czwartek, 7 sierpnia 2014

Chapter 5

    Nie musiałam się martwić przez kolejne dwa dni; był weekend. Jeśli chciałam, mogłam zostać w swoim dormitorium cały dzień. Nie tylko z powodu Louis'a; mogłam czytać, pisać, grać na gitarze, być na Tumblr. Kiedy tak o tym myślałam, to było to o wiele lepsze, bym została w swoim pokoju, który dzieliłam ze współlokatorką.
    Jeśli mowa już o Caitlyn; miała całkowicie inne plany.
    - Lori? Lori! Prooooooszę. - dosłownie była rozwalona na podłodze, celując w miejsce, gdzie słońce świeciło najbardziej. Jeśli mam być szczera, to pogoda na zewnątrz była naprawdę ładna, a nie zdarzało się to za często. Nawet w lato. Wiedziałam to tak samo jak Cait, kiedy próbowała przekonać mnie do wyjścia przez ostatnie 20 minut
    Byłam w moim łóżku. Schowana pod kołdrą przewijałam swojego Tumblr'a. Obok mnie, na podłodze, stały dwa litry coli. Było widać, jak bardzo nie chciałam wychodzić.
    Podczas, gdy Cait była towarzyską, tryskającą energią i radosną osobą, jaką każdy kiedykolwiek znał i kochał, ja byłam bardziej jej drugim, słabym wcieleniem; przyjaciółką, którą każdy znał, właśnie z jej powodu. Byłam często określana jako "Ron przy Harry'm". To było absurdalne, jednak takie prawdziwe.
    Wkrótce odrzuciłam moje wyobrażenia na temat Harry'ego.
    - No weź! Proszę! Mówią, że będzie jutro padać, i, i, i, że będzie zimno i wietrznie... - Cait przyczołgała się do mojego łózka, patrząc na mnie oczami szczeniaczka. Na miłość boską!
    - Kurwa mać, czy ty nie masz innych przyjaciół?! - krzyknęłam na nią, trochę sfrustrowana i zirytowana.
    Podniosła głowę ku górze i spojrzała na mnie poważnie.
    - Wiesz, że tutaj umrzesz, prawda? Ten pokój będzie śmierdział jak twój trup! - odkrzyknęła.
    Byłam zaskoczona; Caitlyn nigdy nie krzyczała. W sumie, to miała powód, by to robić. Jeśli to nie byłoby dla niej, prawdopodobnie nigdy nie wyszłabym z dormitorium, wyłączając zajęcia.
    Wiedziałam, że ma rację, a ona wiedziała, iż ja wiedziałam. Uśmiech pojawił się na jej ustach, co nigdy nie było dla mnie, do tego momentu, aż tak irytujące.
    - Naprawdę, cholernie cię nienawidzę, wiesz? - zapytałam się jej. Wyłączyłam laptopa.
    Caitlyn uśmiechnęła się szerzej i praktycznie wyciągnęła mnie z łóżka.
    - Yay! Chodź, musimy ci znaleźć jakieś fajne ciuchy!
    Westchnęłam. Spodziewałam się, iż nie wyjdziemy z pokoju przez bardzo długi czas.

 *

    - Hej, kochane.
    Uśmiechnęłam się niezręcznie do chłopaka, pracującego za kasą, jak wyszczerzył się do mnie i Caitlyn. Mrugnęła do niego i natychmiast przeciągnęłam ją wzdłuż sklepu spożywczego.
    - Znasz go? - zapytałam, kiedy po jej ustach nadal błądził uśmiech.
    - Co? Nie. Wiem, że ludzie mówią do niego Mikey, to wszystko. - uśmiechnęła się, gdy wymówiła jego imię. Aw, Cait się w nim podkochiwała.
    - Cóż, jest uroczy. - zaczęłam odważnie.
    Caitlyn podniosła na mnie swoje brwi.
    - Lubisz tego chłopaka?
    - Nie, ale ty tak. - poruszyłam zabawnie brwiami jak wywróciła swoimi oczami.
   - Proszę, nie rozśmieszaj mnie. - tylko jak powiedziała to zdanie, usłyszałam śmiech ze sklepu. Cait instynktownie odwróciła głowę, więc widziałyśmy, co się dzieje.
    - Jesteś cholernym kretynem, Michael.
    Zamarłam, gdy uświadomiłam sobie, czyj był to głos. Ja pierdole. Wiedziałam, że miałam powód do tego, by nie wychodzić dzisiaj z domu.
    Spojrzałam na Caitlyn, która uniosła na mnie swoje brwi, jednak wkrótce jak spojrzała w swoje lewo, jej spojrzenie się zatrzymało. Spojrzałam w miejsce, gdzie się wpatrywała, a wtedy ujrzałam Louis'a Tomlisnon'a, który coś kupował.
    Caitlyn gwałtownie pociągnęła mnie do kasy. Wkrótce potem stałam obok Louis'a. Problem polegał na tym, iż był on całkowicie nieświadomy tego, że tam byłam.
    - Miłego dnia, dupku. - powiedział do Mikey'a, kasjera.
    - Tobie też, gnojku.
    Po tym jak tych dwóch "mężczyzn" wymieniło się swoimi ciepłymi pożegnaniami, Louis zerknął na mnie i Cait. Niefortunnie, dla mnie, rozpoznał nas.
    Dziwny uśmieszek obleciał jego twarz, gdy przez sekundę się w nas wpatrywał.
    - Lorena! Caitlyn, fajnie jest was widzieć. - powiedział wesoło, dając mojej przyjaciółce coś w rodzaju pół-uścisku.
    Kiedy się odwrócił do mnie, jego działania stały się delikatniejsze. Spojrzał na mnie jakby nie wiedział, co ma zrobić.
    - Hej, Lori. - odparł cicho, powoli przesuwając swoje dłonie do jego tylnych kieszeni. Podniosłam się na palcach na sekudnę, zanim niezręcznie stanęłam na całej stopie.
    - Hej, Lou.
    Mentalnie się spoliczkowałam. Było za późno, by zmienić to na "Louis".
   Kiedy sprzedałam swoją duszę demonowi, na twarzy Louis'a ponownie pojawił się ten głupkowaty uśmieszek.
    - Więc, co takie dwie dziewczyny jak wy, tutaj robią? - zapytałam się, krzyżując ramiona i odwracając się.
   - Nie wiedziałyśmy, co robić w dormitorium, więc zdecydowałyśmy się na spacer. - odparła Caitlyn z jasnym uśmiechem na jej ustach.
    Przechyliłam swoją głowę na bok i uniosłam na nią brwi; zdecydowałyśmy się? Bardziej jak: "Wyciągnęłam ją z jej strefy komfortu".
    - Co z tobą? - zapytała się go Cait, a ten wzruszył ramionami.
   - Gramy w piłkę w południe, więc zdobywam przekąski. - odparł od niechcenia, biorąc plastikowe reklamówki, wypełnione colą i piwem. Tak, przekąski. - Hej, chciałybyście przyjść oglądać? Jestem pewien, że inni pisarze też będą.
    - Oh, to nie tylko aktorzy będą grać? - zapytałam się, a Louis odwrócił się powoli, by na mnie spojrzeć. W te dwie sekundy, sprawił, iż miałam uczucie jakbym została przeskanowana od głowy po same palce u stóp.
    Kilka, niezręcznych, sekund później, wzruszył ramionami.
   - Nie wiem. Zawsze jest możliwość, aby wasi chłopcy zdecydowali się do nas dołączyć. - powiedział łagodnie, prawie jak się tego spodziewałam, po czym ponownie wzruszył ramionami.
    Cait skinęła głową.
    - Super. Lori, idziemy z nim, prawda? - Caitlyn dała mi ostrzegawcze spojrzenie - Powiedz nie, a dam cię na pożarcie aligatorom.
    - Um, jasne. Czego innego bym chciała? - dodałam z sarkastyczną nutką w moim głosie. Caitlyn uśmiechała się do mnie jakby niczego nie zauważyła.
    - Świetnie! Wezmę nam kilka rzeczy i będziemy mogli iść. - promieniała, patrząc na nas jak matka, która spotkała chłopaka swojej córki i to po raz pierwszy.
    Caitlyn nas opuściła, a ja niezręcznie odwróciłam głowę, wpatrując się w swoje stopy. Miałam zamiar próbować unikać Louis'a tak jak tylko potrafiłam.
    - Więc... co tam u ciebie? - zapytał się, jakby wiedział, że o nim myślę. Powoli na niego spojrzałam, aby zobaczyć, iż wpatrywał się we mnie.
    - Ludzie, potrzebuję rozpakować trochę pudełek. Moglibyście mi powiedzieć, jeśli ktoś przyjdzie? - odparł Mikey, a ja, całkowicie tym zaskoczona, zapomniałam, że on tam w ogóle był.
    Wraz z Louis'em skinęliśmy głowami, a wtedy wyszedł.
    Odchrząknęłam.
    - Dobrze, dobrze. A ja-
    - Przestań pieprzyć, Lorena. Wiesz, że naprawdę nie o tym chcę gadać. - powiedział Louis, kładąc nacisk na "o tym", na końcu jego zdania. Znowu stałam zaskoczona.
    - O-o czym chcesz rozmawiać, w takim razie? - zapytałam się go, nie będąc pewna niczego, w tym momencie.
    - Nie jesteśmy w gimnazjum. Nie możesz mnie pocałować i powiedzieć, że to nic nie znaczyło. - rzekł stanowczo.
    Byłam oszołomiona i jedyną rzeczą, jakiej byłam kompletnie pewna, to to, iż to słowa były przygotowane dla mnie. W tej chwili, Mikey miał rację. Louis był dupkiem.
    - O czym ty mówisz? Musiałam to zrobić. - syknęłam. Jak on śmiał? Myślał, że czułam coś do niego, bazując na fałszywym pocałunku?
    - Tak, a z każdą inną dziewczyną to by było jak mówienie dzień dobry. Ale z tobą jest inaczej. Wiem, że to wiesz. - Louis prawie szepnął, a ja nie mogłam w to uwierzyć. Louis Tomlinson? Mówiący po szekspirowskiemu? Nie sądzę.
    - Oh, nie wciskaj mi tych bzdur. Grałam! Ty chyba powinieneś to najlepiej wiedzieć. - zaczynałam być naprawdę wkurzona. Gdzie, do jasnej cholery, była Caitlyn?
    - Tak, masz rację. Powinienem wiedzieć. I wiem to. Mogę powiedzieć, kiedy ludzie grają, a kiedy nie. Ty, kochanie, nie grałaś. - odparł, przez cały czas podchodząc do mnie. - Ale, hej, nie mogę cię zmusić, byś sobie to uświadomiła. Daj sobie czas na przemyślenie wszystkiego, a kiedy to zrobisz, będę miał rację. Będę tutaj, gotowy zmieść cię ze stóp. - powiedział z uśmiechem, wyglądając na zadowolonego z jego krótkiej mowy.
    Przewróciłam oczami. Nie miałam po co się z nim wspierać o to, iż nie czuję do niego niczego. Cait pojawiła się z korytarz a Bóg wie, czym w małym koszyku.
    - O kurwa, zapomniałam swojego portfela. Mam tylko 2 funty. Lori, wzięłaś swój? - zapytała Caitlyn, patrząc na mnie z paniką wymalowaną na jej twarzy.
    Zamierzałam sprawdzić, jednak wyprzedziły mnie słowa Louis'a.
    - Zapłacę za to.
    - Co?! Nie-
    - Oh, no weź. Nie bądź głupia. To będzie dla mnie przyjemność. - podszedł do kasy i mrugnął do mnie. Wpatrywałam się w niego, co sprawiało, iż wyglądał jakby miał zacząć chichotać.

*

    - Widzisz? To nie jest takie złe.
    Prychnęłam, gdy usłyszałam zdanie wymówione przez Caitlyn, po czym się rozejrzałam. Byli tam chłopcy otaczający nas, a ja nie znałam połowy z nich. Już nie wspominając o tym, iż większość z nich była przepocona i w niezbyt dobrej formie.
    Nie, nie było źle, w ogóle.
    Siedziałyśmy tam od 30 minut i w każdej chwili myślałam, że mogło być gorzej niż jest, a jeden z chłopaków udowodnił to. Nie siedzieli blisko nas, ale wystarczająco, byśmy mogły czuć jego smród; nie będę tego komentować. Byli głośni, niechlujni, a jeden z nich puścił bąka w miejscu.
    - Właściwie, to widzę, dlaczego nie chciałaś opuścić naszego pokoju. - rzekła Caitlyn do mojego ucha, sprawiając, że zachichotałam. Nigdy nie robiłam rzeczy bez powodu; cieszyłam się, że ona też to wiedziała.
    - Mogłybyśmy stąd iść? Naprawdę zaczyna mi się to nie podobać. - odparłam, wiedząc, że teraz miałam ją po swojej stronie. Caitlyn skinęła i natychmiast wstała, zaskakując mnie tym.
    - Yeah, chodźmy pożegnać się z Lou. - powiedziała i zaczęła skakać na trybunach.
   - Wiesz co? Ty idź się z nim pożegnać, a ja poczekam na ciebie na górze. - odkrzyknęłam. Była praktycznie na dole. Wiedziałam, że mnie słyszała, ponieważ odwróciła się, jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zrobiłam dwa wielkie kroki, by dostać się na sam szczyt. Dobrze, że założyłam krótkie spodenki.
    Patrzyłam jak Caitlyn rozmawiała z Louis'em, a kiedy odeszła, on przyciągnął jej nadgarstek i obrócił. Zmarszczyłam brwi  jak oglądałam go szepczącego jej do ucha; o czym oni mogliby gadać?
    Kiedy Cait odsunęła się od niego, robiąc to powoli, zaczęła energicznie skinać głową. Sekundę później, Louis zagwizdał do jakiegoś kolesia, aby do niego podszedł. Kiedy do niego dołączył, mieli krótką rozmowę, podczas gdy on odsunął jego telefon, by coś napisać i szybko schował go do swojej kieszeni. Później, pomyślałam, że coś zasugerował, ponieważ Cait i Louis spojrzeli po sobie, zanim podeszli do chłopaka i skinęli mu zsynchronizowanie. Wymienili zdania, a wtedy koleś odszedł.
    Caitlyn i Louis zaczęli iść w moim kierunku, oboje się uśmiechali. A znając tę dwójkę, to nie mogło być coś dobrego.
    Kiedy w końcu byli u szczytu trybun, Caitlyn podeszła i mnie przytuliła. Nie byłam zaskoczona; prawie się się tego spodziewałam.
    - Co się dzieje? - zapytałam monotonnie.
    - Kojarzysz tego chłopaka, Devon'a? Jednego z TP? - zapytała się entuzjastycznie. Skinęłam jej. To musiał być on, tam na dole, z nimi.
    - Zapytał się o mój numer i idziemy jutro na randkę! - zaszczebiotała Caitlyn, a uśmiech wkradł się na moje usta.
    - To cudownie, skarbie. - odparłam, autentycznie szczęśliwa.
    - I powiedział, że Louis powinien kogoś wziąć na tę randkę. - rzekła, a mój uśmiech zblakł. Wiedziałam, że coś takiego może się wydarzyć.
    - Okej, też fajnie. - odparłam niezręcznie, nie chcąc, by uwierzyli, że ich mała randka jakoś na mnie wpłynęła.
    - Chcę cię wziąć na tę randkę. Nadal się cieszysz? - powiedział Louis, a jego uśmiech się poszerzył, gdy uświadomił sobie, iż rymował*. Nie miałam powodów, by się uśmiechać.
    - Oh, nie. - odpowiedziałam, unosząc brwi ku górze na nich, wiedząc bardzo dobrze, co zamierzali zrobić.  - Nie, nie, nie, nie-
    - No daj spokój! Zrób to dla  mnie. - Caitlyn wpatrywała się we mnie oczami szczeniaczka.
    - Nie, Caitlyn! Nie patrz tak na mnie! - powiedziałam, właściwie, sfrustrowana. Nie chciałam iść na randkę z Louis'em, nawet, jeśli była to podwójna randka. Jednak wyglądało na to, iż nie zamierzali się poddać zanim się nie zgodzę na ten koszmar.
    - Proszę, Lori. Naprawdę lubię tego chłopaka. - odparła poważnie Caitlyn, wystarczająco głośno, bym mogła ją usłyszeć.
    Kiedy na nią spojrzałam, nadal miała to spojrzenie szczeniaczka, plus, złożyła swoje dłonie przed twarzą, co sprawiało, iż jej wzrok był jeszcze słodszy.
    Jęknęłam głośniej. Kopnęłam w kamień, na szczęście, nie trafiając nim w nikogo. Szatynka wraz z Louis'em wiedzieli, że się poddałam.
    - Więc przyjdziemy was odebrać o 7. Może być? - zapytał się Louis. Nawet bez patrzenia na niego, mogłam stwierdzić, iż w jego głosie słyszałam śmiech.
    - Brzmi świetnie. - zaszczebiotała moja przyjaciółka.
    Zapadła cisza, a ja wkrótce potem poczułam parę ramion oplatających moje ciało i przyciągające mnie bliżej do innego. Zamrugałam oczami i spojrzałam na Louis'a.
    - Co ty robisz? - nabrałam powietrza w usta.
    - Dziękuję ci za to, że idziesz ze mną na randkę. - nienawidziłam jak nazywał całą tę rzecz, a on to, do cholery, wiedział.
    Zaczął się pochylać, jednak nim przybliżył się za bardzo, przyłożyłam dwa palce do jego ust.
    - Nie. - powiedziałam poważnie, potrząsając głową.
    Uśmiechnął się pod moją dłonią jak wziął ją w swoją i pocałował. Zmarszczyłam brwi. To był bardzo dziwny gest, ale... nawet nie wiem.
    Louis puścił moją rękę i przysunął moją głowę do jego, po czym pocałował mnie w policzek.
    - Widzimy się jutro. - odparł wystarczająco dla mnie głośno. Pomachał ostatni raz do mnie i Caitlyn, zanim się odwrócił i pobiegł na boisko.
    Spojrzałam na Cait, która uśmiechała się do mnie. Jak zaczęłyśmy iść w stronę dormitorium, podziękowała mi za zgodzenie się na wyjście z Louis'em.
    - Naprawdę - dodała - jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek mogłabym sobie wymarzyć.
    Pokręciłam głową.
    - Zawdzięczasz mi swoje życie.

    * w oryginale było napisane: I want to bring you as my date, is that also great? 



***
Mam już dwa rozdziały do przodu przetłumaczone, więc kolejnego spodziewajcie się w weekend.
Już nie chciałam odpowiadać w komentarzu, więc zrobię to tutaj. Tak, przeczytałam całą Drama Class, a z You Again (sequel) jestem na bieżąco i, jeśli będą czytelnicy to będę tłumaczyć YA.
Nadal apeluję o komentowanie :)
 No, to czeka nas randka Loureny.

12 komentarzy:

  1. Haha wiedziałam haha xD biedna Lorena :D zobaczymy co z tej randki wyjdzie xD czekam na następny @Irydda

    OdpowiedzUsuń
  2. Omomo *0* ta randka będzie czymś ciekawym ^^ xD @Larry_xx69

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie moge doczekac sie randki Lou i Loreny :) jesli w prologu Lou sie zalozyl i robi to wszystko w ramach zakladu bedzie troche podobny do Harre'go z After :) swietnie tlumaczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny xD ♥
    nie moge sie doczekać randki Lou i Loreny sdjfksjhdifkjs ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj będzie ciekawie. Lou jest bardzo zderminowany :)
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak się cieszę że idą razem na randkę! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Idą na randkę! Ksbosvdlsv będzie się działo xd juz nie mogę się doczekać!
    Wikcia

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaaaaaaa bd randka! Jaram się jaram aaaaaaa! Zabrakło mi słów!!!
    @TheAsiaShow_xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja pierdole to opowiadanie jest genialne! Jest takie inne i cholernie oryginalne! Kocham Cię za wybór właśnie jego do tłumaczenia!!!! Do tego tłumaczysz wszystko cholernie dobrze i w ogóle nie odczuwa się faktu, że to tłumaczenie. Mam wrażenie jakbyś sama dla nas pisała. Wszystkie zdania mają odpowiednią składnie i w ogóle! Podziwiam :D
    A Lori? JEST KURWA ZAJEBISTA! Rzadko spotyka się tak zajebiste i złożone główne bohaterki, które nie są tylko grzecznymi dziewicami, a jak przyjdzie co do czego to zamieniają się w boginie seksu jak z jakiegoś pornosa xD
    Lori jest inna i jest w stu procentach zajebista!
    Louisa też uwielbiam w tym ff. Wiem, że jego ta fascynacja to tylko gra (mam nadzieje, że tylko na razie xd), ale i tak uwielbiam czytać te jego próby flirtowania z naszą pięknością :D
    Cait jest moją mistrzynią! Nie dość, że wyciągnęła ją z tego łóżka to jeszcze umówiła na randkę i to z Tommo xD
    Wyczuwam, że to będzie coś genialnego! Dlatego zajebiście się cieszę, że już udało Ci się przetłumaczyć do przodu! Nie mogę doczekać się weekendu!
    Trzymaj się kochana! ;***

    OdpowiedzUsuń
  10. ida na randke ! fvbjfryh . jestem ciekawa co bedzie sie dzialo i wgl xx
    hah ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Samo w sobie opowiadanie wydaje się być naprawdę fajne. Jednak niektóre zdania cóż... są niezrozumiałe, ogromnie. Nie wiem czy czytasz to co czasem przetłumaczysz huh? Bo to nie musi brzmieć tak samo, najważniejsze by miało sens ;) Więc cóż, czekam na kolejny rozdział! :)x

    OdpowiedzUsuń
  12. Przeczytałam wczoraj wieczorem, jak tylko weszłam na kompa, ale niestety, na skomentowanie nie starczyło mi energii. Nie wiem, tak ostatnio mam. Ale dzisiaj jestem i postaram się zrobić to jak najlepiej :)
    Wiedziałam, że jak tylko Lorena wyjdzie z domu, to przytrafi się jej coś nieoczekiwanego i z Louisem w roli głównej. I proszę bardzo, miałam rację (co było dość oczywiste, ale poudawajmy, że jestem geniuszem :D)! W ogóle, zachowanie Tomlinsona momentami mnie razi. Nie wiem, może jestem przewrażliwiona przez ten PROLOG, no ale kurde, czasami naprawdę przegina. Pocałunek dla sztuki to tylko pocałunek dla sztuki, a on robi z tego jakieś wielkie halo. To przesadne staranie mocno mnie niepokoi, chociaż nie powiem, nadal go uwielbiam :D
    I to co wykombinował z podwójną randką - no cóż, Lori jest w ciemnych czterech literach, tylko to mi się chyba nasuwa. Zastanawiam się, na ile naprawdę go nie lubi, a na ile zwyczajnie to sobie wmawia, serio. Zobaczymy, jestem niezwykle ciekawa, co się przydarzy na randce ;D Oj , i to bardzo, więc dodaj szybko <3

    OdpowiedzUsuń