NIE SPRAWDZAŁAM, CZY SĄ BŁĘDY, PRZEPRASZAM
- Ostatni raz, jesteś pewna, że wszystko spakowałaś?
- Ostatni raz, jesteś pewna, że wszystko spakowałaś?
Westchnęłam.
- Nie obchodzi mnie to.
Z przymkniętymi oczami, zawlekłam się do samochodu Caitlyn, dosłownie zostawiając swoją walizkę na zewnątrz jak otworzyłam drzwi i rzuciłam się na tylne siedzenia.
Jedna rzecz, którą trzeba było świętować to koniec tygodnia egzaminów; ale ostatni tydzień szkoły, ostatni dzień szkoły? To inny poziom świętowania. Poziom, w którym większość ludzi nie może się utrzymać, nawet jeśli jeden próbuje ich przytrzymać. Na przykład, ja.
Dzięki Bogu, nic nie piłam. Wolałam nawet nie myśleć, jaka bym była po szklance piwa. Ale wstawanie o 7:30 nad ranem, a potem spanie tylko 2 godziny po 9 godzinach skakania w kółko to coś, do czego nie jestem przyzwyczajona.
- Dobra - usłyszałam głos Louis'a jak skończył wkładać moje walizki do bagażnika Cait, kiedy ja zaczynałam zasypiać. - Jesteś pewna, że wszystko okay? - zapytał jak usiadł obok mnie, kładąc moje nogi na jego kolanach.
Ponownie westchnęłam.
- Yeah. Myślę, że uda mi się nie zasnąć podczas jazdy. Będę potrzebowała rozproszenia, ale...
- Sądzę, iż coś wymyśliłem.
Odwróciłam się, więc leżałam na plecach i zmarszczyłam brwi rozbawiona.
- Co? - zapytałam z uśmiechem, chociaż byłam zmęczona swoimi myślami i ledwo mogłam siedzieć.
Na szczęście, jakby Louis usłyszał moją ostatnią myśl; uśmiechnął się głupio i obniżył się tak, iż nasze twarze były blisko siebie, po czym mnie pocałował.
Kusiło mnie, by poprosić go, żeby przestał, bo naprawdę nie miałam siły na robienie czegokolwiek. Ale, tak jak innym razem, usta Louisa przekonały mnie do czegoś całkowicie odwrotnego.
Moje dłonie szybko odnalazły jego policzki, a ja podniosłam się trochę, by móc pogłębić pocałunek. Nadal byłam zmęczona i wiedziałam, że nic tutaj byśmy nie zrobili, ale nie potrafiłam przestać. Tak na mnie działał. Jak kawa połączona z energetykami.
Poczułam ręce Louisa wokół mnie jak usadowił się wygodniej pomiędzy moimi nogami. Zachichotałam w jego usta, kiedy jedna jego dłoń powędrowała na moje plecy, ale skończył, wypuszczając jęk, gdy uświadomił sobie, że założyłam sportowy stanik. Ha.
- Louis - powiedziałam marudnie, odsuwając się trochę od niego - Nie możemy tego robić tutaj.
- Czemu nie? - właściwie zadał to pytanie cicho, ocierając swoim nosem o mój - Kiedy ostatni raz sprawdzałem, byłaś dobra w wyginaniu się.
- Louis! - powtórzyłam, tym razem uderzając go w ramię, delikatnie odpychając, sprawiając, iż na końcu się zaśmiał. Jak on śmie wywoływać u mnie rumieńce? - Nawet jeśli, to nie chcę uprawiać seksu na tyłach samochodu mojej przyjaciółki.
- Czemu nie? - znowu zapytał - Ona z Devonem prawdopodobnie też to robili.
- O mój Boże. - powiedziałam, odsuwając go od siebie tak, że mogłam usiąść - Ew, ew, ew. To obrzydliwe.
Kiedy przez kilka sekund nic nie powiedział, odwróciłam głowę w jego stronę; gapił się w jedno miejsce, wyglądając jakby naprawdę mocno się zamyślił. Natychmiast skojarzyłam, o czym mógł myśleć.
- Louis - powiedziałam jego imię po raz trzeci, tyle że tym razem wolniej - Wyobrażasz sobie jak Caitlyn z Devonem uprawiają tutaj seks, prawda? - zapytałam, w sumie to stwierdzając fakt.
- Niekoniecznie. - powiedział po chwili i znowu, zrozumiałam, co miał na myśli jak tylko nasze spojrzenia się spotkały.
- Wow - wyprostowałam swoją bluzę jak położyłam się na plenach. Nigdy nie skończy mnie zaskakiwać, nawet po trzech miesiącach.
- Cóż - zaczął po minucie, wzdychając - Jeśli nie chcesz się ze mną pobawić, posłucham muzyki i-
- Jak? - weszłam mu w słowo i usiadłam, co sprawiło, iż byłam do niego twarzą - Jak to jest, że nie jesteś zmęczony? Nie śpisz tak długo jak ja, i spałeś tak długo jak ja.
- Spaliśmy w tym samym łóżku. - mruknął z uśmiechem na ustach, przede wszystkim dlatego, że mu się ten fakt podobał.
- Właśnie dlatego wiem, że spałeś dwie godziny, więc jak do cholery? - uderzyłam lekko jego ramię, a on się zaśmiał.
- To nie jest coś, czego nie robiłem wcześniej. Wiesz, bycie na nogach przez 19 godzin, a później spać tylko dwie. - objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej do siebie, a ja jęknęłam cicho.
- Teraz, jesteś moim bohaterem. - mruknęłam, prawie zasypiając na jego ramieniu. To zbyt dobre, by było prawdziwe. Dwie minuty później, moja ostatnia wypowiedź i chichot Louisa została zagłuszona przez dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Caitlyn wchodząca do samochodu sprawiła, iż podskoczyłam. Hmpf.
- Lepiej zapnijcie pasy. - powiedziała wzdychając - Prawko mam dopiero od miesiąca.
Wywróciłam oczami, siadając i robiąc to, o co poprosiła, podobnie jak Louis.
Podróż do mojego i Caitlyn apartamentu nie była tak ciekawa jak myślałam, iż będzie; miałam nadzieję, że będzie muzyka, głośna, a my będziemy kiepsko śpiewać do piosenek. Cóż, wyłączając Louis'a. Był nieporównywalnie bardziej utalentowany ode mnie i Caitlyn.
Zamiast tego nie było żadnej muzyki. Louis siedział spokojnie na siedzeniu, zaplatając swoje dłonie, ze słuchawkami wokół szyi. Ja byłam na krawędzi zapadnięcia w sen, a jedyną rzeczą, jaka trzymała mnie na nogach była zła jazda Caitlyn. Jeśli już o tym mowa, miała oczy przyklejone do drogi.
- Um, Lori? - usłyszałam jak po kilku minutach do mnie mówi. Odchyliłam swoją głowę na bok, więc mogła mnie zobaczyć. - Wiesz... pamiętasz jak ci mówiłam, że wracam do domu na wakacje? - zapytała powoli, przygryzając dolną wargę na końcu.
Kiedy zauważyłam, że to robi w lusterku, wyprostowałam się, będąc prawie pewną, iż powinnam oczekiwać najgorszego.
- Tak? - zapytałam.
- Cóż.. Danny nie przyjedzie po mnie.
Skinęłam powoli głową, przeklinając w głowie jej starszego brata.
- W takim razie, jak dostaniesz się do domu?
- Um... - odwróciła ode mnie wzrok, przenosząc go na drogę - P-pociągiem.
Nawet gdyby mi powiedziała, że dostanie się do Cardiff rowerem, nie uderzyłoby to tak we mnie jak jej odpowiedź.
Miała jechać do domu pociągiem. Pociągiem. Pierdolonym pociągiem.
- Ty tak na serio? - zapytałam, czemu towarzyszył gorzki chichot. Nie chciałam uwierzyć w to, co mi powiedziała.
- Słuchaj, Lori, przepr-
- Pojebało cię? - krzyknęłam, co sprawiło, iż skrzywiła się na mój ton. Nie powinna; to był dopiero początek - Po tym, co się stało, będziesz jechać pieprzonym pociągiem?!
- Lori-
- Nie! - krzyknęłam - Nie chcę cię słuchać! Caitlyn... o czym ty, kurwa, myślisz?!
- Lorena, chcę dostać się do domu! Żyję na cholernej Walii, w jaki inny sposób mam tam pojechać? Busem? A może pierdoloną taksówką?
- Tak! Tak, czymkolwiek, byle nie pociągiem!
Caitlyn ciężko westchnęła z powodu braku argumentów.
- Lori, to nie zdarza się tak często, to znaczy, jakie są szanse, że mi się to przydarzy?
- Straciłam w tym cholerstwie swojego narzeczonego! Szanse, w moim wypadku są wielkie!
Cisza. Jedyną rzeczą, jaka była słyszalna to mój oddech, kiedy naprawdę prawie zaczęłam płakać podczas naszej rozmowy.
Caitlyn była cicho, ale mogłam ujrzeć, iż usta miała złączone, a na jej twarzy ukazywał się szok. Louis także milczał, po tym jak kilka razy próbował mnie uspokoić, choć bez skutku.
Doskonale wiedziałam, dlaczego ta dwójka siedziała cicho; to nie z powodu tego, iż miałam rację, którą miałam, czy coś podobnego; tylko dlatego, że to powiedziałam. O tym, że Flynn był moim narzeczonym. Żadne z nich o tym nie wiedziało.
Dobrze, że nie mieszkałyśmy tak daleko od uniwersytetu; dotarliśmy do apartamentu po 5 minutach jak skończyliśmy rozmawiać, za co byłam wdzięczna. Nienawidziłam być na nią wściekła, więc zamiast bycia obok niej, zamykałam się z daleka od niej. Kiedy byłyśmy w szkole, moją kryjówką była łazienka. Gdy byłyśmy w domu, byłby to mój pokój.
Wkrótce po tym jak samochód się zatrzymał, otworzyłam drzwi i niemalże wyskoczyłam z pojazdu, zostawiając ją i Louisa z całym bagażem. Nie lubiłam tego, że musiał mnie widzieć właśnie taką, wredną i nieuprzejmą, ale miałam nadzieję, iż mnie zrozumie. Wielką nadzieję.
Weszłam szybko po schodach na czwarte piętro, zanim oni wyciągnęli wszystko z samochodu; mogłam wszystko doskonale widzieć przez okno na korytarzu. Tak myśląc o tym przez chwilę, zdecydowałam się zachowywać jak mały smarkacz i nie schodzić na dół, by im pomóc, czy też przeprosić, więc otworzyłam kluczem drzwi naszego mieszkania i pchnęłam je otwarte.
Zawsze tak robiłam, kiedy przez długi czas nas w nim nie było; byłam przerażona wejściem do środka, obawiając się tego, iż ujrzę wszędzie kurz, wraz z robakami i pajęczynami. Ale jak nieświadomie podejrzewałam, wszystko wyglądało tak samo jak w momencie, kiedy wyjeżdżałyśmy. Może było trochę kurzu na powierzchni i futrynach, ale nic, czego nie mogłybyśmy pozbyć się w 10 minut.
Ale nadal nie przeszłam przez cały apartament, co także robiłam praktycznie zawsze; poszłam prosto do swojego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi, nie na klucz, gdyż byłam pewna, że któreś z nich będzie chciało spędzić ze mną czas.
Nie wiedząc, co robić i gdzie zacząć, wzięłam kilka chusteczek ze swojego biurka i zaczęłam czyścić powierzchnie w pokoju. Wkurzona byłam tym, iż zapomniałam o swoim zmęczeniu; moja złość mi to uniemożliwiła.
Kilka minut mojego 'sprzątającego projektu', usłyszałam jak drzwi się otwierają i tak jak oczekiwałam, w progu stanął Louis. Jeśli ktokolwiek zdobyłby się na choć odrobinę odwagi, by ze mną porozmawiać, gdy byłam w takim stanie; to z pewnością nie byłaby Caitlyn. Więc trafiło się to mojemu chłopakowi.
- Co? - warknęłam po chwili, po tym jak się w niego wpatrywałam, czekając na to, by coś powiedział, ale on tylko się na mnie gapił z obojętnym wyrazem twarzy. Wyglądał jakby był przez coś smutny.
- Więc... Flynn poprosił cię o rękę?
Czułam się jak idiotka, nie spodziewając się tego pytania. Nie powinnam być jednak zaskoczona, kiedy słowa opuściły jego usta brzmiało to tak jakby serio go to bolało. Nawet jeśli to było przez to, że mu nie powiedziałam, czy też dlatego, iż miałam być żoną innego mężczyzny... Nie wiem.
Westchnęłam ciężko i spojrzałam na w połowie brudną chusteczkę, którą trzymałam w dłoniach. Przede wszystkim dlatego, że wiedziałam, iż w każdej sekundzie mogłabym się rozpłakać.
- Nie. - powiedziałam cicho, idąc tyłem, dopóki moje nogi nie dotknęły krawędzi łóżka, a ja upadłam na nie. Zaczęłam wpatrywać się w swoje kolana, nie mając odwagi spojrzeć na Louisa. - Kiedy poszłam do... kostnicy, dali mi wszystkie rzeczy z torby Flynn'a i... Było tam małe pudełeczko, w którym znalazłam pierścionek. O ten.
Otworzyłam pierwszą szufladę swojej szafeczki nocnej, doskonale wiedząc, co tam znajdę; czarne pudełeczko z Shane Co., wraz z pierścionkiem zaręczynowym. Przez kilka sekund przewracałam pudełko w dłoniach, zbyt przerażona, by zajrzeć do środka. Wiedziałam, iż wróciłabym wtedy do tamtego momentu.
Jakby pomyśleć, powodem, dla którego zmarł, było to, iż chciał mi się oświadczyć... Nawet nie wiedziałam jak dokończyć tę myśl.
Podłoga zaskrzypiała, oznajmiając mi, iż Louis do mnie podszedł.
- Mogę zobaczyć?
Nie odpowiedziałam, nawet na niego nie spojrzałam. Podałam mu tylko małe pudełeczko, ale po kilku minutach, zerknęłam, co takiego robi Louis. Prawie się zaśmiałam, kiedy to zobaczyłam.
Jego brwi były uniesione ku górze i był pod wrażeniem. Pomyślałam, że właśnie tak wyglądałam, kiedy pierwszy raz otworzyłam pudełko. Cóż, po tym jak przez kilka dni płakałam.
Zamrugałam kilka razy i przeniosłam wzrok na oczy Louisa, słysząc jego jak coś mówi, ale nie wyłapując tego.
- Hm?
- Pytałem, dlaczego to zatrzymałaś?
Moje usta uformowały 'o', przyglądając mu się przez chwilę, nie do końca wiedząc, co powiedzieć.
- Chyba... - zaczęłam po minucie - Chyba dlatego, um... Nie chciałam czuć, że straciłam pięć lat życia na nic.
Wyraz twarzy Louisa zmienił się natychmiast na współczujący i musiałam odwrócić od niego spojrzenie. Nienawidziłam, kiedy ludzie patrzyli na mnie w ten sposób.
- Ja... Nic nie zmarnowałaś. - odparł cicho, kiedy usiadł obok mnie. Skłamałabym, gdybym powiedziałabym, że nie interesują mnie jego wyjaśnienia, ale nadal patrzyłam przed siebie. - To był szczęśliwy okres w twoim życiu, te pięć lat. A teraz... Naprawdę mam nadzieję, że znowu jesteś szczęśliwa.
W końcu oderwałam wzrok od dywanu i obdarowałam Louisa smutnym spojrzeniem. Nie dlatego, iż chciałam mu powiedzieć, że nie jestem z nim szczęśliwa. Boże, nie. Był najlepszą rzeczą, jaka mnie w tym roku spotkała.
- Jestem. - miałam taki wyraz twarzy,ponieważ byłam bliska łez - Sprawiasz, że jestem szczęśliwa.
- W tym momencie, wcale na to nie wygląda. - powiedział Louis, próbując zażartować, ale skończyło się na tym, iż sprawił, że znowu byłam na krawędzi tego, by nie wybuchnąć płaczem.
- Naprawdę tak jest. - zapewniłam go - I.. Naprawdę uwielbiam mieć cię w swoim życiu.
Zauważyłam jak oczy Louisa robią się większe na sekundę, ale kiedy skończyłam swoją wypowiedź, on skinął, próbując to ukryć.
- Uwielbiam.. Tak jak i ja.
Uśmiechnęłam się i pochyliłam się w jego stronę, zamykając oczy, kiedy nasze usta się dotknęły. W ułamku sekundy, poczułam znowu zmęczenie, ale tym razem była to dobra rzecz; to oznaczało, iż nie byłam już wściekła.
Kiedy moje dłonie spoczęły na jego szyi, poczułam jak wstaje, tylko po to, by owinąć ramiona wokół mnie i przesunąć na środek łóżka. Jego kolana były na łóżku, zanim podparł się ostrożnie na łokciach nade mną. Owinęłam nogi wokół talii Louisa, a później poczułam jak odsuwa się trochę do tyłu, by móc całować moją szyję. Zamknęłam ponownie oczy i przesunęłam dłoń z jego karku na głowę, chwytając jego włosy, gdy zaczął delikatnie gryźć moją skórę.
Wcale go nie okłamałam, kiedy mówiłam, że mnie uszczęśliwia; po śmierci Flynn'a, Caitlyn zmusiła mnie, bym poszła na kilka randek z kolesiami, których ledwo znałam. Niektórzy z nich może i byli fajni, ale nie czekałam, by to odkryć; nie chciałam tego zrobić.
A Louis, definitywnie był tym, z którym przynajmniej mogłam nad tym popracować. Byłam gotowa pozwolić mu na posiadanie mnie, ponieważ tak mu ufałam. To, w jaki sposób sprawiał, iż byłam szczęśliwa.
Moje myśli zostały przerwane, gdy Louis odchylił głowę do tyłu, oblizując usta, które były praktycznie opuchnięte lekko.
- Jesteś piękna, wiesz?
Często mnie komplementował, ale nigdy nie brałam ich na poważnie.
- Dziękuję - szepnęłam z uśmiechem, próbując przyciągnąć go bliżej do siebie, jednak on uporczywie trzymał swoją twarz kilka centymetrów ode mnie.
- Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem.
Zamrugałam kilka razy, nie wiedząc, dlaczego wyglądał na takiego zdenerwowanego.
- Nigdy nie myślałem, że inna dziewczyna mogłaby mnie tak uszczęśliwiać. - uśmiechnął się - Jesteś niesamowita. Więcej niż niesamowita. I-i... I ja cię k-
Nagle się skrzywił, podobnie jak ja,kiedy poczułam wibracje przy moim udzie. Szybko zanurzył swoją dłoń w kieszeni moich spodni i wyciągnął z niej komórkę. Ah, cóż za pomoc.
Louis wyglądał na sfrustrowanego przez to, że nie mógł skończyć tego, co zaczął mi mówić, ale uśmiechnął się, kiedy zauważył, iż chichoczę na wyraz jego twarzy. Przesunął swoimi palcami po ekranie telefonu, a kiedy się zatrzymał, wpatrywał się w niego przez kilka sekund. Podczas tego, jego uśmiech, mimo tego, iż był mały, całkowicie zniknął, a zamiast tego zastąpiło go skrzywienie, znowu.
Zauważyłam, że coś czytał, prawdopodobnie wiadomość i cokolwiek, co by to nie było, nie sprawiło u niego uśmiechu. Zacisnął wargi, a ja mogłam poczuć jak jego oddech stawał się coraz cięższy. O co chodzi...?
- Louis? - zapytałam powoli - Wszystko okay?
Przez kilka sekund mnie ignorował, ale kiedy na mnie spojrzał, wyraz jego twarzy złagodniał, a on westchnął.
- Yeah, ja, um... Muszę skorzystać z łazienki.
Kiedy wyskoczył z łóżka, próbowałam nie myśleć o tym jak bardzo zagubiona się czułam w tym momencie, jednak nie potrafiłam wyrzucić tej myśli z głowy. Louis i ja byliśmy razem w łóżku, a potem on poszedł; nie było nic bardziej pokręconego niż to.
Usiadłam, przyciągając swoje kolana do klatki piersiowej jak usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi od łazienki. Westchnęłam niezręcznie, byłam sama i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Kiedy moje oczy zatrzymały się na łóżku, na którym siedziałam, nie uszło mojej uwadze, iż Louis zostawił tu swój telefon.
Z ciekawości, wzięłam go i zaczęłam się przyglądać urządzeniu; właściwie to nigdy nie wiedziałam jak używać iPhone'a. Każdy miał swoją własną nowoczesność, a ja po prostu siedziałam sobie tutaj, z moim BlackBerrym, którego miałam prawie cztery lata. Nie żebym się skarżyła.
Odnalazłam przycisk odblokowujący i nacisnęłam go. Poczułam, że musiałam wiedzieć, co sprawiło, iż tak się zdenerwował i wyszedł bez wyjaśnień.
Ku mojemu zaskoczeniu to, co zobaczyłam, to nie było "przesuń, by odblokować"; zablokował swój telefon na jakiś wzór.
Wzruszyłam ramionami po kilku sekundach i ponownie nacisnęłam guzik, by ekran znowu stał się czarny. Widocznie miał powody do tego, by chronić w ten sposób swoją komórkę. To znaczy, był Zach, który nie wyglądał na kogoś, kto nigdy by nie wtrącał się do nie swoich spraw. I mogłam sobie tylko wyobrazić, jacy byli jego inni przyjaciele.
Ale nadal... Co on ukrywał?
- Louis - powiedziałam jego imię po raz trzeci, tyle że tym razem wolniej - Wyobrażasz sobie jak Caitlyn z Devonem uprawiają tutaj seks, prawda? - zapytałam, w sumie to stwierdzając fakt.
- Niekoniecznie. - powiedział po chwili i znowu, zrozumiałam, co miał na myśli jak tylko nasze spojrzenia się spotkały.
- Wow - wyprostowałam swoją bluzę jak położyłam się na plenach. Nigdy nie skończy mnie zaskakiwać, nawet po trzech miesiącach.
- Cóż - zaczął po minucie, wzdychając - Jeśli nie chcesz się ze mną pobawić, posłucham muzyki i-
- Jak? - weszłam mu w słowo i usiadłam, co sprawiło, iż byłam do niego twarzą - Jak to jest, że nie jesteś zmęczony? Nie śpisz tak długo jak ja, i spałeś tak długo jak ja.
- Spaliśmy w tym samym łóżku. - mruknął z uśmiechem na ustach, przede wszystkim dlatego, że mu się ten fakt podobał.
- Właśnie dlatego wiem, że spałeś dwie godziny, więc jak do cholery? - uderzyłam lekko jego ramię, a on się zaśmiał.
- To nie jest coś, czego nie robiłem wcześniej. Wiesz, bycie na nogach przez 19 godzin, a później spać tylko dwie. - objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej do siebie, a ja jęknęłam cicho.
- Teraz, jesteś moim bohaterem. - mruknęłam, prawie zasypiając na jego ramieniu. To zbyt dobre, by było prawdziwe. Dwie minuty później, moja ostatnia wypowiedź i chichot Louisa została zagłuszona przez dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Caitlyn wchodząca do samochodu sprawiła, iż podskoczyłam. Hmpf.
- Lepiej zapnijcie pasy. - powiedziała wzdychając - Prawko mam dopiero od miesiąca.
Wywróciłam oczami, siadając i robiąc to, o co poprosiła, podobnie jak Louis.
Podróż do mojego i Caitlyn apartamentu nie była tak ciekawa jak myślałam, iż będzie; miałam nadzieję, że będzie muzyka, głośna, a my będziemy kiepsko śpiewać do piosenek. Cóż, wyłączając Louis'a. Był nieporównywalnie bardziej utalentowany ode mnie i Caitlyn.
Zamiast tego nie było żadnej muzyki. Louis siedział spokojnie na siedzeniu, zaplatając swoje dłonie, ze słuchawkami wokół szyi. Ja byłam na krawędzi zapadnięcia w sen, a jedyną rzeczą, jaka trzymała mnie na nogach była zła jazda Caitlyn. Jeśli już o tym mowa, miała oczy przyklejone do drogi.
- Um, Lori? - usłyszałam jak po kilku minutach do mnie mówi. Odchyliłam swoją głowę na bok, więc mogła mnie zobaczyć. - Wiesz... pamiętasz jak ci mówiłam, że wracam do domu na wakacje? - zapytała powoli, przygryzając dolną wargę na końcu.
Kiedy zauważyłam, że to robi w lusterku, wyprostowałam się, będąc prawie pewną, iż powinnam oczekiwać najgorszego.
- Tak? - zapytałam.
- Cóż.. Danny nie przyjedzie po mnie.
Skinęłam powoli głową, przeklinając w głowie jej starszego brata.
- W takim razie, jak dostaniesz się do domu?
- Um... - odwróciła ode mnie wzrok, przenosząc go na drogę - P-pociągiem.
Nawet gdyby mi powiedziała, że dostanie się do Cardiff rowerem, nie uderzyłoby to tak we mnie jak jej odpowiedź.
Miała jechać do domu pociągiem. Pociągiem. Pierdolonym pociągiem.
- Ty tak na serio? - zapytałam, czemu towarzyszył gorzki chichot. Nie chciałam uwierzyć w to, co mi powiedziała.
- Słuchaj, Lori, przepr-
- Pojebało cię? - krzyknęłam, co sprawiło, iż skrzywiła się na mój ton. Nie powinna; to był dopiero początek - Po tym, co się stało, będziesz jechać pieprzonym pociągiem?!
- Lori-
- Nie! - krzyknęłam - Nie chcę cię słuchać! Caitlyn... o czym ty, kurwa, myślisz?!
- Lorena, chcę dostać się do domu! Żyję na cholernej Walii, w jaki inny sposób mam tam pojechać? Busem? A może pierdoloną taksówką?
- Tak! Tak, czymkolwiek, byle nie pociągiem!
Caitlyn ciężko westchnęła z powodu braku argumentów.
- Lori, to nie zdarza się tak często, to znaczy, jakie są szanse, że mi się to przydarzy?
- Straciłam w tym cholerstwie swojego narzeczonego! Szanse, w moim wypadku są wielkie!
Cisza. Jedyną rzeczą, jaka była słyszalna to mój oddech, kiedy naprawdę prawie zaczęłam płakać podczas naszej rozmowy.
Caitlyn była cicho, ale mogłam ujrzeć, iż usta miała złączone, a na jej twarzy ukazywał się szok. Louis także milczał, po tym jak kilka razy próbował mnie uspokoić, choć bez skutku.
Doskonale wiedziałam, dlaczego ta dwójka siedziała cicho; to nie z powodu tego, iż miałam rację, którą miałam, czy coś podobnego; tylko dlatego, że to powiedziałam. O tym, że Flynn był moim narzeczonym. Żadne z nich o tym nie wiedziało.
Dobrze, że nie mieszkałyśmy tak daleko od uniwersytetu; dotarliśmy do apartamentu po 5 minutach jak skończyliśmy rozmawiać, za co byłam wdzięczna. Nienawidziłam być na nią wściekła, więc zamiast bycia obok niej, zamykałam się z daleka od niej. Kiedy byłyśmy w szkole, moją kryjówką była łazienka. Gdy byłyśmy w domu, byłby to mój pokój.
Wkrótce po tym jak samochód się zatrzymał, otworzyłam drzwi i niemalże wyskoczyłam z pojazdu, zostawiając ją i Louisa z całym bagażem. Nie lubiłam tego, że musiał mnie widzieć właśnie taką, wredną i nieuprzejmą, ale miałam nadzieję, iż mnie zrozumie. Wielką nadzieję.
Weszłam szybko po schodach na czwarte piętro, zanim oni wyciągnęli wszystko z samochodu; mogłam wszystko doskonale widzieć przez okno na korytarzu. Tak myśląc o tym przez chwilę, zdecydowałam się zachowywać jak mały smarkacz i nie schodzić na dół, by im pomóc, czy też przeprosić, więc otworzyłam kluczem drzwi naszego mieszkania i pchnęłam je otwarte.
Zawsze tak robiłam, kiedy przez długi czas nas w nim nie było; byłam przerażona wejściem do środka, obawiając się tego, iż ujrzę wszędzie kurz, wraz z robakami i pajęczynami. Ale jak nieświadomie podejrzewałam, wszystko wyglądało tak samo jak w momencie, kiedy wyjeżdżałyśmy. Może było trochę kurzu na powierzchni i futrynach, ale nic, czego nie mogłybyśmy pozbyć się w 10 minut.
Ale nadal nie przeszłam przez cały apartament, co także robiłam praktycznie zawsze; poszłam prosto do swojego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi, nie na klucz, gdyż byłam pewna, że któreś z nich będzie chciało spędzić ze mną czas.
Nie wiedząc, co robić i gdzie zacząć, wzięłam kilka chusteczek ze swojego biurka i zaczęłam czyścić powierzchnie w pokoju. Wkurzona byłam tym, iż zapomniałam o swoim zmęczeniu; moja złość mi to uniemożliwiła.
Kilka minut mojego 'sprzątającego projektu', usłyszałam jak drzwi się otwierają i tak jak oczekiwałam, w progu stanął Louis. Jeśli ktokolwiek zdobyłby się na choć odrobinę odwagi, by ze mną porozmawiać, gdy byłam w takim stanie; to z pewnością nie byłaby Caitlyn. Więc trafiło się to mojemu chłopakowi.
- Co? - warknęłam po chwili, po tym jak się w niego wpatrywałam, czekając na to, by coś powiedział, ale on tylko się na mnie gapił z obojętnym wyrazem twarzy. Wyglądał jakby był przez coś smutny.
- Więc... Flynn poprosił cię o rękę?
Czułam się jak idiotka, nie spodziewając się tego pytania. Nie powinnam być jednak zaskoczona, kiedy słowa opuściły jego usta brzmiało to tak jakby serio go to bolało. Nawet jeśli to było przez to, że mu nie powiedziałam, czy też dlatego, iż miałam być żoną innego mężczyzny... Nie wiem.
Westchnęłam ciężko i spojrzałam na w połowie brudną chusteczkę, którą trzymałam w dłoniach. Przede wszystkim dlatego, że wiedziałam, iż w każdej sekundzie mogłabym się rozpłakać.
- Nie. - powiedziałam cicho, idąc tyłem, dopóki moje nogi nie dotknęły krawędzi łóżka, a ja upadłam na nie. Zaczęłam wpatrywać się w swoje kolana, nie mając odwagi spojrzeć na Louisa. - Kiedy poszłam do... kostnicy, dali mi wszystkie rzeczy z torby Flynn'a i... Było tam małe pudełeczko, w którym znalazłam pierścionek. O ten.
Otworzyłam pierwszą szufladę swojej szafeczki nocnej, doskonale wiedząc, co tam znajdę; czarne pudełeczko z Shane Co., wraz z pierścionkiem zaręczynowym. Przez kilka sekund przewracałam pudełko w dłoniach, zbyt przerażona, by zajrzeć do środka. Wiedziałam, iż wróciłabym wtedy do tamtego momentu.
Jakby pomyśleć, powodem, dla którego zmarł, było to, iż chciał mi się oświadczyć... Nawet nie wiedziałam jak dokończyć tę myśl.
Podłoga zaskrzypiała, oznajmiając mi, iż Louis do mnie podszedł.
- Mogę zobaczyć?
Nie odpowiedziałam, nawet na niego nie spojrzałam. Podałam mu tylko małe pudełeczko, ale po kilku minutach, zerknęłam, co takiego robi Louis. Prawie się zaśmiałam, kiedy to zobaczyłam.
Jego brwi były uniesione ku górze i był pod wrażeniem. Pomyślałam, że właśnie tak wyglądałam, kiedy pierwszy raz otworzyłam pudełko. Cóż, po tym jak przez kilka dni płakałam.
Zamrugałam kilka razy i przeniosłam wzrok na oczy Louisa, słysząc jego jak coś mówi, ale nie wyłapując tego.
- Hm?
- Pytałem, dlaczego to zatrzymałaś?
Moje usta uformowały 'o', przyglądając mu się przez chwilę, nie do końca wiedząc, co powiedzieć.
- Chyba... - zaczęłam po minucie - Chyba dlatego, um... Nie chciałam czuć, że straciłam pięć lat życia na nic.
Wyraz twarzy Louisa zmienił się natychmiast na współczujący i musiałam odwrócić od niego spojrzenie. Nienawidziłam, kiedy ludzie patrzyli na mnie w ten sposób.
- Ja... Nic nie zmarnowałaś. - odparł cicho, kiedy usiadł obok mnie. Skłamałabym, gdybym powiedziałabym, że nie interesują mnie jego wyjaśnienia, ale nadal patrzyłam przed siebie. - To był szczęśliwy okres w twoim życiu, te pięć lat. A teraz... Naprawdę mam nadzieję, że znowu jesteś szczęśliwa.
W końcu oderwałam wzrok od dywanu i obdarowałam Louisa smutnym spojrzeniem. Nie dlatego, iż chciałam mu powiedzieć, że nie jestem z nim szczęśliwa. Boże, nie. Był najlepszą rzeczą, jaka mnie w tym roku spotkała.
- Jestem. - miałam taki wyraz twarzy,ponieważ byłam bliska łez - Sprawiasz, że jestem szczęśliwa.
- W tym momencie, wcale na to nie wygląda. - powiedział Louis, próbując zażartować, ale skończyło się na tym, iż sprawił, że znowu byłam na krawędzi tego, by nie wybuchnąć płaczem.
- Naprawdę tak jest. - zapewniłam go - I.. Naprawdę uwielbiam mieć cię w swoim życiu.
Zauważyłam jak oczy Louisa robią się większe na sekundę, ale kiedy skończyłam swoją wypowiedź, on skinął, próbując to ukryć.
- Uwielbiam.. Tak jak i ja.
Uśmiechnęłam się i pochyliłam się w jego stronę, zamykając oczy, kiedy nasze usta się dotknęły. W ułamku sekundy, poczułam znowu zmęczenie, ale tym razem była to dobra rzecz; to oznaczało, iż nie byłam już wściekła.
Kiedy moje dłonie spoczęły na jego szyi, poczułam jak wstaje, tylko po to, by owinąć ramiona wokół mnie i przesunąć na środek łóżka. Jego kolana były na łóżku, zanim podparł się ostrożnie na łokciach nade mną. Owinęłam nogi wokół talii Louisa, a później poczułam jak odsuwa się trochę do tyłu, by móc całować moją szyję. Zamknęłam ponownie oczy i przesunęłam dłoń z jego karku na głowę, chwytając jego włosy, gdy zaczął delikatnie gryźć moją skórę.
Wcale go nie okłamałam, kiedy mówiłam, że mnie uszczęśliwia; po śmierci Flynn'a, Caitlyn zmusiła mnie, bym poszła na kilka randek z kolesiami, których ledwo znałam. Niektórzy z nich może i byli fajni, ale nie czekałam, by to odkryć; nie chciałam tego zrobić.
A Louis, definitywnie był tym, z którym przynajmniej mogłam nad tym popracować. Byłam gotowa pozwolić mu na posiadanie mnie, ponieważ tak mu ufałam. To, w jaki sposób sprawiał, iż byłam szczęśliwa.
Moje myśli zostały przerwane, gdy Louis odchylił głowę do tyłu, oblizując usta, które były praktycznie opuchnięte lekko.
- Jesteś piękna, wiesz?
Często mnie komplementował, ale nigdy nie brałam ich na poważnie.
- Dziękuję - szepnęłam z uśmiechem, próbując przyciągnąć go bliżej do siebie, jednak on uporczywie trzymał swoją twarz kilka centymetrów ode mnie.
- Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem.
Zamrugałam kilka razy, nie wiedząc, dlaczego wyglądał na takiego zdenerwowanego.
- Nigdy nie myślałem, że inna dziewczyna mogłaby mnie tak uszczęśliwiać. - uśmiechnął się - Jesteś niesamowita. Więcej niż niesamowita. I-i... I ja cię k-
Nagle się skrzywił, podobnie jak ja,kiedy poczułam wibracje przy moim udzie. Szybko zanurzył swoją dłoń w kieszeni moich spodni i wyciągnął z niej komórkę. Ah, cóż za pomoc.
Louis wyglądał na sfrustrowanego przez to, że nie mógł skończyć tego, co zaczął mi mówić, ale uśmiechnął się, kiedy zauważył, iż chichoczę na wyraz jego twarzy. Przesunął swoimi palcami po ekranie telefonu, a kiedy się zatrzymał, wpatrywał się w niego przez kilka sekund. Podczas tego, jego uśmiech, mimo tego, iż był mały, całkowicie zniknął, a zamiast tego zastąpiło go skrzywienie, znowu.
Zauważyłam, że coś czytał, prawdopodobnie wiadomość i cokolwiek, co by to nie było, nie sprawiło u niego uśmiechu. Zacisnął wargi, a ja mogłam poczuć jak jego oddech stawał się coraz cięższy. O co chodzi...?
- Louis? - zapytałam powoli - Wszystko okay?
Przez kilka sekund mnie ignorował, ale kiedy na mnie spojrzał, wyraz jego twarzy złagodniał, a on westchnął.
- Yeah, ja, um... Muszę skorzystać z łazienki.
Kiedy wyskoczył z łóżka, próbowałam nie myśleć o tym jak bardzo zagubiona się czułam w tym momencie, jednak nie potrafiłam wyrzucić tej myśli z głowy. Louis i ja byliśmy razem w łóżku, a potem on poszedł; nie było nic bardziej pokręconego niż to.
Usiadłam, przyciągając swoje kolana do klatki piersiowej jak usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi od łazienki. Westchnęłam niezręcznie, byłam sama i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Kiedy moje oczy zatrzymały się na łóżku, na którym siedziałam, nie uszło mojej uwadze, iż Louis zostawił tu swój telefon.
Z ciekawości, wzięłam go i zaczęłam się przyglądać urządzeniu; właściwie to nigdy nie wiedziałam jak używać iPhone'a. Każdy miał swoją własną nowoczesność, a ja po prostu siedziałam sobie tutaj, z moim BlackBerrym, którego miałam prawie cztery lata. Nie żebym się skarżyła.
Odnalazłam przycisk odblokowujący i nacisnęłam go. Poczułam, że musiałam wiedzieć, co sprawiło, iż tak się zdenerwował i wyszedł bez wyjaśnień.
Ku mojemu zaskoczeniu to, co zobaczyłam, to nie było "przesuń, by odblokować"; zablokował swój telefon na jakiś wzór.
Wzruszyłam ramionami po kilku sekundach i ponownie nacisnęłam guzik, by ekran znowu stał się czarny. Widocznie miał powody do tego, by chronić w ten sposób swoją komórkę. To znaczy, był Zach, który nie wyglądał na kogoś, kto nigdy by nie wtrącał się do nie swoich spraw. I mogłam sobie tylko wyobrazić, jacy byli jego inni przyjaciele.
Ale nadal... Co on ukrywał?
*******
Oh yeah, zbliżamy się do momentu, w którym Lori dowie się o wszystkim....;(
iiiii, LOUIS CHCIAŁ JEJ COŚ POWIEDZIEĆ I TO KURDE MIAŁO BYĆ WYZNANIE MIŁOŚCI, KURDE NOOOO!
Dodaję rozdział teraz, ponieważ istnieje dość duże prawdopodobieństwo, iż odłączą mi internet w domu.
EDIT: IM WIĘCEJ BĘDZIE KOMENTARZY, TYM SZYBCIEJ DODAM NASTĘPNY ROZDZIAŁ
EDIT: IM WIĘCEJ BĘDZIE KOMENTARZY, TYM SZYBCIEJ DODAM NASTĘPNY ROZDZIAŁ
Cholernie wczuwam się w to co czytam w danym momencie! Idealnie przetłumaczyłaś oryginalny tekst, tak by można było sobie wyobrazić te czy inną sytuację! Miałam w głowie obraz zdezorientowanej Lori, gdy Lou tak nagle zwiał do toalety ;o Boję się momentu, kiedy ona dowie się o zakładzie! Najgorszy jest fakt, że to co przyczyniło się do ich miłości także ją zniszczy. Cholera. Zdycham ;'c xD Do tego Flynn z tym pierścionkiem ;'c To takie smutne... Jednak smutniejszy był chyba obraz Tommo, pytającego o te oświadczyny... Te smutne niebieskie oczka. Matko Boska ;'c Niszczy psychikę ;'c
OdpowiedzUsuńKocham Cię i dziękuję ♥
@Larry_xx69
Cholera.
OdpowiedzUsuńBylo tak fajnie i nagle boom.
Oby sie nie zjebalo nic :(
@TheAsiaShow_xx
bardzo obawiam się tego rozdziłału w którym dowie się Lori :((
OdpowiedzUsuńLou głupku miałeś jej powiedzieć że ją kochasz !!!
rozdział świetny i czekam na następny <3 //@flayalive
Z jednej strony podejrzenia Lori nie są czymś dziwnym, ale z drugiej szperanie w telefonie swojemu chłopakowi, bez jego wiedzy, jest dla mnie dziwne... Zastanawiam się tylko co on kurwa przeczytał!? I jaki, za przeproszeniem, pierdolony skurwysyn musiał napisać właśnie w takim momencie.. Kiedy on.. Kiedy on mówił jej, że ją kocha! TAK KOCHA! Ja już normalnie z radości samo to sobie czytając dopowiedziałam, ale kurwa sms! Ktoś ewidentnie wie co to wyczucie czasu. Masakra...
OdpowiedzUsuńKurde czułam, ze niedługo będzie jakiś kulminacyjny moment i chcę żeby Lori wreszcie poznała prawdę, kiedyś w końcu musi to zrobić. Ale z drugiej strony to wcale bym się nie obraziła jakby zamknęli ich w jakimś szklanym kloszu przed całym światem i żyli tam sobie szczęśliwie XD haha ale wiem, wiem... Życie takie zajebiste nie jest, więc.. Kurwa boję się jak Lori to wszystko przyjmie, co zrobi Louis i w ogóle co tam się wydarzy?
KOMENTUJCIE LUDZIE, BO JA NIE WYTRZYMAM DO NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU!!!
Kocham <33
Cudowny rozdział <3 zresztą tak jak wszystkie inne :* nie mogę się doczekać następnego!
OdpowiedzUsuńCholera lorrie będzie cierpieć aż mi jej żal ://
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzekam na next <3
OdpowiedzUsuńCiekawe czy Lori się dowie prawdy ;-;
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością
Pozdrawiam xoxo
Oliwia ♥