Rozdział dedykuję Matyldzie (@majestyofswift). Dziękuję za wsparcie! I także dziękuję Asi mojej kochanej. Obie sprawiłyście, że choć odrobinkę w siebie uwierzyłam i zaliczyłam matematykę.
"Chcę, żebyś wiedział, że... N-nigdy wcześniej nie spałam z nikim innym poza Flynn'em. Ufam ci."
Powtarzałem sobie kilka razy to zdanie - szczególnie ostatnie - przez ostatnią godzinę, od czasu, kiedy weszliśmy do dormitorium Loreny. Po prostu nie potrafiłem wyrzucić ich ze swojej głowy. Poza tym, miałem nadzieję, iż spełnię jej oczekiwania; te z zaufaniem.
Traktowałem ją delikatnie. Opiekuńczo. Bezinteresownie. Niezbyt rozmownie. W zasadzie, to było coś, czego wcześniej nie robiłem z innymi dziewczynami.
Nie mogłem uwierzyć w to, jak bardzo wpłynęła na moją zmianę, na dodatek w tak krótkim czasie. Tylko dwa miesiące temu, jedyną rzeczą, jaką chciałem, to zaciągnąć ją do łóżka, a później porzucić. A teraz? Nigdy nie chciałem bardziej zostać w łóżku niż teraz. Leżeć obok niej, nic nie mówiąc, nic nie robiąc. Po prostu być.
Przycisnęła kołdrę do swojej klatki piersiowej, więc jedyną odsłoniętą częścią jej ciała były ramiona. Nie miałem pojęcia, dlaczego była taka nieśmiała, po tym, co miało miejsce 20 minut temu. Może to był właśnie powód jej nieśmiałości, nie wiem. Nigdy się nie dowiem.
Oboje leżeliśmy bokiem, więc mogliśmy widzieć swoje twarze, choć ona tak naprawdę na mnie nie patrzyła.
Wpatrywała się w coś za mną, właściwie to nie, wpatrywała się przeze mnie. Prawdopodobnie o czymś myśląc. Może o zakończeniu roku szkolnego, albo jakbyśmy się po tym spotkali. W sumie to było to, nad czym się zastanawiałem.
Nie byłem pewien, w jaki sposób będę się czuł, kiedy ona będzie w Torpoint, a ja w Doncaster przez całe wakacje. Właściwie, to mieszkaliśmy po dwóch stronach Anglii, i z tego, co wiedziałem, z jednego miasta do drugiego było około siedmiu godzin drogi. Co było za dużą odległością. Za duży dystans.
To nie znaczyło, iż zamierzałem z niej rezygnować; nie. Musiałem po prostu znaleźć sposób na to, żeby spędzić z nią trochę czasu w wakacje, zanim dystans nas od siebie oddali. Jest pierwszą dziewczyną, którą naprawdę, szczerze się opiekowałem przez tak długi okres czasu. Mam na myśli, serio długo. I nie zamierzałem dopuścić do tego, aby coś tak głupiego jak setki kilometrów, stanęły nam na drodze.
Potarłem swoim palcem o jej ramię i to wystarczyło, by pojawiła się tam gęsia skórka. Lorena zadrżała i przysunęła się bliżej mnie, obejmując mnie w pasie ręką. Czy moje dotknięcie jej ramienia tak podziałało? Jeśli tak, to dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej?
Owinąłem swoją wokół jej talii i pocałowałem w czoło. Od teraz, spanie w samotności zaczynało być takie słabe, pomyślałem jak splotła jej nogi z moimi.
- Będę za tobą tęskniła w wakacje. - mruknęła, w zasadzie wyrywając mnie z zamyślenia tym krótkim zdaniem.
Pokręciłem głową i przechyliłem swoją głowę do tyłu, więc mogłem widzieć jej twarz. Jej smutną twarz.
- Nie. - powiedziałem, kręcąc głową na te słowa, ponownie. - Znajdę sposób, byśmy zostali razem. Przynajmniej przez jakiś czas.
Lorena uniosła swój wzrok na mnie, zaskoczona moim podekscytowaniem wymalowanym na jej twarzy. Aw.
- Naprawdę? Zostaniesz tu dla mnie?
- Cóż, nie tu, dopóki nie wyjedziesz do Torpo-
- Nie, nie. - usiadła trochę, nadal przytrzymując kołdrę przy sobie. Cholera. - Razem z Caitlyn mamy tu mieszkanie, możesz zostać z nami.
Nie przypuszczałem, iż kiedykolwiek ujrzę w jej oczach taką barwę, nawet jeśli w pomieszczeniu było cholernie ciemno.
- Z-z tobą? Gdzie bym spał?
Ta barwna iskierka w jej oczach została zastąpiona tą łobuzerską nutką i doskonale wiedziałem, co takiego myślała.
- Ze mną. - wymamrotała, przysuwając się bliżej.
Wyszczerzyłem się w uśmiechu, chociaż nie byłem pewny, czy może mnie zobaczyć.
- Podoba mi się ten pomysł. - odparłem i pociągnąłem ją w dół, tak, że leżała obok mnie. Gdy to zrobiłem, dziewczyna ziewnęła.
- Chodźmy spać, dobrze?
Uśmiechnąłem się.
- Dobrze, piękna.
*
Wkrótce po tym jak się obudziłem, wstałem z łóżka, co, ku mojemu zaskoczeniu, zdawało się być czymś normalnym.
Założyłem jakieś ciuchy. Hm, garnitur? Naprawdę Louis? Idziesz na bal, czy coś?
Kiedy podszedłem do wysokiego lustra w nieznanym mi pokoju, moje wnętrze zaczęło krzyczeć; Nie szedłem na bal. Chyba, że byłem nauczycielem.
Widocznie, czterdziestoletnim nauczycielem.
Wyglądałem na zmęczonego, a mój wyraz twarzy był bardziej próżny niż kiedykolwiek wcześniej. Miałem kilkudniowy zarost, nawet niecodzienne wąsy. Wraz z kilkoma siwymi włosami i obwisłą skórą. Niemożliwe było to, iż nic a nic mnie to nie ruszało. Jakbym do tego przywykł.
Spędziłem kilka minut w łazience, zanim zszedłem na dół w domu, którego nigdy bym nie kupił. I wyglądało to tak jakbym znał każdy centymetr tego miejsca. Nawet, jeżeli wyglądało dobrze, nie polubiłem go. To było jak... Tęsknota za czymś. Czymś istotnym.
Ah, teraz to widzę; nie czułem się jak w domu. I poza tym śniłem. Yay.
Co robiłem w domu takim jak ten? Mieszkam tutaj, czy co? Odwiedzam przyjaciela, czy kogoś z rodziny...? Nie przeczę znajomość z kimś, kto tutaj mieszka.
Jak dotarłem na parter domu, zauważyłem dwa zdjęcia na komodzie. To nie było białe, błyszczące drewno, które przykuło moją uwagę; tylko zdjęcia. Była na nich rodzina. Nie mogłem wyłapać na nich twarzy, gdy im się przyglądałem, ale jedna z nich wyglądała przerażająco znajomo. Na zdjęciu były dwie dziewczyny; definitywnie znałem tę starszą.
Zawlokłem się do innego pokoju, w którym rozpoznałem kuchnię. Magicznie czystą; był tylko malutki bałagan.
Spojrzałem na dwie paczki chipsów, a moje oczy spoczęły na dziewczynie, kobiecie, w zasadzie, która była odwrócona do mnie plecami. Włosy miała spięte w niechlujnego koka i ubrana była w beżowy sweter. Nie widziałem reszty jej ubrań, przez kontuar, który nas dzielił.
Patrzyła przez okno, pochylając się nad zlewem jedną ręką. Sekundę później, jej druga dłoń powędrowała do tego samego miejsca; chociaż to nie było to samo. Ponieważ kobieta trzymała w swojej drugiej dłoni papierosa.
Jeśli miałbym to jakoś nazwać, tylko jedną rzecz, którą gardzę, to były papierosy. Palenie. Palacze. Nie ważne. Po prostu nienawidziłem palenia, ani nawet smrodu papierosów. Dziewczyny, które paliły, nigdy, przenigdy nie miałyby u mnie szans.
Do tego momentu, fakt, iż obudziłem się w nieznanym mi domu, w którym chyba mieszkałem z kobietą, która pali, mi nie przeszkadzał.
- Lorena? - zapytałem, a mój głos brzmiał dokładnie tak samo jak u mojego ojca. Nie wiedziałem, co czuć; upokorzony, ponieważ mój własny głos mnie zaskoczył, ponieważ zawołałem Lorenę, czy to, że była kobietą, która paliła. Ha.
Kobieta podskoczyła w miejscu, co wyrwało mnie z myśli i sprawiło, iż się na niej skupiłem. Zgasiła szybko papierosa, wyglądając trochę na przerażoną i zanim odwróciła się do mnie twarzą, próbowała schować w koka kosmyki włosów, które jej przeszkadzały.
I przysięgam, w tamtym momencie umarłem... To była Lorena. Kobieta ze zdjęć z przedpokoju, to ona. Lorena, Lorena Cloe. Moja Lorena.
Właściwie to nie była ona, przynajmniej nie ta, którą znałem.
Ta Lorena, nie tylko wyglądała na 15 lat starszą, ale poza tym na zmęczoną. Wyczerpaną. Ponad to, wyglądała tak jakby miała za chwilę upaść. Jej skóra była blada, miała ciemne worki pod oczami i była naprawdę chuda. Nie mogła ważyć więcej niż 45 kilo. Smutny widok.
- D-Dobry. - otarła swoje usta rękawem swojego swetra i oparła się o zlew, przyglądając się mi. Co to było za spojrzenie? Wyglądała na taką... Przerażoną. Jakby się mnie bała.
Po raz piętnasty, dlaczego? Dlaczego?
- Jest coś do jedzenia? - zapytałem, ignorując jej powitanie, powoli wchodząc do kuchni i gwałtownie siadając na krześle barowym przy wysepce. Lorena rozejrzała się dokoła.
- U-Um... - jąkała się, co, z jakiegoś powodu, mnie denerwowało. Wyglądało na to, że nie lubiłem nie rozmawiać prawidłowo, nawet jeśli to była moja żona.
Kobieta podskoczyła w miejscu, co wyrwało mnie z myśli i sprawiło, iż się na niej skupiłem. Zgasiła szybko papierosa, wyglądając trochę na przerażoną i zanim odwróciła się do mnie twarzą, próbowała schować w koka kosmyki włosów, które jej przeszkadzały.
I przysięgam, w tamtym momencie umarłem... To była Lorena. Kobieta ze zdjęć z przedpokoju, to ona. Lorena, Lorena Cloe. Moja Lorena.
Właściwie to nie była ona, przynajmniej nie ta, którą znałem.
Ta Lorena, nie tylko wyglądała na 15 lat starszą, ale poza tym na zmęczoną. Wyczerpaną. Ponad to, wyglądała tak jakby miała za chwilę upaść. Jej skóra była blada, miała ciemne worki pod oczami i była naprawdę chuda. Nie mogła ważyć więcej niż 45 kilo. Smutny widok.
- D-Dobry. - otarła swoje usta rękawem swojego swetra i oparła się o zlew, przyglądając się mi. Co to było za spojrzenie? Wyglądała na taką... Przerażoną. Jakby się mnie bała.
Po raz piętnasty, dlaczego? Dlaczego?
- Jest coś do jedzenia? - zapytałem, ignorując jej powitanie, powoli wchodząc do kuchni i gwałtownie siadając na krześle barowym przy wysepce. Lorena rozejrzała się dokoła.
- U-Um... - jąkała się, co, z jakiegoś powodu, mnie denerwowało. Wyglądało na to, że nie lubiłem nie rozmawiać prawidłowo, nawet jeśli to była moja żona.
Zaraz, żona? Lorena była moją żoną?
I, co najważniejsze, dlaczego myślenie o tym sprawiało, iż czułem się jeszcze bardziej załamany? Dlaczego nie byłem podekscytowany, albo chociaż szczęśliwy? Lorena była moją żoną!
To uczucie znowu powróciło, to, w którym czułem czyste rozczarowanie na myśl o tym, że byłem żonaty z Loreną. Mówiłem chyba z milion razy i powiem to ponownie; dlaczego?!
- Są, um, skrzydełka z kurczaka, z wczoraj. - zasugerowała, zaciskając kraniec zlewu za sobą.
Warknąłem.
- Z KFC?
Lorena zacisnęła swoje usta, zanim zaczęła mówić. Wyglądała tak jakby miała się za chwilę rozpłakać.
- T-Tak.
Ponownie warknąłem, tym razem z gorzkim uśmiechem na ustach.
- Nigdy nie zjem czegoś z tego piekarnika, prawda? - zapytałem chrapliwym głosem jak nagle wstałem, sprawiając, iż krzesełko wydało głośny dźwięk, a Lorena pisnęła ze strachu.
- Przepraszam, przepraszam! - wyjaśniła, siadając prawie na zlewie, próbując odsunąć się ode mnie tak daleko jak tylko było to możliwe. Pokręciłem tylko głową i podszedłem do lodówki.
Dlaczego, do jasnej cholery, nie było niczego domowego na śniadanie? Na miłość boską, zawsze lubiłem mieć na śniadanie kawę, zwykłą kawę!
Zamknąłem lodówkę, mając ochotę coś złamać. Nie było niczego do jedzenia.
Kurwa, i co z tego?! Po prostu kup coś w drodze do pracy, głupku!
Chwila, więc teraz miałem pracę?
Co ja gadam, oczywiście, że miałem. Byłem czterdziestolatkiem.
- M-Mogę zrobić jajecznicę albo coś, tylko proszę, usiądź. Proszę? Mógłbyś? - Lorena stawiła kilka niepewnych kroków w moją stronę. Normalny Louis przeprosiłby za swoje zachowanie, ale ten Louis chciał chciał rzucić w kogoś kamieniem.
Dłoń Loreny dotknęła mojego ramienia i zaskakująco, nie zrzuciłem jej, czy coś. Po raz pierwszy, zachowuję się jak człowiek.
Powoli się do niej odwróciłem; wyglądała na przestraszoną, jak dziecko w pierwszy dzień szkoły, jakby była na krawędzi ku temu, by się rozpłakać. Naprawdę mnie to wkurzało; widok jej w takim stanie, ale wyglądało na to, iż uczucie popchało tył mojego mózgu, by ukazywał wściekłość i gorzkość. Nie potrafiłem odnaleźć powodu tego odczucia.
Skinąłem szorstko głową, nic nie mówiąc ani nawet nie patrząc w jej stronę i usiadłem na swoim poprzednim miejscu. Z trzęsącymi się dłońmi, Lorena wyciągnęła patelnię i dwa jajka z lodówki, robiąc mi śniadanie tak szybko jak tylko potrafiła, podczas, kiedy ja sobie tylko siedziałem i czytałem poranną gazetę. Hmpf. Jaki ze mnie mąż.
Kilka minut później, pozostawiła jajka i stanęła na przeciwko mnie. Zasłoniła światło zza okna i spojrzała na mnie, a ja uniosłem zirytowany na nią swoje spojrzenie.
- Co? - warknąłem.
- J-Jest coś, co muszę ci powiedzieć.
Wywróciłem oczami i położyłem gazetę przed sobą.
- Co? - powtórzyłem.
Lorena zamrugała i przeszła na stronę kuchni, gdzie znajdował się stół i zaczęła grzebać w torbie, która najwyraźniej należała do niej. W końcu, wyjęła z niej kartkę.
- Um.. - zaczęła, idąc w moją stronę - Wczoraj Clint pobił się z uczniem. Dyrektor wezwał dziś nas do siebie.
Wyrwałem mały kawałek papieru z jej dłoni, aby na niego spojrzeć i poczułem jak krew we mnie zawrzała. Zrozumiałem jej słowa.
- Co za gówniarz. - mruknąłem.
- Oh, i... - ponownie zabrała głos Lorena, ale przestała mówić jak uniosłem głowę, by na nią spojrzeć - T-Tania próbowała ukraść butelkę tequili z monopolowego, ale ją złapali. - powiedziała najszybciej jak tylko potrafiła i cofnęła się do tyłu szybko.
Wstałem gwałtownie, tak jak wcześniej i stanąłem w progu.
- Clinton! Tatiana! - krzyknąłem, niemalże wyrywając drzwi z zawiasów. O co chodzi? Kim, do jasnej cholery był Clinton i Tatiana?!
Nie minęła minuta, a dwoje nastolatków, dziewczyna i chłopak, weszło do kuchni. Wyglądali jakby byli w tym samym wieku i byli do siebie podobni; prawdopodobnie byli bliźniakami.
- Ty - wskazałem na chłopca - Co to do jasnej cholery jest?! - pomachałem mu kartką papieru przed twarzą, co oczywiście go wkurzyło.
- Uderzyłem chłopaka, który nazwał mnie Cliton. Cli-ton! I to twoja wina! Gdybyś nie dał mi tak głupiego imienia, gdzie każdy nazywa nie Hilary albo Bush, nic z tych rzeczy by się nie wydarzyło! Przysięgam, jak tylko skończę 18, wynoszę się stąd! - krzyknął, kręcąc głową na koniec i wyszedł z pokoju.
Odwróciłem się do dziewczyny, Tatiana próbowała wyglądać na twardą, krzyżując ramiona na piersi, ale mogłem ujrzeć, iż była przerażona. Nie rób niczego głupiego, Loui-
- Próbowałaś okraść pierdolony sklep, co jest z tobą, kurwa nie tak?!
Cholera.
- M-Moi przyjaciele się ze mną założyli. - wzruszyła ramionami, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Patrz mi w oczy, kiedy z tobą rozmawiam - warknąłem, a Tatiana westchnęła ciężko, zanim złapała ze mną kontakt wzrokowy - Jakich ty masz przyjaciół?
Uh oh. Znowu zaczynałem doprowadzać inną dziewczynę do płaczu.
- Cóż, spójrz na mnie, tato! Kto, o zdrowych zmysłach chciałby się ze mną zadawać? Jestem gruba i brzydka i nikt nigdy mnie nie pokocha! - krzyknęła, właściwie płacząc. Zlustrowałem ją wzrokiem od stop do głowy; idealne ciało, mogłaby być modelką. Wyobrażałem sobie, jaką musiała być piękną dziewczyną pod tą całą warstwą makijażu.
Przysiągłem sobie, iż nigdy nie pozwolę swojej małej dziewczynce płakać albo myśleć, że nie jest piękna; a teraz, proszę - stałem na przeciwko swojej córki, wyglądając jakbym czerpał przyjemność z tego, iż płakała przez coś, co powiedziałem.
- Mamo, dlaczego mu powiedziałaś? - Tatiana krzyknęła do swojej matki - Ustaliłyśmy, że jestem uziemiona przez miesiąc!
Zerknąłem na Lorenę, która najwyraźniej była zbyt zajęta jajecznicą, aby zwrócić uwagę na mnie, czy naszą córkę.
- Ja zdecyduję o twojej karze, ponieważ to ja jestem głową rodziny!
- Oh, naprawdę? - wrzasnęła Tatiana, odwracając się do mnie - Nie to krzyczała mama, wczorajszego wieczoru, kiedy byłeś w 'pracy'. - powiedziała i opuściła kuchnię, podczas gdy ja stałem znieruchomiały.
Lorena...? Moja Lorena? Nie, nie mogłaby tego zrobić. Nigdy by mnie nie zdradziła.
- Tatiana! - wrzasnęła Lorena, sprawiając, iż na nią spojrzałem - Jak mogłeś... Ona.. Ja.. Louis, to nie prawda, to się nie wydarzyło, przysięgam ci!
Ignorując jej załamujący się głos, pokonałem odległość, która nas dzieliła i przycisnąłem ją swoim ciałem do kuchenki.
- Louis, nie. - desperacko chciała się ode mnie uwolnić, wyglądała tak jakby miała dość za chwilę zawału.
Moje dłonie ścisnęły jej ramiona, i cierpko potrząsnąłem nią, by przestała się wiercić. Lorena stała bezczynnie i patrzyła w ziemię, a ledwo słyszalny szloch opuścił jej usta.
- Doskonale wiesz, co się stało, kiedy ostatnim razem cię złapałem, prawda? - powiedziałem cicho - Pamiętasz, tak? - dodałem, a Lorena skinęła mi głową.
Chwila, co się stało? Czy coś zrobiłem? Czy ją uderzyłem?
- Nie chcielibyśmy, aby to się powtórzyło, prawda? - wypuściłem z uścisku jedno jej ramię i uniosłem jej głowę tak, by na mnie patrzyła.
Przełknęła ślinę i pokręciła głową.
- N-Nie.
- Dobrze. - skinąłem i puściłem ją.
Obszedłem stół i przeszedłem w inną część pomieszczenia, wziąłem swoją aktówkę, zanim skierowałem się ku wyjściu z kuchni.
- Louis, czekaj. - zawołała Lorena, a jej głos był bardziej poważny niż przed momentem - Nie zamierzasz tego zjeść?
Zerknąłem na kuchnię znad swojego ramienia.
- Nie, kupię sobie coś w piekarni. - powiedziałem i opuściłem dom.
Sposób, by stać się dupkiem, Louis.
Naprawdę, naprzeciwko domu, w którym żyliśmy znajdowała się piekarnia. Po tym jak kupiłem sobie ciastko, wszedłem do swojego samochodu i pojechałem do pracy.
Szczerze, myślałem, że spowoduję jakiś wypadek. Przez wszystko to, co się wydarzyło takiemu frajerowi, jakim byłem, we śnie na dodatek. Ale nie, zatrzymałem pojazd przed budynkiem, dziesięć minut później, idąc do roboty. Byłem rozczarowany tym, iż nadal żyję.
Wszedłem do środka i natychmiastowo wiedziałem, że byłem nauczycielem w gimnazjum. Cóż, to dobrze. Przynajmniej mam to, czego chciałem.
Pokonałem schody i wszedłem do pokoju nauczycielskiego, który był zaskakująco pusty. Poza dwójką ludzie, znajdującymi się tam; w średnim wieku mężczyzna, jak ja, i młodsza dziewczyna. Nie wystarczająco młoda, by być studentką. Możliwe, iż była profesorką, nową, najwidoczniej.
Usiadłem na końcu długiego stołu, daleko od tej dwójki, udając, że jestem czymś zajęty. Chociaż wyglądało na to, iż byłem czymś przejęty. Znając mnie, nie było to nic dobrego.
Kilka minut później, mężczyzna opuścił pomieszczenie, a dziewczyna natychmiast wstała i skierowała się w moją stronę. Z jakiegoś powodu, zacząłem się uśmiechać.
- Hej, kochanie. - dziewczyna szepnęła mi do ucha, a ja odwróciłem się do niej twarzą. Na jej widok, zacząłem uśmiechać się jeszcze bardziej, znowu moje wnętrze krzyczało. Blondynka o kręconych włosach i zielonych oczach, ani dnia starsza od ostatniego razu, gdy ją widziałem, kiedy mieliśmy 21; Monique.
- Hej. - moja dłoń powędrowała na jej kark, aby przyciągnąć ją jeszcze bliżej. Powoli zamknęliśmy oczy, a ja wiedziałem, co miało się stać; zamierzałem ją pocałować.
Nie. Louis, nie. Nie rób tego. Nie. Nie! NIE!
- Nie! - krzyknąłem jak usiadłem. Byłem cały spocony,a mój oddech sprawiał, iż serce biło szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.
To był tylko sen, powiedziałem sobie, próbując uspokoić swoje serce. Tylko sen, naprawdę zły sen.
Rozejrzałem się dokoła, ale było ciemno. Powoli, zaczynałem sobie przypominać, gdzie byłem i co działo się poprzedniej nocy...Lorena. Byłem z Loreną i-
Przekręciłem głowę, więc mogłem zobaczyć miejsce obok mnie; byłem wystarczająco pewny, że moje dziewczyna tutaj była.
Prawa, moja dziewczyna. Nie moja żona, która miała ze mną nastoletnie bliźniaki i żyła w wielkim domu. To była moja dziewczyna, która dzieliła ze mną niechęć do dzieci i palenia oraz nie mieszkała ze mną. Nic z tego nie było prawdą. To był naprawdę zły, zły koszmar.
Z drugiej strony... Był taki realny. Przysięgam jakbym mógł czegoś dotknąć.
A co jeśli coś przewiduję? Co, jeśli przewiduję swoje życie, gdybym został z Loreną i wzięlibyśmy ślub? Naprawdę bym taki był? Gorzki, i pełen nienawiści, nawet do swoich własnych dzieci?
Nie, na pewno nie. Moje dzieci miały na imię Clinton i Tatiana, a ja nigdy bym ich tak nie nazwał. Nie po tym. I M-Monique też tam była, i wyglądało na to, iż miała dwadzieścia lat, kiedy ja miałem czterdzieści. Nie wspominając o tym, że zdradziłem Lorenę i to właśnie z nią. Nie. Nie, na pewno nie, powtarzałem sobie.
Ale...
Co, jeśli to była jakaś wskazówka, jakie mogłoby być moje życie? Miałem pracę, o jakiej marzyłem, ale poza tym, moja żona mnie zdradzała, a ja ją. Agresywny syn i córka o skłonnościach samobójczych. A wszystko to, dlatego, że zostałem z dziewczyną, która leży obok mnie.
Muszę wyjść, pomyślałem, teraz.
I, co najważniejsze, dlaczego myślenie o tym sprawiało, iż czułem się jeszcze bardziej załamany? Dlaczego nie byłem podekscytowany, albo chociaż szczęśliwy? Lorena była moją żoną!
To uczucie znowu powróciło, to, w którym czułem czyste rozczarowanie na myśl o tym, że byłem żonaty z Loreną. Mówiłem chyba z milion razy i powiem to ponownie; dlaczego?!
- Są, um, skrzydełka z kurczaka, z wczoraj. - zasugerowała, zaciskając kraniec zlewu za sobą.
Warknąłem.
- Z KFC?
Lorena zacisnęła swoje usta, zanim zaczęła mówić. Wyglądała tak jakby miała się za chwilę rozpłakać.
- T-Tak.
Ponownie warknąłem, tym razem z gorzkim uśmiechem na ustach.
- Nigdy nie zjem czegoś z tego piekarnika, prawda? - zapytałem chrapliwym głosem jak nagle wstałem, sprawiając, iż krzesełko wydało głośny dźwięk, a Lorena pisnęła ze strachu.
- Przepraszam, przepraszam! - wyjaśniła, siadając prawie na zlewie, próbując odsunąć się ode mnie tak daleko jak tylko było to możliwe. Pokręciłem tylko głową i podszedłem do lodówki.
Dlaczego, do jasnej cholery, nie było niczego domowego na śniadanie? Na miłość boską, zawsze lubiłem mieć na śniadanie kawę, zwykłą kawę!
Zamknąłem lodówkę, mając ochotę coś złamać. Nie było niczego do jedzenia.
Kurwa, i co z tego?! Po prostu kup coś w drodze do pracy, głupku!
Chwila, więc teraz miałem pracę?
Co ja gadam, oczywiście, że miałem. Byłem czterdziestolatkiem.
- M-Mogę zrobić jajecznicę albo coś, tylko proszę, usiądź. Proszę? Mógłbyś? - Lorena stawiła kilka niepewnych kroków w moją stronę. Normalny Louis przeprosiłby za swoje zachowanie, ale ten Louis chciał chciał rzucić w kogoś kamieniem.
Dłoń Loreny dotknęła mojego ramienia i zaskakująco, nie zrzuciłem jej, czy coś. Po raz pierwszy, zachowuję się jak człowiek.
Powoli się do niej odwróciłem; wyglądała na przestraszoną, jak dziecko w pierwszy dzień szkoły, jakby była na krawędzi ku temu, by się rozpłakać. Naprawdę mnie to wkurzało; widok jej w takim stanie, ale wyglądało na to, iż uczucie popchało tył mojego mózgu, by ukazywał wściekłość i gorzkość. Nie potrafiłem odnaleźć powodu tego odczucia.
Skinąłem szorstko głową, nic nie mówiąc ani nawet nie patrząc w jej stronę i usiadłem na swoim poprzednim miejscu. Z trzęsącymi się dłońmi, Lorena wyciągnęła patelnię i dwa jajka z lodówki, robiąc mi śniadanie tak szybko jak tylko potrafiła, podczas, kiedy ja sobie tylko siedziałem i czytałem poranną gazetę. Hmpf. Jaki ze mnie mąż.
Kilka minut później, pozostawiła jajka i stanęła na przeciwko mnie. Zasłoniła światło zza okna i spojrzała na mnie, a ja uniosłem zirytowany na nią swoje spojrzenie.
- Co? - warknąłem.
- J-Jest coś, co muszę ci powiedzieć.
Wywróciłem oczami i położyłem gazetę przed sobą.
- Co? - powtórzyłem.
Lorena zamrugała i przeszła na stronę kuchni, gdzie znajdował się stół i zaczęła grzebać w torbie, która najwyraźniej należała do niej. W końcu, wyjęła z niej kartkę.
- Um.. - zaczęła, idąc w moją stronę - Wczoraj Clint pobił się z uczniem. Dyrektor wezwał dziś nas do siebie.
Wyrwałem mały kawałek papieru z jej dłoni, aby na niego spojrzeć i poczułem jak krew we mnie zawrzała. Zrozumiałem jej słowa.
- Co za gówniarz. - mruknąłem.
- Oh, i... - ponownie zabrała głos Lorena, ale przestała mówić jak uniosłem głowę, by na nią spojrzeć - T-Tania próbowała ukraść butelkę tequili z monopolowego, ale ją złapali. - powiedziała najszybciej jak tylko potrafiła i cofnęła się do tyłu szybko.
Wstałem gwałtownie, tak jak wcześniej i stanąłem w progu.
- Clinton! Tatiana! - krzyknąłem, niemalże wyrywając drzwi z zawiasów. O co chodzi? Kim, do jasnej cholery był Clinton i Tatiana?!
Nie minęła minuta, a dwoje nastolatków, dziewczyna i chłopak, weszło do kuchni. Wyglądali jakby byli w tym samym wieku i byli do siebie podobni; prawdopodobnie byli bliźniakami.
- Ty - wskazałem na chłopca - Co to do jasnej cholery jest?! - pomachałem mu kartką papieru przed twarzą, co oczywiście go wkurzyło.
- Uderzyłem chłopaka, który nazwał mnie Cliton. Cli-ton! I to twoja wina! Gdybyś nie dał mi tak głupiego imienia, gdzie każdy nazywa nie Hilary albo Bush, nic z tych rzeczy by się nie wydarzyło! Przysięgam, jak tylko skończę 18, wynoszę się stąd! - krzyknął, kręcąc głową na koniec i wyszedł z pokoju.
Odwróciłem się do dziewczyny, Tatiana próbowała wyglądać na twardą, krzyżując ramiona na piersi, ale mogłem ujrzeć, iż była przerażona. Nie rób niczego głupiego, Loui-
- Próbowałaś okraść pierdolony sklep, co jest z tobą, kurwa nie tak?!
Cholera.
- M-Moi przyjaciele się ze mną założyli. - wzruszyła ramionami, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Patrz mi w oczy, kiedy z tobą rozmawiam - warknąłem, a Tatiana westchnęła ciężko, zanim złapała ze mną kontakt wzrokowy - Jakich ty masz przyjaciół?
Uh oh. Znowu zaczynałem doprowadzać inną dziewczynę do płaczu.
- Cóż, spójrz na mnie, tato! Kto, o zdrowych zmysłach chciałby się ze mną zadawać? Jestem gruba i brzydka i nikt nigdy mnie nie pokocha! - krzyknęła, właściwie płacząc. Zlustrowałem ją wzrokiem od stop do głowy; idealne ciało, mogłaby być modelką. Wyobrażałem sobie, jaką musiała być piękną dziewczyną pod tą całą warstwą makijażu.
Przysiągłem sobie, iż nigdy nie pozwolę swojej małej dziewczynce płakać albo myśleć, że nie jest piękna; a teraz, proszę - stałem na przeciwko swojej córki, wyglądając jakbym czerpał przyjemność z tego, iż płakała przez coś, co powiedziałem.
- Mamo, dlaczego mu powiedziałaś? - Tatiana krzyknęła do swojej matki - Ustaliłyśmy, że jestem uziemiona przez miesiąc!
Zerknąłem na Lorenę, która najwyraźniej była zbyt zajęta jajecznicą, aby zwrócić uwagę na mnie, czy naszą córkę.
- Ja zdecyduję o twojej karze, ponieważ to ja jestem głową rodziny!
- Oh, naprawdę? - wrzasnęła Tatiana, odwracając się do mnie - Nie to krzyczała mama, wczorajszego wieczoru, kiedy byłeś w 'pracy'. - powiedziała i opuściła kuchnię, podczas gdy ja stałem znieruchomiały.
Lorena...? Moja Lorena? Nie, nie mogłaby tego zrobić. Nigdy by mnie nie zdradziła.
- Tatiana! - wrzasnęła Lorena, sprawiając, iż na nią spojrzałem - Jak mogłeś... Ona.. Ja.. Louis, to nie prawda, to się nie wydarzyło, przysięgam ci!
Ignorując jej załamujący się głos, pokonałem odległość, która nas dzieliła i przycisnąłem ją swoim ciałem do kuchenki.
- Louis, nie. - desperacko chciała się ode mnie uwolnić, wyglądała tak jakby miała dość za chwilę zawału.
Moje dłonie ścisnęły jej ramiona, i cierpko potrząsnąłem nią, by przestała się wiercić. Lorena stała bezczynnie i patrzyła w ziemię, a ledwo słyszalny szloch opuścił jej usta.
- Doskonale wiesz, co się stało, kiedy ostatnim razem cię złapałem, prawda? - powiedziałem cicho - Pamiętasz, tak? - dodałem, a Lorena skinęła mi głową.
Chwila, co się stało? Czy coś zrobiłem? Czy ją uderzyłem?
- Nie chcielibyśmy, aby to się powtórzyło, prawda? - wypuściłem z uścisku jedno jej ramię i uniosłem jej głowę tak, by na mnie patrzyła.
Przełknęła ślinę i pokręciła głową.
- N-Nie.
- Dobrze. - skinąłem i puściłem ją.
Obszedłem stół i przeszedłem w inną część pomieszczenia, wziąłem swoją aktówkę, zanim skierowałem się ku wyjściu z kuchni.
- Louis, czekaj. - zawołała Lorena, a jej głos był bardziej poważny niż przed momentem - Nie zamierzasz tego zjeść?
Zerknąłem na kuchnię znad swojego ramienia.
- Nie, kupię sobie coś w piekarni. - powiedziałem i opuściłem dom.
Sposób, by stać się dupkiem, Louis.
Naprawdę, naprzeciwko domu, w którym żyliśmy znajdowała się piekarnia. Po tym jak kupiłem sobie ciastko, wszedłem do swojego samochodu i pojechałem do pracy.
Szczerze, myślałem, że spowoduję jakiś wypadek. Przez wszystko to, co się wydarzyło takiemu frajerowi, jakim byłem, we śnie na dodatek. Ale nie, zatrzymałem pojazd przed budynkiem, dziesięć minut później, idąc do roboty. Byłem rozczarowany tym, iż nadal żyję.
Wszedłem do środka i natychmiastowo wiedziałem, że byłem nauczycielem w gimnazjum. Cóż, to dobrze. Przynajmniej mam to, czego chciałem.
Pokonałem schody i wszedłem do pokoju nauczycielskiego, który był zaskakująco pusty. Poza dwójką ludzie, znajdującymi się tam; w średnim wieku mężczyzna, jak ja, i młodsza dziewczyna. Nie wystarczająco młoda, by być studentką. Możliwe, iż była profesorką, nową, najwidoczniej.
Usiadłem na końcu długiego stołu, daleko od tej dwójki, udając, że jestem czymś zajęty. Chociaż wyglądało na to, iż byłem czymś przejęty. Znając mnie, nie było to nic dobrego.
Kilka minut później, mężczyzna opuścił pomieszczenie, a dziewczyna natychmiast wstała i skierowała się w moją stronę. Z jakiegoś powodu, zacząłem się uśmiechać.
- Hej, kochanie. - dziewczyna szepnęła mi do ucha, a ja odwróciłem się do niej twarzą. Na jej widok, zacząłem uśmiechać się jeszcze bardziej, znowu moje wnętrze krzyczało. Blondynka o kręconych włosach i zielonych oczach, ani dnia starsza od ostatniego razu, gdy ją widziałem, kiedy mieliśmy 21; Monique.
- Hej. - moja dłoń powędrowała na jej kark, aby przyciągnąć ją jeszcze bliżej. Powoli zamknęliśmy oczy, a ja wiedziałem, co miało się stać; zamierzałem ją pocałować.
Nie. Louis, nie. Nie rób tego. Nie. Nie! NIE!
- Nie! - krzyknąłem jak usiadłem. Byłem cały spocony,a mój oddech sprawiał, iż serce biło szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.
To był tylko sen, powiedziałem sobie, próbując uspokoić swoje serce. Tylko sen, naprawdę zły sen.
Rozejrzałem się dokoła, ale było ciemno. Powoli, zaczynałem sobie przypominać, gdzie byłem i co działo się poprzedniej nocy...Lorena. Byłem z Loreną i-
Przekręciłem głowę, więc mogłem zobaczyć miejsce obok mnie; byłem wystarczająco pewny, że moje dziewczyna tutaj była.
Prawa, moja dziewczyna. Nie moja żona, która miała ze mną nastoletnie bliźniaki i żyła w wielkim domu. To była moja dziewczyna, która dzieliła ze mną niechęć do dzieci i palenia oraz nie mieszkała ze mną. Nic z tego nie było prawdą. To był naprawdę zły, zły koszmar.
Z drugiej strony... Był taki realny. Przysięgam jakbym mógł czegoś dotknąć.
A co jeśli coś przewiduję? Co, jeśli przewiduję swoje życie, gdybym został z Loreną i wzięlibyśmy ślub? Naprawdę bym taki był? Gorzki, i pełen nienawiści, nawet do swoich własnych dzieci?
Nie, na pewno nie. Moje dzieci miały na imię Clinton i Tatiana, a ja nigdy bym ich tak nie nazwał. Nie po tym. I M-Monique też tam była, i wyglądało na to, iż miała dwadzieścia lat, kiedy ja miałem czterdzieści. Nie wspominając o tym, że zdradziłem Lorenę i to właśnie z nią. Nie. Nie, na pewno nie, powtarzałem sobie.
Ale...
Co, jeśli to była jakaś wskazówka, jakie mogłoby być moje życie? Miałem pracę, o jakiej marzyłem, ale poza tym, moja żona mnie zdradzała, a ja ją. Agresywny syn i córka o skłonnościach samobójczych. A wszystko to, dlatego, że zostałem z dziewczyną, która leży obok mnie.
Muszę wyjść, pomyślałem, teraz.
******
Przepraszam za cholernie długą nieobecność!! Nie kończę jeszcze szkoły, bo rok mi został, ale oceny na koniec tego musiały być ładne i udało mi się przez to przejść, więc dodaję rozdział. Szczerze, to bałam się go tłumaczyć, bo minęły już chyba 2 tygodnie od ostatniego, ale... Mam nadzieję, że jeszcze ze mną jesteście, mhm?
OHMYGODD CO TU SIĘ DZIEJE!
Jak pierwszy raz przeczytałam ten rozdział, to uznałam go za najnudniejszy z całego ff, ale tak z biegiem czasu przyznaję, że ma w sobie coś... Fajnego. Ach, cóż za rozbudowane słownictwo, yay.
Jak myślicie, Louis zostawi Lorenę?
Jezus Maria!
OdpowiedzUsuńJak ja sie zdziwilam, jak to cos, ten sen zobaczylam.
Tak sobie mysle 'wtf, ocb' hahaha, ale dobrze, ze to TYLKO sen!
Na pewno jej nie zostawi, co to to nie.
Zaufala mu i on na pewno bd sie teraz o nia staral i nie bd chcial niczego popsuc i zrobic niczego glupiego.
A rozdzial super! <3
Taki inny i wgl.
A szkola najwazniejsza, sama dobrze o tym wiesz :)
I jestem z Ciebie bardzo dumna, ze udalo Ci sie z matma! Mowilam, ze Ci sie uda! :*
I dziekuje za dedykacje xx
<3
@TheAsiaShow_xx
Serio, Louis? Chcesz wyjść? WYJŚĆ TERAZ? Po nocy, którą spędziłeś z Loreną, która Ci ZAUFAŁA, do kurwy nędzy? Chcesz wyjść, bo śnił Ci się jakiś idiotyczny sen, TYLKO SEN?
OdpowiedzUsuńMówiłam Ci już, że tego Tomlinsona jednocześnie nienawidzę i uwielbiam. Ma w sobie wszystkie te cechy, których unikam i tępię u chłopków, ale jednocześnie jest to LOUIS. Jednak dzisiaj, przy końcówce rozdziału konsekwentnie wszystko zjebał. Tak dokumentnie. Pokazał, jaki jest egoistyczny, uciekając po tym, jak dopiął swego i zostawiając Lori samą.
Serio, nie wiem, jak się teraz do niego przekonam. Generalnie jestem cięta na chłopaków i niewiele mi trzeba, żebym się zniechęciła, ale do Lou próbowałam się przekonać przez całe to fanfiction I DUPA. Na miejscu Loreny, gdybym się obudziła sama, nie dałabym mu żadnej szansy. Tak się po prostu nie robi.
Jeszcze biorąc pod uwagę to, że wszystko zaczęło się od głupiego zakładu. To już w ogóle jest szczyt wszystkiego.
Ja na pewno o mało nie padłabym na zawał, gdyby przyśniło mi się coś takiego - swoją drogą, ostatnio brałam ślub i wybierałam między dwoma facetami, lol, też było dość realistycznie - ale na pewno nie kierowałabym się tym zaraz po przebudzeniu! Wątpię, żeby pan Tomlinson, wbrew temu, co sądzi, potrafił przewidywać własną przyszłość. Ot, zaangażował się, ponieważ wcześniej właściwie nigdy tego nie potrafił, i jego dupkowata osobowość dała o sobie znać. On po prostu NIE WYOBRAŻA SOBIE stworzenia zdrowego, długodystansowego związku, dlatego wyobraźnia podsunęła mu obrazy, które dały mu powód do ucieczki. Pluję jadem, wiem, ale PO PROSTU NIENAWIDZĘ TAKICH GOŚCI I TAKIEGO ZACHOWANIA.
Mocno trzymam stronę Loreny i Jezu, niech Zach wkroczy do akcji, pocieszy ją, bo nie może być tak, że ona się wiecznie obwinia, biczuje, a Tomlinson robi co chce i jedzie na swoim farcie.
DAWAJ SZYBKO NASTĘPNY ROZDZIAŁ, BO UMRĘ, ROZUMIESZ? UMRĘ!
Dzięki za dedykację, zawsze w Ciebie wierzę, no matter, what! Pisz, kiedy chcesz, jeśli będziesz potrzebować moralnego wsparcia, wiesz, jak do mnie trafić :) <3
Serio? Louis chce teraz wyjść?po tym jak ona mu zaufała? coś nie halo, trochę mnie zawiódł tym zachowaniem.Mam nadzieję,że ten jakże straszny sen nie zmieni uczucia między nimi.
OdpowiedzUsuńDo kolejnego razu @hazzmylover
Boże cuudowny :D :*
OdpowiedzUsuńJeśli Louis teraz wyjdzie to wkurze się i to mega.
OdpowiedzUsuńCzemu to nie może być takie łatwe i on ją teraz obudzi, powie jej o tej lasce (że jej w sumie nie zdradził, bo nie byli jeszcze oficjalnie razem), o zakładzie (że liczył się tylko na początku) i to że ją kocha i nie chce nazwać dzieci Clinton i Tatiana, a Lorena wtedy powie, że się na nim zawiodła, ale da mu drugą szanse, bo go kocha! Czemu tak nie może być?!
Tak, wkręciłam się w to trochę...
Btw. cieszę się, że masz dobre oceny i że wróciłaś tu z tym rozdziałem. Czekam na następny
@JaZiemniak_
Ten rozdział podoba mi taaaaaaaak bardzo <3
OdpowiedzUsuńTo pierwsze zdanie.... IDEALNIE wprowadzenie.
40-sto letni Louis to zdecydowanie dupek, i faktycznie ciekawe czy stanie się kiedyś taki. Mam jednak wrażenie, że Lorena nie da sobie w kaszę dmuchać i szybko zakończyłaby taki toksyczny związek. Cały ten sen zdecydowanie da Tommo do myślenia, ale zdziwię się jeśli zostawi teraz Lori. Ona to z pewnością odbierze inaczej. Cóż, pozostaje czekać na kolejny rozdział :)
PS Cieszę się, że z matematyką poszło dobrze :)
omgggggggggg CO ZA SEN......AŻ SIĘ WYSTRASZYŁAM ŻE LOU MOŻE BYĆ "TAKI"...MAM NADZIEJĘ ŻE przez niego (przez sen) nie zostawi Loren !
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na next <3 @TakeMeLIAM1D
Co za czub, czy on nie wie, że sny to nasze pragnienia i strach, a nie to co będzie na prawdę ? ._. uh Lou... znów masz minusy. jeden to od samego początku
OdpowiedzUsuńJA PIERDOLE LOUIS SERIO? SERIO? SERIO KURWAAAA?
OdpowiedzUsuńJak to jest, że mam jednocześnie ochotę go zapierdolić i żywię do niego taką ogromną sympatię!! Jezu jakie to pojebane :D hahaha Boże, ale serio? KURWA LOUIS PRZEZ JAKIŚ DURNY SEN?! Tak to był tylko JEBANY SEN? Wiem, że czasem są jakieś prorocze czy coś, ale kurwa aż tak zły scenariusz obstawiasz? Ja pierdole..
Cieszę się ogromnie, że nareszcie się do siebie zbliżyli. To tylko pogłębiło ich relacje. Lorena mu zaufała i naprawdę Louis powinien docenić to co ma.. Ale nie on kurwa ma w głowie myśl o ucieczce... Jakie to kurwa typowe u facetów.. Jak już sobie coś ubzdura to kurwa jebać wszystko i to realizuje... Mam nadzieje, że jednak nie jest aż tak pojebany, bo na prawdę.. nie wiem jeszcze jak to zrobię, ale go zapierdole! Nie ważne, że grożę fikcyjnej postaci i tak to zrobię! Nogi mu z dupy powyrywam!
Niech jakimś cudem Zach zatrzyma go w drzwiach i mu wpierdoli!!!!!! Czy proszę o tak wiele? :D
Co do opóźnień to doskonale Cię kochana rozumiem. Właśnie dziś też już zakończyła się moja męczarnia i nareszcie wystawili wszystkie ocenki.. Już zaczynałam rzygać tym wszystkim, a mój kubek z kawą i ja chyba zaczęliśmy nowy etap przyjaźni.. Tyle wspólnie spędzonych chwil.. xD
Kochana mówiłam, że Ci się uda z matmą! :D Trzymałam kciuki i jak widać nie tylko ja! Zajebiście, że wszystko się udało! Teraz nareszcie wolne i odpoczynek! <3
To za rok bawimy się na studniówkach <3 haha :D
On nie może zerwać z Loreną! Nie po czymś takim! Ona by pewnie sobie pomyślała, iż on chciał ją tylko przelecieć! Nie! Niema mowy! Zabraniam!
OdpowiedzUsuńGłupi, debilny, idiotyczny sen -,- ugh.
Czekam na nn :)
@Larry_xx69