Louis' POV
Wyłączyłem silnik i szybko opuściłem samochód, trzymając w dłoni reklamówkę, a Lorena wyszła za mną, sekundę później. Ręce miałem schowane w kieszeni jak szliśmy obok siebie. Zwykły metr tylko nas od siebie dzielił.
- Louis, ja- zaczęła Lorena, jednak jej wszedłem w słowo.
- Nie - powiedziałem niskim głosem - Rozumiem.
Mogłem ujrzeć kątem oka, że na mnie spogląda, jednak na jej twarzy nie było wymalowane szczęście. Naprawdę mnie to nie obchodziło; gdyby to nie była ona, najprawdopodobniej próbowałbym zerwać z tą osobą.
Wkrótce poczułem jej dłoń na moim przedramieniu i po raz pierwszy, przeniosłem na nią swój wzrok; pociągnęła mnie w swoją stronę, a zaraz po tym jak moje dłonie wydostały się z kieszeń spodni, splotła nasze palce razem.
- Przepraszam. - powiedziała cicho Lorena.
Mimo tego, co wydarzyło się w samochodzie kilka minut temu, nie potrafiłem nie posłać jej uśmiechu. To był jak jej własny sposób wyrażenia mi, co to była nadzieja.
- Spoko. - odparłem równie cicho. Ale nie było; nie było spoko. W sumie to powiedzenie, że nie było spoko, było niedomówieniem.
- Cóż.. - zaczęła ponownie, zaraz jak weszliśmy do budynku, gdzie znajdowało się jej dormitorium. - Widzimy się jutro, tak? - upewniła się, obawiając się, że może nie chciałbym jej widzieć. Co było oczywiście prawdą.
- Oczywiście. Na sztuce. - nie włożyłem ani krzty wysiłku, by uśmiechnąć się przekonywająco. Przede wszystkim dlatego, że żadne z nas nie chciało się w tamtym momencie uśmiechać.
- Na sztuce. - powtórzyła Lorena i dała mi mały, smutny uśmiech. Omal mi nie współczuła. Nie mogłem jej obwiniać; nawet jeśli czułem się żałośnie. - Um, Louis? - zawołała, gdy zacząłem odchodzić, nie żegnając się z nią ani nic. Odwróciłem się, unosząc brwi ku górze w odpowiedzi. Czego jeszcze ona ode mnie chce?
Lorena powoli, niemalże się wahając podeszła do mnie. Kiedy była po prawej stronie ode mnie, stanęła szybko na palcach i pocałowała mnie delikatnie, trzymając dłoń na moim policzku. W innym przypadku, schyliłbym się i ją podniósł tak, by jej nogi owijały moje biodra, przyciskając do najbliższej ściany, jak zawsze robiłem. Ale tym razem, tym razem prawie chciałem ją od siebie odsunąć. Zranić ją tak bardzo jak ona zraniła mnie i jeśli to byłoby możliwe, sprawić, by się rozpłakała.
Ale nie mogłem. To była Lorena, a ja nigdy bym nie mógł zrobić jej takiego czegoś. Z inną dziewczyną, cóż, nie byłoby to takie proste, ale nie mogłoby być niemożliwe. Jednak z nią? Mogła mnie podpalić, a ja nadal nie mógłbym się na niej zemścić.
Lorena odsunęła się, gdy nie uzyskała ode mnie żadnej reakcji, a ja zauważyłem jak jej oczy nieco lśnią. I w tym momencie moja reakcja na to była inna niż zwykle. Zazwyczaj mój umysł mówił "Nie, nie, nie, nie!", a ja zrobiłbym wszystko, by powstrzymać ją od płaczu, ale teraz po prostu stałem i się na nią patrzyłem. Ten widok sprawiał, że prawie czułem się dobrze.
- Przepraszam. - powtórzyła, a jej wyraz twarzy uświadomił mi, iż mogłaby się rozpłakać w każdej chwili.
Pokręciłem tylko swoją głową i przyciągnąłem ją do siebie do uścisku, ale tylko dlatego, że nie chciałem, by robiła scen, iż sprawiłem, że się rozpłakała. Chciałem, aby myślała, że nie jestem na nią zły. Właściwie to nie byłem zły,tylko... rozczarowany.
Lorena szybko owinęła swoje ramiona wokół mojej talii i schowała głową w moją klatkę piersiową. Nadal stałem, nie zaostrzając uścisku ani nic. Czekał aż ona pierwsza się odsunie. Hm, to może zająć trochę czasu.
- Cześć, Lori. - powiedziałem niewiele głośniej niż szept, kiedy się ode mnie odsunęła. Nie odwróciłem się, by na nią spojrzeć, gdy odchodziłem. Potrzebowałem być sam. Nie chciałem widzieć nawet Zach'a, ponieważ ten skurwiel nigdy nie przestałby się śmiać, a tego chciałem najmniej w tym momencie.
Wyłączyłem silnik i szybko opuściłem samochód, trzymając w dłoni reklamówkę, a Lorena wyszła za mną, sekundę później. Ręce miałem schowane w kieszeni jak szliśmy obok siebie. Zwykły metr tylko nas od siebie dzielił.
- Louis, ja- zaczęła Lorena, jednak jej wszedłem w słowo.
- Nie - powiedziałem niskim głosem - Rozumiem.
Mogłem ujrzeć kątem oka, że na mnie spogląda, jednak na jej twarzy nie było wymalowane szczęście. Naprawdę mnie to nie obchodziło; gdyby to nie była ona, najprawdopodobniej próbowałbym zerwać z tą osobą.
Wkrótce poczułem jej dłoń na moim przedramieniu i po raz pierwszy, przeniosłem na nią swój wzrok; pociągnęła mnie w swoją stronę, a zaraz po tym jak moje dłonie wydostały się z kieszeń spodni, splotła nasze palce razem.
- Przepraszam. - powiedziała cicho Lorena.
Mimo tego, co wydarzyło się w samochodzie kilka minut temu, nie potrafiłem nie posłać jej uśmiechu. To był jak jej własny sposób wyrażenia mi, co to była nadzieja.
- Spoko. - odparłem równie cicho. Ale nie było; nie było spoko. W sumie to powiedzenie, że nie było spoko, było niedomówieniem.
- Cóż.. - zaczęła ponownie, zaraz jak weszliśmy do budynku, gdzie znajdowało się jej dormitorium. - Widzimy się jutro, tak? - upewniła się, obawiając się, że może nie chciałbym jej widzieć. Co było oczywiście prawdą.
- Oczywiście. Na sztuce. - nie włożyłem ani krzty wysiłku, by uśmiechnąć się przekonywająco. Przede wszystkim dlatego, że żadne z nas nie chciało się w tamtym momencie uśmiechać.
- Na sztuce. - powtórzyła Lorena i dała mi mały, smutny uśmiech. Omal mi nie współczuła. Nie mogłem jej obwiniać; nawet jeśli czułem się żałośnie. - Um, Louis? - zawołała, gdy zacząłem odchodzić, nie żegnając się z nią ani nic. Odwróciłem się, unosząc brwi ku górze w odpowiedzi. Czego jeszcze ona ode mnie chce?
Lorena powoli, niemalże się wahając podeszła do mnie. Kiedy była po prawej stronie ode mnie, stanęła szybko na palcach i pocałowała mnie delikatnie, trzymając dłoń na moim policzku. W innym przypadku, schyliłbym się i ją podniósł tak, by jej nogi owijały moje biodra, przyciskając do najbliższej ściany, jak zawsze robiłem. Ale tym razem, tym razem prawie chciałem ją od siebie odsunąć. Zranić ją tak bardzo jak ona zraniła mnie i jeśli to byłoby możliwe, sprawić, by się rozpłakała.
Ale nie mogłem. To była Lorena, a ja nigdy bym nie mógł zrobić jej takiego czegoś. Z inną dziewczyną, cóż, nie byłoby to takie proste, ale nie mogłoby być niemożliwe. Jednak z nią? Mogła mnie podpalić, a ja nadal nie mógłbym się na niej zemścić.
Lorena odsunęła się, gdy nie uzyskała ode mnie żadnej reakcji, a ja zauważyłem jak jej oczy nieco lśnią. I w tym momencie moja reakcja na to była inna niż zwykle. Zazwyczaj mój umysł mówił "Nie, nie, nie, nie!", a ja zrobiłbym wszystko, by powstrzymać ją od płaczu, ale teraz po prostu stałem i się na nią patrzyłem. Ten widok sprawiał, że prawie czułem się dobrze.
- Przepraszam. - powtórzyła, a jej wyraz twarzy uświadomił mi, iż mogłaby się rozpłakać w każdej chwili.
Pokręciłem tylko swoją głową i przyciągnąłem ją do siebie do uścisku, ale tylko dlatego, że nie chciałem, by robiła scen, iż sprawiłem, że się rozpłakała. Chciałem, aby myślała, że nie jestem na nią zły. Właściwie to nie byłem zły,tylko... rozczarowany.
Lorena szybko owinęła swoje ramiona wokół mojej talii i schowała głową w moją klatkę piersiową. Nadal stałem, nie zaostrzając uścisku ani nic. Czekał aż ona pierwsza się odsunie. Hm, to może zająć trochę czasu.
- Cześć, Lori. - powiedziałem niewiele głośniej niż szept, kiedy się ode mnie odsunęła. Nie odwróciłem się, by na nią spojrzeć, gdy odchodziłem. Potrzebowałem być sam. Nie chciałem widzieć nawet Zach'a, ponieważ ten skurwiel nigdy nie przestałby się śmiać, a tego chciałem najmniej w tym momencie.
Jak stałem przed drzwiami, nim się zorientowałem, grzebałem w swoich kieszeniach, poszukując klucza od dormitorium. Tak szybko jak go znalazłem, rzuciłem prezent Charlotte na najbliższy stolik, udając się prosto do mojego łóżka i upadłem na niego, próbując zasnąć. Najlepiej, jeśli byłoby to możliwe, chciałem przespać cały szkolny rok.
Ale to oczywiście nie mogło się stać jak usłyszałem dźwięk otwieranych się drzwi i kilkoro ludzi, którzy weszli do środka. Nie mogłem powiedzieć, kto był w pokoju, ale planowałem ich powolną i bolesną śmierć.
- Hej, Lou, zgadnij co! Dostaliśmy się do finału! - nawet, jeśli chciałem być sam, nie mogłem nic poradzić na to, że otworzyłem swoje oczy i szybko odwróciłem twarz do chłopaków, którzy byli blisko mojego łóżka.
- Poważnie? - zapytałem, pełen nadziei.
- Yeah! Gramy przeciwko UCL. Świetnie, nie? - powiedział Rhys, szczerząc się, a ja nie potrafiłem nie odwzajemnić uśmiechu. To było to, czego naprawdę potrzebowałem; będziemy grać przeciwko królewskim sukom. W finałach!
- Cóż - odparłem, wstając - Trzeba to uczcić, czyż nie?
- Oczywiście! - zgodził się głośno Zach - Zaprosiliśmy innych. Pójdziemy z Olly'im kupić piwo i-
- Myślałem raczej - wszedłem mu w słowo - że moglibyśmy pójść do klubu?
Wszystko się gapili na mnie jakbym im powiedział, że jestem w ciąży.
- Co? To nie jest mała, a wymagana impreza. - wyjaśniłem. Przyglądali się sobie przez chwilę i powoli zaczęli kiwać głowami.
- Racja. - powiedział Olly - Kiedy powinniśmy to zrobić?
- Może jutro? - zasugerowałem jakbym mówił o normalnej rzeczy. Chłopcy przestali kiwać głowami i unieśli swoje brwi ku górze namnie. No to wracamy do punktu wyjścia.
- J-Jutro? Ale musimy się uczyć d-
- Ah, no weźcie, uczyliśmy się przez ostatni miesiąc! Nie ma znaczenia, czy to wtorek, właściwie to potrzebujemy tego wyjścia! - wyszczerzyłem się tak jak oni, nawet zajęło im to kilka sekund dłużej.
- No, i poza tym, nie mamy zajęć do 11 w środę..
Załatwione.
- Dobra, więc klub to jest to!
Ale to oczywiście nie mogło się stać jak usłyszałem dźwięk otwieranych się drzwi i kilkoro ludzi, którzy weszli do środka. Nie mogłem powiedzieć, kto był w pokoju, ale planowałem ich powolną i bolesną śmierć.
- Hej, Lou, zgadnij co! Dostaliśmy się do finału! - nawet, jeśli chciałem być sam, nie mogłem nic poradzić na to, że otworzyłem swoje oczy i szybko odwróciłem twarz do chłopaków, którzy byli blisko mojego łóżka.
- Poważnie? - zapytałem, pełen nadziei.
- Yeah! Gramy przeciwko UCL. Świetnie, nie? - powiedział Rhys, szczerząc się, a ja nie potrafiłem nie odwzajemnić uśmiechu. To było to, czego naprawdę potrzebowałem; będziemy grać przeciwko królewskim sukom. W finałach!
- Cóż - odparłem, wstając - Trzeba to uczcić, czyż nie?
- Oczywiście! - zgodził się głośno Zach - Zaprosiliśmy innych. Pójdziemy z Olly'im kupić piwo i-
- Myślałem raczej - wszedłem mu w słowo - że moglibyśmy pójść do klubu?
Wszystko się gapili na mnie jakbym im powiedział, że jestem w ciąży.
- Co? To nie jest mała, a wymagana impreza. - wyjaśniłem. Przyglądali się sobie przez chwilę i powoli zaczęli kiwać głowami.
- Racja. - powiedział Olly - Kiedy powinniśmy to zrobić?
- Może jutro? - zasugerowałem jakbym mówił o normalnej rzeczy. Chłopcy przestali kiwać głowami i unieśli swoje brwi ku górze namnie. No to wracamy do punktu wyjścia.
- J-Jutro? Ale musimy się uczyć d-
- Ah, no weźcie, uczyliśmy się przez ostatni miesiąc! Nie ma znaczenia, czy to wtorek, właściwie to potrzebujemy tego wyjścia! - wyszczerzyłem się tak jak oni, nawet zajęło im to kilka sekund dłużej.
- No, i poza tym, nie mamy zajęć do 11 w środę..
Załatwione.
- Dobra, więc klub to jest to!
*
- Wezmę sobie jeszcze piwo, okay? - wstałem, nie czekając na niczyją odpowiedź i wepchnąłem się w tłum ludzi, pokonując drogę do baru. Ugh, dlaczego było tutaj tak tłoczno we wtorkowy wieczór?
Ah,oczywiście... Była połowa czerwca, co znaczyło, że liceum się skończyło. Nigdy nie chciałem wrócić do szkoły średniej tak bardzo jak w tym momencie.
Usiadłem przy barze, otoczony ludźmi przynajmniej trzy lata młodszymi ode mnie, może nawet pięć lub sześć. Kilku chłopaków przy barze spojrzało na mnie jakby byli zazdrośni, że mogłem pić piwo. Dwie dziewczyny z drugiej strony baru zaczęły chichotać, gdy zauważyły, że im się przyglądam. Cóż. Czyż to nie cudownie, pomyślałem.
Nie mogłem wrócić do reszty, chciałem, ale byli tacy głośni i weseli, a ja czułem jakbym niszczył im tę imprezę, nawet jeśli to był mój pomysł. Więc zdecydowałem zostać tutaj i wlać w siebie alkohol właśnie przez nią.
- Hej! - usłyszałem żwawy głos z mojej lewej strony. Podczas, gdy oczekiwałem, iż zobaczę dziewczynę z zaledwie dwiema częściami ubrań i wystarczająco makijażu, by postarzyć trochę swój wzrost, ujrzałem blondynkę z jasnym uśmiechem i zaskakująco delikatnym makijażem.
- Cześć. - odwzajemniłem jej uśmiech i przyjrzałem się jej dokładniej od stóp do głowy, gdy brałem łyk swojego piwa. Była urocza, nie można było zaprzeczyć. Miałem tylko nadzieję, że była pełnoletnia.
- Jestem Moni. - odparła, a moje oczy na niej spoczęły. Moni. Cóż; czy to nie przywoływało wspomnień, czy coś tam.
- Jestem Louis, mogłabyś powtórzyć jak masz na imię? - zapytałem szybko, aby się upewnić.
Dziewczyna zachichotała i zrobiła krok w moją stronę.
- Monica. - krzyknęła do mnie. Ah. Blisko byłem.
Monica ponownie się do mnie przybliżyła, siadając na stołku barowym, nie walcząc dłużej. Była wysoka. Około centymetr lub dwa niższa ode mnie.
- Ile masz lat? - zapytałem jak odwróciła twarz w moją stronę. Musiałem to wiedzieć nim mógłbym zrobić coś głupiego.
- Um, wyszłam z liceum. Mam 17. - powiedziała z uśmiechem, a ja upiłem piwa; była pieprzoną małolatą. O rok starszą od mojej siostry. Co ja do cholery robię?
- A ty? - Monica się zapytała, a z jej twarzy nie znikał uśmiech.
- Dwadzieścia jeden. - odparłem bez wahania, myśląc, iż mogłoby to sprawić, że odeszłaby ode mnie. Ale tego nie zrobiła; jej uśmiech się tylko poszerzył. Kurna.
- Ooh, możesz pić legalnie w Ameryce. Jakie to uczucie? - wyszczerzyła się do mnie, a ja zaśmiałem się na tę zabawną informację. Byłem kiepski, ale ona próbowała do mnie mówić.
- Super. Jestem pewny, że byłoby lepiej w Ameryce. - skomentowałem, a gdy ponownie napiłem się piwa, usłyszałem jej chichot.
- Czym się zajmujesz? - zapytała, pochylając się bliżej mnie, a ja przechyliłem się trochę w prawą stronę, próbując utrzymać między nami tyle przestrzeni ile byłem w stanie. Nie mogłem jej powiedzieć, by się odczepiła. Byłem pewny, że prędzej czy później uświadomi to sobie.
- Um, jestem studentem. Na uniwersytecie. - wskazałem, ale Monica nie zareagowała. Wyglądała niemalże na zafascynowaną. Jasna cholera. Powinienem był skłamać? Powiedzieć jej, że jestem więźniem albo coś?
- Co jest twoim przedmiotem kierunkowym? - zapytała, patrząc na mnie rozmarzona. Nigdy nie myślałem nad użyciem faktu, iż byłem na uniwersytecie jako części podrywania dziewczyn. Mógłbym zacząć to robić, jeśli chciałbym przyciągnąć laskę z szóstej klasy.
Dobra, to był głupi pomysł.
- Teatr i Występ. - skinąłem tak jak Monica, a jej oczy nadal były szeroko otwarte. To było trochę dziwne, jeśli mam być szczery.
- Na UCL? - dopytywała, a wyraz jej oczu był niemalże błagalny. Może chciała iść do UCL? Prawie chciałem, by była to prawda.
- Nie, Goldsmiths. - uśmiechnąłem się na wspomnienie o mojej szkole; naprawdę zacząłem o niej myśleć jako o moim drugim domu. Już wiedziałem jak czuł się Harry Potter.
- Oh - odparła Monika i spojrzała w przestrzeń, wyglądając prawie na rozczarowaną? - Planuję iść do UCL. - odpowiedziała, uśmiechając się do mnie. Ah, to wszystko wyjaśnia i sprawia, że poczułem się trochę lepiej. Prawie chciałem jej powiedzieć, by wróciła do szóstej klasy, ale nie byłem w nastroju dawać rady we wtorkowy wieczór.
- Świetnie. - posłałem jej wymuszony uśmiech, a ona go odwzajemniła. Czy to oznaczało, iż zamierzała odejść?
- Tym gorzej. Nie poznam nikogo, kto może legalnie pić w Stanach. - zachichotała, a ja obdarowałem ją sztucznym uśmiechem. Monica poprosiła o butelkę coli, a ja przyglądałem się jej jak czeka.
Była najwyraźniej słońcem i perełkami z tymi jej falowanymi włosami i różową sukienką i chichotem, oczywiście. Tak było ją rozśmieszyć i wyglądała tak jakby nic ją nie obchodziło.
Monica nie miała nic wspólnego z Loreną. Lorena mogła definitywnie być w nerwowym humorze, ale wtedy to nie byłby jej. Nigdy nie chichotała, nigdy nie ubierała sukienek albo czegoś dziewczęcego, co jej kazała założyć Caitlyn i była sarkastyczna przez całe, pieprzone 90% czasu. Nigdy nie myślałem, że nie mogłaby być dla mnie idealna.
- Więc - Monica zaczęła, gdy wzięła łyk swojego napoju, co mnie przeraziło. - Jesteś tu ze swoją dziewczyną albo coś?
Zaśmiałem się.
- Nie mam dziewczyny. - odpowiedziałem cicho, wystarczająco głośno, by usłyszała. Ku mojemu zaskoczeniu, ten fakt mnie aż tak nie przerażał.
Wyszczerzyła się do mnie, zeskakując z krzesła barowego.
- Cóż - odwróciła się do mnie - Nie będziesz miał nic przeciwko tańcu ze mną, prawda?
- Um... - przełknąłem, pamiętając, iż ma tylko 17 lat. - Słuchaj, kochana... Jesteś niepełnoletnia, nie powinienem-
Monica prychnęła, co sprawiło, że się zamknąłem i na nią spojrzałem.
- Czy to, że jestem od ciebie o kilka lat młodsza nie sprawia, że wszystko staje się jeszcze bardziej zabawne? - uśmiechnęła się i ściągnęła mnie ze stołka. Skierowała się tyłem na parkiet, więc mogła widzieć moją twarz, a gdy ona szczerzyła się, osiągając swój sukces, ja zaczynałem się pocić. Musiałem znaleźć sposób, by się jej pozbyć zanim sprawi, że zrobię coś naprawdę głupiego.
Monica zatrzymała się po minucie, kiedy byliśmy otoczeni przez kilku ludzi i przysunęła swoje ciało bliżej mojego. Nie polubiłem jej wzrostu; wszystko, co robiła, to pochylanie się do przodu, a ja mógłbym pójść za to do więzienia.
- Wiesz, możesz wyluzować. - powiedziała z uśmiechem. Nie pamiętałem, czy był moment, gdy się nie uśmiechała.
- Nie potrafię, serio. - zaśmiałem się nerwowo i pokręciłem głową, próbując patrzeć wszędzie tylko nie na nią. Kiedy to zauważyła, poczułem jak zaciska moją dłoń.
- Potrafisz! Skończę 18 lat za mniej niż osiem miesięcy, nie musisz się martwić.
Jak mogła być taka beztroska? Naprawdę nie wiedziała, że mógłbym pójść za to do więzienia?
- Nie masz godziny policyjnej, czy coś? - mój nerwowy uśmiech był znowu wymuszony, jednak zniknął, gdy Monica pokręciła swoją głową. Boże, dlaczego ty mnie aż tak nienawidzisz?!
- Powiedziałam, że śpię u przyjaciółki. A ona jest tam. - wskazała na nią za mną, ale nie mogłam tam spojrzeć; panikowałem. Czy to właśnie czuły dziewczyny, gdy byłem uporczywy? Zapisałem sobie w pamięci, by nigdy na nikim ponownie tego nie wymuszać. Co mi przypominało o Lorenie. Poprzedni dzień, w zasadzie zmusiłem ją do bycia moją dziewczyną, kiedy naprawdę tego nie chciała. Powiedziała, że nie była gotowa. Dlaczego nie mogłem tego zrozumieć? Dlaczego nie potrafiłem uszanować jej decyzji? - Hej? - Monica pomachała mi swoją ręką przed oczami,a ja zamrugałem, zanim na nią ponownie spojrzałem.
Uśmiech na jej twarzy był mały. Kojarzycie te momenty w filmach romantycznych, kiedy dziewczyna patrzy na usta chłopaka, przygryza swoją i szybko przyciąga go do siebie, łącząc w pocałunku?
... To było dokładnie to, co zrobiła Monica.
- Mm, hej, hej. - mruknąłem w pocałunek, ale się nie odsunęła. Odchyliłem się do tyłu, więc mogłem spróbować rozłączyć jakoś nasze usta, ale ręka Monici 8wylądowała na moim karku, co sprawiło, iż przyciągnęła mnie do siebie. Przełknąłem ślinę i położyłem swoje dłonie na jej talii, i na poważnie ją od siebie odsunąłem.
- Coś nie tak? - zapytała, podczas, gdy jej twarz była nadal blisko mojej. Nim ponownie przemówiłem, przełknąłem znwou ślinę.
- To nie jest zgodne z prawem, wybacz. - pokręciłem głową i spróbowałem wyswobodzić się z jej uścisku, ale na marne. Stawało się trudniejsze z sekundy na sekundę, a fakt, że 9 na 10 wcale mi nie pomagało.
- Louis - zbliżyła się do mnie - Wiem, że nie obchodzi cię prawo. Poza tym, kto nie chciałby zrobić czegoś nielegalnego? - wyszczerzyła się do mnie, a kiedy się w ogóle nie poruszyłem, trochę zszokowany, ponownie mnie pocałowała.
Nie mogłem się ruszyć; nie odwzajemniłem jej pocałunku, ani też jej nie odsunąłem od siebie. W mojej głowie rozgrywała się bitwa; umysł mi mówił, bym uciekał, podczas, gdy ciało czuło coś innego. Mam na myśli, no jasne, że tak.
- Louis - ponownie przemówiła, wprost w moje usta - Wyluzuj. Zapomnij o wszystkim. Odpuść.
I tak zrobiłem.
*******
Krótki rozdział, ale... na samym początku miałam ochotę przypierdolić porządnie Lorenie, ale po drugiej części to Louis mnie wkurzył.
Kolejny w piątek. x
Ah, polecam tłumaczenie jednej z czytelniczek DC. Opowiadanie zaczyna się bardzo ciekawie, zapraszam na HOMICIDE. Jest o Lou, przede wszystkim (:
Mam ochotę im obojgu walnąć i to mocno :) a rozdział GENIALNY <3
OdpowiedzUsuńNO JA ICH ZABIJĘ ! NAJPIERW LOREN A TERAZ LOU !! BĘDZIEEE SIĘ DZIAŁOOO XDDD CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA NEXT ! @TakeMeLIAM1d
OdpowiedzUsuńO Boże, nie wierzę, DZIĘKUJĘ za polecenie mojego tłumaczenia, Kocham Cię♥♥
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału:
Louis jest wielkim idiotą, chociaż w sumie zasłużył na odrzucenie, zrobił to tak wielu dziewczyną, los chociaz raz sie odwrócił. Ale naprawdę bardzo mi go szkoda, jak Lorena może całować się z nim, spędzać z nim tyle czasu, a jak wyznaje swoje uczucia to go olewa!!! Oby Louis się opamiętał zanim zrobi coś czego będzie żałował ;)
Cudnowe, czekam na następny ;) x
Nie wiem co powiedzieć.... jest mi smutno i boję się ;'c nie wiem co Lou zrobi.. Ale nie będzie to miało dobrych skutków... ;c @Larry_xx69
OdpowiedzUsuńRozumiem że Boo mógł być rozczarowany ale żeby odrazu chciał żeby Lori się rozpłakała... !!? No kurde!!!
OdpowiedzUsuńPo prostu kocham te fanfiction!!!! Nie wiem co bym teraz czytała gdyby nie to.. a do tego to sama przyjemność*-*
OdpowiedzUsuńJak ja uwielbiam perspektywę Lou! Czasem nawet mam wrażenie, że on ma uczucia podkręcone dwa razy bardziej niż Lorena. Coś czuję, że szybko się otrząśnie i nic niewłaściwego się nie stanie.
OdpowiedzUsuńGdyby Lori zaczęła piszczeć, skakać i rzuciła się na Louis'a gdy ten( nie wiem czy tak można to ująć...) zaproponował jej normalny związek, to opowiadanie stało by się nudne, a Lorena straciła na wartości. W ten sposób sprawia, że Tommo musi się bardziej sam nad sobą zastanowić i jeszcze trochę powalczyć. W końcu do wystawienia sztuki jeszcze trochę czasu zostało :)
Jestem ciekawa co będzie dalej i już nie mogę doczekać się piątku :*
Czy Ty wiesz, że ja teraz mam zawał i do piątku to nie wytrzymam???
OdpowiedzUsuńNo co to miało być no cholera.
Trzymaj mnie! :(
@TheAsiaShow_xx