piątek, 14 marca 2014

Chapter 20

    Louis' POV
    Zamknąłem spokojnie drzwi i oparłem się o nie, po czym odchrząknąłem.
    -  Zachary Noah Clarke, rusz tutaj swój tyłek.
    Cisza. Szczerze mówiąc, nie byłem zaskoczony, że wykradł się, gdy mnie nie było. Zagotowało się we mnie i on to wiedział.
    Ku mojemu zdziwieniu, czarno włosy chłopak wyjrzał z łazienki, patrząc na mnie przepraszająco.
    - Co, do kurwy nędzy, mówiłem ci na temat nie mieszania się? - zapytałem się, robiąc wszystko, aby zachować spokój.
    - Nic jej nie powiedziałem. - Zach wyrzucił swoje dłonie w powietrze.
    - Ponieważ byłem tam, aby cię powstrzymać.
    Zach gapił się na mnie przez kilka sekund, a kiedy nic nie powiedział, domyśliłem się, iż miałem rację. Wiedziałem, że chciał jej powiedzieć o tym zapomnianym przez Boga zakładzie, jeśli nie wyszedłbym z łazienki. I to mnie zabijało, fakt, że nic nie wiedział, a ja nie mogłem mu powiedzieć.
    - Przysięgam na Boga - powiedziałem, kręcąc głową - Jeśli coś jej powiedziałeś-
    - Zasługuje na to, aby wiedzieć! - przerwał mi i jeśli mogę dodać, był to pierwszy raz, gdy to zrobił, odkąd go poznałem, co miało miejsce dwa lata temu.
    Moje oczy się poszerzyły.
    - To nie jest twoja sprawa! Trzymaj się od tego z daleka! - powoli traciłem kontrolę.
   - Nie! - krzyknął Zach; coraz bardziej mnie zaskakiwał. - Mam dość i jestem zmęczony tym, że wykorzystujesz dziewczyny, bo ja też cierpię i ty to wiesz! Dostaję piorunujące spojrzenia na korytarzu, dostaje mi się za to, że jestem twoim przyjacielem! I jeśli Lorena zacznie to robić jak już z nią skończysz, tak mi dopomóż Boże..
    Zach wziął głęboki oddech, niepewny wdech, a ja przechyliłem swoją głowę na bok, czując coś w rodzaju współczucia do niego; oh, jeśli by wiedział...
    - Nie zrobi tego - powiedziałem cicho, patrząc na swoje stopy. Naprawdę chciałem mu powiedzieć, że się w niej zakochałem?
    Zach zaśmiał się bezczelnie.
    - No, racja. Każda inna dziewczyna to zrobiła. Dlaczego ona miałaby tego nie zrobić? - spojrzał na mnie, oczekując odpowiedzi.
    Odetchnąłem i pomyślałem o tym przez kilka sekund. Jeżeli mu powiem, jest mała szansa na to, że mi nie uwierzy. A jeśli tego nie zrobię, wyjdzie i jej powie o moim wyzwaniu.
    - Po prostu wiem, że tego nie zrobi. Wiem to. - spojrzałem mu prosto w oczy, jednak on nimi tylko wywrócił. Cholera.
    - Nie obchodzi mnie to, co mówisz i jak twoje gówna na mnie mnie wpływają. To ona będzie cierpieć. - Zach patrzył mi w oczy, a ja dostałem to, czego od niego chciałem. Przysięgam, nie za bardzo był pewien jak używać swojego mózgu.
    - Zach -  westchnąłem.
    Nie było sensu się spierać z nim, jeśli mu nie powiem, co się tak naprawdę stało. Czego nie miałem zamiaru zrobić.
    - Zaufaj mi tym razem, okay? Nie będzie cię obdarowywać wściekłym spojrzeniem, nie będzie cię nienawidzić za to, że jesteś moim przyjacielem. Po prostu mi zaufaj.
    Zach zwężył na mnie oczy i potrząsnął głową. To zmierzało donikąd.
    - Zawsze tak mówisz i coś sprawia, że zawsze ci wierzę, Nie tym razem, Tommo. - odparł, zanim wrócił do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi.
    Westchnąłem i usiadłem na swoim łóżku, chowając głowę w dłonie. Jeżeli powie Lorenie o tym zakładzie, jesteśmy skończeni. Koniec. I nawet nie wie o tym, co do niej czuję. A ja nie mogłem mu o tym powiedzieć. Po prostu nie mogłem. Nie teraz. Jeszcze nie. I miałem nadzieję, że jeśli to zrobię, to nie będzie za późno.
   
*

    - Co robisz? - spojrzałem w prawo, aby ujrzeć Zach'a, opartego o ścianę ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej.
    Wzruszyłem ramionami i ponownie przeniosłem wzrok na lustro.
    - Idę na randkę. - odpowiedziałem, tym razem na niego nie patrząc. Po naszej drobnej, wczorajszej sprzeczce, żaden z nas nie chciał spędzać czasu z drugim.
    - Lorena? - zapytał się Zach, a ja tylko przytaknąłem. Spojrzałem na niego, aby ujrzeć jak wpatruje się w przestrzeń i kiwa głową.
    - Co? - uniosłem brwi ku górze. Tym razem on wzruszył ramionami.
    - Wkładasz w to naprawdę dużo wysiłku. - nawet nie masz pojęcia.
    Wzruszyłem ramionami w odpowiedzi i przeszedłem obok niego, kierując się do łazienki. Naprawdę nie był tym, kim chciałem się przejmować.
    Jak zakładałem swoje Conversy, poczułem jak Zach ponownie na mnie patrzy. Mogłem zobaczyć jego gołe stopy, kilka metrów ode mnie.
    - Co? - powtórzyłem szorstko, tym razem.
    - Wyluzuj. - odparł Zach, nawet nie wzdrygając się na mój ton. Idziesz w dobrym kierunku, aby sprawić, bym czuł się zagubiony.
    - Co? - zapytałem oniemiały, a on tylko zachichotał.
    - Nie możesz powiedzieć czegoś innego? - usiadł na swoim łóżku, podczas, gdy ja nie odwróciłem od niego wzroku. Tylko jak chciałem coś powiedzieć, on mi przerwał. - Nie powiem jej. Luz. - dał mi uspokajające skinienie i jeśli bym powiedział, że nie poczułem ulgi, wyszedłbym na kłamcę.
    Skinąłem krótko głową.
    - Dziękuję. - powiedziałem, wzdychając i wstałem.
   - Powodzenia. Na randce, no wiesz. - rzekł Zach, gdy otworzyłem drzwi, aby wyjść. Skinąłem głową. Przyda się.
    Dochodziła 8 wieczorem, a randka nie skończy się przed 10:30, zważając na to, co zaplanowałem. Na szczęście był piątek, więc nie musiałem się martwić o profesorów, którzy chcieliby mnie udusić za jutrzejsze spóźnienie.
    To nie było tak, że nie miałem niczego zaplanowanego na dzisiejsze popołudnie. Tydzień temu, miałem zaplanowaną  największą część randki, ale po niedzieli, poczułem się jakbym chciał rzucić kilka rzeczy. Byłem właściwie podekscytowany tą randką, bo to był pierwszy raz, kiedy na takiej będę i nie będę oczekiwać niczego innego po niej.
    Kilka minut zajęło mi dotarcie do dormitorium Loreny i odebranie jej tak jak jej powiedziałem. Nalegała, żebyśmy się spotkali gdzieś na zewnątrz, ale byłem zdeterminowany, aby przyjść po nią. Chciałem, aby wszystko było perfekcyjnie.
    Jak zapukałem do drzwi, śmiech, który był słyszany w środku, ucichł natychmiast i jedyne, co ogarnęło mieszkanie to cisza. Uśmiechnąłem się, na co nic nie mogłem poradzić, przewidując moment, w którym otworzy drzwi.
    Oparłem się o framugę drzwi, kręcąc palcami, gdy się otworzyły. Patrzyłem na podłogę, więc pierwszą rzeczą, jaką zauważyłem były białe szpilki i gołe nogi, a kiedy uniosłem swój wzrok ujrzałem krótką, granatową sukienkę. Przełknąłem ślinę zanim spojrzałem Lorenie w twarz, nie bardzo gotowy na to, co miałem zoabczyć.
    - Cześć - powiedziała cicho z szerokim uśmiechem.
   - Cześć. - zamrugałem na nią, próbując ukryć to, że się na nią gapiłem. Jak miałem tego nie robić? Absolutnie zabierała wdech w piersiach. I jeśli nie zobaczę, co kryje się pod tą sukienką po przedstawieniu, naprawdę się wkurzę.
    Nigdy nie możesz całkowicie zmienić chłopaka.
    - Gotowa? - zapytałem, uśmiechając się, a Lorena skinęła głową i zrobiła krok do przodu. W tych kilku centymetrowych obcasach, była niemalże tego samego wzrostu, co ja i byłem pewien, że nie zakładała ich wcześniej, gdy chwyciła się mojego ramienia, aby uratować się od upadku.
    - Bawcie się dobrze i bezpiecznie! - usłyszałem głos Caitlyn i już odwróciłem się do niej, by jej podziękować, kiedy dodała - Użyjcie prezerwatyw!
    Zaśmiałem się.
    - Wal się. - powiedziałem jej z uśmiechem, a ta odwróciła się z takim samym uśmiechem, po czym wróciła do środka dormitorium.
    - Nie, żebym narzekała, czy coś, ale - zaczęła Lorena, a ja odwróciłem się do niej, obserwując jak patrzy w podłogę. Wyglądało to jakby dziecko uczyło się chodzić. - Moje stopy już mnie zabijają. - spojrzała na mnie przepraszająco, a ja tylko się uśmiechnąłem. Ta randka musi być perfekcyjna.
    - Nie martw się, pojedziemy samochodem. - odparłem, a Lorena uniosła  swoje brwi ku górze.
    - Naprawdę? Jedziemy gdzieś? - jej pytanie wywołało u mnie śmiech.
    - Oczywiście, że tak. Ale nie powiem ci, gdzie, więc nawet się nie wysilaj. - dodałem, kiedy zauważyłem, iż otwiera swoje usta, by coś powiedzieć, a wtedy się skrzywiła. Miałem rację, na serio chciała się zapytać, gdzie idziemy.
    - Dobra. - mruknęła i praktycznie nie powiedzieliśmy już nic, w drodze do samochodu.
    Otworzyłem przed nią drzwi, ale przez jej szpilki, kilka sekund zajęło jej wejście do środka. To właściwie było zabawne.
    - Wszystko okay? - zapytałem, gdy usiadłem  na siedzeniu kierowcy, unosząc brwi ku górze, gdy Lorena w końcu włożyła swoje nogi do środka pojazdu. Zamknęła swoje oczy i oparła głowę o zagłówek.
    - Ta - odpowiedziała, wzdychając. Zaśmiałem się, gdy zauważyłem jak ściąga swoje szpilki. Uwielbiałem to, że nie była aż tak dziewczęca; nie wystarczająco, aby połamać swoje własne nogi, ale wystarczająco, by odbierać mi dopływ powietrza w każdym momencie. - Gdzie jedziemy?
    Zapytała sie, kiedy wyjechaliśmy ze szkoły. Zachichotałem i pokręciłem głową; ona naprawdę nie zamierzała się poddawać.
    - Nie powiem. - powiedziałem śpiewającym głosem, sprawiając, iż jęknęła na moją odpowiedź.
    - Proszę, powiedz mi. Muszę wiedzieć, jeśli będę zmuszona ponownie założyć te cholerne buty. - odparła błagalnym tonem.
    Zaśmiałem się na jej odpowiedź.
    - O ile mi wiadomo, to nie musisz. - wyszczerzyłem się jak poczułem jej oczy na mnie, prawdopodobnie strzelające błyskawicami.
    - Louis. - powiedziała ostrzegawczo, a ja ponownie się zaśmiałem. Była zacięta.
    - Nie będziemy dużo chodzić, okay? To wszystko, co mogę ci powiedzieć. - zauważyłem jak Lorena uśmiechnęła się szeroko. Cholera. Mogłem skłamać. Fajnie byłoby widzieć jej protesty.
    - Yay. - klasnęła w dłonie jak dziecko, a ja zerknąłem na nią w lusterku wstecznym. Włosy miała rozpuszczone, trochę nawet zakręcone bardziej niż zazwyczaj i pomalowała się tak jak na swoje urodziny. Boże, kiedy przypomniałem sobie swoją reakcję na to, w jaki sposób wyglądała tamtego wieczoru. To dobrze, że widziałem ją już tak wystrojoną, bo inaczej nie mógłbym oderwać od niej oczu i mógłbym spowodować wypadek. Tak, ona naprawdę wyglądała dobrze.
    Nie mogłem powstrzymać się od tego, aby przenieść swoją dłoń z kierownicy i położyć ją na jej ręce. Przez sekundę, w ogóle się nie ruszyła, ale później poczułem jak jej dłoń się odwraca i splotła nasze palce razem. Uśmiechnąłem się i zerknąłem na Lorenę; w krótkim czasie zauważyłem jak na mnie patrzyła uśmiechając się do mnie miło. Nie żartobliwie albo jakby pomyślała coś zabawnego, ale uspokoiło mnie to, że nie mogłem wyjść na większego przygłupa, bo siedzieliśmy w tym razem. Spróbowałem swojego własnego lekarstwa; zacząłem uświadamiać sobie jak dziewczyny się czują, kiedy wychodzą ze mną, wyłączając ten rodzaj relacji i nie będąc wykorzystaną. I w tym momencie, zacząłem żałować ostatnich pięciu lat mojego życia.
    - Jesteśmy na miejscu. - powiedziałem, trochę zaskakując siebie samego jak zobaczyłem lodziarnię, którą dodałem do mojego oryginalnego planu randkowego. Jechaliśmy tylko 10 może 15 minut, zanim dotarliśmy do naszego ostatecznego celu.
    - Serio? Założyłam to dla czegoś takiego? - zapytała się Lorena, wskazując na swoje szpilki a potem sukienkę, co mnie rozbawiło.
    - Spokojnie, to tylko część randki. - odparłem z uśmiechem, gdy wysiadłem z samochodu i przeszedłem na drugą stronę, aby otworzyć jej drzwi.
    - Aw - powiedziała trochę smutno, kiedy zaczęliśmy iść w stronę wejścia do sklepu - Więc tam nie usiądziemy?
    - Dlaczego je założyłaś? - zapytałem, zatrzymując się, co sprawiło, iż Lorena wpadła we mnie.
    - Caitlyn kazała mi je włożyć. - warknęła, oczywiście nie była szczęśliwa wyborem pójścia gdziekolwiek. Zachichotałem i objąłem ją ramieniem w talii, pomagając jej tak jak tylko potrafiłem.
    - Nie chciała ci spowodować żadnej szkody. - uśmiechnąłem się jak Lorena prychnęła.
   - Nie okazuje tego zbyt dobrze. - mruknęła, gdy doszliśmy do drzwi od sklepu. Otworzyłem je przed nią i po tym jak weszliśmy do środka, poczułem słodki zapach przeróżnych lodów, podczas, kiedy Lorena wyglądała jak dziecko zostało wpuszczone do Disneylandu. - Myliłam się. - zauważyła radośnie - Kocham to miejsce.
    Odwróciła się kilka razy, idąc do kobiety stojącej za ladą.
    - W czym mogę pomóc? - zapytała uprzejmie, patrząc przez chwilę dziwnie na Lorenę. Zanim dziewczyna obok mnie mogła zacząć mówić, odpowiedziałem za nią.
    - Miałem rezerwację na popołudnie na nazwisko Tomlinson. - powiedziałem, a kobieta skinęła głową, idąc prawdopodobnie po nasze lody.
    - Co miałeś? - zapytała się Lorena, a kąciki jej ust uniosły się ku górze.
    - Słyszałaś mnie. - wyszczerzyłem się do niej - Wszystko zaplanowałem. Wszystko, co musisz zrobić, to być tutaj. - powiedziałem, a ona odwzajemniła uśmiech, gdy kasjerka wróciła z naszymi miseczkami z lodami.
    - Proszę bardzo i smacznego. - odparła z uśmiechem na ustach, a my wzięliśmy od niej miseczki.
    - Więc, co to jest? - zapytała się, gdy wzięła na swoją łyżeczkę żółty kawałek lodów.
    - To jest banan, kochanie, a bynajmniej sądzę, iż tak się to nazywa. - powiedziałem, próbując go. Hm, niezłe.
    - A to co? Czekolada? - zapytała podekscytowana, biorąc pełną łyżeczkę jasno brązowego sosu.
    - Chciałabyś - powiedziałem śmiejąc się, kiedy ta włożyła wszystko do ust - Nie, to masło orzechowe. Poprosiłem o coś, co nie zawiera zbyt dużo cukru. - uśmiechnąłem się do niej, jednak ona tylko zmarszczyła brwi na swoją miseczkę. Nie smakowało jej? Kto nie lubił masła orzechowego?
    - Orzechy? - zapytała cicho jak na mnie spojrzała, a całe podekscytowanie zniknęło z jej twarzy. Okay, teraz zaczynałem wariować.
    - No? - bardziej zapytałem niż powiedziałem, patrząc jak Lorena powoli odsuwa swoją miseczkę ze stolika. Chwyciła się jego krawędzi, zanim przełknęła ślinę patrząc na mnie.
    - Proszę, zadzwoń na pogotowie. - powiedziała niezgrabnie, niemalże niespokojnie, a dosłownie dwie sekundy później upadła na podłogę. Otworzyłem szeroko oczy. Przez sekundę siedziałem w szoku.
    Prawie zrzuciłem swoją miseczkę ze stołu i zeskoczyłem w dół, aby zobaczyć, co się do cholery stało.
    - Lorena? Skarbie? - odetchnąłem, a słowa utknęły mi w gardle. Lorena drżała, prawie niezdolna do oddychania; przerażony, odskoczyłem od niej i pobiegłem do kasjerki. - Hej, proszę pani! - krzyknąłem, a trzech pracowników odwróciło się  do mnie. Sukces. - Proszę zadzwonić pod 112! - powiedziałem głośno, a dwójka z nich wybiegła ze sklepu, w którym byłem, podczas, gdy jedna wzywała pogotowie.
    Szybko wróciłem do Loreny, kiedy dwóch pracowników chciało jej jakoś pomóc.
    - Co tutaj się stało? - jeden z nich się mnie zapytał, a ja oczywiście spanikowałem, gdy uniósł głowę Loreny do góry.
    - N-Nie wiem! - jąkałem się, spanikowany - Po prostu upadła.
    Zamknąłem swoje oczy i odrzuciłem głowę w tył, a fala gorąca zalała moje ciało. Zadałem sobie to samo pytanie, co przedtem:
    Kto nie lubił masła orzechowego?   
    Ludzie, którzy byli uczuleni na orzechy.



****
Nie no, Louis gratuluję! Szybko zaskoczyłeś, naprawdę! Ale tak serio, to gdyby nie ten drobny wypadek.... byłoby tak uroczo.
Miałam dodać wczoraj, czy tam w środę, ale nie chciało mi się walczyć z internetem, a dziś mam już normalnie, więc oto i jest wyczekiwany (mam nadzieję) rozdział 20. 
Dziś byłam ostatni dzień w szkole, ponieważ od  poniedziałku rozpoczynam 4-tygodniowe praktyki,  co także równa się z tym, iż zacznę nadrabiać każde ff, na którym zalegam z rozdziałami i w czytaniu i publikowaniu/pisaniu.
Jeszcze coś. Wiele osób pisze do Autorki tego ff, że DC jest podobne do After. Mariana odpisała na asku, że to nie prawda, ponieważ sama przeczytała kilka tylko rozdziałów tego opowiadania (dokładnie tak jak ja, szacun dla ludzi, którzy przeczytali wszystko XD).
Co sądzicie o tym rozdziale? Kolejny rozdział będzie... ciekawy. Jakby coś, pytajcie na moim asku :)

17 komentarzy:

  1. A MIAŁO BYĆ TAK PIĘKNIE XD
    jejkuuu xd
    Po mimo to rozdział świetny XD
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahhahahahahahahhaahhahahahahahhahahahahahahahahaha
    Masło orzechowe aka mój mistrz XD
    Myślałam, że ta randka będzie inna, bardziej udana czy coś... Ale takie zakończenie też mi się podoba.
    @JaZiemniak_

    OdpowiedzUsuń
  3. bosz kocham ten ff <33333 powinnam robić zadanie z angielskiego a nie czytać lol

    OdpowiedzUsuń
  4. BOŻE NARESZCIE! Tak długo czekałam na ten rozdział, ale cieszę się, że dodałaś go właśnie dziś.. W tygodniu za pewne nie znalazłabym żadnej wolnej chwili aby tu wejść, a tak mogłam spokojnie przeczytać ten cudny rozdział :)
    Może mój biedny Tommo... Najpierw nie wyszło na urodzinach,a teraz masło orzechowe XD On ewidentnie ma pecha XD Miałam małą nadzieje, że wreszcie się uda i spędzą jakiś naprawdę fajny wieczór, ale w sumie na izbie przyjęć też może być ciekawie :p Po autorce opowiadania to się w sumie wszystkiego można spodziewać :)
    Jeśli chodzi o porównanie z After to pewnie powodem jest sam zakład, ale poza tym to dwa różne opowiadania. DramaClass jest o wiele lepsze, bo to nie jakaś moda na sukces z milionem rozdziałów XD
    Boże tylko mnie bardziej podjarałaś i mam cholerną nadzieje, ze uda Ci się szybko dodać nowy rozdział :D
    Kocham Cię <3

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG! Nie sądziłam, ze ta randka TAK się zakończy! Liczyłam na uroczy wieczór, zapowiadało się naprawdę ciekawie :) A tutaj taki suprajs. Nie no, autorka robi nam to specjalnie! UGH! XD Ale dobra, Lori... Mam nadzieję, że karetka dojedzie w porę i Lori szybko trafi do szpitala.
    Lou taki kochany, ale przecież tak dla pewności mógł się zapytać co lubi, czego nie... Nie chce go winić, ale cholera... Teraz chciałbym JUŻ mieć następny rozdział, bo się denerwuję.

    Czekam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. aww boskie ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Louis no to pojechałeś po całej liniii ;d
    NO ALE SKĄD MÓGŁ WIEDZIEĆ , I TAK TO NIE JEGO WINA ..
    MYŚLAŁAM ZE RANDKA SKOŃCZY SIE INACZEJ , A NIE TAK...
    CZEKAM NA NASTĘPNY ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaaaaw czy Ty wiesz, jak to ff na mnie działa??? :D
    Jak tak szłyśmy, szukając tego sportowego, to wyobrażałam sobie, że on COŚ spieprzy, ale nie wiedziałam co!
    Ale teraz wiem! TOMLINSON DEBILU, ludzie są alergikami, mam to samo!
    Lepiej niech on się zrehabilituje, bo inaczej to ja mu kopa zasadzę! :D
    I ps. After... Goooosh, o tym nie wspominajmy xD
    Czekam na kolejny kochana! :)
    @TheAsiaShow_xx

    OdpowiedzUsuń
  9. czekam na next!! <3 boje sie o Lori ;c

    OdpowiedzUsuń
  10. Znalazłam to ff niedawno na internecie i nie mogę się od niego oderwać *o*

    OdpowiedzUsuń
  11. Louis idiota xD hahahhah tylko on by potrafił zrobić coś takiego na randce xd nawet nie wiedział i ona teraz hhahah xd boże

    OdpowiedzUsuń
  12. randka idealna xD

    OdpowiedzUsuń
  13. HAHAHAHAHAHAH. Randka idealne. Uwielbiam Louis'a w tym opowiadaniu. Czekam na next'a.

    Zapraszam na tłumaczenie opowiadania o Harry'm:
    http://the-teacher-tlumaczenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeju coraz lepiej się robi. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!

    Przepraszam, ze ostatnio tak krótko komentuje, ale na prawdę czasu ledwo starcza na przeczytanie, bo już pięć innych rzeczy do zrobienia :(

    Całusy i dodawaj jak najszybciej, bo uwielbiam tę historię! :*

    OdpowiedzUsuń
  15. No tak, to byłoby zbyt piękne xD

    OdpowiedzUsuń
  16. Och Lou, Lou.
    cudowny rozdział :*
    Lece czytać dalej:)
    Buziaki:*
    A.

    OdpowiedzUsuń