Wymusiłam kolejny sztuczny uśmiech, podchodząc do drzwi za uczniami i westchnęłam, kiedy je zamknęłam. W końcu byłam sama. Nareszcie.
Potwornie wolno wróciłam do swojego biurka i opadłam na krzesło, po czym założyłam dłonie na drewnie i położyłam na nie głowę. Potrzebowałam snu, nie tylko Bóg zaczął to zauważać, ale także moi podopieczni.
Gdybym miała jakąkolwiek siłę, pomaszerowałabym do klasy Louisa i podpaliłabym ją z nim w środku. Obwiniałam go za swoje zmęczenie; to tak jakby jego żądanie do mnie przyszło, nawet bez jego większego wysiłku.
Przez całe dziesięć dni, nie tylko byłam już zmęczona unikaniem go po raz trzeci w tym miesiącu, ale poza tym, nie mogłam spać. Ale to nie było to samo. Zazwyczaj przysunęłabym się do Ashton'a i przytuliłabym się do niego na wpół śpiąco. Właśnie to robiłam przez ostatnie dwa lata; nie miałam problemów z bezsennością przez bardzo długi czas.
Teraz ten drań wrócił do mojego życia i przewrócił wszystko do góry nogami. Próbowałam najlepiej jak tylko umiałam go ignorować, nie pozwalając mu zrujnować wszystkiego, ale to jakby nie był człowiekiem. Jakby był siłą, której nie można było zatrzymać.
Po pierwsze, podjął próbę nawiązania ze mną kontaktu w pracy. Okay, byliśmy współpracownikami, pracowaliśmy razem, więc domyślałam się, iż to było w prządku. Potem zaoferował mi podwózkę do domu i przyniósł rzeczy, których zapomniałam z pracy. Dobra, to też jest okay, tylko problem w tym, iż przeszkadzało mi to, że on to robił.
Jednak przychodzenie do mojego domu i wywoływanie pierdolonego wrażenia na moich rodzicach sprawiając w ten sposób, iż jeszcze bardziej byli przeciwko mojemu narzeczonemu? Pieprzenie.
I jakby tego było mało, powiedział mi, że chce, bym pożałowała zostawienia go. Hmpf. Jakbym już tego nie zrobiła. Jakbym nie płakała, by zasnąć, jakbym nie spędziła godzin przy telefonie, oczekując, że zadzwoni, napisze, cokolwiek.
Ale nie, ten dupek chciał, żebym, ehem, chcę, abyś spędzała swoje noce, leżąc na łóżku, obok swojego
narzeczonego, obudzona, podczas, gdy on śpi, myśląc o mnie, myśląc o
tym, jakiego głupka z siebie zrobiłaś, zostawiając go. Nawet się tego nie wstydziłam przyznać, iż rozpamiętywałam jego całą mowę. Po tym wszystkim, właśnie o tym myślałam, kiedy leżałam o 3:35 nad ranem; robiąc dokładnie to, czego ode mnie chciał.
Jedyną rzeczą, jaką czułam będąc winną; to to, że naprawdę nie mogłam w nocy spać, to, że serio o nim myślałam, kiedy nie powinnam. Jego słowa do mnie dotarły. Zawsze myślałam, iż już autentycznie pożałowałam proszenia go wtedy o tę przerwę, ale jeszcze nigdy nie byłam tego bardziej świadoma niż w przeciągu ostatnich dziesięciu dni.
Powodowało to, iż chciałam się zdrzemnąć w pracy. W jedynym miejscu, gdzie nie myślałam cały czas o Louisie, gdyż działo się bardzo wiele rzeczy, które odwracały moją uwagę. Albo to przez to, że tutaj był i mogłam go zobaczyć w każdej chwili.
Westchnęłam ciężko na myśl o kolejnym cierpieniu na bezsenność tej nocy. Praktycznie sprawiało to, iż wariowałam, z tak dużą ilością Louisa w mojej głowie. Zeszłego wieczora Ashton zaproponował mi wzięcie tabletek na sen; nawet on to zauważył. Z innej strony, może wezmę jego radę do serca i zaczerpnę trochę spokoju.
Kiedy tylko odpłynęłam, zadzwoniła moja komórka, znajdująca się obok mnie, wybudzając mnie i sprawiając, że niemalże upadłam, gdyż z taką szybkością jeszcze nigdy nie siadałam. Trzęsącymi się dłońmi, odebrałam i odchrząknęłam, kiedy kliknęłam zielony guzik.
- Halo? - odpowiedziałam, nie patrząc nawet na numer.
- Lori, gdzie ty do cholery jesteś? - ulżyło mi, gdy usłyszałam głos Destiney niżeli kogoś innego.
- Jestem-jestem w mojej klasie, co jest?
- Uzgodniłyśmy, że idziemy razem na lunch, jak myślisz, co jest?
Zamrugałam kilka razy i skinęłam do siebie.
- Racja, wybacz, jestem tylko trochę zmęczona. Za minutę będę w pokoju nauczycielskim, jesteś tam, prawda?
Westchnęła nieco sfrustrowana.
- Yeah, jestem z Marią. Renee wyszła na lunch z Trevorem, więc jesteś zdana na nas.
Zmarszczyłam brwi na sekundę, potrzebując chwili, by przypomnieć sobie, że Trevor był mężem Renee.
- Okay, zaraz tam będę. Musze zostawić swoje książki.
Niespełna minutę później się rozłączyłam, a wzięcie wszystkich swoich rzeczy zajęło mi trochę czasu. Gdy już to zrobiłam, wyszłam. Wiedziałam, że każdy pracował wolniej, kiedy był zmęczony, ale ja byłam absolutnym fenomenem.
Szłam po korytarzu zwolnionym tempem; właściwie to nie byłam świadoma niczego, poza odnalezieniem pustej drogi po schodach, a później dostaniu się do pokoju nauczycielskiego. Niby mogłoby to wyglądać jak zwyczajny, inny dzień. Tylko tym razem ktoś postanowił się ze mną zadrzeć.
Jak poczułam pukanie w swoje lewe ramię, zerknęłam za siebie i kiedy nikogo nie zobaczyłam, głupio - niezdarnie - obróciłam się, prawie potykając się o własne stopy. Kiedy zakłopotanie minęło, nie zaskoczyło mnie to, iż po mojej prawej stał śmiejący się Louis.
- Co do cholery? - warknęłam, na chwilę zapominając kim był.
- Pomyślałem, że się z tobą trochę zabawię. - odpowiedział z uśmiechem.
Kilka sekund zajęło mi odklejenie od niego swoich oczu, odwracając wzrok od jego perfekcyjnej twarzy i starając się skupić na tym, gdzie szłam. Niespełna sekundę później poczułam przyspieszenie mojego serca, gdy całkowicie uświadomiłam sobie, że szłam ramię w ramię z moim prześladowcą.
- Jak się miewałaś? - Hm, był bardzo miły jak na mściciela.
- Dobrze, w końcu nauczyłam się jak być surową. - powiedziałam, próbując zażartować - A ty?
- Ah, wiesz - wzruszył ramionami - rozczarowanie wynikami testów, szesnastolatki, zachowujące się dwuznacznie, co doprowadziło do podwyższenia im ocen. Wiesz jak to jest.
Nawet jeśli nie przytrafiło mi się nic podobnego od września, wiedziałam doskonale, o czym mówił.
- Tak jak myślałam - mruknęłam do siebie, jednak ku mojemu nieszczęściu, usłyszał.
- Co? - zapytał Louis jak otworzył drzwi i czekał aż wejdę do pokoju nauczycielskiego pierwsza - Co masz poprzez to na myśli?
- Mam na myśli to, że brzmisz jak 21-letni Louis, którego znałam. - powiedziałam powoli, mentalnie przybijając sobie piątkę za brak zająknięcia. - Wcale się nie zmieniłeś, ani nie wydoroślałeś.
Usłyszałam jak się obruszył, gdy szliśmy do długiego stołu.
- Czy to oznacza, iż nadal myślisz, że jestem kobieciarzem? - jego ton był pełen humoru, ale mogłam stwierdzić, że odrobinkę go wkurzyłam.
- A nie? - zapytałam, bardziej stwierdzając fakt jak położyłam swoje podręczniki jedenastej klasy w szafce z Louisem, śledzącym każdy mój krok.
- Nie. - odpowiedział stanowczo - Chciałem sprawę postawić jasno.
- Yeah, zrobiłeś to, dwa lata temu. - prawie się zaśmiałam - A później wszystko spłynęło w kiblu, gdy dowiedziałam się, dlaczego zrobiłeś na mnie jakiś krok. Wyjaśnij to.
Nie oczekiwałam tego, by wyjaśnił, ale oh. Wyglądało na to, iż zależało mu na tym bardziej niż mnie.
- Wiele rzeczy się zmieniło przez te trzy miesiące, a ja naprawdę się w tobie zakochałem. - powiedział bezwstydnie, nawet głośno, sprawiając, że dwójka ludzi, która była blisko nas, posłała mu dziwne spojrzenia. Dzięki wielkie. - I to ty wszystko spuściłaś w kiblu.
Kiedy na niego spojrzałam, jego brwi były zmarszczone, a usta delikatnie uchylone, bez żadnego uśmiechu. Zaczynałam się już w tym gubić.
- Na serio ci to nie przeszkadza? - zapytałam, także marszcząc brwi - Po dwóch latach? Boziu, wydawać by się mogło, że facet taki jak ty, miałby dość po godzinie.
Dla mnie to była zabawa, ale wyglądało na to, że na poważnie zaczynał być wściekły. Dlaczego? Jak, tak właściwie? Dwie minuty temu, zaczepiał mnie, a teraz to? Naprawdę?
- Czy ty nie rozumiesz pieprzonego angielskiego? Chcesz, bym mówił po francusku? - warknął, robiąc wszystko, by na mnie nie krzyczeć - Mówiłem ci, do cholery, nie byłem tą samą osobą na początku i na końcu. Wszystko, co zrobiłem, co powiedziałem było autentyczne. Nie waż się mi mówić, że nadal byłem graczem, kiedy dowiedziałaś się o tym gównie.
Przez kilka chwil się w niego wpatrywałam, lekko zszokowana.
- Mówisz mi, że doświadczyłeś rewolucji przez ten czas, kiedy ze mną byłeś? - zapytałam głośno, nawet jeśli nie byłam w nastroju na kłótnie, czy coś innego.
- Jak dziwnie sprawiłaś, by to zabrzmiało, yeah, tak. - odpowiedział Louis tak głośno jak ja - Ponieważ naprawdę myślałem, że byłaś tego warta. Nadal myślę, iż jesteś.
Teraz to staliśmy, gapiąc się na siebie. Patrzył na mnie, prawdopodobnie dlatego, że chciał usłyszeć moją odpowiedź na wypowiedzenie swoich uczuć wobec mnie. Jednak wpatrywałam się tylko w jego oczy, nie wiedząc, co powiedzieć albo pomyśleć. Mój umysł był pusty.
- Lori, idzie- hej, przestań! - usłyszałam głos Marii, niedaleko za mną.
- Przeszkadzasz im, przestań! - to była Destiney, brzmiąc na lekko zirytowaną zachowaniem Marii. Wiedziałam, że nie tylko chciała dać nam przestrzeni, ale także podsłuchać naszą rozmowę. W końcu to była Des.
- Dobra - powiedziałam w końcu po dobrych dwudziestu sekundach - Jesteś śmieszny.
- Nie - powiedział Louis jak odwróciłam się od niego - Jestem szczery. Zawsze z tobą byłem.
Zatrzymałam się w miejscu, sprawiając, iż Des i Maria otworzyły szeroko oczy jak zacisnęłam swoją szczękę i dłonie, a następnie odwróciłam się, by ponownie stanąć z nim twarzą w twarz.
- Okay, czego ty kurwa ode mnie chcesz? - warknęłam, próbując być tak cicho jak tylko potrafiłam, jednak coś mi to nie wychodziło - Dlaczego po tym wszystkim, mówisz mi to teraz? Huh? Czego chcesz?
- Oh, doskonale wiesz, czego chcę. - powiedział, a mały uśmieszek przykleił się na jego usta - Powiedziałem mniej niż dwa tygodnie temu.
- Ale czemu? - prawie jęknęłam - Nie jesteś pieprzonym dziesięciolatkiem. Czemu powiedziałeś coś takiego, dlaczego w ogóle myślisz o czymś takim?
Mój głos zaczynał brzmieć trochę desperacko i na końcu mojej mowy, mój wyraz twarzy był taki sam. Usta Louisa ponownie się rozdzieliły, ale tym razem to wyglądało jakby jego oddech stał się cięższy. To musiał być znak, że wygrałam tym argumentem; hell yeah.
- Jezus - kontynuowałam, czekając na całkowity koniec konwersacji - To zabrzmi dziwnie, ale... to tak, jakbyś nadal mnie kochał, czy co-
- Bo tak jest.
Nie zauważyłam jak jego usta się poruszyły, miałam wrażenie jakbym sobie to wymyśliła. Ale z pewnością, Louis odpowiedział na pytanie, którego nie zadałam. I nigdy nie chciałam znać na nie odpowiedzi.
Obdarowałam go dziwnym spojrzeniem, zaskoczona, oczekując na jego wyjaśnienia. Właściwie to czekałam na coś w stylu 'przepraszam, źle to zabrzmiało' albo coś... ale tak się nie stało.
- Ty... co? - zapytałam głupio, ale domyślałam się, że kiedy miało się narzeczonego i swojego eks chłopaka mówiącego ci coś... takiego, po prostu nie wierzysz, iż to się dzieje.
- Ja... - zaczął Louis, a ja mogłam poczuć jak moje serce bije szybciej, gdy oczekiwałam na odpowiedź. Jednak przez dobrą minutę nic nie mówił, tylko przechodził z nogi na nogę, nie patrząc na mnie. Był zdenerwowany; po raz pierwszy od naszego spotkania, we wrześniu, byłam świadkiem jego zdenerwowania. - Po prostu... powiedziałem ci. - w końcu skończył swoje zdanie i tak zadowolona jak tylko mogłam być, było całkowicie odwrotnie.
Kiedy jego słowa - wszystkie - uderzyły w mój umysł, zaczęłam delikatnie kręcić głową.
- Nie - prawie wykrztusiłam - Nie, nie możesz wparowywać w moje życie z czymś takim. Nie po dwóch latach.
Znowu się odwróciłam, ale jego cichy krzyk mnie zatrzymał.
- Wybacz - jego słowa były wypełnione jadem - Ale czyja to wina, że próbuję to powiedzieć po dwóch latach? Czyja to wina, że nie mówiłem tego codziennie przez ostatnie dwa lata?
- Twoja! To twoja pierdolona wina! - odgryzłam się - Pieprzyć ciebie i twoją gównianą zemstę, to ty mnie zostawiłeś na dworcu! Ty odpisałeś mi 'nie sądzę', gdy się ciebie zapytałam, czy jeszcze kiedyś się zobaczymy!
- Więc co powinienem był zrobić, huh? Bardziej niż oczywiste było to, iż nie chciałaś ze mną być!
Westchnął jak skończył mówić łamiąc moje serce, podobnie jego słowa na mnie oddziaływały; serio myślał, że nie chciałam z nim być. Naprawdę uważał, że kiedy ten jeden raz mu mówiłam, iż go kocham, to kłamię.
- Kochałam cię, idioto. - odparłam - A widok ciebie, odchodzącego złamało mi serce. Jeśli naprawdę byś mnie kochał, nie odszedłbyś ot tak, tylko byś o nas walczył! Powinieneś o nas walczyć!
- Nie odszedłem! - krzyknął, a żadne z nas nie było świadome tego, iż każdy w pokoju nauczycielskim się nam przyglądał - Nigdy więcej tego nie mów! Pracowałem nad sobą dla ciebie, walczyłem dla nas, więc ty nie musiałaś nawet kiwnąć palcem! Zrobiłem wszystko, co mogłem, byś jakoś zareagowała po tamtej nocy, ale kiedy poprosiłaś mnie o trzy miesiące przerwy...
Jego głos na końcu stał się jeszcze cichszy.
- To było za dużo, nawet dla mnie.
Przez chwilę stałam tam i wpatrywałam się w niego z otwartymi ustami, podobnie jak on. Tak było dopóki nie zauważyłam jak ludzie z pokoju nauczycielskiego nam się przyglądają. Nonszalancko się rozejrzałam i złapałam wzrok kilku współpracowników, sprawiając, iż odwrócili swoje spojrzenia.
Westchnęłam i zrobiłam kilka kroków w stronę Louisa, więc nie byliśmy w stanie już wywoływać takiej sensacji.
- Ja-ja potrzebowałam czasu. - zaczęłam niskim głosem - Myślałam, że zrozumiesz. Po tym jak mnie zraniłeś, po tym jak mnie emocjonalnie zniszczyłeś...
W jego oczach błysnął ból, czego chciałam.
- Myślałam, myślałam, iż mogłam liczyć na to, że zostaniesz. Tak bardzo samolubnie jakby to mogło zabrzmieć.
Definitywnie nie chciałam okazywać swojej słabości w tamtym momencie, jednak łzy zaczęły pojawiać się mi w oczach, a ja nie potrafiłam ich powstrzymać.
- Ponieważ, uwierz mi, były momenty, kiedy cię tak cholernie potrzebowałam, a ciebie nie było. Co to za rodzaj miłości?
Zauważyłam tylko jak blisko siebie staliśmy, kiedy skończyłam swoją krótką mowę; dosłownie dwa centymetry nas dzieliły. To nie było tak jak kiedyś, gdy mi powiedział, czego chciał, przed moim budynkiem; tym razem byłam zdenerwowana, właściwie to się kontrolowałam, tak myślę.
- Ja, um... - zaczął Louis jak w końcu złamał nasz kontakt wzrokowy, tylko na kilka sekund. Nasze oczy spotkały się tak szybko jak to możliwe. - Wszystkiego, czego chciałem dla ciebie... to to, żebyś była szczęśliwa.
Oh, super. Teraz chciał, bym poczuła się winna. I niestety wiedziałam, iż mu się to uda.
- Inni mogą ci powiedzieć, że nie będziesz przy mnie szczęśliwa. - przerwał na kilka sekund, by nawilżyć swoje usta, potwierdzając moje przypuszczenia, że chciał, bym poczuła się źle. Nagle wzruszył ramionami i wyrzucił dłonie w powietrze. - Przepraszam, to chciałaś usłyszeć? Przepraszam, przepraszam za to, że myślałem, iż robię dobrze, odchodząc. Ale..
Po raz kolejny przerwał i wzruszył ponownie ramionami.
- Wiesz jak mówią. Nigdy czegoś nie doceniasz, dopóki tego nie stracisz.
Zmierzył mnie wzrokiem od dołu do góry i odwrotnie. Nie byłam pewna, czy ostatnia część była dla niego, czy dla mnie. Jednak smutne spojrzenie w jego oczach uświadomiło mi, iż chodziło mu ogólnie o nas.
- I jeśli bym mógł, chciałbym... - znowu walczył ze swoimi słowami, kręcąc delikatnie głową na boki, z malutkim uśmiechem na swoich ustach - Boże, nawet nie wiem, prawdopodobnie... wszedłbym w ogień, by móc cię znowu mieć. Nie zrozum mnie źle, dałem z siebie wszystko, by spróbować cię zastąpić, ale... Tak właśnie na mnie działasz.
Zmarszczył brwi jak posłał mi swój uśmiech.
- Jesteś dla mnie idealna.
Jeśli by nie westchnął i nie spojrzał na podłogę, możliwe, że porzuciłabym pomysł pójścia do Nieba i zdradziła swojego narzeczonego. Nie żartuję.
- Naprawdę... - Dlaczego nie mógł dokończyć zdania, nie przerywając go? Jezus, nawet moje- Naprawdę mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa.
Nienawidziłam tego jak bardzo mi odjęło język w tamtym momencie; to była ostatnia rzecz, jakiej potrzebowałam. Niemniej jednak nie zrobiłam niczego, poza staniem z delikatnie otwartymi ustami i patrzyłam jak Louis odchodzi, na początku szedł tyłem, więc mogliśmy się na siebie patrzyć, jednak później odwrócił się i opuścił pokój.
- Jesteś głodna? Ponieważ ja jestem. - nie byłam w stanie nawet uświadomić sobie, co właśnie się stało, gdy poczułam parę małych rąk na swoich ramionach pchających mnie w stronę wyjścia z pokoju nauczycielskiego.
- Lorena? Wszystko dobrze? - usłyszałam odległy głos Marii, nawet jeśli była bardzo blisko mnie. - Co to było, tamto z Louisem? Czy wy byliście- hej, przestań!
- Nie zadawaj teraz pytań! - Destiney warknęła po mojej drugiej stronie - Daj jej po prostu trochę przestrzeni.
Poczułam jak jej dłoń masuje moje plecy, dziękując jej mentalnie za nie pytanie o wyjaśnienia. Powiedziała Marii, by dała mi przestrzeni; ale nawet jeśli dałyby mi cały wszechświat jako przestrzeń, nie sądzę, by to było wystarczające. Ponieważ to, co się właśnie wydarzyło w pokoju nauczycielskim... Nie byłam na to przygotowana. Nikt nie byłby przygotowany na swojego eks chłopaka wyznającego ci, iż nadal cię kocha, kiedy ty jesteś zaręczona z innym mężczyzną.
A najgorsze było to, że jak po raz drugi patrzyłam jak odchodzi i uświadomiłam sobie, iż uczucie było obustronne.
Nie zauważyłam jak jego usta się poruszyły, miałam wrażenie jakbym sobie to wymyśliła. Ale z pewnością, Louis odpowiedział na pytanie, którego nie zadałam. I nigdy nie chciałam znać na nie odpowiedzi.
Obdarowałam go dziwnym spojrzeniem, zaskoczona, oczekując na jego wyjaśnienia. Właściwie to czekałam na coś w stylu 'przepraszam, źle to zabrzmiało' albo coś... ale tak się nie stało.
- Ty... co? - zapytałam głupio, ale domyślałam się, że kiedy miało się narzeczonego i swojego eks chłopaka mówiącego ci coś... takiego, po prostu nie wierzysz, iż to się dzieje.
- Ja... - zaczął Louis, a ja mogłam poczuć jak moje serce bije szybciej, gdy oczekiwałam na odpowiedź. Jednak przez dobrą minutę nic nie mówił, tylko przechodził z nogi na nogę, nie patrząc na mnie. Był zdenerwowany; po raz pierwszy od naszego spotkania, we wrześniu, byłam świadkiem jego zdenerwowania. - Po prostu... powiedziałem ci. - w końcu skończył swoje zdanie i tak zadowolona jak tylko mogłam być, było całkowicie odwrotnie.
Kiedy jego słowa - wszystkie - uderzyły w mój umysł, zaczęłam delikatnie kręcić głową.
- Nie - prawie wykrztusiłam - Nie, nie możesz wparowywać w moje życie z czymś takim. Nie po dwóch latach.
Znowu się odwróciłam, ale jego cichy krzyk mnie zatrzymał.
- Wybacz - jego słowa były wypełnione jadem - Ale czyja to wina, że próbuję to powiedzieć po dwóch latach? Czyja to wina, że nie mówiłem tego codziennie przez ostatnie dwa lata?
- Twoja! To twoja pierdolona wina! - odgryzłam się - Pieprzyć ciebie i twoją gównianą zemstę, to ty mnie zostawiłeś na dworcu! Ty odpisałeś mi 'nie sądzę', gdy się ciebie zapytałam, czy jeszcze kiedyś się zobaczymy!
- Więc co powinienem był zrobić, huh? Bardziej niż oczywiste było to, iż nie chciałaś ze mną być!
Westchnął jak skończył mówić łamiąc moje serce, podobnie jego słowa na mnie oddziaływały; serio myślał, że nie chciałam z nim być. Naprawdę uważał, że kiedy ten jeden raz mu mówiłam, iż go kocham, to kłamię.
- Kochałam cię, idioto. - odparłam - A widok ciebie, odchodzącego złamało mi serce. Jeśli naprawdę byś mnie kochał, nie odszedłbyś ot tak, tylko byś o nas walczył! Powinieneś o nas walczyć!
- Nie odszedłem! - krzyknął, a żadne z nas nie było świadome tego, iż każdy w pokoju nauczycielskim się nam przyglądał - Nigdy więcej tego nie mów! Pracowałem nad sobą dla ciebie, walczyłem dla nas, więc ty nie musiałaś nawet kiwnąć palcem! Zrobiłem wszystko, co mogłem, byś jakoś zareagowała po tamtej nocy, ale kiedy poprosiłaś mnie o trzy miesiące przerwy...
Jego głos na końcu stał się jeszcze cichszy.
- To było za dużo, nawet dla mnie.
Przez chwilę stałam tam i wpatrywałam się w niego z otwartymi ustami, podobnie jak on. Tak było dopóki nie zauważyłam jak ludzie z pokoju nauczycielskiego nam się przyglądają. Nonszalancko się rozejrzałam i złapałam wzrok kilku współpracowników, sprawiając, iż odwrócili swoje spojrzenia.
Westchnęłam i zrobiłam kilka kroków w stronę Louisa, więc nie byliśmy w stanie już wywoływać takiej sensacji.
- Ja-ja potrzebowałam czasu. - zaczęłam niskim głosem - Myślałam, że zrozumiesz. Po tym jak mnie zraniłeś, po tym jak mnie emocjonalnie zniszczyłeś...
W jego oczach błysnął ból, czego chciałam.
- Myślałam, myślałam, iż mogłam liczyć na to, że zostaniesz. Tak bardzo samolubnie jakby to mogło zabrzmieć.
Definitywnie nie chciałam okazywać swojej słabości w tamtym momencie, jednak łzy zaczęły pojawiać się mi w oczach, a ja nie potrafiłam ich powstrzymać.
- Ponieważ, uwierz mi, były momenty, kiedy cię tak cholernie potrzebowałam, a ciebie nie było. Co to za rodzaj miłości?
Zauważyłam tylko jak blisko siebie staliśmy, kiedy skończyłam swoją krótką mowę; dosłownie dwa centymetry nas dzieliły. To nie było tak jak kiedyś, gdy mi powiedział, czego chciał, przed moim budynkiem; tym razem byłam zdenerwowana, właściwie to się kontrolowałam, tak myślę.
- Ja, um... - zaczął Louis jak w końcu złamał nasz kontakt wzrokowy, tylko na kilka sekund. Nasze oczy spotkały się tak szybko jak to możliwe. - Wszystkiego, czego chciałem dla ciebie... to to, żebyś była szczęśliwa.
Oh, super. Teraz chciał, bym poczuła się winna. I niestety wiedziałam, iż mu się to uda.
- Inni mogą ci powiedzieć, że nie będziesz przy mnie szczęśliwa. - przerwał na kilka sekund, by nawilżyć swoje usta, potwierdzając moje przypuszczenia, że chciał, bym poczuła się źle. Nagle wzruszył ramionami i wyrzucił dłonie w powietrze. - Przepraszam, to chciałaś usłyszeć? Przepraszam, przepraszam za to, że myślałem, iż robię dobrze, odchodząc. Ale..
Po raz kolejny przerwał i wzruszył ponownie ramionami.
- Wiesz jak mówią. Nigdy czegoś nie doceniasz, dopóki tego nie stracisz.
Zmierzył mnie wzrokiem od dołu do góry i odwrotnie. Nie byłam pewna, czy ostatnia część była dla niego, czy dla mnie. Jednak smutne spojrzenie w jego oczach uświadomiło mi, iż chodziło mu ogólnie o nas.
- I jeśli bym mógł, chciałbym... - znowu walczył ze swoimi słowami, kręcąc delikatnie głową na boki, z malutkim uśmiechem na swoich ustach - Boże, nawet nie wiem, prawdopodobnie... wszedłbym w ogień, by móc cię znowu mieć. Nie zrozum mnie źle, dałem z siebie wszystko, by spróbować cię zastąpić, ale... Tak właśnie na mnie działasz.
Zmarszczył brwi jak posłał mi swój uśmiech.
- Jesteś dla mnie idealna.
Jeśli by nie westchnął i nie spojrzał na podłogę, możliwe, że porzuciłabym pomysł pójścia do Nieba i zdradziła swojego narzeczonego. Nie żartuję.
- Naprawdę... - Dlaczego nie mógł dokończyć zdania, nie przerywając go? Jezus, nawet moje- Naprawdę mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa.
Nienawidziłam tego jak bardzo mi odjęło język w tamtym momencie; to była ostatnia rzecz, jakiej potrzebowałam. Niemniej jednak nie zrobiłam niczego, poza staniem z delikatnie otwartymi ustami i patrzyłam jak Louis odchodzi, na początku szedł tyłem, więc mogliśmy się na siebie patrzyć, jednak później odwrócił się i opuścił pokój.
- Jesteś głodna? Ponieważ ja jestem. - nie byłam w stanie nawet uświadomić sobie, co właśnie się stało, gdy poczułam parę małych rąk na swoich ramionach pchających mnie w stronę wyjścia z pokoju nauczycielskiego.
- Lorena? Wszystko dobrze? - usłyszałam odległy głos Marii, nawet jeśli była bardzo blisko mnie. - Co to było, tamto z Louisem? Czy wy byliście- hej, przestań!
- Nie zadawaj teraz pytań! - Destiney warknęła po mojej drugiej stronie - Daj jej po prostu trochę przestrzeni.
Poczułam jak jej dłoń masuje moje plecy, dziękując jej mentalnie za nie pytanie o wyjaśnienia. Powiedziała Marii, by dała mi przestrzeni; ale nawet jeśli dałyby mi cały wszechświat jako przestrzeń, nie sądzę, by to było wystarczające. Ponieważ to, co się właśnie wydarzyło w pokoju nauczycielskim... Nie byłam na to przygotowana. Nikt nie byłby przygotowany na swojego eks chłopaka wyznającego ci, iż nadal cię kocha, kiedy ty jesteś zaręczona z innym mężczyzną.
A najgorsze było to, że jak po raz drugi patrzyłam jak odchodzi i uświadomiłam sobie, iż uczucie było obustronne.
*********
Spodziewałybyście się?
Dziękuję za cudowne komentarze, naprawdę nawet sobie nie wyobrażacie, jaki mam uśmiech, gdy je czytam.
Kocham Was, xx
Dziękuję za cudowne komentarze, naprawdę nawet sobie nie wyobrażacie, jaki mam uśmiech, gdy je czytam.
Kocham Was, xx
Jestem pierwsza! *o*
OdpowiedzUsuńjeeeeeeeeeejku to co powiedział Lou było takie rikwefjfemkefwijfewj no omg piękne, ja wiedziałam ,że on przez cały ten czas będzie ją kochał i kocha dalej.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje,ze Lorena ogarnie dupsko , bo ja na prawdę chciałabym ich znów razem.Wiem,że nie można tak od razu,bo co to by było za opowiadanie, ale no wfeujwfejuwfekikefwjiefwfe.
W OGÓLE I W SZCZEGÓLE JESTEŚ CUDOWNA! OMG TAK SZYBKO TŁUMACZYSZ TE ROZDZIAŁY,ŻE CZASEM NIE NADĄŻAM <3 <3 <3 <3
życzę dalszej weny w tłumaczeniu <3 ilysm @hazzmylover
Okey. Jestem załamana ;c Ten rozdział jest tak emocjonalny, jak ja sama!
OdpowiedzUsuńWspółczuję Lorenie.
Współczuję Louis'owi.
Współczuję im obojgu.
Cholera.
Louis taki idealny :') To co on powiedział było takie piękne, mimo ze pewnie była to część zemsty ;c ♥ Lorena musiała być bardzo zagubiona ;c Oni muszą być razem! Po prostu muszą! Ashton nie jest dla nie odpowiedni!
@Larry_xx69
Cholera... to jest takie piękne a zarazem straszne... Współczuję im...
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za to że tłumaczysz! :) czekam na kolejny rozdział
jaki ten rozdział jest emocjonalny ;c
OdpowiedzUsuńwspółczuję im obojgu
Lou to co powiedział jej było piękne i szczere ;")
"A najgorsze było to, że jak po raz drugi patrzyłam jak odchodzi i uświadomiłam sobie, iż uczucie było obustronne." awwwwwwww
@flayalive
O kuzwa ale rozdział mega nie mogę sie doczekać nastepnego
OdpowiedzUsuńWoow... Po prostu woow. Po tej przemowie Tommo sama nie wiem co powiedzieć, szczerze na jej miejscu już dawno bym do niego poleciała... Chyba.
OdpowiedzUsuńJezu serio nawet mi namieszał w głowie i ugh jeszcze gdyby nie był taki perfelcyjny...
Naprawdę z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział
@JaZiemniak_
O mój Boże to przebiło wszystko definitywnie! Lou powiedział że ją koch gtmatjamjgj teraz czas na Lori duh !
OdpowiedzUsuńTakiej sceny w życiu się nie spodziewałam! Nie mam pojęcia jak oni dalej planują pracować razem. Samo mijanie się na holu może być za dużym wyzwaniem. No i Ashton na dokładkę. Ciekawe co Lori zamierza z nim zrobić. Z rozdziału na rozdział robi się ciekawiej :)
OdpowiedzUsuńYr8uksyksmysgsjsfjsmstkdjsns
OdpowiedzUsuńOMFG AUHFGISDFHGIFDHUGIPSDFU GHSFDUHGIPUDFHGDHG AWWWWW POWIEDZIAŁ POWIEDZIAŁ ŻE JĄ NADAL KOCHAM !!! MATKOOO CHCE NASTĘPNY ! ROZDZIAŁ CUDOOO !!
OdpowiedzUsuńCZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA KOLEJNY ! @TAKEMELIAM1D