piątek, 21 marca 2014

Chapter 22

 Z dedykiem dla Asi (TheAsiaShow_xx) ponieważ spędziłyśmy cholernie zabawne popołudnie <3

     Lorena's POV
    - Nienawidzisz Bastille? - zapytałam głośno, biorąc miśka, więc mogłam nim w rzucić w Louis'a - Nienawidzisz pierdolonego Bastille?!
    - Hej! Co do cholery!? - zawołał, gdy przypadkowo porysowałam jego ramię. Oops! Należało mu się; powiedział mi, że nienawidzi Bastille!
    - Zdecydowałeś nienawidzić mój ulubiony zespół? - powiedzenie tego sprawiło, iż wkurzyłam się jeszcze bardziej i zaczęłam go uderzać jeszcze mocniej, chociaż maskotka tak bardzo go nie raniła.
    - Przepraszam! - krzyknął po kilku sekundach, zabierając mi zabawkę, więc przestałam go uderzać. Spojrzał na mnie. - Caitlyn powiedziała mi o tym, że ich bardzo lubisz, a teraz byłem szczery i w ogóle. Myślałem, że ci to mówiłem. - uśmiechnął się przepraszająco, a ja nie mogłam się temu poddać. Nienawidził mojego ulubionego zespołu, jakim byłby chłopakiem?!
    - Tak bardzo cię teraz nienawidzę! - ponownie go uderzyłam jak zauważyłam, iż jego uścisk na maskotce zelżał, więc mu ją zabrałam, a on tylko wywrócił oczami.
    - Patrz, jeśli to tak wiele dla ciebie znaczy.. - wyglądał jakby układał sobie w głowie słowa, które chciał powiedzieć. - ... Spróbuję dać im szansę.

    Louis' POV
    - Oh, lepiej, żeby tak było. - zagroziła Lorena, gdy skinęła głową, a ja uśmiechnąłem się, nie dlatego, że nie była na mnie zła albo coś, ale dlatego, że mi uwierzyła. I nie wiedziałem, czy chciałem się śmiać, czy płakać przez to, co jej powiedziałem.
    - Naprawdę nienawidzę Bastille.
    Naprawdę nienawidzę Bastille. Oficjalnie, to było najgorsze kłamstwo, jakie kiedykolwiek powiedziałem, ale czułem jakbym znalazł tysiąc funtów, kiedy uświadomiłem sobie, że to kupiła. Nadal czułem się zażenowany przez to, że nie powiedziałem jej tego, co chciałem, ale cóż. Jedyną złą rzeczą było to, że uwielbiałem Bastille, a teraz nie mogłem ich przy niej słuchać. Z drugiej strony, dowiedziałem się, że ma dobry gust muzyczny.
    - I przykro mi z powodu twoich rodziców. - powiedziałem, siadając bliżej Loreny i wziąłem jej dłoń ponownie w swoją. Musiałem zmienić temat, zanim powiem coś głupiego.
    Lorena zaskoczyła mnie, gdy wzruszyła ramionami.
    - To nie jest taki wielki szczegół, właściwie... Podsumowując, byli dobrymi rodzicami, dobrze się mną zajmowali, gdy byłam mała. Po prostu... - westchnęła - Nie mogę uwierzyć, że byli skłonni tak łatwo ze mnie zrezygnować. Nigdy bym nie zrobiła czegoś takiego swojemu dziecku.
    Natychmiastowo, obrazy Loreny grającej z małym dzieckiem, odwiedziły mój umysł, a serce zaczęło mi łomotać, myśląc o niej jako o matce. A myśl jej jako karmiącej dziecko, czesanie włosów małej dziewczynki, huśtanie chłopca...
    - Louis? - pstryknęła palcami na przeciwko mojej twarzy, a ja potrząsnąłem głową, aby pozbyć się tych myśli.
    - Huh? - to jedyne, co powiedziałem, nadal łapiąc się na myśleniu o tamtym.
    - Dlaczego się tak do mnie uśmiechasz? - zapytała z głupim uśmieszkiem, a ja uświadomiłem sobie, że gapiłem się na nią, uśmiechałem jak dziwak, a ona po prostu mnie na tym złapała.
    - Um... - zająkałem się. Oh, nic. Myślałem tylko o tobie jako o matce i obrazach z dziećmi. Wspomniałem o tym, iż też tam byłem? Yeah, nic ważnego.
    - Nie jesteś po ich stronie, prawda? - zapytała Lorena, a ja musiałem zamrugać w dezorientacji, zanim uświadomiłem sobie, że pytała się mnie o to, czy byłem po stronie jej rodziców. I tak jakby się tego spodziewała, pokręciłem przecząco głową.
    - Nie! Oczywiście, że nie! - musiała być rozczarowana, a ja uniosłem tylko brwi ku górze. - Serio? Naprawdę musiałaś się mnie o to zapytać? - zaśmiała się na moją reakcję - Dobra, nie bądź bezczelna. - wystawiła swój język i tym razem to ja się zaśmiałem. Była taka cudowna, kiedy zachowywała się jak dziecko.
    - Hej! Um, pamiętasz jak pytałeś się mnie, czy mam jakieś inne pytania, a ja powiedziałam, że nad tym pomyślę? - zapytała, jej głos był niepewny, a ja powoli skinąłem głową. Przygryzła swoją wargę, a ja wiedziałem, iż nie będzie to coś dobrego. - Mogę nadal to zrobić? - uśmiechnęła się błagalnie i nawet jeśli bym chciał powiedzieć nie prosto w jej twarz, nie potrafiłbym tego zrobić. Więc tylko się uśmiechnąłem.
    - Jasne, kochanie.
    Lorena uśmiechnęła się szeroko, zaczynając się bawić swoją kołdrą. Spojrzałem na dół i ujrzałem jej drobne dłonie, które robiły coś dziwnego z kołdrą, a gdy chciałem się jej zapytać, czy coś jest nie tak, przerwała mi.
    - Wiesz.. Pamiętasz, kiedy powiedziałeś, że nigdy byś nie nazwał swojego syna Max?
    Natychmiast pomyślałem o urodzinach Loreny i tym Max'em. Byłem pewny, iż to powiedziałem. Jak teraz sobie o tym myślę, to brzmiało całkiem zabawnie.
    Skinąłem tylko głową, a brunetka ponownie spojrzała w dół. Zamierzała mi coś powiedzieć o tamtym chłopaku? Nadal utrzymywała z nim kontakt? Zapytał się, czy by gdzieś wyszli, czy coś podobnego? Przysięgam, jeśli to coś takiego, znajdę tego kolesia i-
    - Mówiłeś wtedy serio? - zapytała się Lorena, gdy na mnie spojrzała. Uniosłem swoje brwi ku górze, trochę pogubiony w swoich myślach. Cóż, właściwie na tyle się pogubiłem, iż zapomniałem o czym rozmawialiśmy.
    - Co, odnośnie nazywania mojego syna Max? - zapytałem wysokim głosem, a ona tylko skinęła głową, chichocząc. Wyprostowałem się i przez chwilę o tym myślałem, po czym wzruszyłem ramionami. - Tak myślę. Tak naprawdę nigdy nie lubiłem tego imienia i... I ten chłopak z twoich urodzin pomógł mi zrozumieć, że nie chcę nazwać swojego syna Max.
    - Więc chciałbyś mieć dzieci?
    Odwzajemniłem uśmiech, jaki mi posłała. Stosuje wobec mnie odwrotną psychologię? Sukcesywnie, jak miałbym dodać.
    - Um, no, tak sądzę. Jedno, nie więcej niż dwójkę. Chłopców, jeśli to byłoby możliwe. - odparłem trochę niezręcznie. Nie myślałem o tym, że kiedykolwiek będę rozmawiał z Loreną o dzieciach.
    Uśmiechnęła się do mnie, usatysfakcjonowana moją odpowiedzią.
    - Jakbyś je nazwał?
    Rozejrzałem się po pokoju, zastanawiając się, jak odpowiedzieć na to pytanie. Jak nazwałbym swoje dzieci? Cóż, to było coś, o czym nie zamierzałem myśleć przez najbliższe kilka lat.
    - Um, nie wiem, nie myślałem nad tym. To znaczy - dodałem, gdy Lorena chciała coś powiedzieć - Lubię imię Tommy, ale z moim nazwiskiem, Tommy nie miałby przyjaciół w szkole.
    Zaśmiała się, gdy usłyszała moją odpowiedź i wzięła miśka. Przez sekundę, myślałem, iż ponownie zacznie mnie nim okładać, jednak położyła go sobie tylko na kolanach.
    - Mógłbyś go nazwać Tommy. - powiedziała z dziecięcym, szerokim uśmiechem, a ja chciałem na nią wywrócić oczami, jednak poczułem jakbym zrujnował jej plan sprawienia, iż miałbym czuć się skrępowany.
    - Cześć Tommy. - potrząsnąłem łapką maskotki, a dziewczyna obok mnie się zaśmiała. Boże, te rzeczy sprawiały, iż ją rozbawiałem.
    - Twoi przyjaciele umarliby, żeby to zobaczyć. - zaśmiała się, a ja zachichotałem na myśl o tym, iż chłopcy mogliby mnie ujrzeć. Jestem pewien, że zapłaciliby każdą kwotę, aby to zobaczyć.
    - Wątpię w to. - skinąłem, a Lorena zrobiła dokładnie to samo.
    Przez kilka sekund milczeliśmy, zanim zadałem jej pytanie, które od kilku chwil błąkało się po moich ustach.
    - Chcesz mieć dzieci?
    Ku mojemu zaskoczeniu, uniosła swoje brwi ku górze, marszcząc je, po czym pokręciła głową kilka razy.
    - Nie za bardzo. Czuję, że powinnam mieć chociaż jedno. - zachichotała, a ja zmusiłem się do uśmiechu, ale nie sądziłem, by mi się udało. Pierwszy raz w swoim życiu. Fakt, iż nie chciała mieć dzieci sprawiał, że czułem się... Dziwnie.
    - Naprawdę? Dlaczego? - zapytałem, próbując mówić zwyczajnie, jakby jej wypowiedź sprzed kilku sekund wcale nie wywołała u mnie czegoś wielkiego.
    Lorena westchnęła.
    - Nie wiem... Tak naprawdę nie lubię dzieci, a one mnie. A z taką matką jaką miałam, nie sądzę, aby mój instynkt macierzyński byłby dobry.
    - Ale mówiłaś, że twoi rodzice dobrze się tobą zajmowali. - powiedziałem powoli.
    - Cóż, tak, ale co jeśli nie? Valerie została wylana z gimnazjum, a Vivienne zaszła w ciążę w wieku 17 lat. Jestem w zasadzie złotym dzieckiem. - odparła, a ja musiałem się zaśmiać na jej wypowiedź, na co nic nie mogłem poradzić.
    - To oczywiste, że twoi rodzice żałują tego, że z ciebie zrezygnowali, eh? - powiedziałem z uśmiechem, ale Lorena tylko się we mnie wpatrywała, nim spojrzała w dół. Okay, może nie powinienem był żartować w ten sposób, ani żaden inny.
    - Mam nadzieję, że tak. - powiedziała kilka sekund później, przerywając ciszę, prawdopodobnie oczekując, iż zabrzmi to jak żarcik, ale jej twarz wyraz twarzy wyrażał coś innego; jej uśmiech zniknął i zmarszczyła brwi, wyglądając jakby miała zacząć płakać. O nie, proszę nie. Nie wiedziałbym, co tym razem powiedzieć.
    - Hej, hej, hej. - powiedziałem cicho i przysunąłem się bliżej niej na krześle, ujmując jej policzki. Zamknęła swoje oczy i przekręciła na bok głowę, więc jej głowa była w moich dłoniach.Zacisnęła oczy na sekundę, zanim je otworzyła, a ja byłem pewien, iż były bardziej czerwone niż wcześniej i bardziej lśniące. Świetnie. - Przepraszam, że o tym wspomniałem. Przepraszam.
    Przeprosiłem ponownie i tym razem na mnie spojrzała.
    - Nie chcę, żebyś wychodził. - powiedziała nagle, a ja uniosłem brwi ku górze w zaskoczeniu.
    - W-Wychodzić? - zająkałem się, a jej słowa powoli dochodziły do mojego mózgu. Lorena tylko skinęła i ponownie spojrzała na swoje kolana.
    - Yeah - odparła cicho - Prawdopodobnie będziesz musiał wkrótce iść, a nie chcę tutaj być sama.
    Przechyliłem swoją głowę na bok, uświadamiając sobie, co powiedziała.
    - Nie wyjdę, skarbie. Nie dopóki ty tutaj zostaniesz. - obdarowałem ją pocieszającym uśmiechem, gdy pokiwała głową, jednak zauważyłem, iż próbowała ukryć swój uśmiech.
    - Nie jesteś zmęczony? Albo głodny? - Spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami ku górze, a ja pokręciłem przecząco głową. Tylko dlatego, że chciała abym to zrobił; to było oczywiste, iż byłem głodny i spałem tylko dwie i pół godziny.
    Lorena skinęła głową i przesunęła się trochę w prawo, nadal trzymając na kolanach maskotkę.
    - Co, do jasnej cholery, ty robisz? - zapytałem, śmiejąc się jak zniknęła za miśkiem. Przesunęła się bliżej do swoich stóp, więc mogła na mnie spojrzeć.
    - Nie wierzę w te bzdury. Chodź tu i odpocznij trochę. - powiedziała z uśmiechem na ustach, klepiąc puste miejsce obok niej na łóżku, które właśnie zrobiła. Chwilę mi zajęło zanim mój zmęczony mózg uświadomił sobie, że zaprasza mnie, abym się obok niej położył. I to było to, co zauważyła bardziej niż myślałem, iż to zrobiła.
    Powoli położyłem się obok niej, ale zanim usadowiłem swoje nogi na łóżku, jedna myśl przeszła przez moją głowę.
    - Czekaj, a co jeśli przyjdzie pielęgniarka? - zapytałem, podpierając się na łokciach tylko po to, by Lorena popchnęła mnie z powrotem na dół.
    - Wtedy jej powiemy, że bałam się sama spać.
    Zaśmiałem się na jej oczywistą odpowiedzi położyłem swoje nogi na łóżku, a Lorena przykryła mnie kołdrą. Boże, nigdy nie powiedziałbym, iż byłem aż tak zmęczony dopóki się nie położyłem.
    - Czujesz się dobrze? - zapytała, kładąc się na mojej klatce piersiowej, a ja natychmiast przyciągnąłem ją bliżej siebie, całując w głowę.
    - Mhm - mruknąłem prosto w jej włosy. Nic nie mogłem poradzić na to, że zamknąłem oczy na minutę. Teraz wiedziałem, iż jej nie otrułem poprzedniego wieczoru. Mogłem w końcu wyłączyć swój mózg i się zdrzemnąć.
    - Podoba mi się Charlie. - ale Lorena najwyraźniej mi na to nie pozwoli.
    - Co? - zapytałem zagubiony i jakoś spróbowałem odnaleźć jej oczy.
   - Podoba mi się imię Charlie. - spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem na swoich ustach. - Jeśli miałabym dziecko, chciałabym chłopca. Opiekowałam się kiedyś pięciolatką i uświadomiła mi ona, że zrobię wszystko, aby nie mieć córki. - wyjaśniła z przerażonymi oczami, a ja nie powstrzymałem śmiechu. Więc żadne z nas nie chciało mieć córki.... To plus, tak myślę? - Więc jeśli kiedykolwiek będę mieć dziecko i to będzie chłopiec, nazwę go Charlie. Nie Charles, czy coś. Tylko Charlie. - uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłem ten gest.
    - To słodkie. - odparłem - I... Mam tylko jedno pytanie.
    - Jakie? - uniosła swoje brwi.
    - To jest... Czy to jest przez, no nie wiem, Charlie'ego Sheen'a, czy coś? - zapytałem niepewnie, podczas gdy ona zaśmiała się na to pytanie. - Czy on nie jest jednym z facetów, w których się kochałaś, gdy miałaś 10-20 lat? - Nigdy nie zapomnę tego, kiedy była w moim dormitorium i powiedziała mi o starych ludziach, którzy byli dla niej atrakcyjni.
    - Nie, głupku. - wyszczerzyła się w uśmiechu - Właściwie  to jest dlatego, że...  nie ważne.
    - Hej. - spojrzałem na nią, kiedy unikała moich oczu - Powiedz mi.
    Lorena pokręciła przecząco głową. Miałem w głowie około 500 pytań; czy to przez jej przyjaciela? Zwierzę? Rodzeństwo, może jej ojca? Jakiegoś innego chłopaka?
    To ostatnie sprawiło, iż poczułem się trochę niespokojny.
   - Powiedz mi! - powiedziałem, jednak Lorena powtórzyła swój gest sprzed kilkunastu sekund. Westchnąłem, jednak pamiętałem jeden sposób, aby mi powiedziała. Uśmiech pojawił się na moich ustach.
    - Jesteś pewna, że nie chcesz mi powiedzieć? - zapytałem cicho, a Lorena uniosła na mnie swój wzrok, z niepewnością wymalowaną na twarzy. Skinęła głową, jednak jej ruchy wyglądały jakby się wahała. Wiedziała, że coś kombinowałem.
    Wzruszyłem ramionami.
    - Dobra. Prosiłaś się o to.
    W mgnieniu oka, Lorena została uwięziona pode mną, prawie krzycząc, gdy próbowałem ją łaskotać. Głowę miała odchyloną do tyłu, kiedy próbowała odepchnąć mnie od siebie swoimi drobnymi dłońmi. Aw, była zbyt zabawna, by być uroczą.
    - Powiedz mi! - krzyknąłem, próbując być głośniej niż ona jak protestowała. Na początku, pokręciła przecząco głową, ale kiedy umieściłem palce po jej bokach, podskoczyła trochę jakby niedobór powietrza i wypuściła kolejny krzyk śmiechu.
    - Dobra, dobra! Tylko proszę cię, na miłość boską, przestań! - krzyknęła, a  ja natychmiast przestałem ją łaskotać i ostrożnie położyłem swoje ciało, więc nadal byłem wyżej od niej. Odczekałem kilka sekund, aby dać jej czas na złapanie oddechu, gdy odzyskałem swój, a minutę później spojrzała mi w oczy.
    - Naprawdę chcesz wiedzieć?
    Skinąłem jej z uśmiechem na ustach, a Lorena westchnęła.
    - Okay. To dlatego, że... To przez Charlie'go Brown'a. - mruknęła trochę zażenowana.  Przez sekundę wpatrywałem się w nią, zanim zacząłem się śmiać. - Już widzisz, dlaczego nie chciałam ci powiedzieć? - krzyknęła Lorena, gdy próbowałem podeprzeć się na łokciach i nie upaść na nią.
    - Charlie Brown? - zapytałem, nadal się śmiejąc - Charlie pieprzony Brown!?
   - Hej! - uderzyła mnie, a w tej pozycji, jakiej byłem, sprawiło mi to trochę bólu - Nie oczerniaj wszystkiego, co kocham!
    Uniosłem na nią swój wzrok, marszcząc brwi. Uśmiech nadal majaczył się na moich ustach. Oczerniałem wszystko, co kochała? Musiało to być dlatego, że powiedziałem tak o Bastille...
   - Dobra, przepraszam, skarbie. - odparłem, szczerząc się w uśmiechu, co i ona odwzajemniła. - Przepraszam! Ale serio, Charlie Brwon? - potrząsnąłem głową w niedowierzeniu.
    - Oglądałeś kiedykolwiek Fistaszki?* - zapytała jakbyśmy rozmawiali o jakieś ważnej sprawie.
    - Tak - odpowiedziałem w obronie - Dlatego pytam.
    Lorena westchnęła, a ja gapiłem się jak znowu zaczęła kręcić swoimi dłońmi. Co było trudne do zrobienia, odkąd praktycznie na niej leżałem.
    - Po prostu uwielbiam to show. - odparła, wyglądając prawie na wkurzoną. - A imię Charlie jest fajne.
    Przytaknąłem jej i uśmiechnąłem się; była urocza, gdy chciała, abym myślał, iż jest wkurzająca.
    - Cóż, wiesz, oni tak mówią. - zacząłem, próbując przestać się śmiać - Mów dokładnie, spokojnie i przynieś beagle'a.
   - Wal się! - krzyknęła Lorena i próbowała odsunąć się ode mnie, gdy ja się zaśmiałem. Jednak przestałem, kiedy usłyszałem coś szeleszczącego pode mną. Jak spojrzałem w dół, nie mogłem powstrzymać zmarszczenia swoich brwi.
    - Co ty do jasnej cholery masz na sobie? - zapytałem, klękając, więc mogłem ją lepiej widzieć. Zarumieniła się zanim zgięła trochę swoje ciało niekomfortowo.
    - Um... - zaczęła, drapiąc się w kark - Oni- oni zabrali moje ciuchy, kiedy tutaj przyjechaliśmy. Jestem pewna, że mam pod tym goły tyłek.
    Miała na sobie niebieski, szpitalny fartuch, czy coś plastikowego, o czym całkowicie zapomniałem, kiedy wypowiedziała ostatnie kilka słów, na które przełknąłem ślinę. Skinąłem szorstko głową na jej wypowiedź i zjechałem z niej zanim zrobiłbym coś głupiego, po czym przykryłem nas kołdrą. Lorena instynktownie zrobiła młynek oczami, kładąc się na mojej klatce piersiowej i ziewając.
    - Zmęczona? - zapytałem, czując się dokładnie tak samo.
    - No, zmęczona... - przerwała.
    Przez chwilę oboje milczeliśmy, przez co myślałem, że śpi, ale później znowu coś powiedziała:
    - Zdrzemnijmy się.
    Uśmiechnąłem się na jej sugestię.
    - To najlepszy pomysł, jaki przyszedł ci do głowy w ciągu całego dnia.

    Zach's POV
    - Gdzieś ty do cholery był? - zapytałem się Louis'a, gdy wszedł do naszego dormitorium, wyglądając jakby dopiero wrócił z klubu albo wstał z łóżka.
    - Byłem z Loreną. - mruknął, idąc do swojego łóżka i zdejmując kurtkę.
    - Cały dzień? Wszystko z nią dobrze?
    Nadal nie mogłem w to uwierzyć, iż prawie ją zabił na ich pierwszej randce. To brzmiało zabawnie, gdy tak się o tym myślało.
    - Uh, no. Jest okay. Przywiozłem ją do jej pokoju. - nawet na mnie nie spojrzał jak to mówił.
    - Dobrze, dobrze. Powiedziałeś jej? - zapytałem, a ten uniósł na mnie swoją głową, wyglądając prawie na zdenerwowanego.
    - Powiedzieć jej co?
    - Wiesz co - powiedziałem, robiąc jakieś dziwne gesty swoimi ramionami - O zakładzie.
    - Oh - wyprostował się - Nie, dlaczego miałbym to zrobić? Czy to by wszystkiego nie zniszczyło? - odparł niepewnie z nerwowym uśmiechem, zanim szybko nie zniknął w łazience, gdy ujrzał, iż chciałem coś powiedzieć.
    Prychnąłem jak usłyszałem zamykane drzwi i wstałem, aby wziąć sobie piwo, myśląc o całej tej sprawie z Loreną.  Biedna, biedna dziewczyna.
    Byłem lekko zaskoczony reakcją Louis'a, gdy myślał, że powiedziałem jej prawdę; zawsze się przechwalał tym jak mógłby rozpoznać kogoś, czy gra, czy też kłamie. I jakimś cudem nie mógł stwierdzić, czy kłamię, kiedy nie przestanę się w to wtrącać. Nawet nie byłem blisko tego! Chciałem wybrać odpowiedni czas i miejsce i spuścić bombę. Wkrótce.


* 'Penaut' - takie show, wygooglujcie sobie jak chcecie :)



***************
AHHHH. DŁUGI ROZDZIAŁ, MHM?
Louis jest tchóóóóóórzem! Ja wam to mówię. Kocham go, ale cokolwiek chciał jej powiedzieć, to na 99,9% stchórzył!!!
 Taką  miałam minę, gdy przeczytałam, co takiego Louis powiedział Lori.
W ogóle, jaram się, bo autorka tego fanfica uwielbia Cher Lloyd, jak ja. Tak wiem, nie ma to jak jarać się takimi rzeczami, jednak taka już jestem :D
Jak chcecie się w to bawić, to możecie założyć konto Lou i Lori na tt. Jak chcecie, to piszcie mi na aska (link w menu)
Miłego weekendu dziewczyny. x

10 komentarzy:

  1. Mają szczęście, że lubią Bastille :) Aż mi się jeszcze bardziej ten rozdział podoba przez wspomnienie jednego z moich ulubionych zespołów :D
    Te ich rozmowy, wygłupy, przekomarzanie są uroczę :) Zachowują się jak taka fajna para, ale widać, że coś ich jeszcze hamuje... Kurde z jednej strony to się wkurzyłam na Tommo.. Np bo liczyłam, ze jej powie te słowa o których myślał każdy, ale z drugiej strony to zastanawiam się czy to trochę nie za wcześnie na takie wyznania ;))
    Zaczynam trochę bać się tego co może zrobić Zach. Na początku cholernie go polubiłam, ale teraz chyba zaczynam traktować go trochę inaczej... Niby ciekawi mnie co on wymyśli, ale nie chce żeby to między Lou i Loreną się zepsuło.... ;'c
    Czekam na kolejny <333
    ILY!

    OdpowiedzUsuń
  2. jejuuu jakie słodkie to z dziećmi *----------*

    OdpowiedzUsuń
  3. hahaha Xd Śmieszny a zarazem słodki rozdział <3
    Czekam na kolejny skarbie <3
    @TakeMeLIAM1D

    OdpowiedzUsuń
  4. Lou, na litość boską, ty tchórzliwy tchórzu! C: no ulubiony zespół hejtować, totalne wto/fo-pa xD akcja z łaskotkami zdecydowanie podoba mi się najbardziej z całego rozdziału xD tak trzymać Loui! Wymuszać informacje łaskotkami!! :p
    Czy tylko mnie Zach wydaje się być trochę... szurnięty? :D
    Czekam na następny! Tłumacz szybko! Xx
    @Irydda
    http://through-the-dark-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Aww dziękuję za dedykację! <3
    A tak wgl Bastille! Hahaha dzisiejsze rozmowy w rozdziale normalnie xD
    Albo to zdanie o beagle'u, no nie wnikam w to :)
    Ale wgl LOUIS to mnie rozwala po prostu na wszystkie możliwe strony!
    A Lori po prostu BIEDNA, on ją wykończy tymi zagrywkami.
    Martwię się o nią :(
    Niby jest dobrze i wesoło, ale jak się dowie o zakładzie, to wcale miło nie będzie :(
    Do tego Zach - niby w porządku i spoko jest, ale może wszystko rozwalić dzięki swojej dobrej woli :(
    Czekam na kolejny z utęsknieniem! <3
    @TheAsiaShow_xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak ja się zdziwiłam :o Myślałam, że powie o zakładzie. Ale i tak słodko z tymi dziećmi. Świetny rozdział ;xx Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Louis! Miałeś powiedzieć kocham cię! Glupek!
    Ta rozmowa o dzieciach, była słodka :)
    Cały rozdział był słodki. Mam nadzieję, że Zach albo Louis powiedzą jej o zakładzie, zanim przywiaze się jeszcze bardziej ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Louis i rozmowa o dzieciakach ashdfksd taka słodka ksjlkdf *-*
    Myślałam że Lou powie jej o zakładzie szybciej tym lepiej
    Czekam na następny :)
    @flayalive

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam dokładnie taką samą. Ja tu myślałam, że powie iż ją kocha a on dowalił takie coś :D facepalm :3
    Mam nadzieję, że Zach nie powie jej tego, przecież to zrójnuje i ją i Lou...
    Z niecierpliwością czekam na next :D
    Buziaki:*
    A.

    OdpowiedzUsuń