niedziela, 24 sierpnia 2014

YA: Rozdział 11

Autorka przypomina, iż akcja You Again ma miejsce w 2015 roku :)


Nigdy wcześniej nie pamiętałam wolniejszej pobudki.
Moja prawa dłoń była pod poduszką, pod moją głową, podczas gdy lewa zwisała z łóżka. Nogi miałam delikatnie zgięte, a silny uścisk na mojej talii sprawiał, iż leżałam na boku. Przykryta byłam tylko kołdrą, jednak ciepło, które wytwarzało jego ciało było dla mnie wystarczające.
Szczerze, nigdy nie chciałabym się inaczej budzić.
Chciałabym tylko zmienić ciuchy z poprzedniego wieczoru. To była spontaniczna decyzja, nie wiedzieliśmy, że to zrobimy dopóki nie położyliśmy się do łóżka. Nawet jeśli to uwielbiałam; niezbyt podobał mi się pomysł bycia półnagą przed nim w najbliższym czasie.
Przez jakiś czas, wpatrywałam się w okno, widząc zachmurzone niebo i beznadziejnie nudną pogodę. Nie prószył śnieg - dzięki Bogu - ale wyglądało na to, iż nie za wiele trzeba by tak się stało. Dobrze, że zostawiłam włączone wczoraj ogrzewanie... kiedy tak sobie o tym pomyślałam to zostawiłam włączone dosłownie wszystko; telewizor, światła w salonie i kuchni. Jednak przypuszczałam, iż miałam ku temu powód.
Powoli, z problemami nawet, zmusiłam się do rozprostowania ramion i nóg, po czym przytuliłam się do Louis'a, w bardziej przyjemnej pozycji. Mogłabym się tak obudzić.
Pierwsze, co usłyszałam to jego westchnięcie i oddech łaskoczący mnie w kark, a później poczułam jak jego ramię zacieśnia się bardziej na mojej talii, przyciągając do siebie. Nie robił nic przez kilka sekund, przez co pomyślałam, iż ponownie zasnął, ale wtedy poczułam jego usta na swoim ramieniu. Z rosnącym uśmiechem, sięgnęłam dłonią, odnajdując tył jego szyi, mierzwiąc mu włosy, by dać znać, że także już nie śpię. Louis nabrał ciężko powietrza do ust na mój gest, a potem jeszcze bardziej przysunął się bliżej mnie.
- Dobry. - mruknął, chowając swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi, jego zmęczenie było wyczuwalne.
Zachichotałam cicho, gdyż nie było innego sposobu, w jaki mogłabym zareagować.
- Dobry. - niemalże szepnęłam, a potem poczułam jak całuje znowu moje ramię, nim uniósł głowę.
- Która godzina? - jego poranny głos był głębszy niż zazwyczaj i brzmiał jakby przez całe życie nie odchrząkiwał. Kolejny powód, dla którego chciałabym się tak budzić.
- Um - spojrzałam na szafkę nocną, mrugając, by uzyskać dobry wzrok - 11:15.
- Serio? - sam spojrzał na zegarek, a jego głos przybrał natychmiast poważniejszy wyraz i brzmiał na bardziej rozbudzonego niż kilka sekund temu. Chciałam zapytać się, czy coś jest nie tak, ale mi przerwał. - Kurwa.
- Wszystko okay? - zapytałam niepewnie.
- Yeah.. Tylko o dwunastej mam spotkanie.
Kilka sekund zajęło mi przypomnienie sobie o tym, co mi powiedział przez telefon zeszłego dnia.
- Jest jeszcze wcześnie.
- Ta, ale myślałem, że będę mógł ogarnąć trochę swoje mieszkanie.
Zmarszczyłam brwi na tę informację i odwróciłam głowę, by móc go widzieć.
- Co to dokładnie za spotkanie? - nazwijcie mnie nieufną, ale nie sądziłam, iż będzie miał to spotkanie w domu.
Louis zachichotał, prawdopodobnie domyślając się, o czym myślałam.
- Biznesowe, jakby, ale serio nim nie jest.
Moje zmarszczenie nie zniknęło, ale zdecydowałam, by odpuścić temat. Nie ma nic ze mną wspólnego.
Ponownie poczułam jego usta na swoim ramieniu, ale teraz jego głowa była w moim czułym punkcie w zagłębieniu szyi. Zachichotałam jak je odnalazł i próbowałam ukryć głowę w poduszce, jednak było to bezużyteczne; był prawie na mnie.
- Pamiętasz ostatni raz, kiedy byłem w tym łóżku? - zapytał Louis, całując mój kark.
Zapytaj, czy ktoś kiedykolwiek zrujnował ten moment w gorszy sposób. Wyzywam cię.
Nawet jeśli chciałam uderzyć go milion razy kijem od bejsbola, który miałam w przedpokoju, czułam się winna, co zżerało mnie od środka. Przycisnęłam twarz do poduszki, chcąc ukryć swoje łzy.
- Przepraszam. -  Nienawidziłam siebie za podjętą decyzję. Nienawidziłam siebie za to, że poprosiłam go o przerwę. I wiedziałam, że teraz bylibyśmy małżeństwem z dzieckiem. A ja wszystko zniszczyłam przez jedno kłamstwo; jedno kłamstwo, które okazało się naprawdę niczym ważnym.
- Nie. - powiedział Louis, co sprawiło, iż otworzyłam oczy zaskoczona - Ja cię przepraszam.
Zamrugałam kilkakrotnie na jego nagłe przeprosiny. Zaniemówiłam. Wyciągnął rękę i sięgnął nią pod moją koszulkę, zaczynając pocierać mój brzuch; jego palce rysowały ósemki pod moim pępkiem.
- Co? - zapytałam, decydując się, by w końcu pokazać mu, iż jestem zmieszana.
- Przepraszam cię. - powtórzył, a jego głos już wcale nie był radosny i to nie dlatego, że był ranek. - Nie powinienem był zostawiać cię na dworcu. Powinienem był zrozumieć, skąd to wszystko się wzięło i zostać z tobą. Wiedziałem to przez cały ten czas.
Westchnęłam i zamknęłam na kilka sekund oczy. Nie chciałam, by czuł się winny, ale najwidoczniej tego potrzebowałam, bym nie czuła się tak źle. Po tym wszystkim, uwierzyłam, że nasze zerwanie było tylko i wyłącznie moją winą, kiedy na serio tak nie było. Przecież to niemożliwe.
Wzięłam jego dłoń, a moje palce delikatnie prześlizgnęły się między jego.
- Dziękuję. - to wszystko, co miałam teraz do powiedzenia. Moje złe wybory mogły w końcu przestać we mnie uderzać, teraz wiedziałam, że mogłam podzielić się nimi z Louisem.
- Cieszę się, że to wyjaśniliśmy. - powiedział wzdychając jakby czytał mi w myślach. - Nie chcę, żeby cię to martwiło. Nie, kiedy byłem większym dupkiem z naszej dwójki.
Zaśmiałam się, a uśmiech pojawił się na mojej twarzy, po raz drugi tego ranka i przewróciłam się na plecy, więc mogłam go dobrze widzieć. Jego policzki i usta były czerwone, miał worki pod oczami i przez coś, jego tęczówki wyglądały na intensywniejsze.
- Masz loki. - zachichotałam, zakręcając kosmyk jego włosów w spiralę; tak jak wyglądała reszta jego włosów.
- Yeah, to.. - zaczął, przejeżdżając dłonią po włosach, przez stały się jeszcze bardziej rozwalone. - Tak jest, kiedy się budzę.
Zaśmiałam się na jego dobór słów, a on także się do mnie wyszczerzył. Oblizał swoje wargi i pochylił swoją głowę w moją stronę. Instynktownie przyłożyłam rękę do swoich ust i odwróciłam głowę. Śmiech Louisa sprawił, że poczułam się trochę zmieszana.
- Wiedziałem - powiedział, nadal się śmiejąc - Nadal jesteś uczulona na poranny oddech.
Zerknęłam na niego, mając ochotę także się zaśmiać na jego słowa; tylko mnie testował. Powinnam była się domyślić.
- Zamknij się. - mruknęłam, prostując się. Zauważyłam jak Louis przewrócił się na plecy, gdy wstałam.
- Gdzie idziesz? - zapytał, pozwalając swoim dłoniom upaść na łóżko.
- Do łazienki.
Zanim mógł powiedzieć cokolwiek innego, zamykałam właśnie za sobą drzwi. Musiałam pozbyć się z siebie tych ciuchów; byłam przekonana, że w trakcie naszego snu, zaczęłam się pocić.
10 minut później, gdy przypomniałam sobie, iż nie wzięłam żadnych czystych ubrań, było za późno; umyłam twarz i zęby, jednak stałam tam tylko w nowej bieliźnie i jeśli szybko czegoś nie wymyślę, wyjdę z łazienki tylko w niej.
Jęknęłam, szukając czegoś co... mogłoby mnie zakryć. Tak bardzo 'nie chciałam być obok niego pół naga'. Moim jedynym wyjściem była koszulka z napisem Radiohead, którą znalazłam na suszarce, sięgająca praktycznie do ud. Tak właśnie się dzieje, kiedy jesteś idiotką.
Jak założyłam przez głowę koszulkę, miałam nadzieję, że Louis zasnął. Albo wyszedł z pokoju. Jednak otworzywszy drzwi od łazienki, ujrzałam go leżącego na łóżku.
- Wo-czekaj - powiedział, gdy zauważył, że próbuję się wymknąć z pokoju - Chodź tu.
Zaśmiałam się na jego prośbę.
- Nie.
- Lorena! Nie wygłupiaj się.
- Nie, nie zamierzam być blisko ciebie, będąc tylko w trzech częściach mojej garderoby. - przygryzłam wargę jak otworzyłam drzwi, jednak jego głos mnie zatrzymał.
- Spójrz na siebie. - powiedział, a ja nie musiałam na niego patrzeć, by wiedzieć, iż się uśmiechał.
- Co? Co masz na myśli? - zapytałam jak się odwróciłam, sprawiając, że jego uśmiech się poszerzył.
- Nadal nosisz luźne ciuchy, nadal nie pozwalasz mi cię pocałować rano... Nadal odmawiasz przyjścia do łóżka, kiedy chcę, byś to zrobiła... - jego uśmiech się nie zmienił, ale stojąc sześć metrów od niego, mogłam zobaczyć smutek w jego oczach. - Jakbyśmy nie zmarnowali ani sekundy.
Może to była urocza rzecz, jednak ja czułam się jakby wywiercił dziurę w moim sercu.
Zacisnęłam usta w wąską linię i skinęłam, patrząc w ziemię, wychodząc. Co mogłam mu powiedzieć? Prawdziwym pytaniem jest, co nie wywołałoby u mnie potoku łez?
Nadal było gorąco w mieszkaniu, może dwa albo trzy stopnie chłodniej niż poprzedniego wieczoru, ale było dobrze. Stanie obok kuchenki mnie rozgrzeje.
- Co robisz? - zapytał się Louis jak wyszedł z pokoju, kilka minut później.
- Herbatę. - prawie krzyknęłam. Jedyną rzeczą, jaką zrobiłam wczoraj zanim odniósł mnie do łóżka było przyniesienie jedzenia, ale nie chciałam jeść na śniadanie tofu. Herbata zawsze mi wystarczała.
Westchnął, podchodząc i stając za mną, powoli obejmując ramionami moją talię. Próbowałam skupić się na czajniku stojącym na przeciwko mnie, ale jego usta na mojej szyi mnie rozpraszały.
- Louis. - mruknęłam jak jego usta dotarły do mojej szczęki, prawa ręka opuściła moją talię, więc pociągnął moją głowę, bym była do niego twarzą. - Louis! - krzyknęłam, trochę głośniej, odsuwając swoją ręką jego. Wykorzystał chwilę mojej nieuwagi i chwycił mój podbródek, po czym stanowczo przycisnął swoje usta do moich. Przez sekundę lub dwie, chciałam przez to krzyczeć. Wkrótce potem poczułam miętę na jego wargach, co oznaczało, iż umył zęby... i znowu mnie testował.
Kiedy zaczęłam odwzajemniać pocałunek, próbując go pogłębić, Louis się odsunął, trzymając twarz kilka centymetrów od mojej, by móc na mnie patrzyć. Jak otworzyłam oczy, ujrzałam jego zwężone.
- Nie myliłem się. - powiedział, odsuwając się - Naprawdę masz uczulenie na poranny oddech.
Wywróciłam oczami, odwracając się do mojego śniadania.
- Usiądź albo coś.
Wypuścił z ust śmiech na moją prośbę, a ja poczułam jak ode mnie się całkowicie odsuwa, kilka sekund później zajmując miejsce na krześle.
- Wiesz, wyobrażałem to sobie. Ciebie, w niczym innym jak w bieliźnie i za dużej koszulce, robiącej śniadanie chłopakowi.
Zmarszczyłam brwi nim zdołałam się uśmiechnąć na jego słowa.
- Kiedy dokładnie sobie to wyobrażałeś? - zapytałam jak spojrzałam na niego zza swojego ramienia; jego uśmieszek został zastąpiony niepewnym spojrzeniem.
- Szczerze? - zapytał się właściwie.
- Oczywiście.
- Jak, um, jak powiedziałaś mi, że jesteś zaręczona.
Tak jak w horrorach; spojrzałam prosto przed siebie, czując jak całe moje ciało zamarza. Nie chciałam, by Louis to zauważył, więc lekko potrząsnęłam głową, by oczyścić swój umysł i odwróciłam się od kuchenki, po czym przeniosłam mały czajnik na stół.
- Dlaczego o tym myślałeś? - zapytałam nonszalancko jak wzięłam dwie filiżanki.
Milczał przez kilka sekund, dopóki sie nie odwróciłam - właściwie to dopóki nie pociągnął mnie na swoje kolana, ponownie.
- Ugh, Louis - jęknęłam, nawet jeśli sekretnie chciałam, by to robił - Niech zgadnę, chcesz mnie znowu lepiej widzieć?
Na ułamek sekundy, jego uśmiech zniknął.
-  Okay, przyznaję, to kiepska wymówka.
Pokręciłam głową i odwróciłam się do naszej herbaty, nalewając ją do dwóch filiżanek. Louis zacisnął moje udo sekundę wcześniej zanim zaczął pocierać moją nogę.
- To dlatego, że...
Spojrzałam na niego jak pokręcił głową, tym razem on.
- Naprawdę nie potrafię wyobrazić sobie jak ktoś mógłby się czuć... tak szczęśliwie jak ja, gdy chodzi o ciebie.
Wiedziałam, iż powinno mi to pochlebiać, ale jego słowa wywołały u mnie tylko zmarszczenie. Musiał to zauważyć, bo westchnął i zaczął dziwnie gestykulować swoją wolną dłonią.
- Ja.. szczerze myślałem, że.. Ashton wziął cię na pocieszenie.
Można tak powiedzieć.
Zamrugałam na niego kilka razy, a mały uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
- I... co to znaczy?
Na moje głupie pytanie, Louis wzruszył ramionami.
- Po prostu.. Nie wiem, ja... wyobrażałem go sobie budzącego się rano.
- Wyobrażałeś go sobie? - weszłam mu w słowo - Co dokładnie? - jeśli mam być szczera, to odrobinkę się bałam jego odpowiedzi.
Zacisnął razem wargi, a ja natychmiast wiedziałam, iż jego odpowiedzieć nie będzie dobra.
- Jako... młodszego Danny'ego DeVito.
- O mój boże! - uderzyłam jego ramię kilka razy - Jesteś niemożliwy!
- Poza tym - chwycił moje nadgarstki, nawet się ze mną nie kłócąc; prawdopodobnie wiedział, że był dupkiem, nie musiałam mu tego mówić. Yeah, to musiało być to.
Poluzował uścisk wokół moich nadgarstków, a sekundę później jego kciuki pocierały zewnętrzną część mojej dłoni.
- Jak myślałem o nim, to przed oczami stawał mi zrzędliwy koleś, no wiesz, taki, który skoncentrowany jest tylko na pracy.
Mało brakowało, a zaśmiałabym mu się w twarz; doskonale wiedziałam, iż nie znał osobiście Ashton'a, ale nie mógłby się bardziej mylić.
- I... jak wstaje rano to cię ignoruje, kiedy stoisz o tam, półnaga, robiąc mu jego ulubiony posiłek, albo gdy napiszesz mu wiadomość, chcąc być miła, czy coś, a on nadal cię ignoruje. I myśl o tym, że mogłabyś wziąć ślub z kimś takim mnie wkurzała.
Chciałam mu powiedzieć, że Ashton wcale taki nie był, jednak w głowie miałam ważniejsze pytanie.
- Dlaczego cię to wkurzało?
- Cóż, bo.. - zaczął jakby wiedział, co chciał powiedzieć, ale przez kilka sekund milczał - Wiedziałem, że byłem dla ciebie lepszy. To znaczy, wiem, iż prawdopodobnie wcale taki nie był, ale...
Wpatrywałam się w niego jak on patrzył przed siebie, oczekując aż dokończy swoją wypowiedź. W końcu na mnie spojrzał niespokojnym wzrokiem, a jedna z jego dłoni chwyciła mój podbródek i zniżyła moją twarz do jego, po czym nasze usta się połączyły.
Pocałunek był nieporównywalny do tego, co mieliśmy wcześniej jak robiłam herbatę. Ten był wolniejszy, delikatniejszy na swój własny sposób, bardziej namiętny i dłuższy. Zapomniałam nawet o tym, iż oczekiwałam odpowiedzi na moje pytanie; w sumie to odpowiedział, nie używając słów.
Moja dłoń powędrowała do jego policzka, podczas, gdy on się wyprostował, przyciągając mnie bliżej do siebie. Moja definicja idealnego pocałunku; bez pośpiechu, po prostu cieszenie się uczuciem ust drugiej osoby, jak jego dolna warga wspaniale pasuje pomiędzy moje dwie i jak świetnie formują się do jego. Nie tylko ja z Louisem byliśmy dla siebie idealni, nasze usta także.
Poczułam jak kładzie swoją dłoń na mój policzek jak powoli się odsunął, a spojrzenie na jego twarzy było bardziej roztropne niż dwie minuty temu. Jakimś cudem, miałam wrażenie, iż mój był taki sam.
- Nigdy bym cię w taki sposób nie ignorował. I nie tylko wtedy, kiedy byłabyś pół naga.
Na jego ustach zagościł szeroki uśmiech, gdy przyglądał się jak chichoczę; doskonale wiedział, w jaki sposób sprawić, by mój humor był jeszcze lepszy.
- Dobrze jest to słyszeć. - uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w usta, nim usadowiłam się wygodniej na jego kolanach. Wzięłam filiżankę swojej herbaty, zanim całkowicie wystygła.
- Ah, cholera. - tylko jak położyłam głowę na jego ramieniu, on zdecydował ponownie mnie zmieszać.
- Coś nie tak? - zapytałam, unosząc na niego wzrok.
- Jest 11:40. - odpowiedział Louis niezbyt wesołym głosem. - On mnie zabije.
Kilka sekund zajęło mi przypomnienie sobie o tym, iż jego spotkanie miało się zacząć o dwunastej.
- W takim razie, powinieneś iść.
- Yeah - powiedział przerażony - Naprawdę muszę, bo same 15 minut zajmie mi dojechanie do mieszkania. - wziął swoją filiżankę i opróżnił ją w mgnieniu oka, po czym delikatnie mnie zdjął ze swoich kolan.
Kiedy patrzyłam jak idzie do przedpokoju, splotłam swoje dłonie. Wziął buty i kurtkę.
Wzięłam głęboki wdech.
- Louis? - zapytałam i podeszłam do niego.
- Tak? - założył swojego buta.
- Mogłabym.. Czy mogłabym jechać z tobą?
Przygryzłam dolną wargę jak na mnie spojrzał, lekko zmieszany.
- Chcesz... być na spotkaniu?
- Nie. - odpowiedziałam szybko, chcąc prawie się mentalnie spoliczkować za to. - Mogłabym... Poczekać w twoim pokoju albo kuchni, czy coś. Po prostu...
Przerwałam, mając nadzieję, iż odbierze to w taki sposób, w jaki chciałam, by to zrobił, ale niestety, tak się nie stało.
- Nie chcę teraz tu być. Jestem sama, a tu jest tak cicho i...
Ponownie się zatrzymałam jak zaczął kiwać głową.
- Dobrze, okay. Wiesz co, właściwie to możesz być na tym spotkaniu. W jakiś sposób ma związek z tobą.
Kiedy zamierzałam się go zapytać, co miał na myśli, zaczął wskazywać dłonią mój pokój.
- To idź się przebrać i tak jestem już spóźniony.
Zaśmiałam się jak poszłam do swojej sypialni i wyjęłam czystą parę jeansów z szafy oraz biały top i sweter. Nie miałam za wiele czasu, by przemyśleć swój dobór ubrań, ale byłam zadowolona. Wróciłam do przedpokoju, próbując założyć skarpetkę, a następnie botki i kurtkę. Wszystko miało miejsce w dwie minuty; rekord.
- Okay - powiedziałam jak założyłam beanie, a jej kolor był zbliżony do tej, którą miał Louis - Gotowa.
Przez kilka sekund staliśmy w miejscu.
- A co z twoją herbatą? - zapytał kręcąc głową, sprawiając, iż jęknęłam.
- Kurde - pobiegłam do salonu i położyłam pokrywkę na czajnik, nie mając czasu na nic innego. Dobrze, że moja filiżanka była pusta - Możemy iść.
Nawet jeśli to było spotkanie Louisa, byłam pierwszą, która przeszła przez próg; fajnie było to robić i to nie przez pracę, a dlatego, że gdzieś szłam. Zamknęłam na klucz mieszkanie po tym jak Louis wyszedł, a potem w przeciągu dwóch minut, byliśmy przed samochodem.
- Jezus - odetchnęłam jak wsiadłam do Forda - Jak się obudziłam to nie padał śnieg.
- Zawsze pada wtedy, gdy najmniej się tego chce. - mruknął jak wyjechał z parkingu, a jego głos brzmiał na nieco zirytowany. Powstrzymałam uśmiech jak przyglądałam mu się z miejsca pasażera; wyglądał na zdenerwowanego. Jak ważne to spotkanie mogłoby by być?
I wtedy przypomniałam sobie, że powiedział mi 'w jakiś sposób m a związek z tobą'. Myślałam o każdym rodzaju spotkania, jakie mogłyby mnie dotyczyć, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
- Louis? - zagadnęłam po raz kolejny, nieco się wahając, ponieważ nie chciałam wcinać nosa w nie swoje sprawy.
- Yeah?
- Co to za spotkanie?
- Mówiłem ci. - wzruszył ramionami - Biznesowe.
Powoli skinęłam, zastanawiając się nad tym, co się działo.
- Jeśli to nie sekret, to z kim się spotykasz? - doskonale wiedziałam, iż to nie był sekret.
Zamknął swoje oczy na dwie albo trzy sekundy, nim westchnął, patrząc na drogę.
- Z Harrym.
Pewny "Harry" pojawił się przed moimi oczami, ale miałam ochotę się zaśmiać na swoje myśli.
- Jakim Harrym?
Louis wzruszył ramionami, znowu i wziął niepewnie głęboki wdech.
- Harrym Stylesem.
Gdy jego słowa dotarły do mnie, chciałam go wyśmiać. Myślałam, że sobie ze mnie żartuje.
- Harrym Stylesem? - nawet jeśli mi to powiedział, byłam zaskoczona jak skinął. Teraz to już serio nie potrafiłam sie nie śmiać - Myślimy o tym samym Harrym Stylesie?
- Jeśli myślisz o niezależnym piosenkarzu, to tak. - Louis powiedział powoli, bez śladu żartu w swoim głosie. Wyprostowałam się na swoim siedzeniu, przez minutę lub dwie milcząc, będąc bardziej zagubioną w swoich myślach niż dotychczas.
Po pierwsze, dlaczego Louis miał się spotkać z gwiazdą popu? Też chciał nią być? Czy Harry zaproponował mu jakąś ofertę? I po drugie, jakim cudem to ma związek ze mną?
- Przepraszam - zaczęłam powoli - Ale.. dlaczego?
Louis zachichotał, na co miałam nadzieję, bo nie chciałam wyjść na niegrzeczną.
- Zobaczysz. - powiedział z szerokim uśmiechem - Oh, po prostu poczekaj, a zobaczysz.
W tym momencie mi odwaliło.
- Louis, o co tu-
Nim zdążyłam dokończyć swoje pytanie, usłyszałam melodię, a Louis zaczął przeszukiwać swoją kieszeń.
- Halo? - mogłam usłyszeć po drugiej stronie męski głos. Odwróciłam się w jego stronę niezauważalnie, więc mogłam lepiej usłyszeć tę osobę. - Jadę do domu. Za pięć minut będę! - nie mogłam stwierdzić, co ktoś na linii powiedział, ale przez to, ile słyszałam piosenek dwudziestojednolatka, mogłam uznać, iż Louis z nim rozmawiał. I to sprawiało, iż oczy prawie wyszły mi z orbit, a serce wyskoczyło z klatki piersiowej.
Jasna cholera. To Harry Styles, pomyślałam jak odsunęłam się od Louis'a i wyprostowałam się. Nie potrafiłam tego pojąć.
- Głupia gwiazdeczka. - mruknął Louis jak odrzucił telefon na deskę rozdzielczą. - Nie może poczekać na ulicy pięciu minut. Dlaczego w ogóle z nim pracuję?
Wiedziałam, iż nie chciał powiedzieć tego na głos.
- Pracujesz z-
Przerwał mi jego palec jak nagle uniósł swoją dłoń w powietrze, by mnie uciszyć.
- Zobaczysz. - powtórzył swoje słowa, a minutę później, wyszłam z samochodu jak zaparkował przy chodniku. Louis pojawił się obok mnie i oboje zmierzyliśmy do jego mieszkania; byłam zniecierpliwiona. Spotkanie ze sławnymi ludźmi było na mojej liście do zrobienia.
- Hej, Haz! - Natychmiast spostrzegłam wysoką posturę pośpiesznie odwracającą się na głos Louis'a, a sekundę później, Harry Styles stał po prawej stronie. Yep, nie śniłam.
- Cześć, gdzieś ty był? - odetchnął, zdejmując kaptur z głowy, pozwalając mi ujrzeć jego twarz. Lepiej wyglądał na żywo.
Pokręciłam głową na boki jak jego oczy wylądowały na mnie.
- Widzę, że przyprowadziłeś swoją żonę? - przeniósł wzrok na Louis'a.
- N-nie, my... - Louis zaczął niezręcznie - Nie jesteśmy małżeństwem, ona jest moją...
- Dziewczyną. - zdecydowałam się dokończyć za niego, gdyż prawdopodobnie nie wiedział jak nas teraz nazwać. - Jestem jego dziewczyną.
Louis wyjął swoją dłoń z kieszeni i objął nią mnie, ściskając moje ramię. Wiedziałam, iż było to przez to, co właśnie powiedziałam.
- Oh - Harry skinął - Powinniście wziąć ślub, jesteście starzy.
- Jesteśmy tylko trzy lata starsi od ciebie. - głos szatyna był pełen humoru. Mogłam tylko tam stać i się w nich wpatrywać.
- Racja - powiedział normalnym tonem jak zaczęliśmy iść powoli w kierunku bloku Louis'a. - Więc ona wie, o czym to jest, tak?
- Uhh - Louis wzruszył ramionami - Właściwie to nie.
- Co? - Harry prawie krzyknął - Nie powiedziałeś swojej żonie, że jesteś mistrzem tekstu?
- Przestań to mówić, ona je-
- Czego mistrzem, przepraszam? - ucięłam Louisa w połowie; nie mogłam mu pozwolić na zmianę tematu.
Harry położył dłoń na ramieniu Louis'a.
- Ten koleś, właśnie tutaj - zaczął, sprawiając, iż Louis spojrzał w dół - jest geniuszem tekstu.
- Nie jeste-
- Jest autorem - wszystko to, co robiłam wraz z Harrym to wchodziliśmy w słowo szatynowi - Sześćdziesięciu arcydzieł, umieszczonych na stronie internetowej, którą często odwiedzam. - uśmiechnął się do Louis'a; jego twarz była blada, a ja wiedziałam, iż nie było to z powodu mrozu. - Skontaktowałem się z nim i zaproponowałem, by mi kilka sprzedał, więc będę mógł wydać single, a teraz tu jestem, by usłyszeć jak one brzmią. Nawet to się nie liczy, z tymi słowami i tak byłyby hitami.
- Jaki rodzaj piosenek? - zapytałam zszokowana.
- Miłosnych piosenek. - Harry potrząsnął głową - A wszystkie są o jego dziewczynie, mówiłeś, że jak ma na imię? Lauren? Nie, to Lore-
- Jesteśmy! - oboje podskoczyliśmy jak usłyszeliśmy krzyk Louis'a. Zostawił nas na chodniku, gdy pomaszerował do swojego bloku.
- I bardzo się z tego powodu cieszę! - wyszczerzył się Harry jak poszedł za nim, podczas, kiedy ja powoli zaczęłam sobie wszystko uświadamiać; więc Louis napisał piosenki. O... Mnie. I zamierzał je sprzedać Harry'emu Stylesowi, by ten mógł je zaśpiewać. Zaśpiewać piosenki, które są o mnie, napisane przez Louisa. Piosenki... o mnie... Louis... Harry...
Już za późno na to, bym mogła uciec z krzykiem? Pomyślałam jak zamknęłam drzwi od mieszkania Louis'a.



******
Co myślicie?

10 komentarzy:

  1. Omgf, ludzie, on napisał 60 piosenek o Lori. On jest cudowny! I razem są tacy uroczy *-*
    Popieram Harry'ego, że oni powinni wziąć ślub. ^^
    @justkillme_pls

    OdpowiedzUsuń
  2. Harry aka mój mistrz z tym małżeństwem.
    Jejciu oni są tacy uroczy i adfcghjjj te piosenki... 60 piosenek o Lorenie woah...
    Trochę dziwnie mi się czyta ff gdzie jest Harry i Louis, ale nie są razem XD Dlatego mam nadzieję, że Hazza jest tu tylko na chwilę, żeby kupić piosenki i je zaśpiewać, a nie zostać przyjacielem "małżeństwa" XD
    @JaZiemniak_

    OdpowiedzUsuń
  3. FDIUAHGDIUGHFIGHUFghsdifhgfudhghfDfiughsdfiu to jest CUDO !
    HAHAHAH HAZZA MISTRZ !
    LOU I LORENA NAJSŁODSZA PARA EVER !
    CZEKAM NA NEXT <3 @TAKEMELIAM1D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnia linijka oddaje wszystkie emocje haha
    Genialny rozdział! I przesłodki na dodatek :)

    OdpowiedzUsuń
  5. omg ajdhgsu napisał piosenki o Lori nasghdas
    czekam na następny @flayalive

    OdpowiedzUsuń
  6. O boże! Chcę takiego chłopaka! Lori wreszcie zachowuje się inaczej...chociaż tego nie jestem zbyt pewna xD ale kurde.... Ten rozdział 》》》》》
    kocham po prostu ten wątek z Lou i Hazzą *-*

    Kocham i pozdrawiam ♥
    @Larry_xx69

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zawsze: zajebisty rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  8. o Boziu to takie słodkie! on napisał o niej piosenki! jaaaj czekam na następny !
    xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Stanowczo za późno, po co uciekać? to słodkie!

    OdpowiedzUsuń
  10. Na początku przepraszam, że tak późno komentuję i nie mam wytłumaczenia, naprawdę. Nienawidzę tego, że mam teraz taki zwyczaj, ponieważ robię to samo z innymi blogami. Także bardzo Cię przepraszam, Kochana! Wiedz, że na pewno się poprawię :)
    Rozdział jest BAJECZNY! Naprawdę go kocham przede wszystkim dlatego, że jest w nim dużo Loreny i Lou, ale i ich pięknej miłości, której cały czas łaknę.
    Oni są cudowni, dobrani idealnie, no po prostu nie mam słów i jedyne o czym marzę to to, aby cały czas było tak dobrze i tylko lepiej.
    Bo zasłużyli na to, prawda? Zbyt długo żyli z dala od siebie :)
    Nigdy bym nie pomyślała, że Louis napisze piosenki o Lorenie! To musiał być dla niej ogromny szok i rany ja sama marzę, aby ktoś napisał o mnie piosenkę *O* To takie słodkie! I o rany, Lorena nie daj się, to romantyczne, nie masz po co uciekać! :)
    I o rany Lorena potwierdziła, że jest dziewczyną Lou! AAAAA, BOŻE! TAK, NA TO ZDECYDOWANIE CZEKAŁAM ZBYT DŁUGO!
    KOCHAM TO!
    Jesteś najlepsza za te tłumaczenie xx
    Pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń