czwartek, 14 sierpnia 2014

YA: Rozdział 7

Prawie zignorowałam Tom'a jak wyszłam z samochodu, posyłając mu w drodze tylko miły uśmiech. Ashton potrzebował do czegoś samochodu, co zmusiło mnie do wzięcia taksówki, by dostać się do pracy. Planowałam zadzwonić po kolejną, po jej skończeniu, jednak Tom 'uprzejmie' zaoferował, że mnie podwiezie; zastanawiałam się, czy ta faza się kiedykolwiek skończy.
- Widzimy się jutro w pracy, tak? - uśmiechnął się.
- Jasne. - zacisnęłam usta w wąską linię i odwzajemniłam jego gest, zamykając drzwi, nim mógłby powiedzieć coś jeszcze. Udałam, iż szukam czegoś w swojej torbie jak szłam do budynku i westchnęłam z ulgą, kiedy usłyszałam odjeżdżający samochód. To uczucie szybko minęło jak zaczęłam wspinać się po schodach do swojego mieszkania.
Byłam zaskoczona, że nie potknęłam się o swoje własne stopy; praca była moim głównym problemem. Nie Tom, albo moi rodzice, Ashton, ani pewny współpracownik, który zostawił mnie całkowicie zgłupiałą po kłótni, trzy tygodnie temu. Nic nie mogło wpłynąć na humor bardziej niż moi uczniowie; zaczynałam rozumieć, dlaczego Maria się tak zachowała, gdy cała jej klasa oblała test.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, przeklinając pod nosem. Myśl o tym, iż miałam sprawdzić i ocenić drugą połowę testów wywoływała u mnie mdłości; jedna 5. Była tylko jedna 5 w pierwszej połowie, a reszta to albo dwóje, albo jedynki. Nie rozumiałam, dlaczego te dzieciaki nie znały angielskiego? Czy to ja? Jestem złym nauczycielem? Jestem zbyt-
- Kochanie? Kochanie! - niemalże się przewróciłam, gdy ściągałam swoje buty, będąc jeszcze bardziej wkurzoną, kiedy usłyszałam głos Ashton'a. Wybrał sobie naprawdę odpowiedni moment, żeby mnie straszyć.
- Co? - warknęłam, idąc do otwartych drzwi sypialni, gdzie stał, zmieniając koszulkę.
- Aw, miałaś zły dzień? - uniósł brwi ku górze, następnie się uśmiechnął szeroko, tak samo jak poprzednio Tom. Pokręciłam głową jak do mnie podszedł; dlaczego do jasnej cholery miałam w głowie Tom'a?
Byłam odrobinę zaskoczona, gdy Ashton objął mnie ramionami; także zdziwiło mnie to, że nie miałam ochoty go odepchnąć. Nasz związek zawsze był trochę chłodny i to tylko wzrosło, kiedy odwiedzili nas moi rodzice. No i po tym jak pokłóciłam się z Louisem. Prócz przytulania w nocy, wyglądało to tak jakbyśmy poza tym wcale nie byli ze sobą blisko. A to, że przytulał mnie, gdy byliśmy całkowicie przytomni.. Polubiłam to.
Wzięłam głęboki wdech i odwzajemniłam uścisk, owijając swoje dłonie wokół jego torsu.
- Yeah - mruknęłam w jego klatkę piersiową, odpowiadając na poprzednie pytanie - Dzieciaki miały ostatnio test i... Poszedł im naprawdę kiepsko, a teraz po prostu...
Nie dokończyłam zdania; wiedział o czym myślałam.
- Będzie dobrze. - mruknął mi we włosy, masując moje plecy jak powoli owinął dłonie wokół nich - Poza tym, mam kilka niesamowitych newsów.
Zanim mogłam załapać, o czym mówi, odszedł ode mnie, kierując się do salonu. Wpatrywałam się w ścianę przez kilka sekund, nim się odwróciłam i podążyłam za nim.
- Co się stało? - zapytałam szybko jak weszłam do pokoju dziennego, by zobaczyć Ashtona grzebiącego w jakiś papierach. - O co chodzi? Dlaczego jesteś w domu, a nie w pracy? - kontynuowałam, przypominając sobie nagle, iż była 16 godzina, a on powinien być w studio tatuażu dwie godziny temu.
- Rzuciłem pracę. - powiedział wprost ze szczęśliwym uśmiechem na twarzy. Otworzyłam szerzej oczy na sekundę i poczułam jak moje serce zaczyna szybciej bić na jego słowa.
- Co masz na myśli, mówiąc, że rzuciłeś pracę? -  byłam na niego wściekła za to, że to zrobił, nic mi przedtem nie mówiąc, ale byłam zbyt niespokojna, aby się na tym wtedy skupić.
- Cóż... - zaczął powoli, próbując stłumić uśmiech - Pamiętasz jak twój tata mi powiedział, że pragnienie bycia aktorem jest głupie i w ogóle.. Więc dzisiaj wyszedłem i...
Nagle uniósł kilka papierów.
- Dostałem angaż w TV Show! Możesz w to uwierzyć?!
Moje oczy się poszerzyły jak obeszłam stół, by ponownie go objąć. 
- To wspaniale, kochanie! - powiedziałam wesoło, moje słowa były przytłumione przez jego koszulkę, zanim odsunęłam się do niego i spojrzałam - O czym to?
- W zasadzie o nastoletnim komediodramacie, który dzieje się przez dwa lata, a ja jestem w głównej obsadzie! - prawie wykrzyknął, a jego oczy lśniły - Poza tym, ten przystojny koleś z Anglii - to ja, właśnie dostałem dyplom z języka angielskiego i będę profesorem, uczącym w amerykańskim liceum. Nie przeczytałem jeszcze całego scenariusza, ale jestem taki podekscytowany tym, że spędziłem nad nim cały dzień!
Ashton pomachał mi papierami przed twarzą wywołując śmiech.
- To naprawdę wspaniale. Jestem z ciebie dumna. - stanęłam na palcach, by cmoknąć jego usta, a kiedy się odsunęłam, jego uśmiech stał się jeszcze większy.
- Więc... zacznij się pakować! - powiedział wzruszając ramionami jak przeszedł obok mnie.
- Woah, woah, woah - powiedziałam nieco zagubiona i odwróciłam się do niego - Co znaczy, zacznij się pakować? - zapytałam.
- Wspomniałem, że szkoła, w której uczy moja postać jest amerykańska, tak? - powiedział, zmieszany moją reakcją.
- Yeah, ale... myślałam, że to brytyjskie show. - wyjaśniłam, nie uświadamiając sobie jak głupio po tym zabrzmiałam.
Ashton się na to zaśmiał, oczywiście.
- Skarbie, dlaczego- wiesz co, nie ważne. Łapię, że jesteś w szoku, tak jak ja. Nie sądziłem, że będę taki dobry na kastingu, ale patrz, gdzie nas to zaniosło. Do Kalifornii!
- Woah! - krzyknęłam ponownie jak zaczął iść w stronę przedpokoju. Na szczęście się zatrzymał i westchnął, odwracając się w moją stronę.
- Co? - zapytał dosadnie, a ja mogłam powiedzieć, iż zaczynałam grać mu na nerwach, ale po prostu nie mogłam na to beztrosko odpowiedzieć. To wymagało rozmowy.
- Ashton, nie możesz tak po prostu... Nie możesz wrócić do domu i powiedzieć mi, że przeprowadzamy się do Kalifornii. - powiedziałam, wzdychając na końcu. Zrobił to samo jak do mnie podszedł, ze spojrzeniem mówiącym: jestem-zmęczony-twoimi-bzdurami.
- Co tu jest do rozmawiania? Lori, to Kalifornia. To Los Angeles. Wszystko, o czym marzyłem przez całe życie.
- Yeah, ty o tym marzyłeś. - powiedziałam w obronie, zakładając dłonie na piersi - A co ze mną? Co z moją pracą, przyjaciółmi, rodziną?
Ashton zamrugał na mnie dwa razy.
- Możesz być nauczycielką angielskiego w Los Angeles. Tam też mówią po angielsku.
Westchnęłam, trochę sfrustrowana.
- Ja mówię poważnie, Ashton. Ja.. nie zmuszaj mnie do podjęcia decyzji tak szybko. Naprawdę sądzę, że powinniśmy o tym pogadać.
Wpatrywał się we mnie przez kilka sekund i byłam odrobinę zaskoczona, gdy zacisnął swoją szczękę na moją prośbę.
- Dobra - westchnął, jego humor się zepsuł - Co się tak trzyma w Anglii?
Zmarszczyłam brwi.
- Wszystko! Moje całe życie jest tutaj! Każdy i wszystko, co kocham jest na południu Anglii, a ja nie chcę poddać się ot tak miejscowi, w którym nigdy nawet nie byłam!
Ashton wypuścił powietrze nosem, a jego usta były zaciśnięte w wąską linię. 
- Dlaczego tak strasznie chcesz, bym opuściła Anglię? - zapytałam, ignorując jego wyraz twarzy.
- Ponieważ właśnie chciałem to zrobić przez całe swoje życie, Lorena! Skończyłaś studia, masz pracę, którą kochasz, nie sądzisz, że teraz moja kolej? - posłał mi desperacki uśmiech, ale go nie kupiłam.
- Oczywiście, że tak, kocham cię i tak sądzę. Ale jestem twoją przyszłą żoną. Chcemy mieć razem dziecko, a ty podejmujesz te swoje wszystkie szalone decyzje beze mnie. Po prostu... zwolnij trochę. Dla nas.
Jego uśmiech całkowicie zniknął, zostając zastąpionym przez obojętny wyraz twarzy. To nie był pierwszy raz, kiedy tak na mnie patrzył, ale zaczynałam być trochę niespokojna, gdy posyłał mi takie spojrzenie przez całą minutę, a na końcu zachichotał i pokręcił głową. Co do cholery..?
- Wiesz - zaczął, złączając swoje dłonie - Wiedziałem, że to się stanie.
- Co? - pokręciłam głową, martwiąc się.
- Ty, niszcząca moje marzenia. - Okay, teraz na serio się martwiłam.
- Przepraszam?
- Wiedziałem, że zrobiłaś to wszystko dla siebie, rujnując jedyną ważną dla mnie rzecz.
Nienawidziłam tego jak bardzo monotonnie brzmiał jego głos. To tak jakby nic go już nie obchodziło.
- Nie robię tego dla siebie, na litość boską, myślę o nas obojgu! Naszym wspólnym życiu, o dziecku, które zamierzamy mieć, myślę o wszystkim! Zatrzymałeś się na sekundę, by pomyśleć o-
- Tak! - krzyknął z całych swoich płuc Ashton, dosłownie mnie przerażając - Tak, zawsze o tym myślę, nie waż mi się mówić inaczej! Zawsze o  nas myślę, zawsze, a dzisiaj nie stanowi wyjątku. W drodze do domu myślałem o tym jak w końcu robię karierę i robię coś, co kocham. Myślałem o uroczym domku na plaży, w którym byśmy żyli. Myślałem o tym jak bym cię zabierał do drogich restauracji, ponieważ w końcu miałbym wystarczająco dla mnie pieniędzy. Myślałem o tym jakbyś uczyła zepsute kalifornijskie dzieciaki z bogatych rodzin. Myślałem o wychowywaniu naszego dziecka w gorącym, słonecznym miejscu, nie pozwalając mu zapomnieć skąd pochodzi. Myślałem o każdym, kto mógłby zainteresować się nim albo nią przez jej albo jego dziwny, brytyjski akcent.
Zatrzymał się na chwilę, by móc zaczerpnąć powietrza.
- Myślałem o wszystkim, przez cały czas, naprawdę to robiłem. A ty, ty po prostu...
O cholera. Wstrzymywałam swój oddech przez całą jego mowę, ale nie sądzę, by było coś więcej.
- Ty jesteś kompletnie inną historią. - kontynuował - Cokolwiek bym nie zrobił, zawsze angażujesz w to siebie, a ja nigdy, przenigdy nie zrobiłem problemu przez to, ponieważ to ty i cię kocham.
Ashton zrobił kilka kroków w moją stronę, a ja mogłam poczuć, co nadejdzie.
- Ale nie daj Boże, kurwa, jeśli próbuję być częścią tego, co ty! Kiedy ja coś robię, jesteśmy my, ale gdy ty coś robisz, to jesteś ty i tylko ty! Zawsze coś jest o tobie, nigdy o mnie albo nas. Wszystko sprowadza się do ciebie.
- Jak... - zdecydowałam się mu przerwać, kiedy jeszcze nie płakałam i mogłam normalnie mówić. - Jak możesz mówić coś takiego? Kocham cię, bardzo cię kocham, wiesz w ogóle, jak wiele włożyłam w ten związek?
- Tak, wiem. - powiedział szybko i poważnie z błyskiem uśmiechu niedowierzania na twarzy. Powiedzenie, iż jego reakcja mnie zaskoczyła było niedopowiedzeniem.
- Uświadomiłem sobie, na samym początku, że jesteś niezależną dziewczyną i kocham to w tobie, ale... Kiedy zaczynaliśmy się spotykać... Chciałem coś dla nas zrobić, a ty, gdy za każdym razem wyciągałem portfel, wyskakiwałaś ze swoim stypendium, mieszkaniem, samochodem, nie wspominając o bogatych rodzicach.
Chciałam mu powiedzieć, iż moi rodzice nie byli bogaci, używając tego jako argumentu.
- Nie zachowujesz się jak niezależna kobieta, zachowujesz się jak moja matka, jakbym był kimś kto potrzebuje opieki, a potem zachodzisz w głowę, dlaczego każdy mnie nienawidzi.
Pochylił się nad stołem.
- To przez ciebie. Ty sprawiłaś, że byłem bezwartościowy.
Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek mogłabym wpatrywać się w kogoś przez tak długi czas. Minęła minuta zanim cofnęłam się do tyłu i opadłam na krzesło przy stole.
- Ja... Przepraszam. - powiedziałam głupokowato, patrząc na swoje zaplątane palce. - Nie wiedziałam, że taka byłam.
Kiedy na początku zaczął mówić, tak bardzo chciałam mu powiedzieć, że nic z tego nie jest prawdą, że nie jestem taka. Ale.. jak wyrzucał wszystko z siebie, uświadomiłam sobie, iż gotowało się to w nim od miesięcy. Miał rację, każdy, najmniejszy detal, we wszystkim miał rację. A gdy najpierw byłam zszokowana tym, co słyszę, później stałam się zakłopotana i zawstydzona.
- Yeah - usłyszałam jego zimny, wyprany z uczuć głos - Jesteś.
Zacisnęłam oczy na ostatnie jego słowo; bolało bardziej niż cokolwiek innego. Potwierdzenie, że nie byłam troszczącą się dziewczyną, którą myślałam, iż byłam, tylko kontrolującym, manipulującym potworem. Yep. To chyba piekło najbardziej.
- Wiesz.. - słyszałam jak znowu zaczynał, zerkając na mnie; stał spokojnie przy stole. Byłam zła, a on sobie tam stał jakbym była ostatnią rzeczą w jego głowie; to wiele mówiło. - Przez miesiąc, rok może próbowałem... To znaczy, że naprawdę, naprawdę próbowałem się przekonać, że podejście do ciebie tamtej nocy w barze nie było jednym z moich największych błędów, jakie popełniłem. Ale teraz...
Zaczęłam kręcić głową na boki, bardziej gorączkowo z każdą kolejną sekundą, wstając; mogłam słuchać o nas i o mnie, ale tego już było wystarczająco za dużo. A jeśli powie to, co myślę, że chce powiedzieć, prawdopodobnie znienawidzę się do końca życia.
- Nie - szepnęłam desperacko, będąc na krawędzi łez, gdy zrobiłam malutki kroczek w jego stronę - Nie, proszę, nie-
- Jestem całkowicie przekonany, że to był błąd.
Cholera. Powiedział to.





*******
Ashton, jak bardzo wkurza mnie tutaj Lorena, tak bardzo jest mi jej teraz szkoda!
Może dzisiaj bez pana Tomlinson'a, ale ten rozdział namieszał. Serio, przynajmniej ja tak uważam.
Co będzie dalej, dowiecie się w.. niedzielę (:
 

6 komentarzy:

  1. wow ile się dzieje.
    Ashton jaki wkurwiony masakra...
    szkoda mi Loreny :(
    czekam na następny :)
    @flayalive

    OdpowiedzUsuń
  2. Z całą sympatią do Loreny, nie jest mi jej ani trochę szkoda. No bo taki związek prędzej czy później by się rozwalił i ugh może Ashton przesadził z tym "największym błędem jego życia", bo to już było chamskie, ale teraz przynajmniej on wyjedzie, a Lorena zostanie w Anglii jako singielka *kaszel* nie na długo *kaszel*
    Mam nadzieję, że Louis będzie w następnym rozdziale :)
    @JaZiemniak_

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże to jest takie dobre! I poważnie too co powiedział Ashton było chamskie i to bardzo ale JEJ miał rację. Czekam na niedzielę tak bardzo!
    xx

    OdpowiedzUsuń
  4. O cholera, ale się narobiło. Jestem ciekawa co będzie dalej... Ja chcę już niedziele! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. o cholercia,ale jej nawrzucał, biedna Lorena :c
    DOBRZE NIECH ZERWĄ ,ONA BĘDZIE MOGŁA BYĆ Z LOU
    I WSZYSTKO SKONCZY SIĘ HAPPY ENDEM XDD
    no w sumie tak by było najłatwiej XD
    no nic czekam na kolejny rozdział ! do zobaczenia w niedzielę :D @hazzmylover

    OdpowiedzUsuń
  6. Amen
    Zapraszam Lou do bycia z Lori.
    Btw. Skoro tyle myślał, że to był błąd to jakim kurwa cudem poprosił ją o rękę?!?!?!
    @justkillme_pls

    OdpowiedzUsuń