czwartek, 21 sierpnia 2014

YA: Rozdział 10

- Mam za godzinę wywiadówkę, więc-
- Dobra, dobra. - niezdarnie weszłam w słowo swojej siostrze - Właśnie weszłam do domu. Koniecznie musisz przyjść. Pozdrów Calvin'a.
- Okay, kochanie - Vivienne uśmiechnęła się słyszalnie po drugiej linii - Zgadamy się później.
- Koniecznie, yeah. Pa.
Trzymając nadal komórkę w dłoni, zaparkowałam na parkingu obok swojego budynku. Byłam w magicznie dobrym humorze, wieki nie gadałam z kimś z mojej rodziny. I cieszyłam się, że teraz rozmawiałam z moim ulubionym.
Kiedy wyszłam na zewnątrz, zaraz tego pożałowałam; było zimno, padał śnieg odkąd się obudziłam, a był tylko 25 listopada. Mogłam sobie tylko wyobrazić jaka będzie pogoda na święta.
Jak wzięłam swoją torbę z samochodu i upewniłam się, iż go zamknęłam, nie potrafiłam się nie uśmiechnąć na myśl o świętach; Wigilii, żeby być dokładną. Planowałam zdobyć choinkę i udekorować każdy pokój w moim mieszkaniu, ale co najbardziej sprawiało, że tak się cieszyłam? Urodziny Louisa. Nie byłby to taki wielki szczegół, gdyby nie to, iż będą to jego pierwsze urodziny, które spędzimy razem.
Przez ostatnie kilka dni, 70% swojego czasu spędzałam właśnie na myśleniu o nim. Pozostałe 30% było o Ashtonie i o jego odejściu... Ale Louis był głównym tematem w mojej głowie, więc się nie martwiłam. Tak bardzo.
Obawiałam się tylko swojej nagłej potrzeby, aby Louis cały czas przy mnie był, a to dlatego, że zostałam niemalże porzucona na ołtarzu. Nie może tak być, pomyślałam jak wspinałam się po schodach, nie jestem tak zdesperowana, może byłam w potrzebie, ale nie zdesperowana.
Poza tym, wkrótce po tym jak Ashton wrócił, by zabrać resztę swoich rzeczy, miałam wyraźniejsze spojrzenie na wszystko. Więc była to tylko kwestia czasu. 
Uśmiechnęłam się do swoich myśli jak próbowałam otworzyć zamek moich drzwi, a potem zmarszczyłam brwi; klucz nie działał. To oznaczało tylko jedną rzecz.
Jak nacisnęłam klamkę w dół i popchnęłam drzwi, by się otworzyły, moje myśli zostały potwierdzone; były otwarte.
Powoli weszłam do mieszkania, a wszystkie myśli przebiegały przez mój umysł. Czy nie zamknęłam drzwi? Czy ktoś się włamał? Zostałam okradziona? Dlaczego-
Dostałam małego ataku serca, kiedy usłyszałam głos dochodzący z mojego pokoju, do którego drzwi były otwarte. Wzięłam szybko kij bejsbolowy, który stał za wieszakiem i skierowałam się do sypialni. Słyszałam bicie swojego serca w uszach na myśl o tych wszystkich rzeczach, które mogłabym zobaczyć, ale skończyło się to bezcelowo, gdy zobaczyłam, kto był w środku.
- Ashton? - wymamrotałam, wpatrując się w jego plecy jak się pochylił, jakby podnosząc coś z podłogi. Podskoczył na mój głos, sprawiając, że także to zrobiłam, upuszczając kij i prawie się przewracając.
- Lorena? - zapytał, poprawiając swoje włosy tak, by nie wpadały mu do oczu - Co ty tutaj robisz?
- Mogłabym się zapytać ciebie o to samo? - powiedziałam, bardziej zmieszana niż byłam przez cały poranek.
- Powinnaś być w pracy.
- Miałam dzisiaj tylko dwie lekcje.
Ashton zamrugał, a potem zaczął nagle kiwać głową.
- Ah, racja, jest piątek. - mruknął do siebie, zaciskając usta, co było jego cholerną manierą.
Także skinęłam.
- Yeah, więc... Co robisz? - zapytałam, wchodząc powoli do pokoju, by uzyskać odpowiedź na moje pytanie.
- Pakuję resztę swoich rzeczy.. W niedzielę mam samolot do Los Angeles.
Przez to, co się ostatnio wydarzyło, całkowicie zapomniałam, iż  dostał pracę w Kalifornii.
- Oh. - to wszystko, co udało mi się powiedzieć jak się rozejrzałam; wyglądało na to, że już skończył, bo pokój wyglądał na pusty. Ani jednej jego płyty, ubrań, czy czegoś, co przyniósł do mieszkania, kiedy tu się przeprowadzał. Mogłabym się poczuć lepiej, gdyby nie zostawił otwartych kilku szafek.
To jest to. To właśnie to. Zacisnęłam swoje usta na myśl przechodzącą przez moją głowę. Nie pozwoliłam sobie płakać. Wiedziałam, że to się stanie i było mi z tym dobrze, ale nie sądziłam, że będę tego świadkiem. Minęły tylko dwa tygodnie. Nadal bolało.
- Okay. - powiedziałam po prawie minucie ciszy, stojąc naprzeciwko Ashton'a, a jedyną rzeczą, która nas dzieliła było łóżko. Zdawałam sobie sprawę z tego, iż mi się przygląda, jednak na niego nie spojrzałam; wiedziałam, że mogłabym się złamać, patrząc w jego zielone oczy.
- W takim razie, um... powinienem się zbierać.
- Yeah, racja. - powiedziałam szybko, co całkowicie różniło się od jego powolnych słów. Byłam pierwszą, która wyszła z pokoju, czekając aż weźmie wszystkie swoje torby do przedpokoju.
Miał plecak i dwie walizki, więc nie potrzebował mojej pomocy. Słyszałam jak otwiera drzwi jak zaczęłam wpatrywać się w podłogę, a potem mnie zaskoczył jak rzucił bagaże na ziemię. Niepewnie uniosłam wzrok i tak jak się spodziewałam, patrzył na mnie.
- Chodź tu. - Ashton powiedział cicho, rozkładając ramiona. Nie ruszyłam się.
- Co? Dlaczego?
- Prawdopodobnie się już nigdy nie zobaczymy, a ja nie chcę ot tak wyjść.
Powoli zamknęłam oczy, czując jak moje serce opada na jego słowa. Odepchnęłam się ślepo od ściany i owinęłam ramiona wokół jego torsu, a on wokół całej mnie. Staliśmy tak przez minutę, czy jakoś tak, nie odzywając się ani nawet nie próbując się pożegnać.
- Kocham cię - mruknął wprost w moje włosy - Trzymaj się.
Skinęłam tylko, a gdy odsunął się ode mnie, prawie miałam ochotę powiedzieć mu, by tego nie robił, ale właśnie to mieliśmy teraz zrobić; odejść od siebie.
- Bezpiecznego lotu. - powiedziałam jak wyszedł, próbując się nie uśmiechać na moje słowa. A jeśli by nie zerknął poprzez swoje ramię, posyłając mi ostatni uśmiech, pokazałabym wszystkie swoje emocje.
Weszłam do środka i powoli zamknęłam drzwi jak Ashton całkowicie zniknął  z  zasięgu mojego  wzroku.
- Nie rozbecz się, nie rozbecz się. - powtarzałam sobie jak przejechałam obiema rękami po swoich włosach, kiedy poczułam palące ciepło w swoich oczach. Gdyby mój telefon nie zaczął dzwonić, prawdopodobnie bym się rozpłakała.
Wróciłam szybko do przedpokoju, gdzie zostawiłam swoją torebkę i zaczęłam w niej grzebać. Numer telefonu dzwoniącego mnie zaskoczył; Louis.
- Tak? - powiedziałam jak nacisnęłam zielony guzik, próbując jak najbardziej jak potrafiłam, by nie szlochać.
- Hej, jesteś już w domu? - zapytał głośno, a ja mogłam usłyszeć w tle mnóstwo głosów. Był chyba na korytarzu.
- Yeah, co tam?
- Tak sobie myślałem, czy mógłbym cię zobaczyć po pracy? Mam jutro spotkanie w południe i prawdopodobnie nie będę w stanie tego zrobić.
Skinęłam powoli, analizując wszystko  co mi powiedział. Jutro miała być nasza pierwsza randka, ale skoro nie będzie mógł... przez spotkanie...
- Um, mógłbyś przyjechać wieczorem?
- Uh, jasne. - powiedział powoli, brzmiąc na nieco zmieszanego - Czemu wieczorem?
- Mam umówioną wizytę u lekarza o drugiej, więc nie będzie mnie w domu, gdy skończysz.
- Oh, dobra, wszystko w porządku? - zagryzłam dolną wargę na jego pytanie. Najszczerszą odpowiedzią byłoby 'nie wiem', ale nie chciałam go martwić.
- Yeah, yeah, to tylko takie badanie. - skinęłam do siebie, usatysfakcjonowana odpowiedzią - Powinnam coś zrobić albo kupić...?
- Um, kupię coś w drodze, a ty możesz zrobić coś do jedzenia. Nic specjalnego, kanapki też będą dobre.
Zachichotałam na jego słowa.
- Okay, więc do zobaczenia wieczorem.
- Tak, pa. - uśmiechałam się  przez kilka sekund po tym jak się  rozłączyliśmy. Wyglądało na to, że to będzie bardzo długi dzień, choć była dopiero 11 rano.

*

- Idę! - krzyknęłam z kuchni, kierując się do drzwi, po tym jak upewniłam się, iż nie spalę jedzenia. - Hej. - wyszczerzyłam się jak otworzyłam drzwi; zmarznięty Louis stał na zewnątrz. Miał na głowie beanie, a jego policzki były czerwone przez zimną pogodę; wyglądał uroczo.  Nie tak jak siedemnastolatek, a 23.
- Cześć. - odetchnął jak jego usta uformowały się w szeroki uśmiech, a ja mogłam stwierdzić, iż był trochę zaskoczony, kiedy objęłam go ramionami wokół talii. Dreszcze przebiegły przez mój kręgosłup jak położył swoje bardzo zimne dłonie na dole moich pleców, przyciągając mnie do siebie, a moja cienka koszulka nie sprawdzała się w zatrzymywaniu ciepła.
- Zmarzłeś! Wejdź do środka, robię tofu. - zostawiłam go stojącego w przedpokoju jak wróciłam do kuchni, szczęśliwa, kiedy zobaczyłam, że zaczyna się ogrzewać.
- Ktoś tutaj jest w dobrym humorze. - skomentował Louis jak usłyszałam, iż staje za mną i obserwuje, co robię.
- Kupiłam sobie po wizycie u lekarza energetyka i czuję się jak Beyoncé. - zaśmiał się na mój dobór słów, a ja uśmiechnęłam się wesoło do doniczki stojącej naprzeciwko mnie.
- Dobrze jest to słyszeć. - powiedział, odsuwając się ode mnie - Jak tam twoje badanie? Dobrze się bawiłaś  w gabinecie lekarza?
Uśmiechnęłam się na jego słowa.
- Yeah, był podmuch. - odparłam sarkastycznie - Musiałam zrobić kilka badań, a wyniki będę dopiero za miesiąc.
- Coś, czym powinienem się martwić?
- Nie, jestem pewna, że wszystko jest w porządku.
- Więc dlaczego tam byłaś?
Westchnęłam cicho; brzmiało to tak jakbym nie tylko ja była po energetyku.
- Dziwny... ból brzucha.
- Ból brzucha?- słysząc jego głos, doskonale wiedziałam, o czym mówił.
- Nie, Louis, nie jestem w ciąży.
Nie musiałam na niego patrzyć, aby zacząć się śmiać; westchnął z ulgą.
- Także dobrze jest to słyszeć... więc byłaś u ginekologa?
- Tak i naprawdę nie chcę rozmawiać o tym przy jedzeniu. - zaśmiałam się.
- Dobra, dobra. - także się zaśmiał - Um, mam to dla ciebie.
Spojrzałam przez ramię, by zobaczyć, co mi pokazywał. Uśmiechnęłam się ponownie szeroko, kiedy zobaczyłam, iż trzyma tabliczkę czekolady i pepsi.
- Na początku chciałem kupić pudełko czekoladek i wino, ale potem pomyślałem, że to będzie za dużo... - zostawiłam tofu na kuchence, więc mogłam się do niego odwrócić i pocałować w policzek.
- Nie, jest idealnie. Dziękuję. - zostawiłam dwa przedmioty na stole i przełożyłam swoje włosy za ramię, by móc dokończyć danie.
- Cudownie pachnie. - mruknął Louis jak stanął obok mnie - Gdzie trzymasz szklanki?
- Ostatnia szafka. - wskazałam na najbliższą szafkę po prawej stronie swoją  głową, a on wyjął  z niej dwie wysokie szklanki, przenosząc je na stół. Mogłam usłyszeć jak otwiera butelkę napoju, gdy upewniłam się, że tofu jest gotowe.
- Hej, mógłbyś położyć obrus  na stole? - zapytałam jak założyłam rękawice, by się nie poparzyć, przenosząc garnek na stół - Louis? - byłam zbyt zajęta roztopionym serem, by zwrócić uwagę na to, co robi, ale mogłam zobaczyć, że stał niedaleko. - Louis? - uniosłam na niego spojrzenie i nieco się zmieszałam jak zobaczyłam widok przed sobą. Stał tam, trzymając butelkę pepsi, wpatrując się w coś. Chciałam go zawołać po raz trzeci, kiedy nagle odwrócił głowę w moją stronę.
- Zatrzymałaś to. - wszystko co powiedział.
- O czym ty mówisz? - zapytałam powoli, a on wrócił wzrokiem na cokolwiek przedtem patrzył. Postawił butelkę na stole i podszedł do gabloty, by wziąć coś z jej góry. A kiedy to zrobił, poczułam jak serce mi przyspiesza.
- Zatrzymałaś to. - powtórzył, trzymając w dłoni małego, białego misia, którego mi kupił dwa lata temu, dzień  po tym jak dowiedziałam się o zakładzie. Nie widziałam go z miejsca, w którym stałam, więc byłam zaskoczona, widząc go w jego dłoniach.
- Um... yeah.. - odparłam powoli, nawet trochę niepewnie, a cały wpływ napoju energetycznego ze mnie wyparował. Mogłam poczuć gorąc pod rękawicami, ale natychmiast potem moje dłonie oblała fala chłodu, podobnie jak mój mózg.
- W porządku. - mruknął, kładąc maskotkę obok butelki, podchodząc do szafy po obrus, o który go wcześniej prosiłam. Położył go na środku stołu, a  ja położyłam garnek na nim, czując jak napięcie wzrasta, gdy nie mieliśmy nic więcej do roboty. 
Odwróciłam się, by wziąć chleb, który także wcześniej przygotowałam, a w momencie, kiedy byłam twarzą do niego, on siedział, przyglądając się, co robię. Nawet jeśli atmosfera między nami była niezręczna, musiałam powstrzymać uśmiech, widząc jak słodko wyglądał. Nie mogłam powiedzieć nawet seksownie. Po prostu słodko.
- Hej. - powiedział, kiedy zaczęłam odsuwać swoje krzesło - Chodź tutaj.
Jego żądanie było dziwne, więc posłałam mu takie samo spojrzenie. Louis wypuścił małe westchnięcie jak nic nie zrobiłam i owinął ramię wokół mojej talii, przyciągając mnie do siebie bliżej.
- Co ty... - przerwałam, kiedy pociągnął mnie w dół tak, że siedziałam teraz na jego kolanach.
- Proszę - westchnął usatysfakcjonowany - Lepiej w ten sposób.
Uniosłam swoje brwi ku górze, ale musiałam się z nim zgodzić; siedzenie bokiem na jego kolanach było o wiele lepsze od odwracania głowy za każdym razem w jego stronę, jeśli usiadłabym na pustym krześle.
Louis wziął jeden widelec, który przyniosłam wraz z chlebem i włożył go do topionego sera, po czym przysunął do moich ust, a ja uświadomiłam sobie, co robi.
- Mm - mruknęłam jak przeżułam - Jest pyszne, musisz spróbować. - Louis się zaśmiał jak go skopiowałam i skinęłam, gdy połknął swoją  porcję, zgadzając się ze mną. - Dobre, co nie? - zapytałam prawie z dumą.
- Tak. - zmarszczyłam brwi na to jak zdystansowane było jego słowo i kiedy na niego spojrzałam, natychmiast wiedziałam, co było tego powodem;  wpatrywał się w maskotkę. - Więc - zaczął jak ponownie ją wziął, a ja wiedziałam, że nigdzie nie zajdziemy, dopóki nie skończymy o tym rozmawiać. - Dlaczego go zatrzymałaś? Myślałem, że mnie cholernie nienawidzisz.
Znałam powód, dla którego to powiedział, starając się, by sytuacja była tak komfortowa na ile to możliwe, więc zachichotałam, oczekując tego samego.
- Nie nienawidziłam cię. Nigdy. - spojrzałam w jego oczy i poczułam jak moja twarz robi się smutna jak położyłam dłoń na jego policzku - Nigdy nie mogłabym cię znienawidzić.
Odjęło mu mowę.
- Byłam... Boże, byłam taka... nieszczęśliwa, kiedy odszedłeś. W momencie, w którym wsiadłeś do pociągu, uświadomiłam sobie, że popełniłam błąd, ale.. Po prostu nie mogłam się zmusić do zrobienia czegokolwiek.
- Mogłaś do mnie zadzwonić tamtego wieczoru. - odetchnął - Wróciłbym, w ułamku sekundy.
Moje oczy spotkały jego, by ujrzeć w nich znak nieszczerości jego słów. Nic nie znalazłam.
- Naprawdę? Bo ta wiadomość-
- To była - wszedł mi w słowo, kręcąc głową - To była chwila złości, moment goryczy. Chciałem rzucić się z tego pociągu zaraz po tym jak ją wysłałem.
Odetchnęłam, śmiejąc się, a on zachichotał. Potem śmialiśmy się już ze swojej głupoty. Przez cały ten czas, myślałam, że mnie nienawidzi i vice versa, a kiedy przyszło co do czego, oboje bez siebie byliśmy nie do życia.
- Oboje byliśmy tchórzami, prawda? - zapytał Louis, śmiejąc się.
- Yeah... Boże, tak. - prawie jęknęłam jak to wspomniałam, co tylko wywołało u niego większy śmiech - Caitlyn, gdy się dowiedziała, wróciła z Cardiff. Wysyłała mnie nawet na randki w ciemno, przysięgam, to było najgorsze.
Do teraz, byłam pewna, że za chwilę zemdleje ze śmiechu.
- Niech zgadnę - powiedział, gdy się  trochę uspokoił - Ashton był jedną z nich.
- Nie - powiedziałam natychmiast, zaskakując go - Sama go poznałam, podszedł wtedy do mnie. Jeśli mam być szczera, miał być tylko moim pocieszeniem.
Louis uniósł brwi ku górze na mnie, a mały uśmiech błąkał się po jego ustach.
- Naprawdę? - zapytał powoli, a ja skinęłam.
- Jeśli by nie dzwonił do mnie pięć miliardów razy za każdym razem, gdy wyszliśmy, za pewne skończyłabym z nim po drugiej randce.
Pokiwał głową, zaciskając usta, a kiedy je rozchylił, nie było na nich żadnego śladu  po uśmiechu. Zaczął się wpatrywać w jedzenie przed nim, a jego humor całkowicie uległ zmianie; był przeciwny do tego sprzed paru chwil.
- Wszystko okay? - mruknęłam, pochylając głowę, by była na tym samym poziomie co jego.
- Po prostu.. - pokręcił delikatnie głową, a kąciki jego ust uniosły się w gorzkim uśmiechu - Jeśli  to zadziała... Nie chcę, żebyśmy skończyli tak jak ty i Ashton. - powiedział cicho, mówiąc głośno swoją obawę.
- Louis - odetchnęłam, ale on tylko zamknął oczy, a mój ton był odrobinkę żałosny. Odwrócił swoją głowę ode mnie, ale złapałam dłonią jego lewy policzek, zmuszając go, by na mnie spojrzał. - Obiecuję ci. - zaczęłam sprawiając, iż otworzył oczy. Patrzył to w moje oczy, to w na usta, zanim pozostał dłużej na tych drugich. - Jeśli dasz nam szansę, nigdy nie pozwolę ci odejść.
Wiedziałam, że 'nigdy' brzmiało bardzo nierealistycznie i tandetnie, ale w tamtym momencie czułam, iż to najodpowiedniejsze słowo do powiedzenia. Louis musiał myśleć o tym samym, ponieważ jego następnym ruchem było zamknięcie luki między naszymi twarzami.



******
Co tutaj powiedzieć? Może po prostu "aww"?
Wolicie bym tłumaczyła tekst piosenki z angielskiego na polski, czy nie? Bo w Mirrors i Wrecking Ball  tłumaczyłam, a tutaj będą wykorzystane jeszcze inne, więc... Proszę, odpowiedzcie, bo stoję w miejscu z tłumaczeniem.:)

10 komentarzy:

  1. Dla mnie byłoby lepiej gdybyś tłumaczyła piosenki c:
    A co do rozdziału: awwwwwwww afshdjxvsgauscMapajzhd x

    OdpowiedzUsuń
  2. jeju ten rozdział jest słodki awwwwwwww
    Ashton zachował sie wg mnie słodko ajsdkasfj
    @flayalive

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę można powiedzieć tylko awwwww do tego rozdziału.
    Ashton był tu taki ahhshdhdhsjajd
    Louis i Lorena z resztą też sama słodycz, po prostu żyć nie umierać xd
    W sumie wolałabym tłumaczony tekst piosenki
    @JaZiemniak_

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooo! W końcu! Jej to takie słodkie *.*
    Osobiście wolałabym żebyś tłumaczyła piosenki ale jak chcesz
    xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg, najpierw Lorena i Ashton - awwww
    Potem Lorena i Louis - awwwwwwwwwwwww
    Takie rozdziały, której są całe szczęśliwe bez żadnych kłótni czy czegokolwiek rzadko się zdarzają, więc radujmy się!
    Osobiście wolałabym tłumaczone piosenki, jeśli to nie problem :)
    @justkillme_pls

    OdpowiedzUsuń
  6. AWWWWWW KOŃCÓWKA CUDO <3
    LORENA I ASHTON miłe pożegnanie <3
    Świetny rozdział <3
    A co do tłumaczenia piosenek to mi to obojętne XD ;)
    @TakemeLiam1d

    OdpowiedzUsuń
  7. Awww... tłumacz piosenki. Tak będzie lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Po prostu Awwwwwwwwwwwwwwwww <3
    Jak Ashton przytulił Lorenę to takie miłe to byłe i wgl :3
    I jeszcze ten miś i Lou i Lorena i ahhhhhh

    Co do piosenek, ja bym wolała tłumaczone, jeśli to nie problem :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Omg zisbudud Lori i Lou znowu razem hdbsudh *-* Nie moge xidnjs Wyobraziłam to sobie ♥ co do piosenki to nie wiem :c Nie potrafię zdecydować :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Oh rany boskie, to jest takie cudowne, piękne, idealne, O BOŻE!
    Tak bardzo kocham te opowiadanie, że to aż boli, naprawdę. Nie moge po prostu się od niego odciągnąć, to taka piękna historia o miłości, która mimo przeciwności losu wciąż trwa i nawet po latach nic nie jest w stanie jej zabić.
    Louis i Lorena to dwie gwiazdy na niebie, które z jednej strony są od siebie oddalone o miliony lat świetlnych, ale z drugiej strony są tak blisko, że się dotykają.
    Nie będę zadowolona aż w końcu znowu ze sobą nie będą. Cieszę się, że znowu się całują, przytulają i zachowują jak kiedyś, ale będę dopiero szczęśliwa, gdy znowu będą razem. Ah, oni są tacy laksdkjskj <3
    Kocham ten rozdział, naprawdę. Ta maskotka i te wspomnienia, rany. Jeśli znowu coś im stanie na drodze do szczęścia, to będę bardzo zła, naprawdę.
    Myślę, że powinnaś tłumaczyć tekst piosenek, bo często myśli Loreny są do niego odwołane, a nie wszyscy dobrze znają angielski :)
    Bardzo Ci dziękuję za tłumaczenie, Kochana. Jesteś najlepsza <3
    Pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń