- Widziałaś to? Myślę, że się poruszyła.
- Tak, budzi się.
Zacisnęłam mocniej swoje oczy, zanim je otworzyłam. Zauważyłam dwie, ubrane na biało kobiety, siedzące na krześle obok mnie.
- Dzień dobry, złotko. Jak się czujesz? - zamrugałam na brunetkę jak podniosłam się do pozycji siedzącej w swoim łóżku i zbadałam otoczenie. Byłam w szpitalu?
- Co ja tutaj robię? - zapytałam z chrypką w głosie, czując, iż zakręciło mi się w głowie.
- Miałaś średnią reakcję alergiczną. - powiedziała inna brunetka, a ja musiałam przeanalizować w myślach jej odpowiedź, przypominając sobie, co się wydarzyło poprzedniego wieczora. Zamknęłam swoje oczy, a po chwili obrazy Louis'a i lodziarni odwiedziły mój umysł. O kurde, randka.
- O mój Boże - westchnęłam i potarłam swoją twarz. Wziął mnie na randkę i zamówił w tym sklepie lody z masłem orzechowym. Przez chwilę się wściekłam, ale później przypomniałam sobie, że nigdy mu nie mówiłam o mojej alergii.
- Dobrze się czujesz? Żadnych nudności, głodu, cokolwiek?
Pokręciłam głową na myśl o szpitalnym jedzeniu. Nawet jeśli miałabym głodować; nigdy w życiu.
- Nie,nie, wszystko jest okay. - zamrugałam kilkakrotnie, więc wyczyściłam swój umysł od tych myśli i zauważyłam, że dwie pielęgniarki uśmiechały się do mnie.
- Cóż, dobrze. Um... - jedna z nich powiedziała jak obie wstały - Masz gościa. To chłopak. Był tutaj cały poranek. Myślisz, że będziesz w stanie z nim teraz rozmawiać? - skinęłam głową, nim skończyła mówić swoje zdanie.
- Tak, mogę. - powiedziałam ziewając i prostując się. Czułam się niespokojna, widząc Louis'a po naszej zrujnowanej randce. Pielęgniarki wyszły, a ja mogłam usłyszeć głosy dochodzące z korytarza.
- Wszystko z nią dobrze? Czy będe bezpieczny jak tam pójdę? - usłyszałam jego głos i zachichotałam. Próbował być zabawny, jednak słyszałam w jego głosie troskę. Kilka sekund później, wypchany niedźwiedź zajrzał do mnie z drzwi.
- Hej! - powiedział wysokim głosikiem Louis, biorąc łapkę miśka, aby mi nią pomachać. Musiałam się zaśmiać; był niemożliwy.
- Hej. - powiedziałam śmiejąc się, a Louis powoli wszedł do pokoju, trzymając miśka przez cały czas przy swojej twarzy.
- Przepraszam, proszę, nie zabijaj mnie. - jego głos był przytłumiony tyłem głowy maskotki.
Zachichotałam.
- Nie zamierzam cię zabić. Nie jestem zdolna, by to zrobić. - zażartowałam, a Louis w końcu odsłonił swoją twarz jak położył wypchane zwierzę obok mnie. Wziął to za okazję do pochylenia się i przytulenia mnie.
- Naprawdę cię przepraszam. - tylko to powiedział, kiedy tak staliśmy przez prawie minutę. Owinęłam swoje ramiona wokół jego torsu tak delikatnie jak tylko mogłam, podczas gdy on pocierał moje plecy i pozostawił kilka pocałunków na moim ramieniu.
- Nie przepraszaj. Czuję się dobrze. - To nie był pierwszy raz, kiedy ktoś chciał mnie przypadkowo zabić poprzez orzechy, a ja miałam tendencję do tego, aby się nie złościć nawet jeśli to skończyłoby się to bardzo źle. Wiem, byłam zbyt miła. Nie mogłam nic na to poradzić.
- Pielęgniarki powiedziały, że może cię wieczorem wypiszą. - powiedział Louis, gdy się odsunął trochę i usiadł na krześle. Przysunął je bliżej do łóżka, więc mógł złapać moją dłoń.
- To świetnie. - odparłam wzdychając, bawiąc się kołdrą.
Przez chwilę panowała długa cisza, podczas której próbowaliśmy odwrócić swoją uwagę i to mnie zabijało, więc musiałam zamknąć swoje oczy, aby się nie rozpłakać.
- Patrz - kilka minut później zaczął mówić Louis, patrząc na mnie - Wiem, że jesteś na mnie wściekła i prawdopodobnie mnie nienawidzisz, bo sprawiłem, że musiałaś wylądować w tym cholernym szpitalu. - pokręcił swoją głową. To musiał być dla niego trudny okres, aby mógł sobie to uświadomić. - Ale nie chciałem cię zranić, nigdy bym tego nie zrobił. Po prostu... - przerwał na chwilę - Nie wiedziałem. - powiedział pół minuty później, a ja westchnęłam.
- Nie wiedziałeś, ponieważ nigdy o tym nie rozmawialiśmy! - spojrzałam mu w oczy i mogłam stwierdzić, iż był zaskoczony i zagubiony. - Nic o sobie nie wiemy. Zawsze albo gdzieś wychodzimy albo rozmawiamy o pieprzonej szkole, ale nigdy nie... rozmawiamy. Mam na myśli taką prawdziwą rozmowę. - przeniosłam swój wzrok ponownie na kołdrę, trochę zakłopotana tym, że zabrzmiało to trochę wrednie. Ale musiałam to powiedzieć; praktycznie się nie znaliśmy, to musiało być to, co sprawiło, że mógł mnie prawie zabić.
Louis mnie zaskoczył, kiedy wziął moje dłonie w jego i zacieśnił mocniej niż poprzednio. Powoli na niego spojrzałam, aby zobaczyć jak przygląda mi się z powagą w oczach.
- Nazywam się Louis William Tomlinson. - chwilę mi zajęło uświadomienie sobie, co właśnie powiedział, ale jak tylko to dotarło do mojej głowy, zaczęłam się śmiać. On tego nie powiedział. - Nie, skarbie. - powiedział z uśmiechem - Masz rację. Nigdy nie rozmawialiśmy, a powinniśmy. Więc rozmawiajmy. Ja pierwszy. - usiadł na swoim krześle i odchrząknął.
- Okay, zaczynaj. - powiedziałam z szerokim uśmiechem. To będzie zabawne.
- Um... - zaczął wpatrując się w przestrzeń przez sekundę - Urodziłem się 24 grudnia 1991 roku i-
- Czekaj - przerwałam mu - Jesteś... jesteś ode mnie młodszy?
Louis zamknął swoje oczy, oczywiście sfrustrowany.
- No, nadal się do tego przyzwyczajam.
Zaśmiałam się na jego odpowiedź, gdy ten ponownie odchrząknął.
- Jestem z Doncaster. Um... Moi rodzicie się rozwiedli. - uśmiech z jego ust zniknął przy ostatnim zdaniu. On mówił teraz na poważnie. - Byli w separacji, kiedy miałem dwa lata, a mama wyszła ponownie za mąż i w zeszłym roku się rozwiedli. - westchnął, robiąc linie na mojej dłoni, nie patrząc mi w oczy. - Zaadoptowali mnie, gdy się pobrali. Miałem na nazwisko Austin. - uniosłam swoje brwi ku górze. Nie wiedziałam, że miał taką przeszłość.
- Znasz swojego tatę? - zapytałam cicho i Louis, po raz pierwszy, na mnie spojrzał.
- Tak, on, um, widuję się z nim raz na jakiś czas. Ma córkę, Georgię. - uśmiechnął się, gdy wypowiedział jej imię. Aw.
- Więc masz przyrodnią siostrę? - zapytałam z uśmiechem.
- Um, no. Właściwie to pięć. - powiedział, a ja nie mogłam nic poradzić na to, że się w niego gapiłam. Louis się zaśmiał, widząc wyraz mojej twarzy.
- Pięć? - nie mogłam w to uwierzyć. Louis przytaknął głową, przenosząc wzrok na nasze dłonie
- Tak, moja mama urodziła cztery z nich. - myśl o tym, że mogłabym urodzić małą drużynę od koszykówki przyprawiała mnie o gęsią skórkę.
Louis westchnął, nim ponownie zaczął mówić.
- Cóż, Charlotte jest najstarsza. Nazywamy ją Lottie. - zatrzymał się i ponownie spróbował ukryć uśmiech na wspomnienie o siostrze. Ten widok sprawił, że się trochę rozpłynęłam. - Później jest Félicité, wiem, dziwne imię. - odparł z uśmiechem.
- Sądzę, że to fajne imię. - przyznałam, uśmiechając się. Louis spojrzał na mnie, szczerząc się w uśmiechu.
- W każdym razie, nazywamy ją Fizzy. Wiem, ksywka też dziwna.
Zaśmiałam się na jego komentarz, oczekując na kontynuację. Był inną osobą, gdy mówił o sobie i swojej rodzinie. Musiałam przyznać, że wolałam bardziej tę jego stronę.
- I bliźniaczki, Daisy i Phoebe. Najmłodsze. - nawilżył swoje usta - Jak miałem szesnaście lat, odbierałem je ze szkoły.
Zaśmiałam się na tę zabawną informację, jednak przestałam, gdy zauważyłam jego stęsknione spojrzenie.
- Tęsknisz za nimi? - zapytałam cicho.
- Nie widziałem ich od sierpnia zeszłego roku. Już drugi raz przegapiłem ich urodziny. - odpowiedział po krótkiej ciszy, patrząc prosto w moje oczy. Nie wiedziałam, co powiedzieć; Nie byłam na to przygotowana, Louis. - Tęsknię za nimi każdego dnia.
Obdarował mnie smutnym uśmiechem, a ja przechyliłam swoją głowę na bok; odebrało mi mowę bardziej niż poprzednim razem. Co byś powiedziała do chłopaka po tym jak on przyznał się do czegoś takiego?
- Jestem pewna, że one za tobą też tęsknią. - odparłam niezręcznie, pocierając wierzch jego dłoni. Kątem oka zauważyłam jak się uśmiecha.
- Próbujesz sprawić, abym się lepiej czuł, czy chcesz, żebym się rozpłakał?
Zaśmiałam się na myśl o płaczącym Louisie. Sama myśl o tym była dziwaczna.
- Co z twoimi rodzicami, twoją mamą i ojczymem? - zapytałam po krótkiej ciszy.
- Um... - Louis zrobił pauzę i wzruszył ramionami - Mama jest pielęgniarką i nie mam pojęcia, co robi Mark. - powiedział, zwężając oczy na moją dłoń - Jak wy, dziewczyny, zachowujecie takie paznokcie? Serio, jak można z tym żyć? - zapytał niemalże tak cicho, że ledwo go mogłam zrozumieć.
- Louis - powiedziałam poprzez śmiech. Dobrze wiedział, iż chciałam, aby kontynuował.
- Dobra, dobra. - uśmiechnął się, a po chwili obserwowania moich palców, westchnął. - Cóż... Nie wiem, co ci jeszcze powiedzieć o mojej rodzinie, więc... - wziął głęboki wdech - Uwielbiam sałatki, mój ulubiony zespół to The Fray, swój pierwszy samochód nazwałem Cheryl i jeśli mowa o samochodach, w jeden uderzyłem kilka lat temu, a zaraz po tym wieczorze, chciałem go podpalić. I poza tym jest jeszcze historia o tym jak zostałem aresztowany. - Louis na końcu skinął głową, podczas gdy ja patrzyłam na niego z otwartymi ustami. - Spokojnie, nie trafiłem do więzienia. Wyszedłem po godzinie. - wyjaśnił, jednak nadal nie mogłam przestać się na niego gapić.
Nawet nie wiedziałam, że to nie aż tak zaskoczy, choć naprawdę nie powinno.
- Ile lat wtedy miałes? - musialam zapytać.
- Siedemnaście. - skinął z uśmiechem malującym się na jego ustach. Przypuszczam, że lubił tę część swojego życia. - Więc - Louis zaczął po kilku sekundach, nadal bawiąc się moimi dłońmi - Chciałabyś coś jeszcze wiedzieć?
- Właściwie, to tak. - odpowiedziałam, siadając, trochę niepewna odpowiedzi na pytanie, które od dawna chciałam mu zadać.
- Strzelaj. - uśmiechnął się do mnie, a ja odchrząknęłam.
- Kiedy ostatni raz miałeś dziewczynę? Taką prawdziwą dziewczynę? - dodałam, gdy ujrzałam jak otwiera swoje usta, jednak zamknął je, gdy usłyszał drugą część mojego pytania. Spojrzał w dół i podrapał się po karku.
- Um, j-ja... - jąkał się, oczywiście moje pytanie go zaskoczyło. Nie żałowałam tego, że go o to zapytałam; musiałam wiedzieć, czy kiedykolwiek był w prawdziwym związku. - Cóż, byłem-
- Wiem, że byłeś z dwudziestioma tysiącami kobiet, Louis. - weszłam mu w słowo, uśmiechając się, gdy ten uniósł swoje brwi ku górze.
- Wow. Dzięki. - powiedział sarkastycznie, a ja wywróciłam swoimi oczami. Wybrał zły moment, aby być bezczelnym.
- Wiesz, co mam na myśli. - zdecydowałam się zignorować jego komentarz, oczekując odpowiedzi na moje pytanie. Przesunął się na swoim siedzeniu, nim po kilku sekundach powiedział.
- Tak naprawdę, to chyba nigdy... - przerwał. Oczywiste było, że było mu niezręcznie o tym mówić i nie mogłam nic poradzić na to, że zachichotałam.
- Nie miałeś dziewczyny? - dokończyłam za niego jego zdanie, a Louis powoli zamknął oczy, a jego policzki przybrały różowy kolor; rumienił się. Naprawdę to robił.
- Liczy się, jeśli-
- Nic poniżej trzech dni się nie liczy. - znowu weszłam mu w słowo, a Louis zacisnął swoje usta, formując w ten sposób wąską linię. Jak nie powiedział nic po tym nie powiedział, pokręciłam głową, niedowierzając. - Nigdy nie byłeś z dziewczyną dłużej niż... 72 godziny? - zapytałam zdumiona, nawet, jeśli nie powinnam była. Tylko, że on był 21letnim chłopakiem, który nigdy nie był w związku; czy to nie było martwiące?
- Ty się liczysz? - zapytał, a ja bym kłamała, gdyby jego pytanie nie odebrało mi mowy. Znowu.
- Nie, nie jestem twoją dziewczyną. - pokręciłam głową, uśmiechając się, a Louis odwzajemnił swój uśmiech.
Cisza, podczas której się uśmiechał, zniknął, ale nie jego smutny wyraz twarzy. Oczywiście było to mniej zabawne niż myślałam, że mogłoby być.
- Więc... nie? - zapytałam cicho, a Louis nawilżył swoje usta zanim pokręcił swoją głową. Skinęłam głową i spojrzałam w miejsce, które obserwował; nasze dłonie.
- Żebyś wiedziała. - wyprostował się i wyglądał jakby był weselszy niż minutę temu. - Planuję, żebyś się liczyła. Nie teraz, ale kiedykolwiek będziesz gotowa, nie wahaj się mi powiedzieć.
Spojrzał na mnie z miłym uśmiechem, a ja na niego tylko kilka razy mrugnęłam; nie spodziewałam się tego. Bycie dziewczyną Louis'a, szczerze, nigdy nie odwiedziła moich myśli. Aż do teraz, oczywiście. Ale wcześniej, nie myślałam o nim jak o kimś więcej, niż tylko chłopak, z którym się umawiałam. Kusiło mnie nawet to, aby zapytać się, czy był gotowy teraz, jednak nie potrafiłam nic powiedzieć. Szczerze, byłam przerażona odpowiedzią, jaką by mi dał.
- To wszystko? - zapytał się Louis, a ja na niego ponownie zamrugałam, trochę pogubiona w swoich własnych myślach.
- Jesteś na coś uczulony? - zapytałam nim mogłam się powstrzymać; musiałam sprawić, by nasza rozmowa była bardziej zabawna.
Louis się zaśmiał.
- Nie, skarbie. Nie sądzę, abyś mogła się zemścić. - uśmiechnął się szeroko i radośnie klikał moimi palcami.
- Cholera! - szepnęłam głośno, a on ponownie się zaśmiał, a ten widok przyprawił mnie o uśmiech. Nie wiem, po prostu lubiłam widzieć go szczęśliwego. Naprawdę szczęśliwego. To także sprawiało, iż ja byłam szczęśliwa.
- Coś jeszcze? - zapytał po minucie, całując kilka razy wierzch mojej dłoni. Uśmiechnęłam się na ten gest; miesiąc temu Louis był nikim, tylko narzędziem, a ja nadal nie potrafiłam kompletnie owinąć zdanie wokół faktu, że to było prawdziwe, no i on był prawdziwy.
Milczałam przez kilka sekund, próbując myśleć o wszystkim, ale na końcu pokręciłam przecząco głową.
- Wymyślę coś. - powiedziałam, a Louis skinął, uśmiechając się.
- Okay, więc teraz twoja kolej. - wyszczerzył się do mnie, a ja poruszyłam się na łóżku. Myśl o tym, iż miałam mu powiedzieć o sobie sprawiała, że czułam się niezręcznie.
- Cóż... - wypuściłam jedno słowo, nie wiedząc, co powiedzieć. Nigdy nie skarżyłam się na swoje życie, ale naprawdę nie miałam wielu ciekawych rzeczy do powiedzenia. - Znasz moje imię. - zwróciłam uwagę, a on potrząsnął swoją głową.
- Nie, nie tak! - zaprotestował, co wywołało mój chichot. On rzeczywiście brał to na poważnie.
- Dobra, dobra... Mam na imię Lorena. - odparłam niezręcznie i rozejrzałam się po pokoju, myśląc o czym jeszcze wspomnieć.
- Twoje pełne imię, kochanie.
Spojrzałam na Louis'a, który uśmiechał się do mnie zachęcająco, a ja westchnęłam.
- Lorena Grace Cloe - odpowiedziałam powoli, próbując stłumić uśmiech, podczas gdy on tego nie zrobił.
- Podoba mi się. - skinął głową, a ja się zaśmiałam, unosząc brwi ku górze; co, moje imię? Podobało mu się moje imię?
- Lubisz moje imię? - powtórzyłam swoją myśl, a Louis ponownie skinął jakby była to normalna rzecz.
- Cóż, tak. To trochę ironiczne, że ktoś taki niezdarny jak ty, ma na drugie imię Grace. - uśmiech z jego ust ani na sekundę nie zniknął. Byłam pewna, że moje policzki zrobiły się żenująco różowe; na szczęście nie wystarczająco, aby mógł zauważyć.
- Tak czy inaczej - nawilżyłam swoje usta, przesuwając po nim językiem - Urodziłam się 25 maja 1991 roku. - spojrzałam na Louis'a, który masował swoją skroń na tę informację, a ja się zaśmiałam. - Dlaczego to ci tak przeszkadza? - wyszczerzyłam się do niego.
- Nie jestem przyzwyczajony do tego, że dziewczyna, z którą jestem, jest ode mnie starsza.- wyjaśnił, wzruszając ramionami, a ja się uśmiechnęłam głupio.
- Ale Louis, ty ze mną nie jesteś. - pokręciłam głową, podczas, gdy on uśmiechnął się do swoich dłoni, a potem przeniósł swój wzrok na mnie; jego oczy były tak intensywne, że mogłabym umrzeć w pieprzonej śpiączce.
- Kusisz mnie, skarbie. - powiedział cicho, a ja przełknęłam ślinę, wiedząc, co miał na myśli; gdybym przyciskała go jeszcze dłużej, mogłabym mieć chłopaka przez swój pobyt w szpitalu. Spoko, to tylko taki nieduży szczegół. - Dalej.
Musiałam spojrzeć na coś innego, przerażona tym, iż mogłabym go bardziej zachęcać.
- Um, jestem z Torpoint i, uh... Moi rodzice nie są rozwiedzeni. - zacisnęłam swoje wargi razem zanim zaczęłam ponownie - Mam dwie siostry, Valerie i Vivienne. Val ma 29 lat, a Vivie 31.
Louis uniósł swoje brwi ku górze na tę informację.
- Jesteś dzieciątkiem rodzinnym? Aw.- zaśmiałam się na jego komentarz.
- Właściwie jestem rodzinnym błędem. - powiedziałam z bezczelnym uśmiechem, a Louis wpatrywał się we mnie przez kilka sekund.
- Co masz na myśli? - zapytał poważnym głosem.
- Mam na myśli to, że - zaczęłam, ale musiałam zamknąć oczy na sekundę. To nie była rzecz, o której lubiłam mówić. - Vivienne miała 8 lat, gdy nasza mama dowiedziała się, że jest ze mną w ciąży, a gdy miałam, nie wiem, 16 lat... Vivienne powiedziała mi, że słyszała jak nasi rodzice rozmawiali o aborcji. - ponownie zrobiłam pauzę, nieświadomie ściskając mocniej dłoń Louis'a. Gdy ujrzałam, co robiłam, Louis odwzajemnił mój gest.
- Ale zdecydowali, że nie mogliby tego zrobić. - odparł Louis, a ja spojrzałam na niego. Zachęcający uśmiech majaczył się na jego ustach.
- Cóż, tak, ale dali mnie do adopcji... - tym razem jego szok był nie do opisania - Jedyny powód, dla którego mam na nazwisko Cloe to to, że inna para mi je dała. Czy to nie jest śmieszne? - zapytałam z szerokim uśmiechem, kręcąc głową - Nawet nie wiedziałam jak się trzyma łyżkę, a każdy miał mnie dość. - zmarszczyłam swoje brwi, zdeterminowana, aby nie dać upustowi swoim emocjom.
Niestety, mimo wszystko, nie potrafiłam tego kontrolować kilku łez, które upłynęły z moich oczu.
- Przepraszam, po prostu... - potrząsnęłam głową, próbując wziąć swoje dłonie z rąk Louis'a, abym mogła w nich schować swoją twraz, ale on nie chciał mi na to pozwolić.
Zamiast chwycić je ciaśniej, wstał i pochylił się, zaskakując mnie, gdy nagle mnie pocałował. Byłam przygnębiona i wrażliwa, więc desperacko odwzajemniłam pocałunek.
W końcu Louis uwolnił moje dłonie, a ja użyłam ich, aby przyciągnąć go bliżej siebie, na tyle blisko, że musiał się chwycić zagłówka, by na mnie nie upaść.
Całowaliśmy się przez dobre kilka minut, całkowicie nieświadomi świata dokoła nas. Czułam się jakbym właśnie tego potrzebowała; z moją hipokryzją, 'kochaniem' rodziców i tylko jedną siostrą, która się mną przejmowała, potrzebowałam kogoś, kto powiedziałby mi, iż nie byłam nieudacznikiem.
- Lori.. - odetchnął Louis, po czym spojrzał mi oczy, ujmując mój policzek. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów, jednak żadne z nas się nie ruszyło. - Nie każdy jest jak twoi rodzice. Masz Caitlyn, uh, jak ona miała na imię, Leah?
Zachichotałam jak mówił o moich przyjaciółkach.
- To Mia.
- Racja, Mia. Później masz Hannah, Faith i... Swoje siostry. - skinął na ostatnią część, a ja zdecydowałam się mu nie mówić o tym, iż Valerie była po stronie rodziców. - Poza tym, masz jeszcze mnie. - powiedział z uśmiechem, ale wkrótce potem zniknął; sytuacja była zbyt poważna na takie rzeczy - Masz mnie. - powtórzył. To słowo znaczyło o wiele więcej niż ludzie mogliby pomyśleć. Tak bardzo, że aż odebrało mi mowę. - I nigdzie się nie wybieram. - pokręcił głową, a ja zamknęłam oczy, obawiając się, iż ponownie zacznę płakać. - Spójrz na mnie.
Jego palec pocierał delikatnie mój policzek. Przełknęłam ślinę, wpierw patrząc w dół, ale potem uniosłam swoje oczy i spojrzałam w jego.
- Nie zamierzam z ciebie zrezygnować. Nigdy. Lorena, ja... - przerwał, zamykając swoje oczy, gdy jego oddech zaczął być coraz cięższy. Nie potrafiłam wydać z siebie ani słowa; byłam oniemiała. Co? Co chciał powiedzieć?!
- Louis? - powiedziałam cicho, próbując jakoś sprawić, by otworzył oczy - Co? Ty co? - zapytałam pilnie, trochę niecierpliwie. Louis przełknął ślinę zanim zamrugał, patrząc prosto w moje oczy przez kilka sekund i w końcu odpowiedział na moje pytanie.
Jego odpowiedź sprawiła, że zaczęłam żałować, iż zapytałam o cokolwiek. Tak bardzo. Tak cholernie bardzo.
- Tak, budzi się.
Zacisnęłam mocniej swoje oczy, zanim je otworzyłam. Zauważyłam dwie, ubrane na biało kobiety, siedzące na krześle obok mnie.
- Dzień dobry, złotko. Jak się czujesz? - zamrugałam na brunetkę jak podniosłam się do pozycji siedzącej w swoim łóżku i zbadałam otoczenie. Byłam w szpitalu?
- Co ja tutaj robię? - zapytałam z chrypką w głosie, czując, iż zakręciło mi się w głowie.
- Miałaś średnią reakcję alergiczną. - powiedziała inna brunetka, a ja musiałam przeanalizować w myślach jej odpowiedź, przypominając sobie, co się wydarzyło poprzedniego wieczora. Zamknęłam swoje oczy, a po chwili obrazy Louis'a i lodziarni odwiedziły mój umysł. O kurde, randka.
- O mój Boże - westchnęłam i potarłam swoją twarz. Wziął mnie na randkę i zamówił w tym sklepie lody z masłem orzechowym. Przez chwilę się wściekłam, ale później przypomniałam sobie, że nigdy mu nie mówiłam o mojej alergii.
- Dobrze się czujesz? Żadnych nudności, głodu, cokolwiek?
Pokręciłam głową na myśl o szpitalnym jedzeniu. Nawet jeśli miałabym głodować; nigdy w życiu.
- Nie,nie, wszystko jest okay. - zamrugałam kilkakrotnie, więc wyczyściłam swój umysł od tych myśli i zauważyłam, że dwie pielęgniarki uśmiechały się do mnie.
- Cóż, dobrze. Um... - jedna z nich powiedziała jak obie wstały - Masz gościa. To chłopak. Był tutaj cały poranek. Myślisz, że będziesz w stanie z nim teraz rozmawiać? - skinęłam głową, nim skończyła mówić swoje zdanie.
- Tak, mogę. - powiedziałam ziewając i prostując się. Czułam się niespokojna, widząc Louis'a po naszej zrujnowanej randce. Pielęgniarki wyszły, a ja mogłam usłyszeć głosy dochodzące z korytarza.
- Wszystko z nią dobrze? Czy będe bezpieczny jak tam pójdę? - usłyszałam jego głos i zachichotałam. Próbował być zabawny, jednak słyszałam w jego głosie troskę. Kilka sekund później, wypchany niedźwiedź zajrzał do mnie z drzwi.
- Hej! - powiedział wysokim głosikiem Louis, biorąc łapkę miśka, aby mi nią pomachać. Musiałam się zaśmiać; był niemożliwy.
- Hej. - powiedziałam śmiejąc się, a Louis powoli wszedł do pokoju, trzymając miśka przez cały czas przy swojej twarzy.
- Przepraszam, proszę, nie zabijaj mnie. - jego głos był przytłumiony tyłem głowy maskotki.
Zachichotałam.
- Nie zamierzam cię zabić. Nie jestem zdolna, by to zrobić. - zażartowałam, a Louis w końcu odsłonił swoją twarz jak położył wypchane zwierzę obok mnie. Wziął to za okazję do pochylenia się i przytulenia mnie.
- Naprawdę cię przepraszam. - tylko to powiedział, kiedy tak staliśmy przez prawie minutę. Owinęłam swoje ramiona wokół jego torsu tak delikatnie jak tylko mogłam, podczas gdy on pocierał moje plecy i pozostawił kilka pocałunków na moim ramieniu.
- Nie przepraszaj. Czuję się dobrze. - To nie był pierwszy raz, kiedy ktoś chciał mnie przypadkowo zabić poprzez orzechy, a ja miałam tendencję do tego, aby się nie złościć nawet jeśli to skończyłoby się to bardzo źle. Wiem, byłam zbyt miła. Nie mogłam nic na to poradzić.
- Pielęgniarki powiedziały, że może cię wieczorem wypiszą. - powiedział Louis, gdy się odsunął trochę i usiadł na krześle. Przysunął je bliżej do łóżka, więc mógł złapać moją dłoń.
- To świetnie. - odparłam wzdychając, bawiąc się kołdrą.
Przez chwilę panowała długa cisza, podczas której próbowaliśmy odwrócić swoją uwagę i to mnie zabijało, więc musiałam zamknąć swoje oczy, aby się nie rozpłakać.
- Patrz - kilka minut później zaczął mówić Louis, patrząc na mnie - Wiem, że jesteś na mnie wściekła i prawdopodobnie mnie nienawidzisz, bo sprawiłem, że musiałaś wylądować w tym cholernym szpitalu. - pokręcił swoją głową. To musiał być dla niego trudny okres, aby mógł sobie to uświadomić. - Ale nie chciałem cię zranić, nigdy bym tego nie zrobił. Po prostu... - przerwał na chwilę - Nie wiedziałem. - powiedział pół minuty później, a ja westchnęłam.
- Nie wiedziałeś, ponieważ nigdy o tym nie rozmawialiśmy! - spojrzałam mu w oczy i mogłam stwierdzić, iż był zaskoczony i zagubiony. - Nic o sobie nie wiemy. Zawsze albo gdzieś wychodzimy albo rozmawiamy o pieprzonej szkole, ale nigdy nie... rozmawiamy. Mam na myśli taką prawdziwą rozmowę. - przeniosłam swój wzrok ponownie na kołdrę, trochę zakłopotana tym, że zabrzmiało to trochę wrednie. Ale musiałam to powiedzieć; praktycznie się nie znaliśmy, to musiało być to, co sprawiło, że mógł mnie prawie zabić.
Louis mnie zaskoczył, kiedy wziął moje dłonie w jego i zacieśnił mocniej niż poprzednio. Powoli na niego spojrzałam, aby zobaczyć jak przygląda mi się z powagą w oczach.
- Nazywam się Louis William Tomlinson. - chwilę mi zajęło uświadomienie sobie, co właśnie powiedział, ale jak tylko to dotarło do mojej głowy, zaczęłam się śmiać. On tego nie powiedział. - Nie, skarbie. - powiedział z uśmiechem - Masz rację. Nigdy nie rozmawialiśmy, a powinniśmy. Więc rozmawiajmy. Ja pierwszy. - usiadł na swoim krześle i odchrząknął.
- Okay, zaczynaj. - powiedziałam z szerokim uśmiechem. To będzie zabawne.
- Um... - zaczął wpatrując się w przestrzeń przez sekundę - Urodziłem się 24 grudnia 1991 roku i-
- Czekaj - przerwałam mu - Jesteś... jesteś ode mnie młodszy?
Louis zamknął swoje oczy, oczywiście sfrustrowany.
- No, nadal się do tego przyzwyczajam.
Zaśmiałam się na jego odpowiedź, gdy ten ponownie odchrząknął.
- Jestem z Doncaster. Um... Moi rodzicie się rozwiedli. - uśmiech z jego ust zniknął przy ostatnim zdaniu. On mówił teraz na poważnie. - Byli w separacji, kiedy miałem dwa lata, a mama wyszła ponownie za mąż i w zeszłym roku się rozwiedli. - westchnął, robiąc linie na mojej dłoni, nie patrząc mi w oczy. - Zaadoptowali mnie, gdy się pobrali. Miałem na nazwisko Austin. - uniosłam swoje brwi ku górze. Nie wiedziałam, że miał taką przeszłość.
- Znasz swojego tatę? - zapytałam cicho i Louis, po raz pierwszy, na mnie spojrzał.
- Tak, on, um, widuję się z nim raz na jakiś czas. Ma córkę, Georgię. - uśmiechnął się, gdy wypowiedział jej imię. Aw.
- Więc masz przyrodnią siostrę? - zapytałam z uśmiechem.
- Um, no. Właściwie to pięć. - powiedział, a ja nie mogłam nic poradzić na to, że się w niego gapiłam. Louis się zaśmiał, widząc wyraz mojej twarzy.
- Pięć? - nie mogłam w to uwierzyć. Louis przytaknął głową, przenosząc wzrok na nasze dłonie
- Tak, moja mama urodziła cztery z nich. - myśl o tym, że mogłabym urodzić małą drużynę od koszykówki przyprawiała mnie o gęsią skórkę.
Louis westchnął, nim ponownie zaczął mówić.
- Cóż, Charlotte jest najstarsza. Nazywamy ją Lottie. - zatrzymał się i ponownie spróbował ukryć uśmiech na wspomnienie o siostrze. Ten widok sprawił, że się trochę rozpłynęłam. - Później jest Félicité, wiem, dziwne imię. - odparł z uśmiechem.
- Sądzę, że to fajne imię. - przyznałam, uśmiechając się. Louis spojrzał na mnie, szczerząc się w uśmiechu.
- W każdym razie, nazywamy ją Fizzy. Wiem, ksywka też dziwna.
Zaśmiałam się na jego komentarz, oczekując na kontynuację. Był inną osobą, gdy mówił o sobie i swojej rodzinie. Musiałam przyznać, że wolałam bardziej tę jego stronę.
- I bliźniaczki, Daisy i Phoebe. Najmłodsze. - nawilżył swoje usta - Jak miałem szesnaście lat, odbierałem je ze szkoły.
Zaśmiałam się na tę zabawną informację, jednak przestałam, gdy zauważyłam jego stęsknione spojrzenie.
- Tęsknisz za nimi? - zapytałam cicho.
- Nie widziałem ich od sierpnia zeszłego roku. Już drugi raz przegapiłem ich urodziny. - odpowiedział po krótkiej ciszy, patrząc prosto w moje oczy. Nie wiedziałam, co powiedzieć; Nie byłam na to przygotowana, Louis. - Tęsknię za nimi każdego dnia.
Obdarował mnie smutnym uśmiechem, a ja przechyliłam swoją głowę na bok; odebrało mi mowę bardziej niż poprzednim razem. Co byś powiedziała do chłopaka po tym jak on przyznał się do czegoś takiego?
- Jestem pewna, że one za tobą też tęsknią. - odparłam niezręcznie, pocierając wierzch jego dłoni. Kątem oka zauważyłam jak się uśmiecha.
- Próbujesz sprawić, abym się lepiej czuł, czy chcesz, żebym się rozpłakał?
Zaśmiałam się na myśl o płaczącym Louisie. Sama myśl o tym była dziwaczna.
- Co z twoimi rodzicami, twoją mamą i ojczymem? - zapytałam po krótkiej ciszy.
- Um... - Louis zrobił pauzę i wzruszył ramionami - Mama jest pielęgniarką i nie mam pojęcia, co robi Mark. - powiedział, zwężając oczy na moją dłoń - Jak wy, dziewczyny, zachowujecie takie paznokcie? Serio, jak można z tym żyć? - zapytał niemalże tak cicho, że ledwo go mogłam zrozumieć.
- Louis - powiedziałam poprzez śmiech. Dobrze wiedział, iż chciałam, aby kontynuował.
- Dobra, dobra. - uśmiechnął się, a po chwili obserwowania moich palców, westchnął. - Cóż... Nie wiem, co ci jeszcze powiedzieć o mojej rodzinie, więc... - wziął głęboki wdech - Uwielbiam sałatki, mój ulubiony zespół to The Fray, swój pierwszy samochód nazwałem Cheryl i jeśli mowa o samochodach, w jeden uderzyłem kilka lat temu, a zaraz po tym wieczorze, chciałem go podpalić. I poza tym jest jeszcze historia o tym jak zostałem aresztowany. - Louis na końcu skinął głową, podczas gdy ja patrzyłam na niego z otwartymi ustami. - Spokojnie, nie trafiłem do więzienia. Wyszedłem po godzinie. - wyjaśnił, jednak nadal nie mogłam przestać się na niego gapić.
Nawet nie wiedziałam, że to nie aż tak zaskoczy, choć naprawdę nie powinno.
- Ile lat wtedy miałes? - musialam zapytać.
- Siedemnaście. - skinął z uśmiechem malującym się na jego ustach. Przypuszczam, że lubił tę część swojego życia. - Więc - Louis zaczął po kilku sekundach, nadal bawiąc się moimi dłońmi - Chciałabyś coś jeszcze wiedzieć?
- Właściwie, to tak. - odpowiedziałam, siadając, trochę niepewna odpowiedzi na pytanie, które od dawna chciałam mu zadać.
- Strzelaj. - uśmiechnął się do mnie, a ja odchrząknęłam.
- Kiedy ostatni raz miałeś dziewczynę? Taką prawdziwą dziewczynę? - dodałam, gdy ujrzałam jak otwiera swoje usta, jednak zamknął je, gdy usłyszał drugą część mojego pytania. Spojrzał w dół i podrapał się po karku.
- Um, j-ja... - jąkał się, oczywiście moje pytanie go zaskoczyło. Nie żałowałam tego, że go o to zapytałam; musiałam wiedzieć, czy kiedykolwiek był w prawdziwym związku. - Cóż, byłem-
- Wiem, że byłeś z dwudziestioma tysiącami kobiet, Louis. - weszłam mu w słowo, uśmiechając się, gdy ten uniósł swoje brwi ku górze.
- Wow. Dzięki. - powiedział sarkastycznie, a ja wywróciłam swoimi oczami. Wybrał zły moment, aby być bezczelnym.
- Wiesz, co mam na myśli. - zdecydowałam się zignorować jego komentarz, oczekując odpowiedzi na moje pytanie. Przesunął się na swoim siedzeniu, nim po kilku sekundach powiedział.
- Tak naprawdę, to chyba nigdy... - przerwał. Oczywiste było, że było mu niezręcznie o tym mówić i nie mogłam nic poradzić na to, że zachichotałam.
- Nie miałeś dziewczyny? - dokończyłam za niego jego zdanie, a Louis powoli zamknął oczy, a jego policzki przybrały różowy kolor; rumienił się. Naprawdę to robił.
- Liczy się, jeśli-
- Nic poniżej trzech dni się nie liczy. - znowu weszłam mu w słowo, a Louis zacisnął swoje usta, formując w ten sposób wąską linię. Jak nie powiedział nic po tym nie powiedział, pokręciłam głową, niedowierzając. - Nigdy nie byłeś z dziewczyną dłużej niż... 72 godziny? - zapytałam zdumiona, nawet, jeśli nie powinnam była. Tylko, że on był 21letnim chłopakiem, który nigdy nie był w związku; czy to nie było martwiące?
- Ty się liczysz? - zapytał, a ja bym kłamała, gdyby jego pytanie nie odebrało mi mowy. Znowu.
- Nie, nie jestem twoją dziewczyną. - pokręciłam głową, uśmiechając się, a Louis odwzajemnił swój uśmiech.
Cisza, podczas której się uśmiechał, zniknął, ale nie jego smutny wyraz twarzy. Oczywiście było to mniej zabawne niż myślałam, że mogłoby być.
- Więc... nie? - zapytałam cicho, a Louis nawilżył swoje usta zanim pokręcił swoją głową. Skinęłam głową i spojrzałam w miejsce, które obserwował; nasze dłonie.
- Żebyś wiedziała. - wyprostował się i wyglądał jakby był weselszy niż minutę temu. - Planuję, żebyś się liczyła. Nie teraz, ale kiedykolwiek będziesz gotowa, nie wahaj się mi powiedzieć.
Spojrzał na mnie z miłym uśmiechem, a ja na niego tylko kilka razy mrugnęłam; nie spodziewałam się tego. Bycie dziewczyną Louis'a, szczerze, nigdy nie odwiedziła moich myśli. Aż do teraz, oczywiście. Ale wcześniej, nie myślałam o nim jak o kimś więcej, niż tylko chłopak, z którym się umawiałam. Kusiło mnie nawet to, aby zapytać się, czy był gotowy teraz, jednak nie potrafiłam nic powiedzieć. Szczerze, byłam przerażona odpowiedzią, jaką by mi dał.
- To wszystko? - zapytał się Louis, a ja na niego ponownie zamrugałam, trochę pogubiona w swoich własnych myślach.
- Jesteś na coś uczulony? - zapytałam nim mogłam się powstrzymać; musiałam sprawić, by nasza rozmowa była bardziej zabawna.
Louis się zaśmiał.
- Nie, skarbie. Nie sądzę, abyś mogła się zemścić. - uśmiechnął się szeroko i radośnie klikał moimi palcami.
- Cholera! - szepnęłam głośno, a on ponownie się zaśmiał, a ten widok przyprawił mnie o uśmiech. Nie wiem, po prostu lubiłam widzieć go szczęśliwego. Naprawdę szczęśliwego. To także sprawiało, iż ja byłam szczęśliwa.
- Coś jeszcze? - zapytał po minucie, całując kilka razy wierzch mojej dłoni. Uśmiechnęłam się na ten gest; miesiąc temu Louis był nikim, tylko narzędziem, a ja nadal nie potrafiłam kompletnie owinąć zdanie wokół faktu, że to było prawdziwe, no i on był prawdziwy.
Milczałam przez kilka sekund, próbując myśleć o wszystkim, ale na końcu pokręciłam przecząco głową.
- Wymyślę coś. - powiedziałam, a Louis skinął, uśmiechając się.
- Okay, więc teraz twoja kolej. - wyszczerzył się do mnie, a ja poruszyłam się na łóżku. Myśl o tym, iż miałam mu powiedzieć o sobie sprawiała, że czułam się niezręcznie.
- Cóż... - wypuściłam jedno słowo, nie wiedząc, co powiedzieć. Nigdy nie skarżyłam się na swoje życie, ale naprawdę nie miałam wielu ciekawych rzeczy do powiedzenia. - Znasz moje imię. - zwróciłam uwagę, a on potrząsnął swoją głową.
- Nie, nie tak! - zaprotestował, co wywołało mój chichot. On rzeczywiście brał to na poważnie.
- Dobra, dobra... Mam na imię Lorena. - odparłam niezręcznie i rozejrzałam się po pokoju, myśląc o czym jeszcze wspomnieć.
- Twoje pełne imię, kochanie.
Spojrzałam na Louis'a, który uśmiechał się do mnie zachęcająco, a ja westchnęłam.
- Lorena Grace Cloe - odpowiedziałam powoli, próbując stłumić uśmiech, podczas gdy on tego nie zrobił.
- Podoba mi się. - skinął głową, a ja się zaśmiałam, unosząc brwi ku górze; co, moje imię? Podobało mu się moje imię?
- Lubisz moje imię? - powtórzyłam swoją myśl, a Louis ponownie skinął jakby była to normalna rzecz.
- Cóż, tak. To trochę ironiczne, że ktoś taki niezdarny jak ty, ma na drugie imię Grace. - uśmiech z jego ust ani na sekundę nie zniknął. Byłam pewna, że moje policzki zrobiły się żenująco różowe; na szczęście nie wystarczająco, aby mógł zauważyć.
- Tak czy inaczej - nawilżyłam swoje usta, przesuwając po nim językiem - Urodziłam się 25 maja 1991 roku. - spojrzałam na Louis'a, który masował swoją skroń na tę informację, a ja się zaśmiałam. - Dlaczego to ci tak przeszkadza? - wyszczerzyłam się do niego.
- Nie jestem przyzwyczajony do tego, że dziewczyna, z którą jestem, jest ode mnie starsza.- wyjaśnił, wzruszając ramionami, a ja się uśmiechnęłam głupio.
- Ale Louis, ty ze mną nie jesteś. - pokręciłam głową, podczas, gdy on uśmiechnął się do swoich dłoni, a potem przeniósł swój wzrok na mnie; jego oczy były tak intensywne, że mogłabym umrzeć w pieprzonej śpiączce.
- Kusisz mnie, skarbie. - powiedział cicho, a ja przełknęłam ślinę, wiedząc, co miał na myśli; gdybym przyciskała go jeszcze dłużej, mogłabym mieć chłopaka przez swój pobyt w szpitalu. Spoko, to tylko taki nieduży szczegół. - Dalej.
Musiałam spojrzeć na coś innego, przerażona tym, iż mogłabym go bardziej zachęcać.
- Um, jestem z Torpoint i, uh... Moi rodzice nie są rozwiedzeni. - zacisnęłam swoje wargi razem zanim zaczęłam ponownie - Mam dwie siostry, Valerie i Vivienne. Val ma 29 lat, a Vivie 31.
Louis uniósł swoje brwi ku górze na tę informację.
- Jesteś dzieciątkiem rodzinnym? Aw.- zaśmiałam się na jego komentarz.
- Właściwie jestem rodzinnym błędem. - powiedziałam z bezczelnym uśmiechem, a Louis wpatrywał się we mnie przez kilka sekund.
- Co masz na myśli? - zapytał poważnym głosem.
- Mam na myśli to, że - zaczęłam, ale musiałam zamknąć oczy na sekundę. To nie była rzecz, o której lubiłam mówić. - Vivienne miała 8 lat, gdy nasza mama dowiedziała się, że jest ze mną w ciąży, a gdy miałam, nie wiem, 16 lat... Vivienne powiedziała mi, że słyszała jak nasi rodzice rozmawiali o aborcji. - ponownie zrobiłam pauzę, nieświadomie ściskając mocniej dłoń Louis'a. Gdy ujrzałam, co robiłam, Louis odwzajemnił mój gest.
- Ale zdecydowali, że nie mogliby tego zrobić. - odparł Louis, a ja spojrzałam na niego. Zachęcający uśmiech majaczył się na jego ustach.
- Cóż, tak, ale dali mnie do adopcji... - tym razem jego szok był nie do opisania - Jedyny powód, dla którego mam na nazwisko Cloe to to, że inna para mi je dała. Czy to nie jest śmieszne? - zapytałam z szerokim uśmiechem, kręcąc głową - Nawet nie wiedziałam jak się trzyma łyżkę, a każdy miał mnie dość. - zmarszczyłam swoje brwi, zdeterminowana, aby nie dać upustowi swoim emocjom.
Niestety, mimo wszystko, nie potrafiłam tego kontrolować kilku łez, które upłynęły z moich oczu.
- Przepraszam, po prostu... - potrząsnęłam głową, próbując wziąć swoje dłonie z rąk Louis'a, abym mogła w nich schować swoją twraz, ale on nie chciał mi na to pozwolić.
Zamiast chwycić je ciaśniej, wstał i pochylił się, zaskakując mnie, gdy nagle mnie pocałował. Byłam przygnębiona i wrażliwa, więc desperacko odwzajemniłam pocałunek.
W końcu Louis uwolnił moje dłonie, a ja użyłam ich, aby przyciągnąć go bliżej siebie, na tyle blisko, że musiał się chwycić zagłówka, by na mnie nie upaść.
Całowaliśmy się przez dobre kilka minut, całkowicie nieświadomi świata dokoła nas. Czułam się jakbym właśnie tego potrzebowała; z moją hipokryzją, 'kochaniem' rodziców i tylko jedną siostrą, która się mną przejmowała, potrzebowałam kogoś, kto powiedziałby mi, iż nie byłam nieudacznikiem.
- Lori.. - odetchnął Louis, po czym spojrzał mi oczy, ujmując mój policzek. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów, jednak żadne z nas się nie ruszyło. - Nie każdy jest jak twoi rodzice. Masz Caitlyn, uh, jak ona miała na imię, Leah?
Zachichotałam jak mówił o moich przyjaciółkach.
- To Mia.
- Racja, Mia. Później masz Hannah, Faith i... Swoje siostry. - skinął na ostatnią część, a ja zdecydowałam się mu nie mówić o tym, iż Valerie była po stronie rodziców. - Poza tym, masz jeszcze mnie. - powiedział z uśmiechem, ale wkrótce potem zniknął; sytuacja była zbyt poważna na takie rzeczy - Masz mnie. - powtórzył. To słowo znaczyło o wiele więcej niż ludzie mogliby pomyśleć. Tak bardzo, że aż odebrało mi mowę. - I nigdzie się nie wybieram. - pokręcił głową, a ja zamknęłam oczy, obawiając się, iż ponownie zacznę płakać. - Spójrz na mnie.
Jego palec pocierał delikatnie mój policzek. Przełknęłam ślinę, wpierw patrząc w dół, ale potem uniosłam swoje oczy i spojrzałam w jego.
- Nie zamierzam z ciebie zrezygnować. Nigdy. Lorena, ja... - przerwał, zamykając swoje oczy, gdy jego oddech zaczął być coraz cięższy. Nie potrafiłam wydać z siebie ani słowa; byłam oniemiała. Co? Co chciał powiedzieć?!
- Louis? - powiedziałam cicho, próbując jakoś sprawić, by otworzył oczy - Co? Ty co? - zapytałam pilnie, trochę niecierpliwie. Louis przełknął ślinę zanim zamrugał, patrząc prosto w moje oczy przez kilka sekund i w końcu odpowiedział na moje pytanie.
Jego odpowiedź sprawiła, że zaczęłam żałować, iż zapytałam o cokolwiek. Tak bardzo. Tak cholernie bardzo.
********
CHOLERA JASNA! NIE MAM POJĘCIA, CO TU NAPISAĆ----- LOUIS SIĘ PRZED NIĄ OTWORZYŁ, A ONA PRZED NIM. I BUM.
Jak myślicie, co powie jej nasz Loueh?
spadam na praktyki, miłego tygodnia x
spadam na praktyki, miłego tygodnia x
Ah, teraz wiedzą o sobie... całkiem sporo! Tylko pogubiłam się trochę z historią Lori... :p
OdpowiedzUsuńOMFG co on jej powiedział?! Kurde, paznokcie wszystkie poobgryzam ze zdenerwowania! Czyżby o tym zakładzie..?
Czekam na następny!
@Irydda
Na bank powie jej że ja kocha :D Genialny <3
OdpowiedzUsuńomg Lou otworzył się przed Lori sjdhfksds
OdpowiedzUsuńnie wiem co jej powie xd
khaesfd rozdział świetny ich rozmowa >>>>>>>>>>>>>>>>
czekam na następny ♥
@Patricia_Whoo
Boski rozdział. xd Ciekawe o czym jej chce powiedziec :D Tak bardzo chce wiedzieć co on jej powiedział xx
OdpowiedzUsuńStrach się bać, ale mam wrażenie że to nie będzie aż tak oczywiste :(
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, choć momentami nie mogłam się skapnąć kto w końcu jest czyim rodzicem itp :P
Czekam na następny z niecierpliwością i udanych praktyk :*
fdghdfsihgfhd omg.....CUDOOOOOOOO !!! jejku kocham Xd
OdpowiedzUsuńW takim momencie urwać ???????????????w takim ??????
uhhh czekam z niecierpliwością na next XDD
@TakeMeLIAM1D
BOŻE TAAA AUTORKA NIE MA SERCA! W TAKIM MOMENCIE? -.- EHHH...
OdpowiedzUsuńOn je powie, że ją kocha tak? ale to w sumie cieszyć się czy nie? bo reakcja Lori na te słowa była nieco dziwna i się kurwa zgubiłam! iofbweufeiofegfoivfuor
JA CHCE NASTĘPNY ROZDZIAŁ! SIĘ TERAZ NA NICZYM NIE SKUPIE, BO BĘDĘ MYŚLEĆ O TEJ SCENIE W SZPITALU!
Mam nadzieje, ze szybko dodasz następny <3
Zmykam do książek ;c
Kocham Cię ;**
To już drugi raz, jak przepraszam za zaległości, ale mam nadzieję, że rozumiecie i nie macie mi tego za złe :) Bądź co bądź, przeczytałam oba rozdziały i bardzo chciałabym napisać coś sensownego, ale wiem, że tego nie zrobię, dopóki nie wypowiem się na temat ostatniego fragmentu tej części.
OdpowiedzUsuńCO? CZY ON POWIEDZIAŁ, ŻE JĄ KOCHA? CO ? CO? BOŻE, CO? NIE WIEM, MOJE SERCE STANĘŁO I JWOIEUOWEIUFISDU, NIE WIEM, JAK WYTRZYMAM DO NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU, ALE DLACZEGO ONA ŻAŁUJE? DOBRA, JA TEŻ BYM SIĘ PRZESTRASZYŁA, ALE JAK MOŻNA ŻAŁOWAĆ, ŻE TAKI KOLEŚ WYZNAJE TAKIE UCZUCIA? Nigdy nie zrozumiem bohaterek fanfictions. Swoich również, hehe :D
Dobra, wracając do poprzedniego - w sumie to nie dziwię się Zachowi. Kolesiowi na pewno mocno się oberwało od wszystkich skrzywdzonych dziewczyn i w sumie potrafię zrozumieć, dlaczego czeka w gotowości. Najprawdopodobniej na jego miejscu też miałabym wyrzuty sumienia, gdyby mój przyjaciel dupczył wszystkich na prawo i lewo. Dosłownie i w przenośni.
Mimo wszystko wierzę teraz, że uczucia Tomlinsona są szczere i to sprawia, że strasznie mi go szkoda. Te jego starania, żeby randka była idealna - a wiedziałam, że coś nie wyjdzie - sposób, w jaki myśli o Lorenie... Cholernie trudna sytuacja i cholernie głupi (ale nadal kochany) Louis, który jakoś nie potrafił dobrze ocenić swoich sił...
Pomijając aferę z alergią na orzechy, bardzo podobała mi się ich rozmowa. To już ostatecznie uświadomiło mi, że chłopak naprawdę traktuje Lori poważnie. Widać, że oboje mają skomplikowane życiorysy i cieszę się, wiedząc, że ona jest chyba pierwszą dziewczyną, której Louis zdradził aż tyle. Plus ta determinacja, mówienie o nich jak o parze (zgadzam się, Tommo, związek do 72 godzin się nie liczy, sorry not sorry)... I TO, CO JEJ POWIEDZIAŁ NA KOŃCU, JA WIEM, CO TO BYŁO, CHOLERA :D kiedy kolejny rozdział ? <3
O fuck! Powie jej o zakładzie?! Omfg!!
OdpowiedzUsuńJeśli tak, to niech go zrozumie.
Jak ja mam czekać na następny rozdział?! Czemu skończyło się w takim momencie?! Ughhh
Ja chcę następny!
@JaZiemniak_
Omg! On ją... KKKKKOOOOCHA!
OdpowiedzUsuńNA PEWNO! :D
MAAAAAMO, OLA ja Cię normalnie ukartupię za urywanie w takim momencie! :D
Ja już muszę przeczytać kolejny!
Aaaaaaaaaa!!!!
I te ich zwierzenia i historie.
Cudnie. I ciężko. Tak prawdziwie.
No i szczerze.
@TheAsiaShow_xx
Aaaaaaaaaaaa! O Matko! Nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu! Dzieki za tlumaczenie! ♥
OdpowiedzUsuńOMG! TAKA DRAMA, ŻE BŁAGAM KOCHANA DODAJ DZIŚ ROZDZIAŁ BO NIE WYTRZYMAM! JUTRO JUŻ MNIE NIE BĘDZIE NA TT WIĘC PROSZĘ DODAJ DZIŚ PRZETŁUMACZONY ROZDZIAŁ! PROSZĘ!
OdpowiedzUsuńomoomomo Ciekawe kiedy Lou powie wprost 'Kocham Cie, Lorena' *-*
OdpowiedzUsuńCzy Louis ma zamiar powiedzieć Lori o zakładzie??? Sorry, ale nic innego mi nie przychodzi na myśl po jej ostatnim zdaniu. Nie przypominam sobie, żeby zrobił coś gorszego niż ten właśnie zakład... Tak bardzo nie chcę, żeby to zniszczyło to co się między nimi zaczęło pojawiać, szczególnie po tym momencie, kiedy oboje zaczęli się sobie nawzajem zwierzać. To był bardzo ważny moment. Chyba, ze ma zamiar powiedzieć jej co do niej czuje, ale czy nie cieszyłaby się z tego faktu? Chociaż, na pierwszą reakcję nawet takie coś jest odpowiednie... Ech!
OdpowiedzUsuńWidać, że Louisowi bardzo na niej zależy. To, że tak się przed nią otworzył musiało być po części ciężkie dla niego, ale udało się. o samo idzie w drugą stronę.
Dlaczego autorka musiała zakończyć w takim momencie?! Cholera, znowu to zrobiła!! Teraz będę z niecierpliwością czekać na następny, żeby dowiedzieć się co jej powiedział!
Wiem, ze ten komentarz jest bezsensu, zwalam to na chorobę. Jeszcze nie do końca czuję się dobrze, ale w końcu musiałam się tutaj pojawić, bo ileż można to odwlekać...
O boziu święta.... Otworzyli się... I mam nadzieję, że to miedy nimi zmieni na lepsze :) niech będą zazem..
OdpowiedzUsuńBuźki :*
A.