czwartek, 7 sierpnia 2014

YA: Rozdział 4


Zrzuciłam brudne naczynia na puste miejsce i chwyciłam kraniec zlewu, próbując się pozbierać. Mój oddech był nieco ciężki, ale w odróżnieniu od innych, byłam tylko wściekła. Nie chciałam płakać ani nic z tych rzeczy, chciałam wziąć kij bejsbolowy i zakończyć żywot swojego ojca.
- Wszystko okay, kochanie? - westchnęłam, kiedy poczułam dłoń Ashton'a na swoim biodrze. Poza byciem szczęśliwą, byłam spokojna i obrażona. 
- Dlaczego miałoby nie być okay? - mruknęłam jak podeszłam do lodówki, ignorując próby sprawienia, bym poczuła się lepiej.
- Chodź, nie przejmuj się tym. - usłyszałam jego kroki za mną - On jest twoim ojcem, jeśli miałbym być szczery, to spodziewałem się tego.
- Serio? - warknęłam, odwracając się z dwoma miskami deseru w dłoniach - Spodziewałeś się tego, że mój ojciec przekręci twoje imię z 16 razy? Szesnaście!? Nie patrz tak na mnie, liczyłam! Tak, dokładnie. - prawie płakałam jak wręczyłam mu miskę cremu brulee, kiedy wyciągałam kolejny. Gdy o tym myślałam, poczułam, iż bez sensu wydawaliśmy tak dużo pieniędzy na tak drogi deser dla tak kretyńskich rodziców. No, przynajmniej jeden z nich.
- Cóż... niekoniecznie - Ashton zmarszczył brwi - Ale to dobrze, wiem, że próbuje. Wyluzuj, skarbie, proszę.
Ponownie westchnęłam i przez chwilę wpatrywałam się w przestrzeń, po czym pokręciłam głowę jak wyszłam z kuchni. Mój tata brał sałatkę, która wciąż tam była, podczas gdy mama posyłała mi przepraszający uśmiech. Tylko tego potrzebowałam.
- Tato? - zapytałam monotonnym głosem - Proszę.
Położyłam przed nim miseczkę i zajęłam swoje poprzednie miejsce.
- Dobre to jest. - skinął z pełnymi ustami - Sama to zrobiłaś?
- Uh, nie. - westchnęłam - Kupiliśmy to.
Mój ojciec zmarszczył brwi i odłożył miskę na stół.
- Nie powinnaś tracić pieniędzy na takie rzeczy. - powiedział, potwierdzając moje myśli z kuchni. - Nie kiedy... no wiesz. Nie możesz pozwolić sobie na dom, w którym żyjesz.
- Doug! - mama uderzyła go w ramię, a on posłał jej dziwne spojrzenie. I był trochę wkurzony.
- Co?! Nie chodziło o nic złego - bronił się - Próbuję powiedzieć, że jeśli chcesz mieć dziecko, powinnaś kupić większe mieszkanie, a nie... - przerwał, wzdychając, znowu, rozglądając się - Być w tym, które kupiliśmy ci na studia.
Spojrzenie w jego oczach było nieco smutne i zaniepokojone. Mama miała ten sam wzrok jak mu się przyglądała i prawdopodobnie zaczynała myśleć o tym, dlaczego za niego wyszła.
- Po za tym... - odwróciła się w kierunku Ashton'a i mnie, z uśmiechem, który wyglądał na wymuszony, mimo jej starań, by wyglądał wiarygodnie - Jak długo starasz się zajść w ciążę?
Westchnęłam po raz kolejny i wzruszyłam ramionami.
- Około... trzech miesięcy. Odkąd się zaręczyliśmy. - uśmiechnęłam się słabo, po raz pierwszy od pół godziny.
- Świetnie, to świetnie. - skinęła głową - Na co macie nadzieję?
- Zdrowe dziecko. - uśmiechnął się Ashton, podobnie jak ja, dopóki nie uświadomiłam sobie, o czym mówił.
- Czy nie uzgodniliśmy, że chcemy chłopca? - zapytałam, próbując zażartować, ale on wziął sobie moje słowa na poważnie.
- Yeah, ale wiesz. Dziewczynka nie będzie taka zła. - powiedział i tym razem to on próbował zażartować, jednak mój uśmiech kompletnie zniknął.
- Ale... zgodziliśmy się na chłopca. - powtórzyłam nieco głośniej.
Co jeśli to będzie dziewczynka? Nie byłam na to gotowa.
Przez kilka sekund, wpatrywałam się w Ashtona, a on we mnie. Podczas, gdy on patrzył się na mnie przepraszająco, ja mentalnie rzucałam w niego rzutkami. Ostatnio to działo się dość często.
- Dobra, um... - moja mama odchrząknęła, by uzyskać naszą uwagę, a tata się zaśmiał na jej kiepską próbę.
- Wspaniale - mruknął, na co moja mama uderzyła go ponownie w ramię, tyle że tym razem mocniej. Westchnął ciężko jak zaczął masować swój biceps. - Michelle, kochanie, jeśli chcesz bym jechał prawidłowo, przestań to robić. - powiedział, prostując się.
Byłam nieco zaskoczona, że Louis przeszył moją głowę, po tym jak tata to powiedział. Dziwne, pomyślałam, to było dokładnie to, co on by powiedział w takiej sytuacji. Ale.. dlaczego? Dlaczego o nim myślałam w samym środku tego wielkiego bałaganu?
- Jak je nazwiecie? - zapytała nagle moja mama, brzmiąc trochę na spanikowaną - To znaczy, jak nazwiecie swoje dziecko?
- Nie myśleliśmy o-
- Podoba mi się imię Sasha - Ashton wszedł mi w słowo, sprawiając, iż zmarszczyłam na niego brwi.
- Sasha? - powtórzyłam sceptycznie, a on tylko skinął - Cóż... - nie wiedziałam, co powiedzieć, więc wzruszyłam ramionami. - Ładne imię dla dziewczynki.
Ashton zamrugał kilka razy, nieco zagubiony.
- Mówiłem o chłopcu.
Tym razem to ja zamrugałam.
- C-Chłopcu? Chcesz nazwać swojego syna... Sasha? - zapytałam się powoli, więc miałam pewność, że uzmysłowi sobie, o czym mówił. By mieć pewność, o czym ja mówiłam.
- Yeah - wzruszył ramionami - Wiem, że podoba ci się Charlie więc może mieć tak na imię nasze drugie.
- Drugie? Drugie co?
- Nasze drugie dziecko, Lorena, kochanie, dobrze się czujesz? - zmarszczył na mnie brwi, a w sposób, w jaki to wszystko powiedział, sprawił, iż mój ojciec ponownie się zaśmiał.
- Jakbym oglądał serial - mruknął, przyglądając się nam z fascynacją w oczach.
Nawet on nas obrażał, znowu. Nie potrafiłam skoncentrować wsie na niczym innym poza Ashtonem. Wiedziałam, że nasz związek nie był zbyt intensywny, ale ja przynajmniej myślałam, że zgodziliśmy się na kilka rzeczy, tak jak pragnienie jednego dziecka i tylko jednego, jaka płeć i... nie dawanie mu głupich imion.
- Co? - moja mama mruknęła głośno, przez co na nią spojrzałam - Co w tym takiego niesamowitego? - zapytała ze złością jak zerknęła na tatę. Przypuszczałam, iż powiedział 'to niesamowite', znowu.
Wyprostował się i odchrząknął, gdy klasnął dłońmi o stół. Uh oh, to będzie dobre.
- Więc, Ashby...
Zacisnęłam ciaśniej kraniec stołu, gdy ponownie przekręcił jego imię. Powinnam rozerwać ich właśnie teraz, gdyby Ashton nie położył swojej ręki na moim udzie.
- Masz 31 lat, prawda? - tata kontynuował.
- Tak. - Ashton powiedział grzecznie.
- Byłeś tylko dwa lata na studiach, racja?
- Um, tak.
- Robisz ludziom tatuaże, zgadza się?
Krótka cisza.
- Zgadza się.
- Chcesz być aktorem.
Ashton odetchnął, śmiejąc się niezręcznie.
- To moja pasja.
- Tak, tak - powiedział mój ojciec, a jego ton był prawie sarkastyczny - I... chcesz nazwać mojego wnuka Sasha.
Kolejna cisza, tyle że ta była dłuższa. Dłuższa, niż powinna być.
- To znaczy - zaczął Ashton po minucie - Tylko zasugerowałem.
Mój tata skinął głową i odwrócił się do mamy.
- Nadal chcesz wiedzieć, co jest w tym takiego niesamowitego?
- O mój Boże - mruknęła mama jak jęknęłam, uświadamiając sobie, że tata właśnie podsumował wszystko, czego się dowiedział o Ashtonie, by móc coś udowodnić. I zażenować mojego narzeczonego, po raz setny odkąd tutaj przyszedł.
- Prawda - wymamrotał Ashton jak wstał, odchrząkając - Muszę iść do pracy, jest prawie druga...
- Racja, oczywiście, nie pozwól mieć ludziom czystych ramion, tak?
- Douglas! - moja mama uderzyła go po raz kolejny w ramię, kiedy on próbował powstrzymać śmiech.
Nie rozumiałam jak mógł być takim dupkiem dla Ashtona. Nigdy nie chciał go poznać, nie miał pojęcia jak bardzo ten chłopak mnie uszczęśliwiał. Tylko po prostu go obrażał jakby był tym złym chłopakiem ze Starbucks'a, który dałby mu zły napój albo źle napisał jego imię.
- Oczywiście. - Ashton skinął, próbując wszystko ukryć. - Widzimy się wieczorem. - mruknął jak mnie pocałował, nim podszedł do moich rodziców, oferując im swoją dłoń. - Miło było państwa poznać.
- Ciebie także, kochanie. - moja mama się wyszczerzyła, a tata wzruszył ramionami. Wiedziałam, że zamierzał powiedzieć coś głupiego, po prostu to wiedziałam.
- Cieszę się, że ci się podobało. - posłał Ashtonowi sarkastyczny uśmiech jak poklepał jego ramię i powrócił do swojego deseru.
Mama i ja miałyśmy ten sam wyraz twarzy jak przyglądałyśmy mu się; desperacja, jakbyśmy były sekundy od łez.
Ashton tylko skinął głową i w ułamku sekundy bardzo cicho założył buty i zmienił koszulkę, po czym opuścił mieszkanie.
- Fajny chłopak - odezwał się po pięciu minutach ciszy mój ojciec, sprawiając, iż moja mama zamknęła oczy w zażenowaniu. Tylko się na niego gapiłam. Poczułam, że trzymanie ręki daleko od noża stawało się coraz bardziej trudniejsze, więc pokręciłam głową i wyszłam z salonu do pokoju dziecięcego, który kiedyś należał do Caitlyn.
Usiadłam na małym łóżku i mogłam poczuć jak łzy spływają mi po policzkach na wspomnienie o tym, co się wydarzyło w przeciągu ostatnich trzech godzin.
Przejechałam dłonią po swoich włosach i schowałam głowę w rękach, nawet jeśli nie było tu nikogo, kto mógłby to zobaczyć. Nie potrafiłam powstrzymywać płaczu, nawet gdybym chciała. Więc to znaczyło, że płakałam w pokoju swojego przyszłego dziecka.
- Kretyn - mruknął, wstając i obeszłam pokój kilka razy - Kretyn, kretyn, kretyn. - kopnęłam liliową ścianę, pochylając się o szybę na oknie jak próbowałam uspokoić swój oddech. Jedyną rzeczą, jaką udało mi się zrobić to rozpłakać jeszcze bardziej.
W momencie, kiedy odwróciłam się, by dostać się do swojego łóżka, drzwi się otworzyły, ukazując moją mamę. Miała zmartwione spojrzenie wymalowane na jej twarzy, a gdy jej oczy spoczęły na mnie, stało się jeszcze bardziej litościwe.
- Nie patrz na mnie - mruknęłam - Jestem ohydna.
Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim, a mama po kilku sekundach zrobiła to samo. Byłam trochę zaskoczona jej małym uśmiechem, kiedy zajęła miejsce obok mnie.
- Cokolwiek by się nie stało - powiedziała, wzdychając jak położyła swoją dłoń na moich plecach - nigdy nie przestaniesz cytować Harry'ego Potter'a.
- Po prostu nie rozumiem - odparłam cicho, ignorując jej żart - Wiem, że zawsze był dupkiem, ale serio? Czy to było konieczne? Musiał...
Przerwałam, kręcąc głową, ukrywając twarz w dłoniach. Myślałam o tych wszystkich rzeczach, które tata powiedział odkąd przyszli i to właśnie one sprawiały, iż chciało mi się płakać rzeką Mississippi.
- Kochanie, wiesz, że cię kocha - moja mama przysunęła się do mnie, więc jej ramiona były wokół mnie - Po prostu nie chce oddać twojej ręki komuś, kto nie jest dla ciebie wystarczająco dobry. Chce mieć pewność, że Ashton jest dobrym chłopakiem i wiem, że trochę się zagalopował, ale... Nie miał na myśli niczego złego.
- Nie wierzę, że go bronisz jakby cię tam nie było - nie chciałam rozpocząć kłótni ze swoją własną matką, jednak zważywszy na sytuację.. nie było zbyt perfekcyjnie.
- Yeah, ja też. - uniosłam na nią swoje spojrzenie i zauważyłam jak wpatruje się w przestrzeń, wyglądając jakby kwestionowała życie. Jak się zaśmiałam, uśmiechnęła się i przeniosła wzrok na mnie - Jeśli to nie jest prawdziwa miłość, to nie mam pojęcia, co to takiego.
Uśmiech na mojej twarzy wyblakł jak skinęłam i naprawdę myślałam o jej słowach. Wyobrażałam sobie siebie w jej sytuacji i co takiego bym zrobił. W kilka sekund stwierdziłam, iż moja miłość do Ashtona nie była nawet bliska tej, jaką moja mama okazywała mojemu ojcu.
- Wszystko okay? - przerwała moje myśli, głaszcząc moje plecy - Myślisz, że możesz przez to przejść? Czy mam z nim porozmawiać?
- Nie, ja.. - wzruszyłam ramionami, wzdychając - Rozumiem. Zawsze będę jego małą dziewczynką.
- Dobrze, świetnie. - uśmiechnęła się do mnie szeroko, wyglądając niemalże na dumną - Ponieważ naprawdę muszę iść do łazienki.
Zaśmiałam się jak ona zachichotała, a potem pozwoliłam jej wyjść pierwszej. Zatrzymała się przy drzwiach, sprawiając, iż prawie na nią wpadłam i odwróciła się do mnie.
- Wiesz... - zaczęła ze zmarszczonymi brwiami - Nigdy mi nie powiedziałaś, co stało się z tamtym chłopakiem, Louisem.
Byłam trochę zaskoczona jej wypowiedzią i na kilka sekund zastygłam w miejscu.
- Um, ja.. - zaczęłam, nadal próbując pozbyć się szoku i znaleźć odpowiednie słowa.
- Nie musimy o tym rozmawiać. - mama powiedziała szybko - Po prostu.. pamiętam jak o nim mówiłaś przez telefon. Przysięgam, brzmiałaś jak pięciolatka w bożonarodzeniowy poranek.
Uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy zauważyła mój wyraz twarzy.
- Wezmę to jako 'wynocha z tego pokoju'. - skinęła do siebie zanim wyszła.
- Pracujemy razem. - powiedziałam głośno za nią, po tym jak zastanawiałam się, co takiego powinnam powiedzieć, a czego nie. Ale odkąd Caitlyn wiedziała - i była jakby podekscytowana przez to - więc dlaczego moi starzy przyjaciele ze studiów nie mogą?
- Co? - mama niemalże wleciała do pokoju, a wygląd jej twarzy był figlarny jakby usłyszała największą plotkę w mieście.
Westchnęłam.
- Przeprowadził się w zeszłym roku do Londynu i... pracujemy w tej samej szkole.
- O mój Boże - powiedziała cicho - Jaki jest? To znaczy, nigdy go nie spotkałam, więc zaczynam być wścibska. Zmienił się odkąd ostatni raz się widzieliście?
Byłam w naprawdę niezręcznej sytuacji; rozmawianie z moją matką jakbyśmy były w liceum.
- Nie zmienił się. - powiedziałam powoli - Wydoroślał.
- Ah - skinęła - To dlatego... z nim zerwałaś, tak?
Wzruszyłam ramionami, zauważając, iż miałam wystarczająco dużo Louisa w swojej głowie.
- Yeah, cóż, teraz nie trzeba o tym myśleć. To było dwa lata temu, a my byliśmy razem około trzech miesięcy, jak znaczące by to mogło być?
- Bardzo. - byłam zaskoczona, kiedy mama odpowiedziała na moje pytanie - Mówiłaś o nim w taki sam sposób, w jaki ja mówiłam twojej babci o twoim tacie. I ten sam, w jaki mówiłaś o Flynnie.
Zaśmiałam się, nie wierząc w to, co się działo. Niesamowite; jakoś, mój zmarły chłopak został wciągnięty do tej rozmowy.
- Mamo, o co ci chodzi?
- O nic, absolutnie o nic! - broniła się - Uwielbiam Ashtona, nie zrozum mnie źle, ale mówię tylko... zważywszy na to jak mówiłaś o tamtej dwójce, myślę, że... no wiesz... ten Louis może-
- Nie - weszłam jej w słowo - Nie, nie chcę tego słuchać.
Doskonale wiedziałam, co chciała powiedzieć; byłabym idiotką, gdybym nie wiedziała. Ale nie mogłam dopuścić do tego, by słowa "Louis mógłby być dla ciebie lepszy" opuściły jej usta. Wkurzyłabym się i weszła na nowy poziom emocjonalny.
- Dobra, okay. - powiedziała - Już nic nie mówię.
Pokręciłam głową i zrobiłam młynka oczami jak poszła do łazienki. Zaczęłam iść w stronę salonu będąc gotowa na tyle, ile się da, by skonfrontować się ze swoim ojcem. Ta, dopóki nie usłyszałam dzwonka. Moje szczęście.
- Chcesz, bym otworzyła? - mama się mnie zapytała, wskazując na drzwi po jej lewej stronie, a ja tylko leniwie pokręciłam głową jak do niej podeszłam.
- Nie, ja to zrobię. - westchnęłam, ale kiedy otworzyłam drzwi, natychmiast chciałam zmienić zdanie.
Czy to się dzieje naprawdę?! Gdzie są te wszystkie ukryte kamery; w domu, czy na korytarzu?! Ponieważ to byłoby jedno najodpowiedniejsze wyjaśnienie, dlaczego Louis stał w moich drzwiach, niespełna minutę po tym jak rozmawiałam o nim z moją matką.
- Cześć - uśmiechnął się, prawdopodobnie nie będąc świadomym, co się wydarzyło w przeciągu ostatnich pięciu minut.
Zamrugałam kilka razy, nadal nie potrafiąc uwierzyć w to, iż tutaj był.
- Co tutaj robisz? - zapytałam monotonnym głosem.
Louis wzruszył ramionami.
- Wiem, że prosiłaś o dzień wolnego, ale zostawiłaś połowę swoich rzeczy w pracy. - wtedy podał mi podręcznik od 11 klasy i kilka testów, które musiałam ocenić - Tylko ja wiedziałem, gdzie mieszkasz, więc...
Spojrzałam na książki, odkrywając jak ciężko jest mi się zdobyć z nim na kontakt wzrokowy. To znaczy każdy by tak zrobił, gdyby zostawił go w deszczu, a później unikał przez całe dwa tygodnie.
- Yeah, um... dzięki. - pomachałam delikatnie książkami z małym uśmiechem jak on także to zrobił.
- Nie ma problemu - wyszczerzył się - Hej, mógłbym, um... dostać trochę wody? Są tu twoi rodzice, ale jeśli ci to zajmie dwie sekundy...
- Jasne, jasne - mruknęłam, zostawiając go w drzwiach, by pójść do kuchni po szklankę z wodą. A gdy do niego wróciłam - co zajęło niecałą minutę - odkryłam przerażający widok; moja mama z nim rozmawiała.
Nie byłoby to tak przerażające, gdyby oboje nie byli uśmiechnięci.
- O co chodzi? - próbowałam to powiedzieć z cieniem uśmiechu, ale wyglądał on o wiele bardziej wymuszony niżbym tego chciała. Oczywiście, oboje to zauważyli.
- Nie powiedziałaś mi, że Louis wpadnie - powiedziała mama jak na mnie zerknęła z uśmiechem na twarzy.
- Bo nie wiedziałam o tym. - powiedziałam z zaciśniętymi zębami, a sarkastyczny uśmiech wpełznął na moją twarz i wyrzuciłam niemalże plastikowy kubek w Louisa, zanim uzmysłowiłam sobie, jaki bym tym zrobiła bałagan. A tego miałam dość na dzień.
- W takim razie, wejdź! Niegrzeczne byłoby, gdybyś go wyrzuciła. - mama przeszła na bok, a Louis wszedł do środka. Moje oczy były niczym spodki.
- Właściwie, to przyszliście tutaj, by poznać Ashtona, nie chciałabym-
- Oh, nie, przecież poszedł do pracy. Widziałaś go. - Cholerna matka.
Louis uniósł swoje brwi w zaskoczeniu i skinął po kilku sekundach.
- W takim razie mogę zostać na parę minut.
- Oh, nie, nie, nie - powiedziałam, spanikowana - Jestem pewna, że Louis ma o wiele ważniejsze rzeczy do roboty. - skinęłam do siebie i modliłam się do Boga, by był po mojej stronie. Ale tak jak się tego spodziewałam, Louis tylko wzruszył ramionami.
- Nah, jest dobrze. - nie spuszczał wzroku z moich oczu jak opróżnił całą szklankę wody.  Natychmiast wiedziałam, iż miał to zaplanowane i zamierzał coś zrobić.
I to swojego ojca nazwałam kretynem.
- O co ten cały hałas? - o wilku mowa - Co- kto to? - pojawił się w małym przedpokoju i przyjrzał się Louisowi.
- Mam na imię Louis. - Louis zaoferował mu swoją dłoń, a ja byłam zaskoczona tym, że mój ojciec ją uścisnął. Nadal miał zmarszczone brwi jak potrząsnęli dłońmi, a w tym samym czasie mama powiedziała coś do jego ucha. Nie wyłapałam niczego innego poza 'Były chłopak Loreny', ale to mi wystarczyło.
Kilka sekund później, mój ojciec uniósł swoje brwi ku górze, a oszołomienie ogarnęło jego twarz.
- Ohh, ty jesteś tym chłopakiem... o którym mi mówiłaś dwa lata temu... - powiedział ostatnie zdanie do mamy, a ja zauważyłam jak wymieniają uśmiechy.
- Yeah, jestem-jestem tym chłopakiem. - powiedział trochę niezręcznie Louis, sprawiając, iż mój ojciec się... zachichotał.
- Nie musisz być nieśmiały, synu. - zaśmiał się tak samo jak młodszy chłopak, podczas, gdy ja sobie tak stałam wpatrując się w tatę. Nope, nie wierzę w to, że nazwał mojego eks chłopaka 'synem'. Nie, nie, to nie miało miejsca. Nigdy. Przenigdy.
- Uh, powiedziałeś, że twoje imię to Lewis, tak? - Ugh, i znowu zaczyna. Miałam nadzieję-
- Nie, proszę pana - powiedział Louis, zaskakując mnie - Louis, bez 's' na końcu. - poprawił go... Ashton ani razu tego nie zrobił. Ciekawa byłam, co się teraz stanie.
Ku mojemu - kolejnemu - zaskoczeniu, mój tata ponownie się zaśmiał.
- Racja, racja, Louis, wybacz. Wejdź.
Rozszerzyłam oczy i zmarszczyłam brwi jak moja mama poszła pierwsza, potem Louisa - który nie zawahał się do mnie zamrugać jak za nią szedł - i w końcu mój tata. Jak na naburmuszonego 55-latka wyglądał szczęśliwie.
- Lubię go! - niemalże się rozpromienił, zanim poszedł za pozostałą dwójką do salonu. Nie wiedziałam, jak długo tam stałam, próbując uświadomić sobie, co się właśnie stało. Była tylko jedna rzecz, która przeszła mi przez myśl.
Żartujesz sobie kurde ze mnie!?



*********
Louis aka mój mistrz!
 Od razu przepraszam was za chaos, który zapanował na tym blogu; mam na myśli rozdział 5 z DC, który pojawił się przed rozdziałem 4 z YA, a po 3. Chciałam poprawić tamte wpisy, a wyszło jak wyszło. Eh.
Jestem też z tym opowiadaniem na wattpadzie. Na razie tylko Drama Class przenoszę, a w sobotę stworzę You Again? Wiecie, żeby wszystko było na miejscu i w ogóle ;)
PLUS STWORZYŁAM ZAKŁADKĘ Z ROZDZIAŁAMI!

8 komentarzy:

  1. O matko załamałabym się na jej miejscu. Zacznę się śmiać jeśli w kolejnym rozdziale do tej gromadki dołączy też Ashton hahahaha
    @JaZiemniak_

    OdpowiedzUsuń
  2. COOOOOOO ONI ROBIĄ?
    STARAJĄ SIĘ O DZIECKO?
    NO TO MNIE ZAMUROWAŁO
    NIGDY BYM NIE POMYSLALA,ZE PLANUJA DZIECKO
    KOŃCÓWKA BARDZOOOO MI SIĘ PODOBAŁA :D TEN ENTUZJAZM RODZICÓW TO JEST COŚ HAHAHAH :D
    DO KOLEJNEGO ROZDZIAŁU
    BUZIAKI
    @HAZZMYLOVER

    OdpowiedzUsuń
  3. KURWA LOUIS JEST NAJLEPSZY! Za to wlasnie pokochalam DramaClass za tego kochanego idiote!!
    Gdy tylko czytalam, ze rozmowa z narzeczonym sie nie uklada, czulam ze do akcji moze wkroczyc Tommo. Ale miec to w glowie, a byc przygotowanym na taki obrot spraw to zupelnie inna bajka ;) Az nie wiem co mam napisac.
    Troche zaskoczyla mnie postawa Ashtona. Na jego miejscu zrobilabym to samo co Louis. Poprawilabym jej ojca, gdyby co chwila przekrecal moje imie. No kurwa ilez mozna. I poza tym te jego dziwne teksty... Oj ten koles mi nie pasuje. W tej sprawie trzymam strone ojca Lori. Gosciu uwielbiam Cie! XD i jeszcze ten jego tekst - Lubie go! XD myslalam ze padne :) Oj Lorena, Lorena.
    Mam nadziejr, ze troche to przemysli.. Bo jak zaczela sie zastanawiac nad tym co czuje do Ashtona to nie wygladalo to najlepiej..

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde. You Again to chyba jedyne takie tłumaczenie (zastąpiło DC), które włączam zaraz pod pojawieniu się nowego rozdziału ;o *o* Chcę więcej i więcej! Tyle się dzieje, że aż mam ciary! Louis aka mistrz xDDD Nieźle to sobie cwaniaczek wymyślił xDD Cieszę się, że ojciec Lori polubił naszego Tommo, ale jednak było mi szkoda Ashotn'a ;c Biedak przecież nie zrobił nic złego, tylko po prostu zakochał się. Loren'a tak samo! Nie patrzyła na jego majątek czy coś, dlatego tata nie powinien się wpieprzać :_: Nie zmienia to faktu, że on nie jest facetem dla Lori! I zaraz... Wait. What? Dziecko? Już? Co? ;o Nie spodziewałam się ;o Omg.

    Mam pytanko, Kochanie: Czyli ff będzie tylko na Wattpadzie? ;o Nie będzie tutaj nic? ;o

    @Larry_xx69

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohh to zobaczysz, kochana, co takiego sobie Ashton dalej wymyśli! Ale nic nie zdradzam :D
      Będę i na bloggerze i na wattpadzie. Nie opuściłabym bloga w trakcie pisania/tłumaczenia, nigdy. Także, don't worry xx

      Usuń
  5. Jezu Chryste, przeczytałam wszystko w dwa dni i cholera jestem zachwycona i tyle w tym temacie. Te opowiadanie jest przecudowne, a Ty świetnie tłumaczysz, naprawdę. Idzie Ci perfekcyjnie jak na pierwsze tłumaczenie licząc, że DC I YA, to w sumie jedno ;)
    Zazdroszczę Ci tego, że tak dobrze Ci to idzie, też bym tak chciała, bo moja 4 z angielskiego się przy tym chowa :c
    Powiem szczerze, że nie podoba mi się pomysł na YA. Przepraszam, ale wolałam DC. Wolałabym, aby autorka opowiadania wciąż pisała w tamtym czasie i żeby sprawy potoczyły się inaczej. Powinni wrócić po wakacjach do szkoły i być kuźwa razem, a nie spotkanie po 2 latach w pracy i na domiar złego Lori ma narzeczonego, no co do diabła?!
    Nie rozumiem postępowania Lori, no kuźwa nie rozumiem. Okej, Louis nie powinien zakładać się z kolegami, że się z nią prześpi, ale do cholery, przecież potem się w niej zakochał. Ja się wcale mu nie dziwię, że nie powiedział jej o zakładzie, no bo bądźmy szczerzy - zareagowałaby tak samo. Po drugie przecież wyrzucił swój telefon do rzeki, aby pokazać jej, że to nic dla niego nie znaczy, a ona tego nie doceniła?! Cholera, ten sprzęt kosztował cholera wie ile, a po drugie prawie każdy KOCHA swój telefon. Przez ostatnie rozdziały DC byłam wściekła na Lori, bo zachowała się jak idiotka, bo wcale nie zważała na uczucia Louisa. Zachowała się jak pieprzona egoistka, która nie ma serca. Przecież on się dla niej zmienił, stał się lepszy, porzucił dawne życie i pokochał ją, a ona tego po prostu nie doceniła. Jak może być taką... BRAK MI SŁÓW.
    I teraz YA, matko. Chyba się przekonałam do tej części dzięki temu opowiadaniu. Dlaczego? Bo jest tutaj tata Lori! Rany, jak on świetnie traktuje Louisa! Czuję, że Pan Tatuś i ja będziemy grać w jednej drużynie i będziemy robić wszystko, aby Lorena i Louis znowu będą razem. Więc zaraz razem wymyślimy okrzyki i tego typu rzeczy, hhaha. No i mamusia też jest po naszej stronie, fuck yeah!
    Co do Ashtona, to nienawidzę go. Okej, wydaje się być całkiem przyjazny, ale widać, że nie pasuje do Lori. Zauważyłam, to gdy zaczęli kłócić się o dzieci i ogólnie. Hehehehehehe, z Louisem nie miałabyś takich problemów, Lorenko :*
    Oboje chcieli mieć syna i w ogóle, pamiętam to!
    Bardzo Ci dziękuję za te tłumaczenie, Kochana! Jest cudowne, od dziś jedno z moich ulubionych opowiadań! Na pewno dodaję się do obserwatorów i od dziś postaram się systematycznie komentować :)))
    Na koniec chciałabym Ci podziękować za piękny komentarz na moim i Pauliny blogu. Bardzo zrobiło się nam miło i mamy nadzieję, że wciąż będzie Ci się podobać City of the Fallen. Miło mieć takich cudownych czytelników jak Ty! :)
    Pozdrawiam i do następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Lorena, idiotko!
    Wracaj do Louisa, a to juz! :D
    Natentychmiast ;)
    Nawet rodzice za nim sa!
    A Ty nadal go kochasz ;p
    Ps. Super, ze na Wattpadzie bd! :)
    @TheAsiaShow_xx

    OdpowiedzUsuń
  7. LORENAAAA!!!

    WALNE CI ZOBACZYSZ

    Louis aka mój mistrz!

    CZEKAM NA NASTĘPNY :) ♥
    @flayalive

    OdpowiedzUsuń