opowiadaniem też, ale to szczegóły xd)! Jego postać jest tutaj zajebista, Loreny zresztą też :D
    Czekam z niecierpliwością na next! <3
    ILY <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciebie zabić?
    Never ever :D
    A rozdział no normalnie taki banan na twarzy, trzymaj mnie! :)
    Nie mogłam, takie napięcie omg, a tu nagle aww *______*
    Uwielbiam DC całym serduchem! :)
    Czekam na kolejny idealny rozdział z Crazy Loreną i Romantycznym Louisem w roli głównej <3
    Ps. W weekend błagam, wyrwij mnie z domu, nie wyrobię dłużej tak hahahahaha z uczeniem się ;cc
    @TheAsiaShow_xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Znam twój ból. Dziś miałam tyle sprawdzianów, popraw i kartkówek, że wątpię iż jest to dozwolone...
    Rozdział wyszedł świetnie! Z każdym rozdziałem coraz bardziej się wciągam :)
    Czekam na następny i powodzenia w szkole :) :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże, nawet nie wiesz, jak się cieszę w sumie, że przeczytałam Dramaclass dopiero dzisiaj, po nieprzyjemnym dniu spędzonym na bojowaniu z ludźmi, ktorzy mnie denerwują. Dzięki Ci za to! Boże, mam takie motyle w brzuchu, i Boże, na pewno nadużywam zwrotu "Boże" ale Boże, inaczej się nie da, niech mi niebiosa wybaczą.
    Ponieważ... AOUAEROIUOIUERSGOIRUIGUFOGUBI, Justine T. mnie zabije, ale mam taką jazdę na Tomlinsona przez to fanfiction, że umieram wewnętrznie! Jest cudowny, taki zakochany i w ogóle i sam fakt, że pobił się z tym kutafonem - ach, zapunktował u mnie jak nie wiem :D Bardzo dobrze, homofobiczne gówno ma za swoje! Sam fakt, że to zrobił... cóż zachowałabym się dokładnie tak, jak Lorena - najpierw dalabym mu w mordę, a potem pocałowała, dokładnie w takiej samej kolejności! Ciekawe tylko co z tych randek wyniknie, jej, jestem taka zjarana, że chyba zaraz spłonę, dziękuję Ci za to i za fakt, że poprawiłaś mi szalenie humor! Kocham Cię ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajny ale chujowo się kończył :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie zabijemy, bo kto by wtedy nam tłumaczył ;)
    Rozdział aww!! Genialny <3
    Czekam na następny
    Buziaki ;*
    A

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudo , a mi właśnie zakończenie się najbardziej podoba

    OdpowiedzUsuń
  13. i komentuje teraz xd rozdział cudowny *o* jak sie słodko rozwija aż mnie w brzuchu ściska kiedy wiem ze ona sie dowie o zakładzie ;c

    OdpowiedzUsuń