sobota, 16 sierpnia 2014

YA: Rozdział 8

Trzęsącymi się dłońmi, przyłożyłam parującą filiżankę z herbatą do ust, po raz tysięczny myśląc o tym, co się wydarzyło kilka godzin temu. Najdłuższa kłótnia, jaką kiedykolwiek miałam w swoim życiu. Wszystko, co powiedzieliśmy; ja powiedziałam.
"Pierdol się, ty gnojku bez serca!"
"Jak mogłeś powiedzieć coś takiego? Jak mogłeś nawet o czymś takim pomyśleć?!"
"To dlatego, że cię kocham, ty chory idioto!"
"Tak, nic nie wyniknie z twojego głupiego zachowania. Wiesz co? Nadal cię kocham!"
"Zgadzam się ze swoim ojcem, to głupie!"
"Dobra! Odejdź! Nie musisz tutaj wracać, mnie to już nie dotyczy!"
Zacisnęłam oczy na wspomnienie o ostatniej rzeczy, jaką mu powiedziałam: żałowałam tego bardziej niż czegokolwiek innego na świecie. Wiedziałam, że będę się czuła jak gówno. Był to główny powód, dla którego tutaj siedziałam pięć godzin po tym jak zatrzasnął za sobą drzwi, pijąc dziewiątą herbatę i czekając, po prostu czekając na jego powrót. Obawiałam się, iż wziął sobie moje słowa do serca, a teraz... cóż, nawet nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Moja dłoń powędrowała do twarzy, wycierając kilka łez jak przypomniałam sobie jego słowa. Zamknęłam znowu oczy, kręcąc delikatnie głową, chcąc zapomnieć o tym wszystkim. Było tak wiele rzeczy, które chciałam całkowicie wymazać z pamięci, ale wiedziałam, że utknęły tam na długo. Bardzo, bardzo długo.
Była pierwsza nad ranem, a ja byłam zmęczona. Następnego dnia miałam pracę, a ostatnie wydarzenia nie dawały mi chwili wytchnienia. To był pierwszy raz, kiedy właściwie nie spałam przez coś, co się stało. Zazwyczaj zasypiałam po długim myśleniu, ale tym razem... Nawet jakbym próbowała zapomnieć o wszystkim, to nadal miałam na tyłach mojej głowy rzeczy, uderzające we mnie ze zdwojoną siłą. Nie miałam pojęcia, co zrobię, jeśli to będzie trwało dłużej, zwariuję.
Nadal nie mogłam sobie uświadomić, jak mogłam zapamiętać każde, pojedyncze słowo, spojrzenie, oddech i ruch, który miał miejsce podczas tych czterech godzin, kiedy się kłóciliśmy. Nawet naszych wspólnych, miłych chwil nie pamiętałam tak dobrze. Prawdopodobnie dlatego, że nie mieliśmy ich za wiele... nie tak, jak tych gorszych.
Podskoczyłam na siedzeniu jak usłyszałam otwierające się drzwi, a potem ich zamknięcie. Poczułam jak serce mi drastycznie przyspiesza; był w domu. W końcu.
Z bardziej trzęsącymi się dłońmi niż przedtem, prawie rzuciłam filiżankę na stół jak niepewnie wstałam z sofy. Złapałam tylko przelotne spojrzenie Ashton'a jak poszedł prosto do naszego pokoju. Jeśli mam być szczera, ulżyło mi; byłam praktycznie pewna, że zniknął gdzieś w barze i jak zwykle wróci pijany i pójdzie prosto do łóżka, czasami nawet nie zdejmując swoich butów. To musiało być to.
Odetchnęłam krótko, próbując się uspokoić jak powoli poszłam w kierunku sypialni. Spodziewałam się go zobaczyć leżącego na łóżku, przynajmniej próbującego zdjąć adidasy. Ale ku mojemu absolutnemu zaskoczeniu, zbierał swoje rzeczy, podczas gdy jego walizka leżała otwarta na materacu. Ot tak, moje serce znowu przyspieszyło.
- Ashton? - zapytałam prawie że za cicho, by mógł usłyszeć. Rzucił na mnie tylko okiem, wracając do wyjmowania swoich ubrań z szuflad. - Co ty robisz?
Usłyszałam jak delikatnie wzdycha.
- Um.. Będę spał u Brad'a.
Brzmiał niemalże tak jakby nie chciał mi powiedzieć, gdzie idzie i co będzie robić. Ale jego głos, jego głos był taki zimny i beztroski jak wypowiedział te słowa. Jakby w ogóle nie brał pod uwagi mojej opinii.
- Okay. - powiedziałam pomimo tego; wiedziałam, że potrzebował przestrzeni, nie ważne jak bardzo chciałam, by został, więc moglibyśmy porozmawiać. - Wrócisz do domu jutro, tak?
Ashton wrzucił swoje ciuchy do walizki i wyprostował się.
- Um.. właściwie to nie. - odparł niepewnie - Przyjdę w przeciągu kilku tygodni po resztę swoich rzeczy.
Dopiero pod koniec zdania na mnie spojrzał, jednak ja już na niego nie patrzyłam; powoli zamknęłam oczy, czując jak serce mi opada do stóp, tak jak mój cały świat. Coś, czego obawiałam się najbardziej, właśnie się stało. Odchodzi, na prawdę. 
- Więc to jest to? - zapytałam, opuszczając głowę, więc patrzyłam na podłogę i szybko wyszłam z pokoju, nawet nie czekając na jego odpowiedź. Bardziej niż cokolwiek innego, chciałam powstrzymać swoje łzy i nie pokazać mu jak płaczę. Choć właściwie było już za późno, więc moim jedynym rozwiązaniem było zejście mu z widoku.
Opadłam gwałtownie na kanapę, gorączkowo poszukując po raz kolejny paczek chusteczek higienicznych. Wyjęłam jedną tak szybko jak mogłam i wytarłam swoje łzy, które nie miały szansy jeszcze spłynąć po mojej twarzy.
Słyszałam jak idzie do salonu, a potem się zatrzymuje, prawdopodobnie przy framudze. Następnie, usłyszałam jego westchnięcie i to jak opada na fotel, na przeciwko mnie.
- Spójrz na mnie. - mruknął, ale ja się nie ruszyłam. Przez kilka sekund nic się nie stało, tylko głucha cisza. Jednak później poczułam jak Ashton chwyta moje nadgarstki i ciągnie mnie w swoją stronę dopóki prawie nie upadłam. Dopiero wtedy uniosłam na niego wzrok. - Posłuchaj. - zignorował to, że byłam prawie na podłodze, wpatrując mi się w oczy. Próbowałam robić to samo, ale mój stan fizyczny i fakt, iż nie mogłam na niego spojrzeć mi nie pomagał. - Przepraszam za to, że tak to musi wyglądać. - prawie szepnął, a jego druga dłoń powędrowała do mojego policzka. To wtedy zastygłam w miejscu; zachowywał się całkowicie inaczej niż minutę temu. Niż kilka godzin temu. - Ale... - nawilżył swoje wargi - Kochanie, oddalaliśmy się od siebie od miesięcy. Nawet ty nie możesz temu zaprzeczyć.
Zamknęłam szybko oczy, okrutna prawda w końcu do mnie dotarła.
- I.. Myślałem, że posiadanie dziecka i oświadczyny sprawią, że będzie lepiej, tak jak ty myślałaś, że wizyta twoich rodziców to sprawi.
- O mój Boże. - odetchnęłam, odsuwając się od niego, by ukryć twarz w swoich dłoniach. Nie obchodziło mnie nawet to, co mówił, gdyż to wszystko od dawna było gdzieś na tyle mojego mózgu. Właściwie słysząc, iż on to mówi było okropne.
- Słuchaj, bardzo mi przykro, że nie powiedziałem tego wcześniej. Być może bolałoby to mniej, ale.. - przerwał po raz trzeci i tym razem na niego spojrzałam. W końcu pokazywał swoje emocje; i uświadomiłam sobie, iż nie ważne jak bez serca by to nie wyglądało wcześniej, to było dla niego ciężkie. - Lepiej później niż wcale. - uśmiechnął się na koniec, prawdopodobnie próbując poprawić mi humor, ale nawet on wiedział, że to było niemożliwe. 
Jakby czytając mi w myślach, jego uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił. Zacisnął usta w wąską linię, a jego oczy zaczęły się lekko lśnić.
- Chodź tu. - szepnął i zamknął oczy, prawdopodobnie nie chcąc, bym widziała jak płacze. Powoli się przesunęłam i pozwoliłam mu się przytulić. Moje ramiona niepewnie owinęły się wokół jego szyi, a jego wokół mojej talii, ale to już nie było to samo. Nie czułam już jakby przytulała kochanka; bardziej jak psychiatrę. - Kocham cię, wiesz o tym? - mruknął w zagłębienie mojej szyi, łaskocząc mnie lekko. - Naprawdę cię kocham. I chcę, żebyś była szczęśliwa, chcę, abyś kogoś pokochała.
W ułamku sekundy otworzyłam oczy jak pewien niebieskooki dwudziestotrzyletni chłopak z północnej Anglii pojawił mi się przed oczami. Fakt, iż widziałam jego twarz, kiedy Ashton powiedział 'chcę, abyś kogoś pokochała' sprawił, że wszystko stało się dla mnie jasne.
Odsunął się ode mnie, a inny, smutny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- To niczego nie zmienia, nadal się o ciebie troszczę tak samo jak wtedy, gdy poprosiłem cię o rękę. Ale to czas, byśmy ruszyli do przodu.
Pocałował mnie w czoło jak to powiedział i powoli wstał. Nic nie zrobiłam, ani nie powiedziałam; po prostu siedziałam i patrzyłam jak opuszcza nasze mieszkanie. Cóż, moje mieszkanie. Tak jak całe moje życie.
- Oh, i... - zaczął jak otworzył drzwi, pochylając się tak, by mógł mnie widzieć. - Nie popełniaj tych samych błędów. Choć raz zwolnij i pozwól chłopakowi się tobą zaopiekować. - z tym, wyszedł.
Wiedziałam, definitywnie wiedziałam, iż ma rację we wszystkim, co powiedział. Jednak nadal bolało jak cholera; by mieć otwarte oczy i uświadomić sobie, że naprawdę to się stało. Jeśli powiedziałby mi o tym problemie wcześniej, może, mogłabym nad tym popracować. Może to nie musiało się tak skończyć.
Wstając, zmusiłam się, by zepchnąć na tył głowy ból i smutek. Uzmysłowiłam sobie, że mam coś ważnego do zrobienia, a było to zadzwonienie do Louis'a.
Tak, Louis'a Tomlinson'a. Mojego aktualnego kolegi z pracy i byłego chłopaka.
Nie, na pewno nie potrzebowałam ramienia, by się wypłakać. Dobra, to jedno wielkie kłamstwo, definitywnie potrzebowałam... Ale on był ostatnią osobą, która przeszyła mój mózg, kiedy to przyszło. Słowa Ashton'a sprawiły, iż musiałam wykonać ten telefon o 1:30 nad ranem.
Powiedział, nie popełniaj tych samych błędów i pozwól chłopakowi się tobą zaopiekować. To oczywiste, co przez to miał na myśli; byłam dla niego gorsza niż myślałam. A kiedy przypomniałam sobie dokładnie to samo z Louisem i mną razem... cóż, to był główny powód, dla którego dzwoniłam.
Westchnęłam jak obeszłam całe mieszkanie, trochę zdenerwowana, to znaczy, jak mogłam nie być zdenerwowana? Dzwoniłam do swojego eks chłopaka po tym jak mój narzeczony- eks narzeczony ode mnie odszedł. Prawie o drugiej nad ranem. Hm, to brzmiało bardziej desperacko niż myślałam.
Co powiem? Hej, Ashton mnie zostawił, ponieważ byłam suką, a teraz przepraszam za bycie suką dla ciebie... Yeah, to brzmiało po prostu niesamowicie.
Serio... Nie mogłam mu powiedzieć czegoś takiego przez telefon i oczekiwać, że to zrozumie. Już nie wspominając o tym, iż go obudzę. Ugh, nawet nie odbiera, powinnam się rozłączyć i porozmawiać z nim ju-
- Halo?
Sposób, w jaki słowa zostały przez niego wybełkotane były jedynym powodem, dla którego siedziałam cicho.
- Halo, kto mówi? - Louis powtórzył jak westchnął, szczypta irytacji i duże zmęczenie było słychać w jego głosie.
- Louis? - mój głos był skrzypiący, przez godziny tonięcia we własnych łzach. Nadal nie przestawałam tego robić, jeśli mogę dodać.
- Tak, kto mówi?
Westchnęłam ciężko, marszcząc brwi jak próbowałam powstrzymać szloch.... Zazwyczaj wywróciłabym oczami, jeśli ktoś nie rozpoznałby mojego głosu, ale będąc tak podatnym na zranienia jaka byłam... czułam się jeszcze gorzej.
Louis przerwał moje myśli jak ponownie westchnął.
- Słuchaj, mam jutro pracę i próbuję spać, więc jeśli byś mógł zadzwonić za siedem godzin, byłoby super.
Zaczęłam machać swoją wolną dłonią jak uświadomiłam sobie, że się zaraz rozłączy.
- Louis, czekaj! Tu.. tu...
- Lorena? - byłam zaskoczona, kiedy moje imię opuściło jego usta; brzmiał na tak zszokowanego jak prawdopodobnie ja wyglądałam.
- Yeah. - powiedziałam, a uśmiech pojawił się na mojej twarzy, kiedy rozpoznał mój głos. Cholera, znowu łzy.
Usłyszałam trochę mieszania po drugiej stronie.
- Co... Co jest? - zapytał głupio, brzmiąc na bardziej rozbudzonego niż kilka sekund temu.
- Ja.. - przejechałam dłonią po swoich włosach, a słowa opuściły moje usta zanim zdołałam je powstrzymać. - Musisz przyjść.
- Co? - Louis prawie się zaśmiał - Ty tak teraz na poważnie?
Nie, nie, nie, idź spać!
- Tak. - powiedziałam mimo sobie tak stanowczo jak tylko potrafiłam.
- U-Um... skarbie, wiesz, że jest prawie druga nad ranem i oboje mamy pracę o dziewiątej? - zapytał monotonnym głosem.
- Tak, ale naprawdę cię potrzebuję, okay? To ważne. - Co ja do cholery robię?!
Nastała długa cisza, może z 20 sekund, zanim usłyszałam jak wzdycha po raz trzeci.
- Nie wiem, w jak bardzo dziwną rzecz wplątaliście się z Ashtonem, ale nie chcę- Lorena?
Ostatnią rzeczą, jaką chciałam wspomnienie o Ashtonie. Wiedziałam, że zamierzałam mu wszystko powiedzieć i chciałam, by ten pomysł zadziałał, ale w tamtym momencie tego było dla mnie za wiele. Więc kiedy opadłam na podłogę - nieumyślnie - z lekkim szlochem, myślę, ze miałam dobrą ku temu wymówkę.
- Lorena, co się dzie- płaczesz? Czy ty- Lorena! Powiedz coś, cholera jasna! - teraz brzmiał na zdesperowanego.
- Po prostu... - położyłam swoją dłoń na czole, próbując zmniejszyć ból głowy - Po prostu przyjedź. Proszę.
Kolejna cisza, zanim usłyszałam przesunięcie na drugą stronę.
- Dobra, będę za piętnaście minut. Tylko- Tylko powiedz mi, czy wszystko okay? Wszystko dobrze?
Zamrugałam kilka razy i przełknęłam ślinę.
- Do zobaczenia za 15 minut.
Rozłączyłam się zanim mógłby coś jeszcze powiedzieć i skupiłam całą swoją uwagę na pozbieraniu się do kupy. Wyrzuciłam wszystkie zużyte chusteczki i zepsute rzeczy, którymi rzucaliśmy w siebie z Ashtonem, kładąc te nieuszkodzone na swoim miejscu. Umyłam twarz i poprawiłam makijaż, by przynajmniej wyglądać przyzwoicie, a potem zrobiłam herbatę.
Zajęłam siebie i swoje myśli i prawie podskoczyłam jak usłyszałam dzwonek do drzwi. Czy piętnaście minut tak szybko już minęło...?
Zostawiając czajnik na stole, podeszłam szybko do drzwi i wzięłam głęboki oddech, zanim je otworzyłam. Dopiero zaczęłam sobie uświadamiać jak głupia byłam, dzwoniąc do niego.
Ale stał tutaj, w swoich rurkach i jeansowej, zapiętej kurtce, prawdopodobnie temperatura w jego mieszkaniu różniła się bardzo od tej na zewnątrz. Tak w ogóle był środek listopada w Londynie. Szara beanie ukrywała jego chaotyczne kosmyki włosów i miał na sobie tylko conversy na stopach, bez skarpetek, niczego, więc logiczne było to, dlaczego się tak trząsł.
- Hej. - powiedział, a jego zmęczona twarz przeobraziła się w niepewny uśmiech. Prawdopodobnie wyglądałam jak gówno, zmuszając się, by wyglądać dobrze, więc go rozumiałam.
- Cześć - prawie szepnęłam - Masz ochotę na herbatę?
Uśmiech Louis'a natychmiast zniknął tak szybko jak spróbowałam zażartować.
- O co chodzi? Gdzie jest Ashton?
Zacisnęłam usta w wąską linię jak powiedział jego imię, znowu, ale próbowałam się pozbierać. Potrafił mnie przeczytać jakbym była otwartą księgą.
Nadal się we mnie wpatrywał, z oczami lekko otwartymi jak czekał na odpowiedź. W końcu zdecydowałam się mu ją dać; prostym potrząśnięciem głową. Złapał to, a ja mogłam zobaczyć, że składa wszystkie kawałki razem, ale nie rozumiał jeszcze, co się dzieje.
- O-On, um... - spróbowałam mu powiedzieć, że Ashton odszedł, odszedł na dobre, jednak jedna myśl o tym przywołała więcej łez do moich oczu. Miałam nadzieję, że to się stało już jakiś czas temu; mniej niż pół godziny temu. Też potrzebowałam przerwy.
- Okay. - usłyszałam jak Louis mamrocze, a potem niepewnie wziął mnie do uścisku. Powoli objęłam go ramionami wokół talii i pozwoliłam sobie zostawić małą plamę na jego kurtce. Wiedziałam, że powiedziałam, iż nie chciałam go jako swojego ramienia do wypłakania się, ale potrzebowałam go do tego przez minutę. Przynajmniej jedną.
Poza tym, przytulanie go było inne niż przytulanie Ashton'a. Czułam jakby właśnie tak powinno wyglądać moje przytulanie z Ashtonem... jeśli to w ogóle ma jakiś sens.
- Wejdźmy do środka, yeah? - Louis powiedział cicho do mojego ucha, a jego głos był spokojny i rozważny - I odpowiadając na twoje pytanie, herbata byłaby przyjemna.




******
Nawet sobie kurde nie wyobrażacie jak mi się przyjemnie tłumaczyło tę część, gdzie Lorena dzwoni do Louisa. Cholernie przyjemnie... To było takie awww. No i w końcu mamy koniec związku Ashton'a z Lori! FUCK YEAH! Nie żebym nie shippowała pana jestem-dobry-ale-nie-pozwala-mi-tego-okazywać-moja-niezależna-narzeczona z panią jestem-zaręczona-ale-kocham-swojego-eks.
 Słuchałam dziś Mirrors i tak mi się smutno zrobiło, bo przypomniałam sobie te sytuację z samochodu, gdzie Lou śpiewał i-i... Eh, no wiecie.
 Tyle ode mnie, całuję :*


14 komentarzy:

  1. ONA DO NIEGO ZADZWONIŁA! ZADZWONIŁA DO LOU! OMG! JARAM SIĘ KJSDJSDLKJDS
    WCHODZĘ NA BLOGGER'A, A TAM ROZDZIAŁ KILKANAŚCIE SEKUND WCZEŚNIEJ, WIĘC OD RAZU RZUCIŁAM SIĘ DO CZYTANIA XD

    KOCHAM TEN ROZDZIAŁ! NARESZCIE NIE MA ASHTON'A, A LORI WIE ŻE KOCHA LOU KJSHDKJHDSJHSD

    KOCHAM KOCHAM KOCHAM!

    BIEDACTWO LOREN'A BĘDZIE MIAŁA TERAZ CIĘŻKI OKRES W ŻYCIU ;C


    @Larry_xx69

    OdpowiedzUsuń
  2. JESSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSST NIE SĄ RAZEM ABJHGDUASD
    OMG ZADZWONIŁA DO NIEGO A ON PRZYCJECHAŁ AWWWWWWW MUSZA BYĆ RAZEM JAK NIE TO NORMALNIE SIE ZABIJE(TO ŻART HAHA)
    CZEKAM NA NASTĘPNY @flayalive

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebisty <3 Kocham Louisa :*

    OdpowiedzUsuń
  4. YEESSSSSSSSSSSSSSSSS W KOŃCU KONIEC ZWIĄZKU ASHTON'A Z LORI !! jejku jak to mówią teraz JUŻ Z GÓRKI XDDD AWWWW ROZMOWA PRZEZ TELEFON LOU I LORI XDD
    CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA NEXT <3 @Takemeliam1d

    OdpowiedzUsuń
  5. omg TAK TAK TAK
    wiem,ze Lori teraz sie zle czuje ,ale no kurdeczki , teraz beda mogli byc razem z Lou ijfehiwfekmfewjmew
    a jeżeli chodzi o Mirrors , to chyba się poryczę jeśli Justin zaśpiewa to na koncercie na który idę , w głowie będę miała tylko obraz Loreny i Louisa , omg XDD
    czekam na kolejny rozdział , buziaki @hazzmylover

    OdpowiedzUsuń
  6. YAAAAAAAAS BITCH! Wcale nie cieszę się z tego, że Lorena była na tyle zdesperowana, że zadzwoniła do swojego eks po tym jak narzeczony ją zostawił, no skądżee.
    Teraz wydaje się jakby to był koniec ff, czyli Lorena wpada mu w ramiona, on ją pociesza, a potem biorą ślub i mają gromadkę dzieci, ale tak nie będzie, no nie?
    @JaZiemniak_

    OdpowiedzUsuń
  7. jeej to było takie dsfvknsajfk ! poważnie chcę ciąg dalszy i to szybko!
    xx

    P.S. osoba powyżej chyba czytała TOTGA cnie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. YAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAH, w końcu 8 rozdziałów czekałam na to i się doczekałam! Jestem zadowolona, i chciałabym żeby im się już ułożyło, ale kto wie jak to biędzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  9. GEEEEEEENNNNNNIIIIIAAAAAAALLLNNEEEEEEEEEE! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest mi bardzo, ale to bardzo przykro z powodu, że kariera cudownego Ashtona skończyła się tak szybko w tym ff. No cóż.. Nie będziemy tęsknić.
    Lou, zajmij się nią
    @justkillme_pls

    OdpowiedzUsuń
  11. Na początku chciałbym przeprosić za ewentualne błędy, ponieważ jestem na telefonie i próbuje napisać ładny komentarz, co z tego wyjdzie to zobaczymy ;))
    Boże! W końcu Lorena jest singlem, a ten głupi Ashton poszedł do diabła. Ciesze sie że tak to się skończyło, a nie inaczej. Myślałam, że Ashton dowie się o Louisie i będzie grał chorobliwie zazdrosnego narzeczonego, ale dzięki Bogu obeszło się bez tego. Lorena troche pocierpi i przestanie tym bardziej, że jest przy niej Lou. Ah, chłopie to jest twoja szansa, nie zmarnuj jej :)
    Już nie mogę się doczekać ich wspólnych chwil, które spędzą razem, a potem znowu będą szczęśliwą parą. Oni są sobie przeznaczeni i tyle. Muszą być razem!
    Kocham ten rozdział, a szczególnie końcówkę. Dziękuję, Kochana za tłumaczenie, jesteś cudowna x
    Pozdrawiam i życzę weny xx
    Dobranoc, zważywszy na to, że jest 23:25 haha ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. BOŻE! TAK! NARESZCIE DO CHOLERY! KOCHAM TO OPOWIADANIE CHYBA BARDZIEJ NIŻ AFTER! *.*

    OdpowiedzUsuń