wtorek, 19 sierpnia 2014

YA: Rozdział 9

- Więcej herbaty? - zapytałam po raz drugi.
- Mm - mruknął jak kompletnie opróżnił swoją drugą filiżankę - Właściwie...
Louis przerwał, kiedy nieumyślnie kaszlnęłam i pociągnęłam nosem, co sprawiło, iż na mnie zerknął. Zamrugałam dwa razy jak nasze oczy się spotkały i po kilku sekundach wpatrywania się w siebie, westchnął.
- Jasne. - uśmiechnął się i podał mi swoją filiżankę, powoli, nieco nawet niepewnie.
Wstałam z kanapy, próbując ukryć fakt, iż nadal się trzęsłam i podeszłam do lady w kuchni. Zerknęłam na Louisa przez drzwi, powstrzymując śmiech jak zauważyłam, że leży oparty na sofie, próbując przespać choć kilka sekund. Nie mogłam go obwiniać, była 2:15 nad ranem, a on właśnie wypił dwie filiżanki gorącej herbaty. Jakby tabletki na sen w formie... w zasadzie nie medycyny.
Mój uśmiech powoli zniknął, kiedy przypomniałam sobie powód, dla którego taki był. Zadzwoniłam do niego w środku nocy i miałam nerwy, by poprosić go, by przyszedł. Byłam szczęśliwa, iż tutaj był i nie dmuchał i chuchał na mnie, co było żenujące, jeśli się o tym pomyśli.
Zaniosłam jego filiżankę z herbatą do salonu, decydując, że mam już wystarczająco herbaty jak na jedną noc. Przez najbliższe pięć miesięcy, jeśli mam być szczera.
Ostrożnie usiadłam obok niego, starając się go nie obudzić, ale wyglądało na to, iż nawet nie spał; Louis nagle usiadł i udawał, że nie wie, dlaczego posyłałam mu dziwne spojrzenie.
- Co? - zapytał, obdarowując mnie także dziwnym spojrzeniem - Ja tylko.. moje oczy odpoczywały.
To było kiepskie kłamstwo i oboje o tym wiedzieliśmy. Skinęłam mu powoli jak podałam mu bez słowa jego filiżankę. Przez kilka sekund siedziałam i obserwowałam go, nie wiedząc, co dokładnie robiłam, kiedy przerwał moje myśli.
- Więc, um.. zadzwoniłaś, by się na mnie gapić, czy.. - przerwał i posłał mi mały uśmiech jak zachichotałam - Czy dlatego, że potrzebowałaś nocnego przyjaciela do herbatki albo coś?
Ponownie się zaśmiałam, sprawiając, iż niego uśmiech się poszerzył. Kilka sekund później, spojrzałam na swoje kolana.
- Um... możliwe, iż zastanawiasz się, dlaczego tu jesteś. - mentalnie wywróciłam oczami na siebie, nienawidziłam tego jak brzmiałam - niczym postać z opery mydlanej.
- Taaa, fajnie byłoby wiedzieć. - powiedział Louis, próbując sprawić, by atmosfera nie była niezręczna, gdy rozmawialiśmy na poważnie, jednak niezbyt to na mnie działało.
- W zasadzie.. myślę, że powinieneś najpierw o czymś wiedzieć, uh... - przerwałam, nie patrząc na niego. To nie pierwszy raz, kiedy moje dłonie były najbardziej interesującą rzeczą na świecie.
- Słucham. - powiedział cicho i przysięgam, zauważyłam jak jego ręka przesunęła się w kierunku mojego kolana, ale zdecydował się zatrzymać ją na swoim. To dlatego, że nadal myśli, iż to byłoby nieodpowiednie. Ponieważ myśli, że nadal jesteś zaręczona.
Odepchnęłam niepotrzebne myśli na tył mojej głowy i skupiłam się na powiedzeniu mu, co się stało zanim wyjdzie z mojego mieszkania.
- Ashton, on.. on odszedł.
Cisza. O kilka sekund za długo.
- Co to znaczy, odszedł? - zapytał niskim głosem, po prawie minucie milczenia. W końcu uniosłam na niego swój wzrok, trochę zmieszana jego tonem i wyrazem twarzy. Wyglądał jakby prawie mu odbiło. - Czy on... nie żyje?
I wtedy to we mnie uderzyło.
- Nie, nie! Boże, nie. Absolutnie nie. A jeśli tak jest, to zgaduję, że zombie mnie rzuciło. - spróbowałam się uśmiechnąć, mówiąc mu o naszym zerwaniu, ale nawet to mi nie wychodziło. Mój głupi uśmiech zniknął jak obraz Ashtona opuszczającego moje mieszkanie stanął mi przed oczami.
- Oh, myślałem- czekaj.. co? - uśmiech Louisa zrobił to samo - R...Rzucił cię?
Zamknęłam oczy jak usłyszałam jego niedowierzający śmiech. Na szczęście, przestał, ale jego twarz wyrażała osłupienie, co nie było lepsze. 
- Żartujesz sobie. - to było bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. Czy tak ciężko było uwierzyć, iż zostawiła mnie osoba, która chciała mnie za swoją żonę?
- Nie. - odparłam powoli - Zrobił to, naprawdę... odszedł. Wróci, by wziąć resztę swoich rzeczy, ale... yeah. To koniec.
Kolejna długa cisza, która zmusiła mnie do spojrzenia na niego. Twarz Louis'a była wyprana z emocji, ale nie był nawet bliski szczęścia. Bardziej jak zagubienie. Możliwe, że także wkurzenie.
- I dlatego do mnie zadzwoniłaś?
Uniósł swoje brwi ku góry i przez kilka sekund siedziałam cicho, przez nagłą złość w jego głosie. Trochę mnie to mieszało; spodziewałam się tego, ale odrobinka współczucia by nie zabolała.
Louis się zaśmiał i pokręcił głową.
- Powinienem był się domyślić.
Wstał z sofy, a wtedy do mnie to dotarło; myślał, że chciałam, aby był moją deską ratunkową, drugim wyborem, pocieszeniem. Tak smutno jak to brzmiało, tak.
- Louis - powiedziałam, wzdychając jak podążyłam za nim do przedpokoju, gdzie zakładał swoje conversy - No weź, przecież wiesz, że-
- Nie, - wszedł mi w słowo, prostując się z poważnym wyrazem twarzy - Mogę udawać, że wszystko jest dobrze po tej kłótni, mogę udawać, że to mnie nie ruszyło, mogę udawać, iż nie obchodzi mnie to, że mnie unikasz, po tym jak ci powiedziałem, że nadal jestem w tobie zakochany.
Louis zrobił na chwilę pauzę, a ja zauważyłam jak przełyka ślinę, a jego oczy na sekundę się powiększają. Prawdopodobnie uświadomił sobie, co właśnie mi powiedział. Albo chciał po prostu skopiować mój wyraz twarzy po jego wypowiedzi.
Szybko pozbierał się do kupy, biorąc krótki wdech i oblizując swoje wargi.
- Ale nie zamierzam pozwolić ci mnie wykorzystać, nadal nie jestem aż tak zdesperowany.
 Fakt, iż użył słowa 'nadal' w tym zdaniu niemalże wywołał u mnie śmiech, ale tak jak się spodziewałam, myśl opuściła całkowicie mój umysł jak się odwrócił, by wyjść z mojego mieszkania. Pozostałam minutę lub dwie w bezruchu, a potem zdecydowałam się zareagować, miałam jednego chłopaka opuszczającego to mieszkanie, nie potrzebowałam dwóch.
Jak najszybciej schyliłam się do jego ramienia i oparłam się plecami o drzwi, zamykając je z głośnym trzaskiem. Oczy Louisa znowu się poszerzyły, zanim zauważyłam jak zaciska szczękę.
- Co ty robisz? - zapytał, a jego oczy spoczęły na moich, prawie szeptał.
- Wiesz dlaczego mnie zostawił? - powiedziałam poprzez zaciśnięte zęby, decydując się zignorować jego komentarz.
Po tym jak się we mnie wpatrywał jakbym była z Marsa, opuścił ramiona, więc były one teraz na jego biodrach.
- Ponieważ zabrałaś mu to, co powinno być mu przyznane?
Wiedziałam, iż odnosił się do siebie, ale kiedy o tym pomyślałam, uświadomiłam sobie, że miał pewnego rodzaju rację. Cholera.
- Ponieważ go dusiłam. - starałam się, by mój głos zabrzmiał na stanowczy, jednak skończyłam z opuszczoną głową, schodząc szybko z jego widoku. - Wiesz, ja... - zaczęłam powoli jak odwróciłam się twarzą do niego. Byłam zaskoczona tym, że nadal tam stał, gdy mógł sobie po prostu pójść. - Zawsze myślałam, że znam się dobrze. Myślałam, iż jestem niezależną, ambitną dziewczyną, która mogłaby być kiepską matką, ale dobrą żoną. I we wszystkich tych rzeczach się myliłam. Niestety to miało dla mnie znaczenie.
Zrobiłam kilka małych kroków w jego kierunku jak odwrócił swoje ciało ku mnie.
- Bądźmy szczerzy, nie byłabym idealną żoną. Nie byłabym nawet temu bliska. Możliwe, że byłabym lepszą matką niż żoną. Niż dziewczyną nawet.
- Okay, przestań. - mruknął Louis i chyba zamierzał coś jeszcze powiedzieć,  jednak ja nie chciałam tego usłyszeć.
- Nie! Nie, nie będę tutaj stała i słuchała jak mnie pocieszasz i mnie okłamujesz, mówiąc, że popracuję nad tym, kiedy oboje wiemy to, iż pozwolenie ci odejść było najlepszą decyzją, jaką podjęłam.
- Jaja sobie teraz robisz!? - krzyknął, będąc blisko drzwi i dotarło do mnie, że musiał obudzić już pierwszego sąsiada - Nie słyszałaś, co ci  powiedziałem? Co każdy ci mówił? Jedno złe zakończenie, a ty nagle ponownie przemyślałaś swoje życiowe wybory?
- To nie tak, rzeczywistość we mnie uderzyła. - powiedziałam tak samo głośno - A fakty są takie, że jestem kontrolującą, manipulującą, spiętą suką, która rzadko kiedy troszczy się o kogoś innego poza sobą i potrzebuje dwóch lat do uświadomienia sobie największego błędu swojego życia!
Louis uniósł brwi ku górze, a na dwie sekundy cała złość z niego uleciała.
- Skarbie, musisz zdecydować, czy zostawienie mnie było 'najlepszą decyzją, jaką podjęłaś' czy 'największym błędem w twoim życiu'?
- Tak śmiesznie jak to brzmi, oba! - wyrzuciłam dłonie w powietrze - To dobrze na ciebie podziałało, ponieważ jesteś najlepszym facetem, którego kiedykolwiek spotkałam i zasługujesz na kogoś, kto jest tak samo idealny jak ty. A to nie jestem ja.
Przełknęłam ślinę, chcąc zrobić pauzę, ale tak szybko jak Louis otworzył swoje usta, by coś powiedzieć - bardziej pewne niż się ze mną kłócić - kontynuowałam.
- A źle wpłynęło na mnie, bo... Bo straciłam jedyną osobę, która powstrzymywała mnie od bycia potworem. Sprawiałeś, że byłam normalna, utrzymywałeś mnie zdrową psychicznie i teraz... po prostu.. Jest za późno.
Louis odetchnął.
- Mówisz to, ponieważ umierasz.
Zaśmiałam się, a zgorzkniałość można było słyszeć na kilometr.
- Chciałabym.
- Nigdy więcej tego nie mów. - cała jego złość wyparowała już kilka minut temu, a teraz szedł w moją stronę. - Przenigdy. Dlaczego sądzisz, że na coś, cokolwiek jest za późno? Dlaczego-
- Bo jest. - weszłam mu uparcie w słowo - Jest za późno. Za późno, bym mogła wszystko naprawić. Za późno, bym mogła uświadomić sobie błędy. Boże, nawet za późno na to, żebym mogła uzmysłowić sobie, że jakieś popełniłam!
Zacisnęłam usta, a palące oczy zmusiły mnie do tego, bym zamrugała  kilka razy.
- Ale to zrobiłam. Połowa rzeczy, które w życiu zrobiłam były złe i nie ma niczego, co mogłabym teraz zrobić. To do bani, Louis, tak cholernie do bani.
Praktycznie poczułam jak moje serce przyspiesza, gdy zbliżyłam się do niego, nie przestając mówić.
- Ponieważ jedno z nich włączało ciebie, i nie ważne jak bardzo jestem szczęśliwa, nadal będę egoistyczną suką, która chce cię tylko dla siebie.
Jezus. Jeśli nie byłaby prawie trzecia nad ranem, nie wiem, czy kiedykolwiek te słowa przeleciałyby przez moją głowę. Ale właśnie powiedziałam mu wszystko, nie przejmując się jak to później będzie wyglądać, ponieważ musiałam pozbyć się tego obciążenia. Największego w moim życiu. Już nawet nie patrząc na jego zszokowany wyraz twarzy, nie miałam zamiaru przestać.
- Ale jest za późno - wzruszyłam ramionami, powtarzając ciągle te trzy słowa - Nie powinnam ci tego nawet mówić, ponieważ to bezcelowe i prawdopodobnie zniszczy szansę na to, abyśmy byli chociaż przyjaciółmi, ale... na to już za późno.
Louis przekrzywił głowę na bok, jakby było mu mnie żal. Nawet mnie to kurna nie obchodziło, mógł pójść spać kiedy sobie chciał.
- Spieprzyłam jedyną rzecz, jaką miałam w życiu i jest za późno, bym mogła cokolwiek zrobić.
Zamrugał kilka razy, zamykając na dłuższą chwilę oczy, a potem, gdy je otworzył wyglądał na zranionego. Czemu? Nie powinien się tym przejmować. Powinien zaśmiać mi się w twarz i zgodzić się ze wszystkim, co powiedziałam. Tak właśnie bym zrobiła.
- Właśnie dlatego do ciebie zadzwoniłam. By przeprosić za ten burdel i za to, że musiałeś być jego częścią.
Moje dłonie powędrowały do moich skroni, masując je, gdy poczułam jak głowa zaczęła mi pulsować. Odwróciłam się od Louisa, potykając się trochę, i próbując odnaleźć swoją drogę do salonu.
- Hej. - usłyszałam jego szept - Chodź tu.
Nim mogłam cokolwiek powiedzieć, poczułam jego dłonie wokół mojej talii, a później moje stopy przestały dotykać podłogi. Nieświadomie położyłam swoją głowę na jego ramieniu, podczas gdy on niósł mnie w nieznanym mi kierunku, sprawiając, iż na moment zapomniałam o tym, co się stało, a co najważniejsze, co powiedziałam.
Po minucie, czy jakoś tak, poczułam jak ciepło jego ciała mnie opuszcza, a zamiast tego poczułam zimny materac przy swoich plecach.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytał się Louis i nawet jeśli miałam zamknięte oczy, wiedziałam, że jego twarz była ekstremalnie blisko mojej.
- Um... aspiryny i tabletki na sen. - zmusiłam się do otwarcia oczu, by na niego spojrzeć, trafiając na moment, w którym mruga, z obojętnym wyrazem twarzy. - Na lodówce w kuchni. - powiedziałam krótko, by zrozumiał i na szczęście skinął głową i zniknął z mojego widoku. Usłyszałam jak wchodzi minutę później do pokoju, a ja miałam wystarczająco dużo czasu, by usiąść, zanim do mnie dotarł.
- Proszę. - powiedział, wzdychając i czekając aż wezmę obie tabletki, a potem położył pustą szklankę po wodzie na szafce nocnej. Z powrotem się położyłam, ale kiedy poczułam jego palce na moim policzku, zdecydowałam się otworzyć oczy.
- Wiesz... - zaczęłam, zanim westchnęłam - Jeśli potrafiłabym cofnąć czas, tak wiele rzeczy bym zmieniła.
Wiedziałam, że nie chciał więcej o tym mówić, cholera, to było  przecież tak oczywiste. Ale zamiast się ze mną wykłócać, pokiwał głową.
- Wiem. Ja też.
Nawet bycie w połowie świadomą, jego słowa sprawiły, iż zaczęłam się zastanawiać. Ledwo sobie to uświadomiłam, on schylił się, by pocałować mnie w policzek.
- Oh, i.. tak, żebyś wiedziała... - powiedział jak pocałował mój drugi policzek, a później przesunął swoje usta do mojego ucha - Nigdy nie jest za późno.



******
Mówcie, co chcecie, ale końcówka jest słodka. Dziękuję za każdy komentarz. Boże, jak ja się cieszę, że ktoś czyta moje tłumaczenie tego zajebistego opowiadania!
Pozdrawiam czytelniczkę, która, cytuję: 'KOCHA TO OPOWIADANIE CHYBA BARDZIEJ NIŻ AFTER!'
Kocham was xx


14 komentarzy:

  1. UWAGA PIERWSZA LOL AWW
    WIEC W KONCU SKOMENTUJE. CZYTAM TO OD 1 ROZDZIALU DC A NIJAK KOMENTOWALAM BO WCALE. OKAY KONCOWKA JEST CHOLERNIE SLODKA FISOGIDIDISJ IDK CZEMU ALE LORI MN WKURZA LEL
    @rudapirknej

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham jcfjhv
    wiem, że mówię to po każdym rozdziale, ale tak jest xD Kocham te ff ivcdj *0* Louis >>>>>>>>>>>>>
    Słodkie ♥
    @Larry_xx69

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czy te dwa słowa można łączyć, ale dla mnie ten rozdział jest dramatyczo-słodki. W jednej chwili prawie się na siebie rzucają z pięściami, w następnej Lou nosi ją na rękach. Tak to tylko u nich :)

    OdpowiedzUsuń
  4. awwwwww końcówka słodka akjsd
    czekam na następny :)
    @flayalive

    OdpowiedzUsuń
  5. Awwwwwwwwww to było takie słodkie i TAK! powiedziała mu wszystko co myśli. Jezu jak dobrze, że mu to powiedziała... To takie urocze, że z kłótni do noszenie na rękach przechodzą w ciągu jakichś 2 minut.
    Btw. Czy Ashton pojawi się jeszcze w tym opowiadaniu?
    @JaZiemniak_

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG KOŃCÓWKA >>>>>>>>>>>>>>>>>>>
    JAK JA KOCHAM TO FF !
    NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ NASTĘPNEGO ;*
    @TAKEMELIAM1D

    OdpowiedzUsuń
  7. Awww , cudowny ♥ kocham to ff , czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jezus, dwie niespodzianki - kolejny rozdział i jeszcze wspomniałaś o mnie w notce pod rozdziałem :o Boże, jaram się, dziękuję, hahaha :D A co do tego chyba, to z każdym dniem upewniam się, że "chyba napewno" kocham bardziej :) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału xx + Nie lubię Ashtona i nigdy to się nie zmieni, niech spieprza na drugi koniec świata lub jeszcze dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Omfg, oni są tacy awshwbsisbysb *-*
    Ogólnie kocham to, że Lou jest taki słodki i opiekuńczy i wgl. To czyni go jeszcze bardziej idealnym niż jest.
    CUDO!
    @justkillme_pls

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam łzy w oczach. Jak ja teraz zasnę? Uśmiecham się do laptopa jak jakaś kretynka co najmniej, ale co z tego? Mam powód! Genialne ff!
    "Nigdy nie jest za późno." >>>>>>>>>>>>>>>

    OdpowiedzUsuń
  11. Jakie słodkie zakończenie! Kocham to <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Jej kocham ich! Proszę następny!!
    xx

    OdpowiedzUsuń