Wiele wątpliwości przeleciało przez mój umysł, gdy myślałam o pracy; możliwość nie zdobycia sympatii ze strony uczniów, moich kolegów. Możliwość bycia zawiedzioną ze swojej pracy. Ale nigdy tak naprawdę nie myślałam, iż będzie mnie przerażać mój współpracownik.
Usiadłam na swoim stałym krześle, trzymając krawędź drewnianego, długiego stołu i wpatrując się ze strachem w Marię. Wyglądała na absolutnie roztrzepaną; jej włosy były w kompletnym nieładzie, a twarz przypominała kamień jak wygrzebała się ze swoich papierów. Teraz wiedziałam jak wyglądają nauczyciele, kiedy trzy czwarte uczniów zawaliło test.
- Co... - zaczęła po raz piąty cichutkim głosikiem - Co, co jest w tym tak skomplikowanego? Mają książki, notatki. Dlaczego, do jasnej cholery nie czytają lektur?!
Przełknęłam ślinę, gdy na mnie spojrzała, a spojrzenie w jej oczach mieszało się z wściekłością i desperacją.
- To ja? Czy jestem złym nauczycielem?
Destiney i Renee siedzące obok niej pijąc kawę jakby nigdy nic. Założyłam, że przyzwyczaiły się do takiej Marii. Co oznaczało, iż nie była taka normalna... O Boże.
- Nie jesteś, kochanie. - Des poklepała ją po plecach i posłała mały uśmiech. - To piętnastolatki, cokolwiek byś nie zrobiła, nadal będą małymi cholerstwami. Nie bierz tego do siebie.
Maria odwróciła od niej swój wzrok, wydymając wargi.
- Doprowadzą mnie do śmierci. - powiedziała wzdychając, zanim skrzyżowała ręce na stole i pochyliła głowę w dół. Zamrugałam kilka razy, nadal będąc odrobinę zszokowaną jej zdenerwowaniem na oblanie przez jej uczniów testu.
- Często to się zdarza? - mruknęłam wskazując na Marię i złączyłam razem usta jak Destiney i Renee skinęły poważnie. Cóż, myślę, iż powinnam być dzielna.
Drzwi od pokoju nauczycielskiego się otworzyły, i tak jak każdy, nie odwróciłam sie, by zobaczyć, kto to. Mówiłam sobie, iż uczniowie zawsze to robili.
Z drugiej strony, Maria uniosła delikatnie spojrzenie ku górze, i ponownie mnie przerażając, wyprostowała się, przesuwając palcami po swoich włosach.
- Po prostu tego było mi trzeba. - mruknęła do siebie z małym uśmiechem, patrząc, jak przypuszczałam, na osobę, która weszła.
Zmarszczyłam brwi i uśmiechnęłam się na myśl o posiadaniu współpracownika, który potrafił całkowicie poprawić jej humor. Tylko, kiedy się odwróciłam, znowu się przeraziłam; to Louis był tą osobą, która weszła do pomieszczenia.
Złapał mnie jak mu się przyglądałam i szybko odwróciłam od niego wzrok, wzdychając. "Sukcesywnie" go unikałam przez... Trzy tygodnie? To byłoby sukcesywne, gdyby nie próbował ze mną rozmawiać za każdym razem, kiedy byliśmy w tym samym pokoju.
Wiedziałam, iż widzenie go było dziwne, ale nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek go zobaczę. Zawsze sobie wyobrażałam, co by się wydarzyło na ulicy w lato, kiedy byłby w mieście na jakimś festiwalu, czy coś... A później wróciłby do Doncaster. Proste.
Ale nie mogłam uwierzyć w to, iż musiałam z nim pracować, nigdy, choć raz... To znaczy, jaka była na to szansa?
Bardzo wielka, jak widać.
Złączyłam usta i nagle mój humor stał się jeszcze bardziej gówniany niż wcześniej, kiedy spojrzałam za okno; padał deszcz. W dzień, kiedy dałam samochód do mechanika i nie wzięłam parasolki. Zajebiście.
Odwróciłam wzrok z okna, by nie pogrążać się bardziej w depresji i zerknęłam na Marię. Mówiąc, iż wyraz jej twarzy był bezcenny było niedomówieniem.
Jej oczy przesunęły się na lewo jakby zapamiętywała ten widok. Usłyszałam kliknięcie i założyłam, iż Louis robił sobie kawę. Dlaczego go tak uważnie oglądała? Co było takiego specjalnego w tym, że stał na przeciwko ekspresu do kawy?
Cóż.. Jeśli o tym pomyśleć, prawdopodobnie to było to samo jak przyglądałam mu się, gdy byliśmy razem.
Kątem oka zauważyłam, że Des kręci głową z uśmiechem na ustach.
- Patrzysz na niego jakby był pieprzonym słońcem. - powiedziała cicho, upijając łyk swojej kawy.
- Bo nim jest. - odparła rozmarzonym głosem Maria - Spójrz na niego... Co on tutaj robi? To znaczy, nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam to, że tu jest, ale... Dlaczego? Mógłby być modelem. Oh Boże, wyobraźcie go sobie tylko w Calvinie Kleinie.
Poruszyłam się trochę na swoim siedzeniu; nie trudno było mi wyobrazić to sobie, gdyż właściwie to widziałam.
- Czy ty nie jesteś.. Jakby mężatką? I nie masz trzydziestki? - Zapytała Renee, kładąc swoje papiery na dół i posyłając dziwne spojrzenie do Marii, na co blondynka odpowiedziała machnięciem ręki.
- Hej, mam tylko 29 lat. Jeśli ktoś ma trzydziestkę, to ty. - powiedziała bezczelnym tonem, przypominając mi trochę siebie, gdy byłam nastolatką. Nigdy nie powiedziałam, że mam 29...
- Przynajmniej tak się zachowuję. - uśmiechnęła się szeroko Renee - A ty... jesteś dziś strasznie grzeszna. - dodała normalnym tonem.
- To nie tak, że planuję się z nim umówić, czy coś. - warknęła Maria, z brwiami praktycznie na jej czole - Po prostu mówię.. Jeśli znałabym go na studiach, poleciałabym na niego.
Przełknęłam ślinę i spróbowałam skoncentrować się na czymś innym- czymkolwiek, ale tylko nie na konwersacji, która miała miejsce na przeciwko mnie. Ale tak jak się tego spodziewałam, to nie podziałało.
- Prawdopodobnie jest tym typem faceta, który zabiera cię na dziwaczne randki, jak na przykład wesołe miasteczko, czy coś. I wygrywa dla ciebie maskotki, a potem bierze cię na rollercoaster i- wyobraźcie sobie jakby bał się rollercoasterów, chwyciłby waszą rękę, naprawdę mocno i, i słodki Jezu, teraz jest mi smutno.
Maria opuściła swoją głowę na stół i po raz pierwszy byłam jej za to wdzięczna; przez dwa lata żadne z moich przyjaciół, rodziny, czy ktoś inny nie sprawił, iż wspomnienia do mnie wróciły tak bardzo jak ona w przeciągu jednej minuty. Ale domyślałam się, że to dlatego, iż każdy myślał, że Louis jest dla mnie delikatnym tematem, tabu niemalże i siedzieli cicho. Te dziewczyny, nie miały pojęcia o naszym związku. I właśnie tak planowałam to zostawić.
Ale w tym momencie, musiałam włożyć bardzo dużo wysiłku, by przed nimi nie pęknąć.
- Wow - powiedziała Destiney, wyglądając na nieco zagubioną. - Zawsze wyglądałaś na taki typ, który wyobrażałby sobie o przyciśnięciu do ściany przez chłopaka, czy coś.
Otworzyłam szeroko oczy na nią; nie. Ona tego nie powiedziała.
- Skąd wiesz, co teraz robię? - mruknęła Maria jak się wyprostowała, co wywołało u dwóch dziewczyn śmiech, a mnie do chwycenia ciaśniej krzesła.
- Wiem, wiem, prawdopodobnie myślisz, że wyobrażam sobie go przyciskającego mnie do ławki w klasie, ale zgadnij co? - zrobiła pauzę, więc obraz mógł wpłynąć do naszego mózgu. I to zrobił. Mocne. - Możliwe, że nie jest brutalny w łóżku, nawet jeśli ma 23 lata i jest szalenie gorący. Prawdopodobnie jest typem romantyka, jakby kładzie twoje potrzeby ponad swoje i sprawia, że czujesz się dobrze.
Przestań. Proszę, przestań.
- Robi to powoli i sprawia, że czujesz wszystko, a on to wie. Jezu, prawdopodobnie przygląda ci się przez cały czas i mówi głupie rzeczy, jak 'czy było dobrze' nawet jeśli jesteś bardziej pewna, że byłaś w siódmym niebie.
Boże, jeśli istniejesz, spraw, by połknęła swój język.
- A później, jeśli nie odpowiesz, zrobi coś jak, no nie wiem, ugryzie twoją wargę albo uszczypie twój pośladek. Serio! - Maria warknęła, wyrywając się ze swojego transu, kiedy Destiney zaczęła się śmiać; nawet, jeśli bym chciała, nie mogłam wyobrazić sobie mojej wdzięczności do niej.
- Wiesz, co właśnie powiedziałaś? - zapytała Renee, próbując powstrzymać śmiech. Maria tylko wzruszyła ramionami.
- Oczywiście, że tak. A ty? - dokuczyła, poruszając brwiami, a Renee tylko pokręciła głową. Dobrze, pomyślałam, bardzo dobrze. Zamierza przestać. Dobrze. Tak. Bardzo dobrze. Super.
- Cóż - westchnęła Des, prostując się - Jeśli mam być szczera...
O słodka Matko Boska.
- Pamiętasz ten dzień, kiedy poparzył sobie język kawą? Przysięgam, jest dłuższy od mojej stopy!
Mogłam poczuć jak na mojej twarzy formuje się grymas; naprawdę zaczynałam się zastanawiać, czy Bóg istnieje.
- Myślisz o tym, co ja myślę? - dwie dziewczyny wymieniły uśmiechy, gdy zaczęły wpatrywać się w mojego byłego chłopaka.
- Na miłość boską! - przynajmniej Renee była po mojej stronie.
- Nie udawaj, że też się nie cieszysz. - Des się zaśmiała, sprawiając, że we dwie, nawet Renee także się zaśmiały.
- I ma fajne włosy, co idzie z jego językiem - Maria skinęła głową, ale nawet ja tego nie zrozumiałam.
- O czym ty do cholery mówisz? - Destiney, oczywiście była tak samo zagubiona jak ja; zmarszczyłam na nią brwi.
- Jest długi, łapiecie?
Kilka sekund minęło, zanim pozostałe dwie dziewczyny wypuściły "oh". Wszystko to, przyprawiało mnie o gęsią skórkę. Może powinnam rzucić tę pracę?
- I ręce - Des kontynuowała - Może nie są tak duże, ale on jest niesamowity. Prawdopodobnie dotykałby cię w taki sposób, w jaki nigdy przedtem nikt tego nie robił.
Otworzyłam szeroko oczy, niedowierzając, nawet nie zwracając uwagi na to, iż mogły to zauważyć; jaja sobie robisz, tylko to przelatywało przez moją głowę. Ponieważ tak było. Robiły sobie ze mnie jaja.
- Yeah, raczej nie jest tym typem faceta, który nie dotknąłby cię, bo ma za małe dłonie. - dodała Maria - Weźmie to na swoją korzyść... Boże, wyobrażacie sobie jak on was dotyka?
Oparłam się o krzesło z obojętnym wyrazem twarzy, wpatrując się na swoich współpracowników. Do teraz, tylko dwie rzeczy się wydarzyły; bałam się Marii i pracowałam z Louisem.
Teraz dochodziła jeszcze trzecia do listy; te trzy kobiety zaczynały być zaślepione Louisem. Oczarowane. Absolutnie zafascynowane.
- Jego dłonie przesuwające się po twoim ciele, może nawet przyciąganie twoich bioder w dół...
Słowa Marii do mnie trafiły jak zadrżałam i wyprostowałam się na krześle, sfrustrowana. Jak mogłam się tak nie czuć? Siedziały sobie tam, prawie opisując moje życie sprzed dwóch lat.. Miały szczęście, że nie rozcięłam ich pleców i nie pożarłam wątrób, podczas, gdy one się mi przyglądały.
Przysięgam, nie byłam dziwna, to tylko dlatego, że w pokoju zaczęło być o 600 stopni cieplej.
- Widzę, że ktoś także jest sfrustrowany.
Oops.
Powoli podniosłam swój wzrok znad mojej trzęsącej się dłoni, czując, że moje policzki zaczynają być czerwone.
- Um...
- W porządku, kochanie, to bezpieczne otoczenie - Destiney wzruszyła ramionami - Pomyśl o nim jak o celebrycie, w którym się kochasz.
Racja. Celebrycie, z którym właściwie byłam.
- Jeśli byłby celebrytą, byłabym znowu tą dziewczyną, którą byłam, gdy miałam 18 lat. - Maria uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy wróciły do Louisa, który nadal stał przy ekspresie do kawy. Zauważyłam, że czytał gazetę. Jakie to louisowe.
- Mógłby być moim Justinem Timberlakiem. - dodała Des, a ja oczekiwałam ich wspólnego westchnięcia. A jeśli zamierzały to zrobić, to dzwonek im to uniemożliwił. - O Boże - Destiney jęknęła jak Maria westchnęła.
- Nie płacz, to koniec. Uśmiechnij się, ponieważ to się dzieje. - powiedziała jak wstała i się rozciągnęła. - Ah, to była dość zabawna przerwa na lunch. Chcę to jutro powtórzyć.
A ja nie.
- Ja tak samo. - powiedziała Des jak wstała, podobnie Renee - Mam nadzieję, że jutro będzie stał przy ekspresie do kawy cały dzień.
Westchnęła, patrząc w dól. Na złość, musiałam mieć tak dojrzałych współpracowników.
- Lori, idziesz? - spojrzałam na Destiney, która uniosła swoje brwi ku górze.
- Um, nie - zabrałam głos po raz pierwszy - Nie mam już lekcji.
Opuściła swoje brwi, marszcząc je.
- Co? Więc co tutaj robisz?
Wskazałam na okno.
- Pada.
Usłyszałam tylko 'oh', a potem opuściły pomieszczenie. W końcu mam trochę spokoju, pomyślałam jak przyglądałam się, gdy każdy wychodził. Nikt nie został, wszyscy mieli samochód albo parasolkę. Tylko ja. O czym do cholery myślałam, był pochmurny prawie październikowy poranek, jak mogłam nie wziąć głupiej parasolki?
Westchnęłam i otworzyłam swoją teczkę, by przejrzeć parę kartek, nie będąc w stanie wymyślić niczego ciekawsze do roboty. To była jedyna rzecz, która mogła pozbyć się z mojej głowy dziwacznych obrazów Louisa i mnie. Jezus, te dziewczyny naprawdę chciały mnie zabić. Dosłownie.
Przestałam przewracać strony, kiedy usłyszałam skrzypiący parkiet i czyjeś kroki za mną. Miałam tylko nadzieję, iż nie była to ta sama osoba, o której myślałam.
- Um, Lorena? - ale tak jak się spodziewałam, Bóg nie był po mojej stronie.
Przełknęłam bezgłośnie ślinę i powoli podniosłam wzrok znad swojego ramienia na Louisa.
- Yeah?
Zamrugał dwa razy, zanim włożył swoje dłonie do kieszeni.
- Co robisz?
Prawie chciałam się zaśmiać jak głupkowato brzmiał i wyglądał.
- Um, siedzę.
- Też masz tę lekcję wolną? - Ah, to wyjaśnia, dlaczego nadal tutaj był.
- Właściwie to już skończyłam na dzisiaj.
Louis zamrugał na mnie ponownie, a później się rozejrzał, tak jakby spodziewał się wyjaśnienia od ścian.
- Przepraszam, że pytam, ale dlaczego nadal tu jesteś?
Uśmiechnęłam się i zagryzłam wargę, zanim je rozłączyłam.
- Pada deszcz, a ja nie mam podwózki.
- Dlaczego nie zadzwonisz do swojego narzeczonego? - Dlaczego jego głos brzmiał tak niesamowicie kpiąco?
- Mamy tylko jeden samochód. I poza tym, telefon mi padł.
- Ah - powiedział krótko, kiwając głową i patrząc w podłogę. Czekałam kilka sekund i kiedy nic nie powiedział, wzięłam to za znak, by kontynuować to, co robiłam wcześniej. - Mogę.. wiesz, cię podwieźć.
Tego się obawiałam.
- Naprawdę nie ma potrzeby.
- No weź, nalegam. - nadal mnie dręczył - Nie mam zajęć przez najbliższe pięćdziesiąt minut, także zrobisz mi tylko przysługę. Dlaczego chcesz tu siedzieć, tak w ogóle?
- Nie, Louis. Jest dobrze. - Nawet jeśli musiałabym tutaj zostać przez najbliższe sześć godzin, dopóki deszcz nie przestanie padać, dopóty nie przyjmę twojej oferty.
- Lorena.
Westchnęłam, nieco sfrustrowana. To nie był pierwszy raz, gdy mówił moje imię ostrzegawczym tonem.
- Co? - odwróciłam się, by na niego spojrzeć; miał uniesione brwi ku górze.
- Próbuję być miły, dobra? Wiem, że nie mieliśmy najlepszej przeszłości, ale na miłość boską. Nie rób ze mnie swojego wroga.
Wpatrywałam się w niego przez kilka sekund, analizując jego słowa. Praktycznie, odkąd się spotkaliśmy, nie zrobił niczego. Ten żart sprzed kilku tygodni był niewinny, a ja trochę przesadziłam. Ale miał rację, nie powinnam robić z niego wroga.
Bóg wiedział, że nie chciałam.
- Okay - powiedziałam wzdychając jak wstałam - Znasz drogę do mojego mieszkania, tak?
Louis posłał mi bezczelny uśmiech.
- Na pamięć.
******
TYRYTYRYTYRY-BOOM! Lola's back! dobrze pamiętam ich wspólne imię,które Caitlyn wymyśliła, prawda? haha xd
Nadal mam cztery rozdziały do przodu :)
Komentujcie.
Komentujcie.
jezuniu biedna Lorena.
OdpowiedzUsuńGdybym ja musiała tak siedzieć z takimi koleżankami to bym chyba eksplodowała.
Ta końcówka z podwózką mnie zabiła , jestem ciekawa co będzie się działo.
Czekam na kolejny rozdział
Miłych wakacji
Buziaki
@hazzmylover
Boże Lorena i anielska cierpliwość normalnie ja już bym dawno padła ._.
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny :>
<33
OdpowiedzUsuńhaha mam takie zabawne déjà vu, jakby oni od nowa zaczęli ze sobą gadać XD Po części to w sumie tak jest :) Już chciałam tam iść i sama wypchnąć Lorenę z tej cholernej szkoły. On próbuje być miły, a ona co? No dobra wiem.. Nie jest jej łatwo, Jeszcze te rozmowy dziewczyn :D haha taką miałam bekę, bo sama czasem siedzę, patrze na fotki Tommo i rozkminiam różne rzeczy XD Dogadałabym się z nimi w sekundę! :D Czemu ja nie mam takich ludzi w szkole.. Czy proszę o zbyt wiele? ;//
OdpowiedzUsuńCiekawe jak będzie wyglądać ich podróż ^^ Cholernie mnie to ciekawi!
Mam nadzieje, że szybko dodasz kolejny! :>
Zrobiłam się zazdrosna za Lorenę o te koleżanki z pracy. Ugh i one uczą dzieci! Pff
OdpowiedzUsuńDobra już mi przeszło. Trochę mało się dzieje w tym rozdziale, ale ogółem fajny
Czekam na kolejny
@JaZiemniak_
NO NIE POWIEM koleżanki z pracy Loreny były....dziwne (?) XD
OdpowiedzUsuńAle rozkręcaaaa się xddd Ale rozdział świetny !
Czekam z niecierpliwością na next ! @TakeMeLIAM1D
Świetny <3 Błagam Cię, dodaj jak najszybciej kolejne rozdziały! :D
OdpowiedzUsuńHahahha xD Te babki mnie rozwaliły xD Praktycznie słowo w słowo opisywały związek Lou z Lori xDDD Czekam na ich back ♥ kocham Cię <3
OdpowiedzUsuń@Larry_xx69
Osz cholera xD
OdpowiedzUsuńTo bylo wrecz wredne, jak tak gadaly. szczyt chamstwa ;c
Ale na koncu aww, blagam niech beda razem! <3
@TheAsiaShow_xx
jakie baby jezu ;cc
OdpowiedzUsuńkońcówka taka awwwwww <3
czekam na następny :) @flayalive